W USA rasizm jest widoczny jak na dłoni, a Trump umiejętnie go wykorzystał. Ale dyskryminacja ze względu na pochodzenie etniczne nie jest specjalnością Ameryki. Wciąż ma się dobrze od Indii i Chin aż po Brazylię.
NOWY JORK – Ciesząc się z wyzwolenia z zamętu rządów Trumpa, nie możemy zapominać, że jego prezydentura stanowiła ucieleśnienie polityki opartej na jawnym przekonaniu o wyższości białych. Trump często brzmiał jak popierający segregację rasową gubernator jakiegoś południowego stanu rodem z lat 60. ubiegłego wieku, a już po przegranej w ubiegłorocznych wyborach – jak nawołujący do rozłamu senator w przededniu wojny secesyjnej. Aby naprawdę odesłać niszczycielską politykę Trumpa do historii, musimy zwalczyć rasizm, który wyniósł go do władzy. Wyzwanie to w trybie pilnym będą musiały podjąć nie tylko Stany Zjednoczone, ale i wiele innych wieloetnicznych społeczeństw na całym świecie.
Trump kupił sobie cały segment amerykańskiego społeczeństwa – białych, starszych, mniej wykształconych, południowców i ludzi z amerykańskiego zachodu, mieszkańców przedmieść i obszarów wiejskich, ewangelikan – podsuwając im myśl, że mogą przywrócić amerykańską rasistowską przeszłość. Wyborcy z tej grupy, około 20–25 proc. dorosłych w Stanach, stanowili twardą bazę Trumpa w wyborach z 2016 roku. Zaplecze to było na tyle wielkie, że pozwoliło Trumpowi przejąć Partię Republikańską, a następnie prześlizgnąć się do władzy przez amerykańskie Kolegium Elektorów, mimo że w głosowaniu bezpośrednim zdobył 3 miliony głosów mniej niż jego rywalka.
czytaj także
Zwycięstwo w 2016 roku umożliwiły mu także inne dziwactwa amerykańskiej polityki. Gdyby zagłosowała duża część Amerykanów, tak jak dzieje się w krajach, gdzie obywatele automatycznie ujmowani są w spisie wyborców i zachęca się ich do głosowania lub wręcz głosowanie jest obowiązkowe, Trump nie miałby szansy na wygraną. Jednak rozmaite szykany wyborcze, utrudniające głosowanie czarnym, biednym i młodym wyborcom, od dawna wpisane są w amerykańską politykę, a ich celem jest utrzymanie politycznej i gospodarczej supremacji zamożnych białych. Mówiąc bez ogródek, celem tych manipulacji jest umożliwienie wygranej ludziom pokroju Trumpa.
Wulgarna polityka Trumpa pokazała dobitnie, że rasizm jest nadal bliski starszym białym ewangelikanom, a także niektórym młodszym wyborcom – takim jak ci, którzy 6 stycznia wdarli się na Kapitol i grozili zlinczowaniem wiceprezydenta Mike’a Pence’a, bo nie powstrzymał procedury zatwierdzenia wyniku wyborów. Szkoda, że komentatorzy rzadko zwracali uwagę na ciągłość między rasistowską nostalgią Trumpa a polityką Ronalda Reagana, który użył kiedyś niemal identycznego sloganu: „Let’s Make America Great Again” – i w dokładnie tym samym celu.
Rasizm w polityce wywiera szczególnie duży wpływ w Ameryce ze względu na historię niewolnictwa, jednak nie jest wyłącznie problemem Stanów Zjednoczonych. Polityczny styl Trumpa ma swoje odpowiedniki w innych wieloetnicznych państwach, gdzie rasizm w podobny sposób kształtuje struktury władzy.
Izraelska „wzorcowa” akcja szczepień wyklucza niemal 5 milionów Palestyńczyków
czytaj także
Weźmy na przykład kolejnego skorumpowanego i uciekającego się do manipulacji polityka – premiera Izraela Benjamina Netanjahu. Netanjahu utrzymuje władzę przez oczernianie izraelskich Arabów i odmawianie nawet podstawowej sprawiedliwości Palestyńczykom. Amerykańskim białym ewangelikanom blisko do izraelskiej prawicy, zaś Trump i Netanjahu prowadzili tę samą politykę wykluczania.
Spójrzmy jeszcze na Jaira Bolsonaro w Brazylii, nazywanego także „Trumpem tropików”. Również w tym przypadku z Trumpem łączy go coś więcej niż styl i temperament. Grupy białych ewangelikanów ze Stanów Zjednoczonych widziały w Bolsonaro jednego ze „swoich” i wytrwale wspierały go w czasie kampanii wyborczej.
Pomyślmy także o bliskiej relacji Trumpa z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Niektórzy twierdzą, że Putin ma na Trumpa haki. Inni dostrzegają wspólne korzyści finansowe. Jednak kolejną część tej historii stanowi niewątpliwa zbieżność polityczna. Jednym z głównych składników sukcesu Putina było przypominanie Rosjanom, że to oni właśnie są prawdziwymi włodarzami wieloetnicznego społeczeństwa Rosji. Putin politycznie hołubi prawosławie w podobny sposób, jak Trump przytulił biały ewangelikalizm.
czytaj także
Indyjski premier Narendra Modi także wyrażał podziw dla Trumpa, obaj zresztą prawili sobie komplementy podczas wizyty Trumpa w Indiach w 2020 roku. Zaplecze polityczne Modiego stanowią skrajnie prawicowi hinduistyczni nacjonaliści, którzy głoszą nienawiść wobec mniejszościowej w Indiach ludności muzułmańskiej. Zbrojna okupacja zamieszkiwanego głównie przez muzułmanów Kaszmiru zarządzona w 2019 roku przez rząd Modiego spotkała się z małym oddźwiękiem na arenie międzynarodowej, mimo że jest jaskrawym przykładem prześladowań i przemocy stosowanych wobec pewnej grupy etnicznej w celu uzyskania poparcia politycznego w danym kraju.
Szowinizm etniczny można dziś zauważyć niemal w każdym wieloetnicznym społeczeństwie. Nieprzypadkowo Trump chwalił chińskie prześladowania muzułmańskiej ludności ujgurskiej w regionie Sinciang. Podobnie zresztą brutalne wydalenie muzułmańskiej ludności Rohingja z Birmy spotkało się głównie z milczeniem administracji Trumpa. W Brazylii Bolsonaro obecnie rządzi poprzez rasistowskie ataki na kulturę Afrobrazylijczyków i rdzennych mieszkańców Brazylii.
czytaj także
Jeśli można wskazać jakiś stały element rasistowskiej polityki na świecie, to jest nim niemal powszechne prześladowane ludności rdzennej. Rdzenni mieszkańcy na całego globu byli grabieni z ziemi, zmuszani do służby, brutalnie mordowani i spychani w biedę przez przybyłych później osadników. A jednak te grabieże najeźdźcom nie wystarczyły. Oprócz wyrządzonych szkód, a wręcz ludobójstwa, zdobywcy obwiniali rdzenną ludność za własne bolączki, odmalowując rdzennych mieszkańców jako leniwych, niegodnych zaufania i niebezpiecznych, mimo że to im odbierano ziemie.
Dobra wiadomość jest taka, że przegrana Trumpa oraz przeważająca krytyka amerykańskiej opinii publicznej szturmu na Kapitol pozwalają wyciągnąć wniosek, że jesteśmy w stanie wydźwignąć się ponad nasze najgorsze instynkty, lęki i uprzedzenia. Biali rasiści w Ameryce tracą władzę i są tego świadomi. Czasy naprawdę się zmieniają. Amerykanie swoimi głosami odsunęli Trumpa od władzy. Dzień przed szturmem wyborcy w stanie Georgia wybrali na amerykańskich senatorów Afroamerykanina i Żyda – w obu przypadkach po raz pierwszy w historii tego stanu. Zajmą oni miejsce dwóch popleczników Trumpa.
Odejście Trumpa stanowi zatem okazję, aby zacząć od początku, nie tylko w ramach głęboko okaleczonego amerykańskiego społeczeństwa, ale także w ramach innych wieloetnicznych, podzielonych społeczeństw. Nigdzie na świecie nie ma uzasadnienia dla rządów sprawowanych za pomocą nienawiści rasowej i szowinizmu etnicznego. W erze następującej po Trumpie rządy na całym świecie powinny pozbyć się tych, którzy szerzą nienawiść.
Abyśmy mogli pójść do przodu, świat powinien również przyjrzeć się własnej historii. W 1948 roku, w obliczu okropieństw II wojny światowej. Wszystkie państwa członkowskie nowo powstałej Organizacji Narodów Zjednoczonych przyjęły Powszechną Deklarację Praw Człowieka. To wspaniałe oświadczenie osadzone jest na zasadzie powszechnej ludzkiej godności, „bez względu na różnice rasy, koloru skóry, płci, języka, religii, poglądów politycznych lub innych przekonań, narodowości, pochodzenia społecznego, majątku, urodzenia lub jakiekolwiek inne”.
czytaj także
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka musi być teraz drogowskazem wytyczającym nam kierunek. W 2023 roku będziemy obchodzić 75. rocznicę jej podpisania. Mamy sposoby, aby sprzeciwić się tym, którzy sieją nienawiść, demagogom i tym, którzy nas dzielą. Trump zostawił Amerykę w opłakanym stanie, z 400 tysiącami zmarłych na COVID-19. Teraz, kiedy już pozbyliśmy się Trumpa, możemy zabrać się za opanowanie pandemii i uleczenie głęboko podzielonych społeczeństw.
**
Copyright: Project Syndicate, 2021, www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.