Kraj

Baltic Pipe to rozwiązanie przejściowe. Gdybyśmy zaczęli rozwijać biogazownie…

Ograniczenie wyobraźni w Polsce polega na łączeniu kwestii bezpieczeństwa w dowolnym wymiarze z hierarchicznymi systemami kontroli i zarządzania. Jak energia, to wielki rurociąg obsługiwany przez podlegającą państwowej kontroli firmę. Jak ochrona ludności, to cała władza w ręce rządu.

Baltic Pipe ruszył, w sobotę gazociągiem popłynął gaz. Radość z inauguracji psują jednak doniesienia o sabotażu i zniszczeniu nitek gazociągu Nord Stream. Okazuje się, że budowana mozolnie przez lata infrastruktura mająca zapewnić bezpieczeństwo energetyczne może być dość łatwo unieruchomiona.

Nie wiadomo, kto dokonał sabotażu na Nord Stream, choć wiele tropów prowadzi do Rosji. Rosjanie oczywiście się nie przyznają i oskarżają Amerykanów. W sumie nie ma to większego znaczenia – liczy się fakt ilustrujący, że w czasie wojny o charakterze totalnym wszelkie chwyty mogą być zastosowane. Myślenie o bezpieczeństwie energetycznym z czasów pokoju w kategoriach wielkich, scentralizowanych systemów dostarczania nośników energii okazało się niepokojąco krótkowzroczne.

Gaz, czyli katastrofa na nasze własne życzenie

Na zagrożenie atakiem na Baltic Pipe zwracają uwagę eksperci w zachodnich mediach, choć nie trzeba być ekspertem, by pod Nord Stream takie niebezpieczeństwo dostrzec. Nowy gazociąg krytykują także przedstawiciele organizacji ekologicznych. Andrzej Kassenberg z Instytutu na rzecz Ekorozwoju pyta retorycznie, w jaki sposób Baltic Pipe zmniejsza uzależnienie Polski od importu gazu ziemnego wpisane w polską strategię energetyczną?

Oderwanie się od Rosji na rzecz innego dostawcy nie rozwiązuje długofalowo problemu uzależnienia, na dodatek inwestycja i chęć jej amortyzacji oznaczać będą trudności w realizacji celów polityki klimatycznej, do których droga wiedzie przez jak najszybsze zmniejszanie zużycia paliw kopalnych.

Ukraina: Słabe państwo inaczej niż dotąd zdefiniowało źródło siły [rozmowa z Edwinem Bendykiem]

Mamy jednak wojnę, powiedzą realiści i dodadzą, że nie szkoda róż, gdy płonie las. Ważne, że przed zimą udało się uruchomić dostawy gazu z nowego źródła. A zagrożenie terrorystyczne lub sabotażowe, owszem, zwiększa ryzyko operacji, ale nie unieważnia jej sensowności. Bo jaka była alternatywa?

Cóż, była i jest, i to bardzo prosta. Wskazują na nią Kassenberg, wskazali ją także Jerzy Buzek i Ryszard Pawlik w „Rzeczpospolitej”. Zwracają uwagę, że gaz z Baltic Pipe to rozwiązanie przejściowe, co najwyżej na dwie dekady, właśnie ze względu na zobowiązania klimatyczne. Rozwiązaniem trwałym jest postawienie na biometan i rozwój biogazowni przetwarzających odpadki komunalne i rolnicze. W ten sposób można by uzyskiwać nawet 8–10 mld m3 gazu rocznie.

Gdybyśmy zaczęli rozwijać biogazownie w chwili, gdy rodziły się pierwsze pomysły na Baltic Pipe, a więc dwie dekady temu, dziś moglibyśmy biometanem zaspokajać blisko połowę zapotrzebowania Polski na gaz (w 2021 roku 23,3 mld m sześc.). Gdybyśmy też wtedy zaczęli systematycznie rozwijać programy energooszczędności, a zwłaszcza termomodernizacji, to na tegoroczną zimę patrzylibyśmy ze znacznie większym spokojem.

Gdybyśmy… Rzecz jednak nie tyle w słabej zdolności strategicznej polskich elit politycznych, niezależnie od politycznego koloru. Bo nawet gdy taką zdolność wykażą, jak w przypadku Baltic Pipe (wszak udało się gazociąg wybudować, realizując założony cel), to okazuje się, że zdolności tej nie towarzyszy strategiczna wyobraźnia.

To ograniczenie wyobraźni w Polsce polega na łączeniu kwestii bezpieczeństwa w dowolnym wymiarze z hierarchicznymi systemami kontroli i zarządzania. Jak energia, to wielki rurociąg obsługiwany przez podlegającą państwowej kontroli firmę. Jak ochrona ludności, to cała władza w ręce rządu – tak proponuje projekt ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej.

Gaz i atom to „zielone”, a nawet „zielonawe” źródła energii

Tymczasem w przypadku bezpieczeństwa energetycznego system oparty na setkach biogazowni i szerzej – na rozproszonych źródłach energii – byłby znacznie pewniejszy. Tylko że nie podlegałby scentralizowanej kontroli, przeciwnie, zdolność samodzielnej produkcji energii w wymiarze lokalnym zwiększałaby siłę przetargową podmiotów lokalnych w relacjach z centrum. Czy zwiększenie symetrii w tych relacjach zagrażałoby bezpieczeństwu?

Doświadczenie Ukrainy w czasie wojny pokazuje, że przeciwnie – horyzontalny i sieciowy system koordynacji, z jasno podzielonymi zadaniami między szczeble zarządzania i zachowaniem ich decyzyjnej samodzielności, zwiększa odporność całego systemu i jego zdolność do odpowiedzi na zagrożenia.

Tekst ukazał się na blogu Antymatrix.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Edwin Bendyk
Edwin Bendyk
Dziennikarz, publicysta, pisarz
Dziennikarz, publicysta, pisarz. Pracuje w tygodniku "Polityka". Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012). W 2014 r. opublikował wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim książkę „Jak żyć w świecie, który oszalał”. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi w ramach DELab Laboratorium Miasta Przyszłości. Wykłada w Collegium Civitas, gdzie kieruje Ośrodkiem badań nad Przyszłością. W Centrum Nauk Społecznych PAN prowadzi seminarium o nowych mediach. Członek Polskiego PEN Clubu.
Zamknij