W kraju zarysowała się nowa oś sporu politycznego: między populistami a demokratami. Lewica albo może próbować rozbić tę dychotomię, albo będzie skazana na dołączenie do jednego z tych obozów i granie w nim marginalnej roli.
Czechy przez długie lata mogły uchodzić za lewicową twierdzę w Europie Środkowo-Wschodniej. Zlaicyzowane, mieszczańskie społeczeństwo, mało podatne na uroki nacjonalizmu, ale za to z silną tradycją socjaldemokratyczną.
Jednocześnie istnienie silnej partii wywodzącej się wprost z tradycji komunistycznej przesuwało spektrum polityczne na lewo i blokowało ucieczkę wyborców antysystemowych do skrajnej prawicy. Ten układ sprawiał, że przez długie lata wybory w Czechach wygrywała proeuropejska socjaldemokracja, a partie lewicowe zdobywały między 30 a 50 proc. głosów. Choć nie była to ani lewica zjednoczona, ani pozbawiona problemów typowych dla regionu (brak rozliczenia z totalitaryzmem, korupcja), to jednak trudno było sobie wyobrazić, że mogłaby przestać odgrywać znaczącą rolę w czeskiej polityce.
Tymczasem po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych i tegorocznych wyborach samorządowych czeska lewica nie posiada ani jednego mandatu poselskiego i ani jednego przedstawiciela w praskiej radzie miejskiej. Jak do tego doszło i jakie są perspektywy na przyszłość?
Mordor w Turowie. Kopalnia zwalnia ambasadora i zmienia region w pustynię
czytaj także
Komuniści
Początków podziałów na lewicowej scenie należy szukać w kontekście rozliczenia z komunistyczną przeszłością i dalszej obecności komunistów w życiu publicznym.
W przeciwieństwie do innych krajów regionu czeska socjaldemokracja po roku 1989 nie wyrosła z przekształcenia partii komunistycznej ani z połączenia ugrupowań lewicowej opozycji z postkomunistami. Podczas gdy odrodzona Czeska Partia Socjaldemokratyczna (ČSSD) opierała się na tradycji dziewiętnastowiecznej i przedwojennej socjaldemokracji, Komunistyczna Partia Czech i Moraw (KSČM) twardo trwała przy swojej nazwie i poglądach, odmawiając choćby symbolicznego odcięcia się od dyktatury.
Przepaść ideowa i biograficzna między działaczami obu partii lewicowych została potwierdzona przez zjazd ČSSD w tzw. deklaracji bogumińskiej z 1995, w której socjaldemokraci kategorycznie wykluczyli możliwość współpracy z komunistami jako partią ekstremistyczną.
Izolacja komunistów z KSČM na scenie politycznej oraz czerpanie z nostalgii za komunizmem z jednej strony pozwalały tej partii zagospodarować wiele głosów antysystemowych, z drugiej jednak uniemożliwiały jakikolwiek rozwój ideowy i w dłuższej perspektywie transformację w nowoczesną lewicę.
Średni wiek działaczy KSČM (74 lata w 2020 roku) dodatkowo utrudniał wypracowanie jakiejkolwiek oferty dla młodszych wyborców i konfrontację ze współczesnymi wyzwaniami. Partia komunistyczna stała się czymś w rodzaju groteskowego skansenu, powtarzając stale te same hasła żywcem wyjęte z państwowej propagandy lat 80. i stopniowo tracąc poparcie wraz z odchodzeniem pokoleń, które w ogóle mogły pamiętać czechosłowacki komunizm.
Socjaldemokraci
Przez lata wydawało się, że o ile komuniści i tak są skazani na wyginięcie, o tyle socjaldemokraci są jednak stałym i niezbędnym elementem czeskiej sceny politycznej.
Pod przywództwem obecnego prezydenta kraju Miloša Zemana w ciągu lat 90. z sukcesami rywalizowali z centroprawicą Václava Klausa, a w latach 1998–2006 stali na czele mniejszościowego, a później koalicyjnego rządu.
Partia opierała się wtedy głównie na głosach wyborców gorzej sytuowanych i pochodzących z mniejszych miast, osiągając najlepsze wyniki na przemysłowym Śląsku i najgorsze w wielkomiejskiej Pradze. Prowadziła typową dla swojej epoki „blairystowską” politykę, stawiając na integrację z NATO i UE oraz technokratyczne podejście do spraw gospodarczych.
Złota era zwycięstw wyborczych ČSSD trwała nawet po utracie władzy, choć partii nie udało się aż do 2013 roku odzyskać stanowiska premiera. Wtedy jednak rozpoczął się zabójczy dla socjaldemokratów flirt z ugrupowaniem ANO 2011 miliardera Andreja Babiša.
W dwóch koalicyjnych rządach ANO i ČSSD, w których początkowo to Babiš był słabszym partnerem, doszło do całkowitego przyćmienia agendy i osobowości socjaldemokratycznych przez kontrowersyjnego i charyzmatycznego ministra finansów, a później premiera Babiša. Między 2013 a 2017 rokiem ČSSD straciło na rzecz swojego koalicyjnego partnera jedną trzecią elektoratu, a kolejna jedna piąta w ogóle nie poszła głosować.
Babiš, oligarcha obiecujący „zarządzanie państwem jak firmą”, z pewnością nie określiłby się mianem polityka lewicowego, ale jego antyelitaryzm i poza trybuna ludowego pozwoliły mu zagospodarować tysiące tradycyjnych wyborców lewicy oraz wiele lewicowych tematów.
czytaj także
Zieloni
Obserwowaną w wielu innych krajach utratę elektoratu ludowego mógłby rekompensować stopniowy wzrost popularności lewicy w dużych miastach.
Podobnie jak w innych krajach regionu, w ciągu ostatnich 20 lat powstała w Czechach warstwa dobrze wykształconych przedstawicieli wielkomiejskiej młodej klasy średniej o poglądach liberalno-lewicowych. Stworzyło to szansę na rozwój ugrupowań o profilu lewicowym, skupiających się na tematach takich jak prawa osób LGBT+, przeciwdziałanie zmianom klimatycznym czy równość płci.
Taką rolę od początku wieku próbowała odgrywać Partia Zielonych, wywodząca się z ruchu ekologicznego, ale stopniowo pokrywająca coraz szersze spektrum zagadnień lewicowych. Największym sukcesem partii było dostanie się do parlamentu w 2006 roku i wejście do centroprawicowego rządu, co jednak szybko doprowadziło do konfliktów wewnętrznych.
W ostatnich latach elektorat Zielonych został natomiast skutecznie przejęty przez socjalliberalnych Piratów, którzy umiejętnie wykorzystują lewicowe tematy i wizerunek nowoczesnej partii dla młodszych wyborców.
czytaj także
Katastrofa
Skalę upadku najlepiej obrazują wyniki wyborów. W czerwcu 2002 roku kandydujące osobno partie lewicowe zdobyły w wyborach parlamentarnych łącznie ok. 50 proc. głosów (z tego ČSSD 30,2 proc., KSČM 18,5 proc., Zieloni 2,4 proc.).
Natomiast w wyborach samorządowych we wrześniu 2022 roku lewicowa koalicja Zielonych i ČSSD uzyskała w Pradze 2,02 proc. głosów i uplasowała się nie tylko daleko za skrajną prawicą, ale nawet za ugrupowaniem „Kierowcy sobie”, którego jedynym w zasadzie postulatem była likwidacja pasów rowerowych w mieście. Komuniści uzyskali 1,47 proc. głosów.
W całym kraju w porównaniu z poprzednimi wyborami ČSSD i KSČM straciły odpowiednio 60 i 70 proc. mandatów w radach gmin. W wielu miejscowościach lokalni kandydaci socjaldemokracji unikali używania barw partyjnych, by nie drażnić potencjalnych wyborców. Komuniści natomiast coraz częściej skłaniali się ku jawnej współpracy ze skrajną prawicą.
czytaj także
Nowa polaryzacja
Znacznie groźniejszy niż same liczby jest jednak dla lewicy rysujący się od kilku lat nowy podział czeskiej sceny politycznej, związany z postaciami charyzmatycznych populistów.
W 2013 roku Miloš Zeman po raz pierwszy wygrał wybory prezydenckie. Relacje byłego socjaldemokratycznego premiera z partią były od dawna trudne, ale ČSSD pozostawała największą siłą polityczną mogącą stać się zapleczem nowego prezydenta.
W tym samym roku socjaldemokraci zaczęli jednak współpracować w rządzie z Andrejem Babišem. Skutki działania tych dwóch polityków i ich związków z socjaldemokracją doprowadziły do gruntownej przebudowy czeskiej polityki. Obaj panowie zresztą szybko stali się sojusznikami i już w wyborach w 2018 roku jasne było, że główną bazę wyborców Zemana będzie stanowić elektorat ANO.
Zeman i Babiš są populistami par excellence. Trudno byłoby wskazać jakiekolwiek ideowe tło ich działań albo choćby hierarchię tematów, które są dla nich ważne. Są gotowi przedstawiać dowolne programy oraz wchodzić w dowolne sojusze i w tym sensie unieważniają obowiązujący podział na prawicę i lewicę. Dzięki nim rysuje się natomiast nowa oś sporu – między populistami (Zeman, Babiš, skrajna prawica) a antypopulistami (centroprawica, liberałowie).
Jest to zresztą podział bardzo wygodny dla obu stron konfliktu. Zeman i Babiš uzyskują w nim potwierdzenie swoich pretensji do bycia „głosem ludu” i reprezentowania „zwykłego człowieka”, natomiast centroprawica i liberałowie potwierdzenie swojej „szlachetności”, „profesjonalności” i „odpowiedzialności” – wartości wysoko punktowanych w ich elektoracie.
Skutkiem ubocznym takiego podziału jest gwałtowny wzrost popularności skrajnej prawicy, do której trafiają rozczarowani wyborcy tak populistów, jak i obozu liberalnego.
Tak zarysowany podział nie przesądza zresztą wcale o sile którejkolwiek ze stron. Na razie umożliwił on zwycięstwo centroprawicowej koalicji w wyborach parlamentarnych i odsunięcie Babiša od władzy. Natomiast takie ustawienie sceny politycznej jest wielkim zagrożeniem dla lewicy. Zmusza ją bowiem do porzucenia walki o swoich dawnych wyborców i postawienia się po stronie antypopulistycznej, gdzie może jednak liczyć tylko na minimalne poparcie.
czytaj także
Perspektywy na przyszłość
Obecna sytuacja w pewnym stopniu przypomina los polskiej lewicy po wyborach w 2015 roku, kiedy to po raz pierwszy znalazła się poza parlamentem, a jednocześnie była częściowo skompromitowana i wewnętrznie rozbita.
Wszystko wskazuje na to, że problemy czeskiej lewicy są jednak znacznie poważniejsze. Nie sprowadzają się one bowiem ani do błędnej strategii wyborczej czy wewnętrznych podziałów, ani do złej opinii wśród wyborców. Lewica straciła wszystkie grupy swojego potencjalnego elektoratu – starszych ludzi odczuwających nostalgię za systemem komunistycznym, młodych i dobrze wykształconych mieszkańców wielkich miast oraz szeroko pojętą klasę ludową.
Tradycyjny małomiasteczkowy i robotniczy elektorat ČSSD, który zapewniał jej zwycięstwa wyborcze, zaczął gremialnie głosować na ugrupowanie Andreja Babiša, oferujące antyelitarny populizm i „troskę o zwykłego człowieka”. W przypadku KSČM, które zagospodarowywało nostalgię za komunistyczną Czechosłowacją, wielką rolę odegrały oczywiście czas i demografia, ale pozostali wyborcy również odpłynęli od komunistów do ludowego populisty Babiša oraz do skrajnej prawicy, z którą łączą ich autorytaryzm i prorosyjskość.
Natomiast wielkomiejski elektorat młodej lewicy z Pragi lub Brna przejęła Partia Piratów, umiejętnie łącząca program socjalliberalny z nowoczesnym i młodzieżowym wizerunkiem.
Wszyscy ci wyborcy będą dla ewentualnej odrodzonej lewicy bardzo trudni do odzyskania. Obecnie angażują się bowiem w polaryzację czeskiej sceny politycznej wzdłuż linii populizm–antypopulizm i to ta dychotomia buduje ich nową tożsamość polityczną.
Jeśli lewicy nie uda się tego podziału rozbić, będzie musiała znaleźć sobie miejsce tylko po jednej z jego stron – pozbawiona dostępu do znacznej części swojego naturalnego elektoratu.