Gospodarka

Żeby zrozumieć pracę kobiet w IT, trzeba zajrzeć do ich domów

Fot. Nenad Stojkovic, flickr

Ten raport miał pokazać, dlaczego tak niewiele kobiet w Polsce decyduje się na karierę w IT. Pokazał dużo więcej. Organizacja Women in Technology przeanalizowała decyzje zawodowe trzech pokoleń Polek i Polaków, biorąc pod uwagę wybory, jakich dokonujemy (lub jakich inni dokonują za nas) od dzieciństwa. I znalazła odpowiedź choćby na pytania, od kiedy zaczęliśmy mówić wprost, że pracujemy dla pieniędzy, albo jak na przestrzeni lat zmienił się stosunek mężczyzn do rodzicielstwa.

Autorki badania przygotowanego przez Women in Technology uznały, że nie da się analizować gender gap (luki płciowej) w branży IT, nie przyglądając się polskiemu rynkowi pracy jako takiemu. Dlatego w raporcie wypowiadają się przedstawicielki i przedstawiciele trzech generacji, które rozpoczynały życie zawodowe w skrajnie różnych warunkach społecznych i gospodarczych: baby boomers (urodzeni w latach 1946–1964), pokolenie X (1965–1979) i pokolenie Y (1980–1995). Ci pierwsi załapali się jeszcze na dekadę czy dwie PRL. Drudzy pamiętają agresywny kapitalizm i morderczą etykę pracy lat 90. Trzeci dzielą się na dwie grupy – dzisiejszych czterdziestolatków, którzy, motywowani hasłem: „Na twoje miejsce jest setka chętnych”, zaharowywali się na śmieciówkach, i młodszych o przeszło dekadę millenialsów, którzy jasno mówią przełożonym o swoich oczekiwaniach i bez sentymentów odchodzą z nieprzyjaznego miejsca pracy.

Dzięki temu możemy prześledzić, jakimi wartościami we własnym życiu kierują się lub kierowały trzy pokolenia pracownic i pracowników oraz czy i w jakim stopniu przekazały je swoim dzieciom. I którym z nich zawdzięczamy postęp, a które przyczyniły się do utrwalenia szkodliwych uprzedzeń i stereotypów, m.in. na temat kobiet, a w konsekwencji do ugruntowania dyskryminacji ze względu na płeć na rynku pracy.

Zainteresowania dzieci nie mają płci

Raport WiT to kolejny dokument, który potwierdza, że podział hobby na „chłopięce” i „dziewczęce” to konstrukt kulturowy. Mniej więcej do ósmego roku życia dzieci podobnie spędzają czas po zajęciach w szkole czy przedszkolu. Najczęściej (68 proc. chłopców i 59 proc. dziewczynek) uprawiają sport. Wśród najmłodszych, którzy sięgają po książki, jest więcej dziewcząt (20 proc.) niż chłopców (niespełna 10 proc.).

W pokoleniu baby boomers nauka języków obcych w dzieciństwie nie cieszyła się szczególną popularnością – na takie zajęcia chodziła nieco ponad jedna piąta tak chłopców, jak i dziewczynek. Wynikało to pewnie z przekonania, że szanse na pracę czy choćby wypoczynek za granicą są nikłe. W następnym pokoleniu odsetek dzieci, które chodziły na różnego rodzaju zajęcia dodatkowe, znacznie wzrósł. Przy czym liczba dziewczynek, które uczyły się języków obcych, zauważalnie podskoczyła, a chłopców – zmalała. Dlaczego?

Rodzice i jednych, i drugich mogli dojść do wniosku, że na wolnym rynku przydadzą się umiejętności potrzebne w rozwijających się nowoczesnych działach gospodarki, ale przy wyborze zajęć dla dzieci kierowali się już stereotypami płciowymi: kiedy dziewczynki wkuwały słówka, ich koledzy znacznie liczniej chodzili na zajęcia techniczne, informatyczne czy naukowe. W kolejnym pokoleniu chłopcy mniej czasu poświęcali na czytanie książek, pływanie czy wycieczki – grali w tym czasie na komputerach.

Co z tego wynika? Akurat dla gender gap w IT i w innych branżach związanych z nauką i technologiami – całkiem sporo. Nie ma nic złego w uczeniu się języków obcych czy w ogóle pozyskiwaniu wiedzy z dziedzin humanistycznych. Prawda jest jednak taka, że obcowanie z technikaliami, choćby poprzez zabawę, lepiej przygotowuje do pracy z nimi w przyszłości.

Rodzice mają jeszcze jeden grzech na sumieniu. Jak zauważają autorki raportu: „chłopców […] częściej wspierali warunkowo – akceptując i pochwalając tylko te wybory, które sami uważali za odpowiednie dla dziecka. Tak stwierdził co trzeci chłopiec z pokolenia X. Z kolei dziewczęta, które pozornie miały większą dowolność w wyborze zajęć, właściwie pozostawiane były same sobie i nie otrzymywały pomocy od dorosłych. W dzieciństwie najbardziej odczuły to kobiety urodzone w latach 1946–1964”. Czyli: chłopiec ma się uczyć tego, co może mu się przydać w przyszłym życiu zawodowym. Dziewczynka może liczyć na to, że ktoś będzie ją utrzymywał, więc może realizować swoje zainteresowania.

Show me the money

Na całym świecie więcej kobiet niż mężczyzn może się wylegitymować dyplomem studiów wyższych. W Polsce też tak jest, ale od niedawna. W pokoleniu baby boomers studia ukończyło 34 proc. kobiet i niespełna połowa mężczyzn. Były to jednak czasy, gdy praca umysłowa nie należała do najlepiej płatnych i znowu – mężczyzna miał finansowo polegać na sobie, a kobieta na mężu.

Już w kolejnym pokoleniu na uczelnie wyższe zgłosiła się ponad połowa kobiet. Odsetek studiujących mężczyzn właściwie się nie zmienił. Przyczyniły się do tego zmiany na rynku pracy. W latach 90. dyplom studiów wyższych gwarantował wyższe zarobki i lepsze warunki zatrudnienia. Kobiety miały jednak trudniejszy start (były to czasy, kiedy pytanie o „plany macierzyńskie” w czasie rozmów o pracę było na porządku dziennym) i czuły, że aby rywalizować z mężczyznami jak równa z równym, muszą mieć jak najlepsze CV.

Od tamtej pory niewiele zmieniło się w postrzeganiu kobiet na rynku pracy, natomiast one same chcą być bardziej niezależne finansowo i życiowo, a także brać udział w rewolucji technologicznej, która dokonuje się również w naszym kraju. Dlatego wśród najmłodszych uczestniczek i uczestników badania studia ukończyło już 67 proc. kobiet i nieco ponad połowa mężczyzn. Odsetek kobiet, które zdecydowały się na kierunki ścisłe, wzrósł z niemal zera w pokoleniu baby boomers do prawie 15 proc. wśród „igreków” i jest dziś o jeden punkt procentowy wyższy niż odsetek mężczyzn, którzy dokonali takiego samego wyboru.

Nie bez znaczenia był tu wspomniany czynnik finansowy. I dla baby boomersów (ponad 41 proc.), i dla pokolenia Y (niemal połowa) najważniejszym argumentem za wyborem danego kierunku studiów były „własne zainteresowania”. Tylko 13 proc. najstarszych badanych przyznało, że kierowało się „zarobkami w branży”, co nie dziwi, skoro w ich czasach o stanie portfeli Polek i Polaków decydował stan finansów państwa. W gronie najmłodszych badanych już 19 proc. szło na dany kierunek studiów, biorąc pod uwagę wysokość potencjalnego wynagrodzenia.

Z kolei przy wyborze zawodu wysokość „zarobków w branży” miała znaczenie dla 14 proc. baby boomersów, 19 proc. „iksów” i już niemal 30 proc. „igreków”. Na pewno zadziałały tu czynniki rynkowe – z każdym kolejnym pokoleniem różnice w poziomie życia między ludźmi wykonującymi różne profesje były coraz bardziej zauważalne. Zmienia się również mentalność. Jeszcze dla pokolenia dzisiejszych 50-, 60-latków pieniądze są tabu: nie rozmawia się o tym, ile się zarabia, i nie mówi się głośno o finansowej motywacji do pracy. Najmłodsi już nie chcą dorabiać się latami, nie godzą się na najniższą krajową nawet w pierwszym miejscu zatrudnienia i niechętnie odpowiadają na oferty pracy bez „widełek”.

Jednak konsekwencje tego, że w Polsce coraz częściej, ale nadal rzadko rozmawia się o zarobkach, widać w kolejnej części badania.

Cud w Reykjavíku? Islandia ustawowo zrównała płace kobiet i mężczyzn

Niemal 37 proc. kobiet „uważa”, że zarabia mniej od swoich kolegów. „Dysproporcji w zarobkach nie potwierdza jednak niemal 71 proc. mężczyzn, a ponad 8 proc. jest zdania, że oni zarabiają mniej […]” – piszą autorki badania. Nie wiemy, na jakiej podstawie pracownice i pracownicy dochodzą do takich wniosków oraz jakie branże reprezentowali. Niewykluczone, że przy luce płacowej w Polsce, szacowanej od wielu lat na ok. 20 proc., w pojedynczych firmach tego nie widać lub się o tym nie mówi, albo zarówno mężczyźni, jak i kobiety, którzy są ogólnie zadowoleni ze swoich dochodów, nie widzą problemu. Tym bardziej że nadal to osoba ubiegająca się o pracę częściej słyszy pytanie o własne oczekiwania finansowe, niż jest informowana, że w danym miejscu może zarobić tyle i tyle – w efekcie wielu z nas autentycznie nie potrafi stwierdzić, jak dobrze czy źle zarabia w porównaniu z resztą zespołu.

Ojcostwo 2.0

Badani są natomiast zgodni, że w pracy występuje dyskryminacja ze względu na płeć. Problem w tym, że nie wiemy, jak często jej ofiarami padają kobiety, a jak często – mężczyźni, bo zadane pytanie brzmi: „Czy spotkałaś/eś się w pracy zawodowej z którymś z poniższych zachowań?”. Spotkać się z jakimś zachowaniem to jednak nie to samo, co być jego obiektem. Nadal ponad 40 proc. kobiet i niemal 30 proc. mężczyzn mówi o umniejszaniu kompetencji ze względu na płeć, ok. 38 proc. kobiet i 27 proc. mężczyzn odnotowało umniejszanie zasług ze względu na płeć, 44 proc. kobiet i prawie jedna trzecia mężczyzn zetknęła się z seksistowskimi uwagami, a wykluczenie ze względu na płeć zauważa 28 proc. kobiet i 24 proc. mężczyzn.

Mimo że nie wiemy, kogo dotknęło to osobiście, a kto był tylko świadkiem takich zachowań, a liczby, jak na XXI w., nadal są szokująco wysokie – te wyniki pod jednym względem mogą być powodem do optymizmu. Pokazują jasno, że nie żyjemy już w czasach, kiedy skargi na seksizm w pracy były przez wiele osób uważane za „temat zastępczy”. Dostrzegamy nieprawidłowości i nadużycia, bo coraz bardziej zależy nam na tym, żeby praca nie polegała na odfajkowaniu obowiązkowych ośmiu godzin: chcemy być w niej dobrze traktowani. Można także domniemywać, że w grupie mężczyzn, którzy dostrzegają przejawy dyskryminacji ze względu na płeć, są tacy, którzy nie doświadczyli jej sami, ale byli świadkami batalii, jakie muszą toczyć w pracy ich partnerki czy koleżanki.

Fejfer: Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo macierzyństwo różnicuje szanse na rynku pracy

Nadal, według autorek raportu, zmieniające się wzorce zachowań w niewielkim stopniu wpływają na podział obowiązków wynikających z rodzicielstwa. Wśród uczestniczek i uczestników badania na urlopie rodzicielskim lub wychowawczym przebywało aż 71 proc. kobiet i tylko 21 proc. mężczyzn. Średnia długość urlopu w przypadku kobiety wyniosła 59 tygodni, a w przypadku mężczyzny – 8 tygodni. Choć i tu widać zmianę pokoleniową: z prawa do płatnej opieki nad dzieckiem skorzystał tylko co dziesiąty mężczyzna baby boomer, a wśród „igreków” już ponad co trzeci. Jednak miażdżąca przewaga kobiet robiących przerwę w pracy, żeby zaopiekować się dzieckiem, wynika nie tylko ze stereotypów płciowych, ale również z faktu, że mężczyźni po prostu zarabiają więcej. Kiedy zatem rodzi się dziecko i para musi podjąć decyzję, kto zostanie w domu – najczęściej wybór pada na tego, kto ma niższe dochody.

Covid prawdę ci powie

O tym, że cały osiągnięty w tej dziedzinie postęp możemy zaprzepaścić z powodu pandemii COVID-19, słyszymy nie od dziś. Badanie WiT jasno pokazuje, że w niepewnej sytuacji wracamy do znanych od wieków, patriarchalnych wzorców.

To kobiety ponad dwa razy częściej przebywały na zasiłku opiekuńczym (39 proc. wobec 15 proc. mężczyzn), co czwarta kobieta i co piąty mężczyzna wzięli w tym celu urlop, a niemal połowa kobiet i 40 proc. mężczyzn zdecydowało się na pracę zdalną (można wywnioskować, że mowa tu o osobach, którym pracodawca pozostawił w tej sprawie wybór). To jednak mężczyzn w większym stopniu dotknęły zwolnienia – pracę straciło 14 proc. z nich (i 9 proc. kobiet).

Choć i tu można wywnioskować, że opcję pozostania w domu wybierał ten, kto mniej zarabia, a więc w większości przypadków kobieta, nijak nie tłumaczy to rażąco nierównego podziału obowiązków domowych. Za gotowanie i sprzątanie w ponad 90 proc. odpowiedzialne były kobiety. W 61 proc. to one pomagały dzieciom w nauce. Równo dzieliliśmy się tylko robieniem zakupów (kobiety 87 proc., mężczyźni – 86 proc.) oraz zabawą z dziećmi (kobiety – 60 proc., mężczyźni – 57 proc.).

Nie ma równości w polskim domu

Powoli do przodu?

W świetle raportu WiT postęp dokonuje się małymi krokami, ale jest widoczny. Mimo że nikt nie dotyka tu tematów politycznych, te dane mogą w jakiś sposób tłumaczyć, dlaczego tak wiele Polek i Polaków zagłosowało na konserwatystów, a dziś protestuje przeciwko ich rządom na ulicach. Bo może i spora grupa jest przywiązana choćby do tradycyjnego podziału ról w rodzinie (i chętnie do niego wraca), ale funkcjonowanie na coraz bardziej różnorodnym płciowo rynku pracy skutkuje uwrażliwieniem nas na kwestie dyskryminacji czy niesprawiedliwej polityki płacowej. Coraz większa niezależność kobiet przyczynia się także do zmian w postawach mężczyzn, od których dziś już oczekuje się większego zaangażowania w opiekę nad dziećmi. Oni sami zresztą – z pokolenia na pokolenie coraz częściej, jak wynika z raportu – umieszczają rodzicielstwo wysoko na liście priorytetów.

Cieszy zdrowszy stosunek do pieniędzy. Bardziej transparentna polityka płacowa, która jest już codziennością choćby w branży IT, pozostającej w awangardzie rynku pracy (to tu ogłoszenia bez „widełek” pozostają bez odpowiedzi), może przyczynić się do zmniejszenia, a z czasem zlikwidowania luki płacowej w innych branżach. Dzięki temu kobiety mogą wywalczyć sobie bardziej sprawiedliwy podział obowiązków we własnych domach, bo brzmiący dziś całkiem racjonalnie argument niższych zarobków nie będzie już wykorzystywany przeciwko nim. Tylko że realność tego scenariusza zależy od rozwoju sytuacji pandemicznej, bo to ona, jak wynika z badania, jest tu niestety „kijem w szprychy”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Karolina Wasielewska
Karolina Wasielewska
Autorka książki „Cyfrodziewczyny”
Autorka tech-feministycznego bloga Girls Gone Tech.pl i reportażu o pionierkach polskiej informatyki „Cyfrodziewczyny”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij