Zachód niesie w świat swoją ekonomię tak, jak kiedyś niósł chrześcijaństwo. Reszta świata kupiła ten model postępu, bo chciała się uwolnić spod kurateli Zachodu. Ale autorytet Zachodu podupada, a wraz z nim pryśnie czar jego ekonomii.
LONDYN. Historyk Norman Stone, który zmarł w czerwcu, zawsze podkreślał, że studenci historii powinni się uczyć języków obcych. Język daje dostęp do kultury danego ludu lub narodu, a kultura – do jego historii. Ta z kolei pokazuje, w jaki sposób postrzega on siebie i innych. Znajomość języków powinna być więc nieodzowną częścią arsenału historyka. To klucz do zrozumienia przeszłości i przyszłości stosunków międzynarodowych.
Obecnie to przekonanie o fundamentalnej roli znajomości języków osłabło, nawet wśród historyków. Wszystkie nauki społeczne w mniejszym lub większym stopniu biorą początek z pragnienia znalezienia języka uniwersalnego, w którym mogą się zmieścić szczegóły odpowiadające wizji rzeczywistości danej nauki. Model wiedzy nauk społecznych aspiruje więc do takiego poziomu precyzji i ogólności, jaki prezentują nauki przyrodnicze. Kiedy zrozumiemy ludzkie zachowania w ramach jakiegoś uniwersalnego, a przede wszystkim ahistorycznego prawa lub zasady, wówczas będziemy mogli aspirować do tego, by te zachowania kontrolować (i oczywiście poprawiać).
Dlaczego wszyscy ekonomiści powinni być ekonomistami feministycznymi
czytaj także
Żadna inna nauka społeczna nie uległa tej pokusie bardziej niż ekonomia. Jej wybranym językiem uniwersalnym jest matematyka. Modele ludzkich zachowań nie są w ekonomii budowane na uważnych obserwacjach, ale na hipotezach, które, jeśli nie są wyssane z palca, to są podświadomie wyciągnięte z intelektualnego i politycznego środowiska samych ekonomistów. Powstałe w ten sposób hipotezy służą do budowania wywodów logicznych typu „wszystkie owce są białe, więc następna napotkana przeze mnie owca również będzie biała”. Ekonomiści mówią: „Wszyscy ludzie są racjonalnymi maksymalizatorami użyteczności. Wynika więc z tego, że w każdej sytuacji będą działać tak, by maksymalizować swoją użyteczność”. Ta metoda daje ekonomii wyjątkowe możliwości predykcyjne, szczególnie że użyteczność można wyrażać ilościowo i manipulować nią w ten sposób. Dzięki temu ekonomia jest „królową nauk społecznych”, jak mówił Paul Samuelson (pierwszy amerykański noblista z dziedziny ekonomii).
czytaj także
Zasadniczo ekonomiści nie próbują twierdzić, że ich wniosków nie należy poddawać weryfikacji. Wydawać by się mogło, że do tego celu szczególnie nadaje się historia. Czy naprawdę wszystkie owce są białe niezależnie od regionu i klimatu? Większość ekonomistów odrzuca jednak dowody z historii, traktując je jako anegdoty. Do historii podchodzą tylko poprzez ekonometrię: przeszłość jest dla nich w najlepszym wypadku polem do badań statystycznych.
Ekonomista Robert Solow przedstawia miażdżącą krytykę sprowadzania ekonomii historycznej do ekonometrii – co nazywa „historyczną ślepotą”: „Najlepsi i najbardziej błyskotliwi ekonomiści zachowują się tak, jak gdyby ich profesja była fizyką społeczną: istnieje jakiś jeden powszechnie obowiązujący model – trzeba go tylko zastosować. Współczesnych ekonomistów można wsadzić do wehikułu czasu z ich komputerami i wyrzucić w dowolnym miejscu świata, w dowolnym punkcie historii, a przystąpią do pracy, nie tracąc czasu na pytanie, gdzie i kiedy się znaleźli”.
Mówiąc krótko, większość modeli historycznych, jakimi posługują się ekonomiści, zakłada, że w przeszłości ludzie kierowali się właściwie takimi samymi wartościami i motywacjami jak współcześnie. Robert Lucas, wyróżniony nagrodą im. Nobla w dziedzinie ekonomii, doprowadza tę metodę do jej logicznej konkluzji: „konstrukcji mechanicznego, sztucznego świata zasiedlonego przez (…) roboty wchodzące ze sobą w interakcje (…), który wykazywałby zachowania w ogólnym kształcie przypominające te w prawdziwym świecie”.
Celem ekonomii jest zastąpienie poszczególnych języków, które przeszkadzają w odkrywaniu powszechnych praw, uniwersalnym językiem matematyki. Elon Musk idzie jeszcze o krok dalej niż Lucas ze swoim światem interakcji robotów. Jego ambicją jest połączenie ludzkiego mózgu bezpośrednio ze światem (zawierającym mózgi innych ludzi). Nasze myśli będą socjalizowane bezpośrednio, bez zapośredniczenia w jakimkolwiek języku. Kiedy pomyślimy: „Drzwi! otwórzcie się!”, drzwi staną otworem. Podczas gdy ekonomiści marzą o umieszczeniu Boga w swoich modelach, roboutopiści śnią o tym, by odwrócić historię upadku człowieka z pierwotnej doskonałości poprzez stworzenie ludzi podobnych bogom.
czytaj także
Dla jasności – to jest apoteoza zachodniego zadufania. Zachód wciąż uważa się za krzewiciela uniwersalnej cywilizacji, a to, co niezachodnie, traktuje tylko jako oznaki kulturowego zapóźnienia. Na Zachodzie autorytet ekonomii nieco podupadł, jednak nie osłabiło to jego skłonności do eksportowania swojej cywilizacji. Kiedyś mówiło się o „solidnych praktykach ekonomicznych”, dziś mówi się więcej o przestrzeganiu uniwersalnych praw człowieka, co ma uratować świat przed nim samym, ale chodzi o to samo: żeby postawić wszystkich innych przy tablicy i pokazać im ich niedostatki.
W tym miejscu natykamy się na pewien paradoks. Otóż triumf uniwersalizmu zbiegł się z załamaniem potęgi Zachodu. A to właśnie ta potęga sprawiała, że to, co zachodnie, mogło się wydawać uniwersalne. To militarne podboje, a nie misjonarze, rozpowszechniły na świecie chrześcijaństwo.
Triumf zachodniego uniwersalizmu zbiegł się z załamaniem potęgi Zachodu.
To samo można powiedzieć o zachodnich naukach społecznych i ogólnie – wartościach Zachodu. Reszta świata kupiła zachodni model postępu cywilizacyjnego, zwłaszcza gospodarczego, ponieważ chciała uwolnić się spod kurateli Zachodu. Z tego samego powodu do dziś ekonomia (zachodni wynalazek) cieszy się w świecie pewnym splendorem: ekonomia to magia białego człowieka. Ale kiedy nie będzie już stać za nią żadna siła i autorytet, wówczas ta magia przestanie być atrakcyjna.
Świat niezachodni wciąż chce naśladować sukces Zachodu, ale będzie się starać osiągnąć go własnymi środkami. Uniwersytet w Chicago i MIT ustąpią wkrótce uniwersytetom chińskim lub indyjskim, a świat niezachodni wybierze sobie, które zachodnie wartości będzie chciał przyjąć.
czytaj także
Jednak świat potrzebuje czegoś uniwersalnego, co dawałoby nam poczucie wspólnego człowieczeństwa. Wielkim wyzwaniem – by posłużyć się tym wyświechtanym słowem – jest wypracowanie czegoś, co filozof Thomas Nagel nazywał „widokiem znikąd”, który wykracza zarówno poza fetyszyzm kultury, jak i poza scjentyzm, a przy tym nie każe nam wybierać między jednym a drugim. To jednak zadanie dla filozofii, a nie ekonomii.
**
Copyright: Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.