Gospodarka

Tarcza antyputinowska? To już Polski Ład był lepszy

Do kryzysu klimatycznego i pandemii dołączyła wojna, a z nią konieczność przyjęcia uchodźców i zapowiadany wzrost wydatków na zbrojenia. Co w tej sytuacji robi PiS? Drenuje finanse publiczne i jeszcze więcej dokłada lepiej zarabiającym – nie mówiąc o gigantycznym chaosie w podatkach.

Przełomowa i nowatorska reforma podatkowa okazała się tak nieprzygotowana, że już po trzech miesiącach trzeba ją zmieniać. Niektórzy podatnicy jeszcze nawet nie zdążyli zapłacić zaliczki na podatek według nowych zasad – wszak wielu przedsiębiorców rozlicza się co kwartał – tymczasem zapowiedziane są już zasady jeszcze nowsze, jeszcze lepsze i jeszcze bardziej nowatorskie.

Dopiero co na rynku pojawiło się wiele prawnych i księgowych opracowań dotyczących Polskiego Ładu, a już można je zacząć wyrzucać do kosza. Doprawdy, trudno wyobrazić sobie większy koszmar dla księgowych i drobnych przedsiębiorców rozliczających się samodzielnie niż ta polskoładowa epopeja, którą zgotowali nam rządzący od stycznia. Zresztą chaos i niepewność podatkową odczuwają też pracownicy etatowi, emeryci, zatrudnieni na umowach cywilno-prawnych, samodzielni rodzice – a więc właściwie wszyscy, którzy osiągają jakiekolwiek dochody. Spać spokojnie mogą chyba tylko osoby parające się działalnością nielegalną, gdyż one zwykle nie płacą podatków – o ile nie muszą akurat wyprać zarobionych pieniędzy.

W Polsce nawet podatki zwiększają nierówności [rozmowa]

Co gorsza, zaproponowane przez rząd zmiany – które oficjalnie nie są naprawianiem wadliwej ustawy, a jedynie elementem „tarczy antyputinowskiej”, a więc reakcją na agresję Rosji – wcale nie zmierzają w lepszym kierunku. Być może uproszczą system podatkowy, jednak na całość systemu ekonomiczno-społecznego w Polsce zadziałają skrajnie wręcz destabilizująco, a ich dokładne rezultaty i trudno przewidzieć. Można co najwyżej postawić ogólną tezę, że rezultaty te nie będą dobre.

Święty Mateusz na pełnej

Jedną z dwóch pozytywnych zmian w zapowiedzianej przez rządzących nowelizacji jest likwidacja ulgi dla klasy średniej. To rozwiązanie, mające na celu ulżenie zarabiającym 6–12 tys. zł miesięcznie, jest główną przyczyną potężnego chaosu, który obserwowaliśmy w styczniu. Rządzący nie przewidzieli chociażby tak oczywistej kwestii, jak łączenie dochodów z różnych źródeł – na przykład z emerytury i pracy albo z etatu i umów cywilnoprawnych. W rezultacie wielu przeciętnie zarabiających na reformie traciło, chociaż ich łączny dochód nie przekraczał tych 12 tys. zł miesięcznie – a nawet był daleki od tej granicy. Wywołało to słuszną wściekłość wśród części faktycznej klasy średniej, której naopowiadano, że Polski Ład zabierze najlepiej zarabiającym, a finalnie okazało się, że chodziło także o nich. W efekcie na długie lata możemy zapomnieć o porządnej progresji podatkowej, gdyż trudno będzie przekonać słusznie oburzonych prawdziwych średniaków, że w progresji nie chodzi o uderzenie w nich, leczy tych nad nimi.

Bezzębny Polski Ład. Ostatnia szansa na sprawiedliwe podatki w Polsce przepadła?

Sama likwidacja ulgi dla klasy średniej spowodowałaby wyraźne zwiększenie obciążeń zarabiających od średniej krajowej w górę, więc rząd proponuje w jej miejsce obniżenie pierwszej stawki PIT z 17 do 12 proc. To oczywiście formalnie dotyczyć będzie wszystkich, którzy rozliczają się według skali podatkowej, jednak faktycznie korzyści będą rozłożone bardzo nierówno i według zasady świętego Mateusza – czyli temu, kto ma, będzie dodane.

Zarabiający pensję minimalną w ogóle nie odczują tej zmiany, gdyż ich roczny dochód nie przekracza kwoty wolnej od podatku. W miarę wzrostu dochodów korzyść z proponowanej nowelizacji będzie wyższa. Według symulacji przeprowadzonej przez Grant Thornton etatowcy zarabiający 4 tys. zł miesięcznie zyskają 35 zł miesięcznie względem Polskiego Ładu. Przy zarobkach rzędu 5 tys. zł korzyść względem Polskiego Ładu wyniesie niecałe 80 zł miesięcznie. Pracownik zarabiający 10 tys. zł brutto będzie miał już dodatkowe 210 zł co miesiąc. Przy zarobkach 15 tys. zł miesięcznie łączna korzyść w porównaniu do PŁ to niecałe 375 złotych. Ci ostatni na Polskim Ładzie mieli już tracić, ale po nowelizacji będą do przodu o ponad 100 zł względem systemu obowiązującego do grudnia ubiegłego roku.

Kosztowna ta impreza

To jeszcze nie wszystko. Rząd postanowił wykonać kolejny ukłon w stronę najlepiej zarabiających, czyli osób rozliczających się według podatku liniowego. W Polskim Ładzie rząd już jeden taki ukłon wykonał – liniowcy płacić będą dwukrotnie niższą składkę zdrowotną niż etatowcy czy samozatrudnieni na skali podatkowej. W nowelizacji Polskie… przepraszam, w tarczy antyputinowskiej rząd zapowiada jeszcze jedną ulgę dla tych ciemiężonych nad Wisłą zamożnych i przedsiębiorczych Polaków: będą mogli oni zaliczać składkę zdrowotną w koszty uzyskania przychodu, a więc obniżać o jej wymiar podstawy opodatkowania – maksymalnie o kwotę 8,7 tys. zł. Nie jest to tak korzystne jak odliczanie składki od podatku, jednak to kolejna ulga w składce zdrowotnej dla liniowców, która nie ma żadnego uzasadnienia. Zwykła pijarowa próba podlizania się zamożnym. Stare, znałem.

Poza tym przywrócone zostanie wspólne rozliczanie się samodzielnych rodziców z dzieckiem. Polski Ład wprowadził w miejsce tego rozwiązania kwotową ulgę wysokości 1,5 tys. zł rocznie, w wyniku czego wielu średnio zarabiających samodzielnych rodziców traciło. I to akurat również można uznać za zmianę korzystną.

Ile będą kosztować nas te uciechy? Według szacunków Banku Pekao budżet straci na tych zmianach 18 mld zł – tyle „zostanie w kieszeni podatników”, jak lubią mawiać wszelacy macherzy od obniżania podatków. To jest ogromna kwota – niecały 1 proc. PKB. Będą to straty we wpływach z PIT, a więc po połowie rozłożą się między budżet państwa a samorządy. Te ostatnie już przy okazji Polskiego Ładu alarmowały o wydrenowaniu ich budżetów z pieniędzy, tymczasem rząd zadaje im kolejny cios. W 2022 roku stracą one kolejne 4–5 mld zł (bo reforma będzie obowiązywać tylko pół roku), a w kolejnym już dodatkowe 9 mld zł.

Rząd obniża podatki. Na co zabraknie samorządom

Tak, mowa o tych samorządach, które obecnie wzięły na siebie ogromną część obowiązków związanych z przyjęciem uchodźców. O tych samych samorządach, przed którymi stoją ogromne wyzwania związane chociażby z eliminacją trujących domowych źródeł ciepła czy rozwojem usług publicznych. Skąd wezmą na to wszystko pieniądze, skoro rząd pogłębia właśnie wielką obniżkę PIT? Nie wiadomo. Najprawdopodobniej po prostu będą one wykonywać swoje zadania mniej efektywnie, więc odczują to wszyscy mieszkańcy gmin i miast.

Rozbujana łajba biało-czerwona

Ta reforma będzie także szkodliwa dla budżetu państwa. Przecież z powodu wojny w Ukrainie nasze państwo czekają ogromne wydatki. Przede wszystkim związane z akomodacją uchodźców, dotacjami dla osób goszczących ich w domach i zapewnieniem Ukraińcom dostępu do polskiej ochrony zdrowia, świadczeń społecznych i edukacji. To wszystko będzie wymagać dużych nakładów – początkowo fundusz pomocy dla Ukraińców przy BGK miał wynosić 8 mld zł, ale to zapewne nie wystarczy.

Oczywiście, koszty pomocy dla uchodźców powinniśmy solidarnie ponieść, ale rząd nie może w takim momencie pozbawiać się pieniędzy. Poza tym właśnie zapowiedziano wzrost nakładów na zbrojenia do 3 proc. PKB – czyli ich zwiększenie o 1–1,3 proc. PKB. Mowa więc o zwiększeniu wydatków na wojsko o około 25 mld zł. Łącznie dodatkowe wydatki związane z wojną będą oscylować w okolicach 40 mld zł. Jak w takim momencie można obniżać podatki? Według szacunków Pekao w czarnym scenariuszu deficyt budżetowy w tym roku wyniesie nawet 5,4 proc. PKB.

Poza tym „zostawienie pieniędzy w kieszeni podatników” w sytuacji ryzyka rosnącej inflacji spowodowanej szokiem paliwowym i odchodzeniem od dostaw paliw z Rosji jeszcze bardziej podbije ceny. A rząd nie zrezygnuje z tych dodatkowych wydatków – po prostu sfinansuje je długiem. Powstanie więc kumulacja dodatkowych wydatków rządu liczonych w dziesiątkach miliardów złotych oraz dodatkowe wydatki podatników, którym rząd ma zamiar podarować kilkanaście miliardów złotych.

Przypomnijmy, że ten podarunek nie trafi do ludzi, którym brakuje pieniędzy, lecz w największym stopniu dotrze do bardzo dobrze zarabiających, których korzyść w skali roku sięgnie nawet przeszło 4 tys. złotych. Wiemy, co to oznacza – Rada Polityki Pieniężnej obierze jeszcze bardziej jastrzębi kurs i wywinduje stopy procentowe na jeszcze wyższe poziomy. Dwucyfrowe oprocentowanie kredytów hipotecznych będzie jak najbardziej prawdopodobne. A na tym stracą nie zamożni kupujący mieszkania za gotówkę, lecz średnio zarabiający z hipoteką na karku.

Polski Ład to polityczna filozofia i praktyka obozu władzy w pigułce. Poznajcie trzy filary pisizmu

W obliczu nieprzewidywalnej wojny w Ukrainie nasz rząd, zamiast stabilizować sytuację, zamierza rozbujać gospodarczo naszą łajbę bardziej, niż jest już rozbujana. Wprowadza kolejne zmiany podatkowe jak szalony – przecież dopiero co weszła w życie tarcza antyinflacyjna 2.0 – i nawet nie próbuje oszacować skutków wprowadzonych już zmian zarówno dla gospodarki, jak i budżetu państwa i samorządów.

Drenaż finansów publicznych w sytuacji, gdy Polska potrzebuje sprawnego państwa, stawiającego czoła niespotykanym dotychczas wyzwaniom wojny oraz zmian klimatycznych, jest skrajnie nieodpowiedzialny. Miejmy nadzieję, że te zapowiedzi nie wejdą w życie. Niestety ostatnie lata już nas nauczyły, że nadzieja jest matką głupich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij