Gospodarka, Świat

Wolny rynek nie wygrał jeszcze żadnej wojny

Spekulantom zarabiającym na wojnie groziła kiedyś kara śmierci. Dziś wystarczyłoby opodatkować ich nadzwyczajne zyski, ale nawet z tym mamy problem. Wiara w wyższość wolnego rynku może przesądzić o tym, że Zachód przegra tę wojnę.

NOWY JORK – Kraje z grupy G7 i sprzyjające im państwa weszły w sferze polityki na wojenną ścieżkę, by powstrzymać rosyjską agresję. Rosyjski prezydent Władimir Putin pogwałcił najbardziej fundamentalną zasadę prawa międzynarodowego, dokonując napaści na inne państwo członkowskie ONZ – organizacji powołanej właśnie do zapobiegania takim atakom. Zagrożenia związane z polityką appeasementu powinny być oczywiste. Każdy, kto ma choć odrobinę empatii powinien wzdrygać się na myśl o horrorze życia pod rządami Putina.

To osobliwa wojna. Chociaż Putin mówi o swoim projekcie jako o konfrontacji z całym Zachodem, Ukraińcy walczą na froncie sami i biorą na siebie cały impet rosyjskich ataków na cywilów i na cywilną infrastrukturę. Jednocześnie Europa i Ameryka zapewniają od początku wsparcie ekonomiczne i wojskowe, a reszta świata odczuwa negatywne konsekwencje wojny, takie jak wyższe ceny energii oraz żywności.

Błędem jednak jest myślenie, że tę wojnę można wygrać, mając gospodarkę przystosowaną do czasów pokoju. Jeszcze żaden kraj nie wyszedł zwycięsko z poważnej wojny, pozwalając rynkom działać samym sobie. Rynki po prostu reagują zbyt wolno jak na wymagane tempo głębokich zmian strukturalnych. Dlatego od 1950 roku istnieje w Stanach Zjednoczonych ustawa o obronności, Defense Protection Act, która została ostatnio przywołana w kontekście „wojny” z koronawirusem oraz niedoborów mleka dla niemowląt.

Wojna nieuchronnie wywołuje niedobory i dla niektórych generuje nadzwyczajne zyski – kosztem wielu innych. Kiedyś spekulantom zarabiającym na wojnie groziła kara śmierci. Dziś jest wśród nich wielu producentów energii oraz ludzi zajmujących się obrotem energii i zamiast wysyłać ich na szubienice, należ nałożyć na nich podatek od nadzwyczajnych zysków.

Unia Europejska już zaproponowała takie rozwiązanie, ale wejdzie ono w życie za późno i będzie zbyt ograniczone, by sprostać rozmiarom wyzwania, przed którym stoimy. Podobnie jest w USA: choć kilku kongresmanów wyszło z projektem ustawy o opodatkowaniu takich zysków, administracja prezydenta Bidena jak dotąd nie zdołała popchnąć sprawy do przodu.

To zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że prezydent Biden był zajęty szukaniem poparcia dla ustaw będących historycznym osiągnięciem, takich jak ustawa o ograniczaniu inflacji (Inflation Reduction Act) oraz o produkcji półprzewodników (CHIPS Act). Poza tym Biały Dom robi wszystko, żeby zabiegając o współpracę sektora prywatnego w ograniczaniu wzrostów cen, nie stworzyć wrażenia, że nie jest „przyjazny dla przedsiębiorców”.

Jak utopić pomysł na słuszny podatek? Zapytajcie Jacka Sasina

Jednak opodatkowanie nadzwyczajnych zysków po to, by finansować konieczne wydatki wojenne oraz wpierać tych, w których uderzają wysokie ceny, nie jest wyrazem wrogości wobec przedsiębiorczości – to odpowiedzialne rządzenie krajem w czasie wojny. Takie kroki są konieczne, by utrzymać poparcie społeczne dla działań wojennych. Tego rodzaju tymczasowe podatki nie szkodzą poziomom inwestycji ani zatrudnienia; nie ma też nic niesprawiedliwego w ściąganiu podatków od wyjątkowych zysków firm, które nie zrobiły nic, by na nie zasłużyć. (Swoją drogą, warto zauważyć szerzej, że podatki od zysków spółek nie zwiększają zniekształcenia gospodarczego, ponieważ koszty – w tym koszty kapitału – podlegają odliczeniu).

W Europie, gdzie działający obecnie rynek energii elektrycznej nie został stworzony z myślą o warunkach czasu wojny, potrzebne są znacznie bardziej kompleksowe rozwiązania. Teraz rynek ten opiera się na zasadzie ustalania cen na podstawie kosztu krańcowego. To oznacza, że cena energii elektrycznej odzwierciedla cenę produkcji prądu potrzebnego do zaspokojenia bieżącego popytu przy użyciu najdroższej metody. Wraz z gwałtowną podwyżką ceny gazu koszty krańcowe elektrowni gazowych wzrosły znacznie powyżej średniej, a na przykład koszt energii odnawialnej prawie się nie zmienił.

Warufakis: Zlikwidować rynek energii elektrycznej

W ten sposób wielu sprzedawców energii wytworzonej po niskich kosztach zarabia teraz krocie. Podobnie jest z przedsiębiorstwami obrotu energią, które dokonały zakupów przed wojną po ówczesnych, niższych cenach. Ci wszyscy gracze rynkowi zbierają zyski idące w miliardy euro, a konsumenci dostają niebotyczne rachunki za prąd. Ceny energii elektrycznej w Norwegii, kraju dysponującym olbrzymimi zasobami gazu, ropy oraz potężnymi elektrowniami wodnymi, wzrosły prawie dziesięciokrotnie.

Tymczasem gospodarstwa domowe i małe przedsiębiorstwa zostały dopchnięte do ściany. Bankrutują już nawet niektóre duże firmy. Miesiąc temu duża niemiecka spółka Uniper zaopatrująca jedną trzecią niemieckiego gazu została „znacjonalizowana”, czyli de facto społeczeństwo wzięło na siebie jej ogromne straty. Europejska zasada nieudzielania pomocy przez państwo została zlekceważona, głównie dlatego, że przywódcy UE zbyt długo ociągali się ze zmianą struktury rynkowej, która nie powstała z myślą o wojnie.

Ekonomiści uwielbiają ustalanie ceny na podstawie kosztu krańcowego, ponieważ system ten zachęca do właściwych działań, a jego efekty dystrybucyjne są raczej niewielkie i w normalnych czasach można nimi łatwo zarządzać. Teraz jednak efekty motywacyjne są małe, a dystrybucyjne – ogromne. Na razie konsumenci i mali przedsiębiorcy będą musieli ograniczyć ogrzewanie zimą i chłodzenie latem, ale żeby dokonać kompleksowych inwestycji w celu zmniejszenia zużycia energii, trzeba je dobrze zaplanować i przeprowadzić, a to wymaga czasu.

Istnieje na szczęście prostszy system, pozwalający ocalić efekty motywacyjne metody ustalania cen na podstawie kosztów krańcowych bez efektów dystrybucyjnych. Dyskutuje się o nim już w kilku krajach, a gdzieniegdzie jest częściowo wprowadzany w życie. W systemie nieliniowego ustalania cen gospodarstwa domowe i firmy mogłyby kupować do 90 proc. zeszłorocznego zużycia za zeszłoroczną cenę, 91–110 proc. za – dajmy na to – 150 proc. zeszłorocznej ceny, a później według systemu z ustalaniem ceny na podstawie kosztu krańcowego.

Taki nieliniowy system nie mógłby się sprawdzić w przypadku wielu innych rynków ze względu na możliwość „arbitrażu” (kupowania po niskiej cenie po to, żeby od razu odsprzedać towar po znacznie wyższej), ale rynek energii elektrycznej tak nie działa. Dlatego niektórzy ekonomiści (między innymi ja) od dawna zalecają stosowanie nieliniowej metody kształtowania cen wszędzie tam, gdzie rynki okazują się bardzo niewydolne, co prowadzi do ważnych efektów dystrybucyjnych. To potężne narzędzie, którym mogą i powinny dysponować rządy państw – zwłaszcza w warunkach wojennych.

Baltic Pipe to rozwiązanie przejściowe. Gdybyśmy zaczęli rozwijać biogazownie…

Coś też trzeba zrobić z rosnącymi pod niebo cenami żywności. Po pół wieku płacenia amerykańskim farmerom za nieuprawianie pól (stara metoda wsparcia cen produktów rolnych) powinniśmy teraz zacząć im płacić, by produkowali więcej.

Takie zmiany są absolutnie niezbędne. Już Wietnamczycy zrozumieli, że wojny wygrywa się zarówno na froncie politycznym, jak i wojskowym. Celem ofensywy Tet z 1968 roku nie było zajęcie żadnych terytoriów, lecz wpłynięcie na polityczne rachuby związane z wojną – i to okazało się skuteczne.

Globalizacja okazała się wielką ściemą. Czy z deglobalizacją pójdzie nam lepiej?

Oczywiście: żeby pokonać Rosję, trzeba będzie bardziej wesprzeć Ukrainę. Ale Zachód musi także przygotować lepszą odpowiedź ekonomiczną. Zacznijmy od bardziej równomiernego rozłożenia ciężaru, właśnie poprzez podatki od zysków nadzwyczajnych, kontrolowanie cen w najważniejszych obszarach (takich jak elektryczność i żywność) i zachęcanie rządów do interwencji wszędzie tam, gdzie są potrzebne, by zaradzić najważniejszym niedoborom.

Nawet w czasach pokoju nie sprawdzało się neoliberalne podejście oparte na bardzo uproszczonych koncepcjach na temat tego, jak „powinny” działać rynki, bez zwracania uwagi na to, jak w rzeczywistości one funkcjonują. Nie można pozwolić, by wiara w wyższość wolnego rynku powstrzymała nas przed wygraniem tej wojny.

**
Copyright: Project Syndicate, 2022. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joseph E. Stiglitz
Joseph E. Stiglitz
Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii
Ekonomista, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 2001. Profesor Columbia University. Był szefem Zespołu Doradców Ekonomicznych Prezydenta Stanów Zjednoczonych i głównym ekonomistą Banku Światowego.
Zamknij