Kraj

Maciejewska: Głos mają dzieci i ryby, a nie lobby węglowe

Dzisiaj Gdańsk jest zagłębiem węglowym, bo to tutaj swoje siedziby mają największe firmy handlujące rosyjskim węglem. Ja wybieram interes mieszkańców – mówi Beata Maciejewska, jedynka Lewicy w okręgu gdańskim.

 

Paulina Siegień: Chyba nie ma pani w Gdańsku zbyt wielu wyborców. Cała progresywna agenda została tutaj przejęta przez środowisko związane z PO i drużynę, która obecnie rządzi Gdańskiem. Chodzi mi o takie rozwiązania jak Model na Rzecz Równego Traktowania, Model Integracji Imigrantów czy program edukacji seksualnej. To wszystko było tworzone przy wielkim udziale ludzi lewicy, ale jednak, koniec końców, poszło na konto tych, którzy kierują miastem. A do tego akurat Gdańsk i okolice są bardzo lojalne wobec PO.

Beata Maciejewska: Każdy region jest w pewnym stopniu lojalny partyjnie. Jedni wobec PiS, drudzy wobec PO. Oczywiście świetnie byłoby, gdybyśmy mieli tutaj – tak jak w Zachodniopomorskiem – szesnaście procent poparcia, ale wszędzie o wyborcę trzeba walczyć. Na tym polega praca polityczna. Uważam, że jesteśmy bardziej wiarygodni i bardziej skuteczni niż Platforma Obywatelska. A ja po prostu robię swoje. To nigdy nie działa tak, że przyjdę i powiem wyborcom: „OK, to ja tu jestem z Lewicy i będę robić swój program, proszę na mnie głosować”, i wszyscy pójdą, i zagłosują. Nie ma tak.

Gdańskie laboratorium opozycji

czytaj także

Gdańskie laboratorium opozycji

Jędrzej Włodarczyk

Ale czy nie jest tak, że ta agenda, która powinna się kojarzyć z Lewicą, tutaj została zawłaszczona przez PO?

Ta agenda kojarzy się przede wszystkim z Pawłem Adamowiczem, który był przecież konserwatystą. Pamiętam doskonale ten czas na początku lat dwutysięcznych, kiedy pisałam do prezydenta Adamowicza, że chcemy na placu Solidarności zrobić manifestację solidarności z poznańskim Marszem Równości, który został wtedy spacyfikowany. W odpowiedzi przeczytałam, że nie będziemy bezcześcić placu Solidarności, gdzie ginęli stoczniowcy. Nasze środowisko było traktowane fatalnie. Ale Adamowicz zmienił się przez te lata – to dobrze. Może jest tak, że Lewica nie potrafiła zrobić pewnych rzeczy, a może po prostu Adamowicz robił to lepiej…

Ale jak pani chce odbić to pole?

Pracując. I nie mówię tylko o kampanii. Działam na rzecz świeckiego państwa, praw kobiet, środowiska, jeżdżę po małych miejscowościach, rozmawiam z rolnikami, młodymi ludźmi, seniorami. To jest po prostu codzienna praca polityczna, którą wykonuję.

Paweł Adamowicz jeszcze wiele lat mógł zasilać energią nie tylko Gdańsk

A co będzie pani robić dla okręgu gdańskiego w Sejmie?

Są tematy specyficzne dla naszego regionu, jak na przykład ustawa metropolitalna – której potrzebujemy – czy duże wykluczenie komunikacyjne poza Trójmiastem. Dla ludzi z Gdańska czy Gdyni to jest nie do pomyślenia, że do przystanku idzie się godzinę. A tak jest w ponad 90 miejscowościach w naszym województwie. Do jednej czwartej miejscowości nie dociera w ogóle transport publiczny. To znaczy, że mamy wzrost gospodarczy, ale nie korzysta z tego jedna czwarta ludności regionu – tylko dlatego, że mieszka 50 km od Gdańska. Te problemy bardzo często dotykają kobiet, bo to one najczęściej opiekują się dziećmi albo osobami starszymi i rzadziej niż mężczyźni mają samochody.

Niedawno w Sztumie poznałam kobietę, która mieszka z rodzicami, mężem i dwójką dzieci. Musiała odmówić przeprowadzki do mieszkania komunalnego, które gmina jej przyznała, bo to mieszkanie jest 6 km od miasta. Nie ma tam żadnego transportu publicznego, a ona nie ma samochodu. Musi więc dalej gnieździć się z rodzicami, bo inaczej nie miałaby jak dojechać z domu do pracy. To jest absurd. To jest dla mnie jedna z ważniejszych rzeczy.

Dla ludzi z małych miejscowości pierwszy duży wydatek w dorosłym życiu to często prawo jazdy. Bez tego nie da się żyć. Nie można pojechać do znajomych, nie można pojechać normalnie do lekarza. I to w kraju, w którym mówi się o wielkich, megalomańskich inwestycjach, o wielkich lotniskach, rysuje projekty samochodów elektrycznych. Pozostawianie ludzi, którzy nie mogą się kochać czy przyjaźnić, dbać o zdrowie lub więzi rodzinne, bo nie dojeżdża do nich autobus – to jest słabe.

A jakie największe wyzwania dostrzega pani w skali kraju?

Poprawienie sytuacji młodych ludzi i przedsiębiorców, polepszenie jakości usług publicznych w zakresie mieszkalnictwa, edukacji oraz zdrowia. Moja córka wróciła jakiś czas temu z Holandii, gdzie pracowała w magazynie jako pracownica fizyczna. Dokładnie tak samo jak ja, kiedy byłam studentką. Mamy rok 2019, jesteśmy w sercu Europy, a młodzi ludzie w Polsce ciągle nie mają takich samych szans jak na przykład Szwedzi, Francuzi czy Czesi. Coraz więcej młodych wyjeżdża, rodzice tęsknią, dziadkowie nie wiedzą, czy zobaczą swoje wnuki na święta. Znajomy kandydat z Lewicy, trzydziestolatek z Sopotu, mówi, że z jego koleżanek i kolegów z klasy w liceum tylko dwie osoby zostały w mieście. Reszta wyjechała, bo nie mogła sobie pozwolić na własne mieszkanie. Tak nie może być.

Uwaga, spojler: nigdy nie dogonimy Niemiec

I jak chcecie to zmienić?

Mamy plan, żeby powołać państwowe przedsiębiorstwo i wybudować w ciągu 10 lat milion mieszkań, które będą dostępne dla młodych ludzi. Obniżymy ZUS dla przedsiębiorców, tak żeby był zależny od dochodu, a nie wynosił – jak ma to być w przyszłym roku – ponad 1400 zł i po prostu zarzynał młodych. To wszystko wymaga systemowych rozwiązań. W Sejmie należy łączyć ze sobą kwestie społeczne, gospodarcze i środowiskowe. Bo jak wynika z powyższej historii, można poprawić sytuację mieszkaniową i zapewnić ludziom godne życie tylko wtedy, kiedy jednocześnie zadba się o transport publiczny. To wszystko są naczynia połączone.

Jak to łączenie kwestii społecznych, gospodarczych i środowiskowych wyglądałoby w praktyce?

Chodzi o to, by na problemy patrzeć wielowymiarowo i stosować rozwiązania systemowe, a nie punktowe. Robiliśmy takie rzeczy z Robertem Biedroniem w Słupsku – na przykład w kwestii energetyki. Samorządy mogą w swoich jednostkach oszczędzać energię, efektywnie ją wykorzystywać i zwiększać udział odnawialnych źródeł energii. To generuje ogromne oszczędności dla środowiska, ale też oszczędność pieniędzy dla samorządu.

Dla ludzi z Gdańska czy Gdyni to jest nie do pomyślenia, że do przystanku idzie się godzinę.

I te pieniądze można wydać na nowe inwestycje, zamiast dosłownie puszczać je z dymem. Można na przykład przeznaczyć je na programy wychodzenia z ubóstwa mieszkańców, wspierać wymianę sprzętu domowego na bardziej energooszczędny, żeby ludzie mieli niższe wydatki. Bo dziś dodatki energetyczne to są po prostu pieniądze, które wpłaca się gigantom energetycznym.

Osób ubogich nie stać na wymianę zwykłej żarówki na ledową, która świeci tak samo, ale zużywa 85 proc. energii mniej. Biednego często nie stać na to, żeby oszczędzać. Trzeba wesprzeć ludzi, by byli w stanie ponieść koszt takiej inwestycji.

W tym kontekście ważny jest etyczny biznes. Jeśli wprowadzamy do małej miejscowości firmę, która smrodzi i płaci ludziom tak, że nie mogą za pensję przeżyć, to zamiast wyciągać taką miejscowość ze stagnacji czy poprawiać jej atrakcyjność, prowadzimy tylko do większej degeneracji. Standard życia się pogarsza, ludzie zaczynają wyjeżdżać. Podejmując więc różne wybory, musimy rozumieć, jakie będą miały konsekwencje dla różnych obszarów życia – nie tylko dla gospodarki, ale przede wszystkim dla ludzi i dla środowiska.

Śmiejesz się z Sosnowca, nie byłeś w Zawierciu [rozmowa z Magdaleną Okraską]

Inny przykład: dzisiaj w końcu mówi się o jakości powietrza. Nawet na Pomorzu w wielu miejscowościach województwa w okresie grzewczym co trzeci dzień są przekroczone normy zanieczyszczenia. A dlaczego my mamy oddychać zatrutym powietrzem? Dlatego, że jakieś lobby nie chce się przestawić na inny przemysł. Trzeba patrzeć szerzej. Przecież to nasze życie, nasze zdrowie, zdrowie naszych dzieci. Niestety w Polsce nie ma takiego resortu, jak ministerstwo ds. zrównoważonego rozwoju, które zajmowałyby się szerokim i długofalowym planowaniem.

To pani jest autorką projektu Wiosny odchodzenia od węgla do 2035 roku. Nie boi się pani czasami, że narazi się lobby węglowemu? W dzisiejszej Polsce to nie tylko spółki węglowe ze Śląska, ale też gdańskie firmy importujące miliony ton rosyjskiego węgla.

Nie. Może brakuje mi świadomości takiego zagrożenia, ale przecież w każdej branży istnieją jakieś lobby. I nie możemy ze strachu – w tym przypadku przed lobby węglowym – prowadzić polityki, która jest szkodliwa dla wszystkich poza kilkoma dobrze uposażonymi prezesami. Jakbym się tak obawiała o siebie, to nie byłabym w polityce. Dzisiaj Gdańsk jest zagłębiem węglowym, bo to tutaj swoje siedziby mają największe firmy handlujące rosyjskim węglem. Ja wybieram interes mieszkańców, obywateli, przyszłych pokoleń i ryb. Głos mają dzieci i ryby, a nie lobby węglowe.

Manifest prosmogowy

To może elektrownia atomowa?

Energetyka atomowa jest coraz droższa i nieopłacalna, mówią już o tym wszyscy eksperci. Przy dzisiejszym rozwoju technologii już na etapie rozpoczęcia tej czasochłonnej inwestycji wiadomo, że w momencie zakończenia będzie ona przestarzała, choć trzeba będzie z niej korzystać przez kilkadziesiąt lat ze względu na gigantyczne nakłady. Obecnie w Europie w budowie są dwie elektrownie – w Wielkiej Brytanii i Finlandii. Obie mają opóźnienia – na tę pierwszą wydano już równowartość 100 mld zł, a prąd z niej będzie najdroższy w Europie. To taki smok wawelski, którego przynajmniej przez kilka dekad trzeba dokarmiać.

Atom – szansa czy zagrożenie? [wyjaśniamy]

Ponadto jak zainwestujemy w atom, nie będziemy rozwijać energetyki odnawialnej, bo inwestor musi mieć gwarancję zysku i tego, że sprzeda ten prąd. Będziemy więc musieli go kupować, nawet jeśli się okaże, że mamy technologie, żeby produkować energię za darmo. Już teraz niektóre firmy produkują energię na własne potrzeby, nawet przy dużych produkcjach. Efektywność i odnawialne źródła energii to idealny miks, by oddychać czystym powietrzem i nie płacić wysokich rachunków. To jest właśnie zrównoważony rozwój.

Wspomniała pani o etycznym biznesie. Dostrzega pani to, co ruch turystyczny zrobił z rynkiem nieruchomości w Gdańsku?

Zacznijmy od tego, że turystyka ma prawo istnieć. Tak wygląda nasz świat i miasta muszą sobie z tym poradzić. Bo z jednej strony gospodarze miast i biznes chcą tych turystów – to są dochody. I nie ma w tym nic złego. Ludzie też mają prawo podróżować i zwiedzać. Ale włodarze miast i państw muszą przede wszystkim chronić mieszkańców. Turystykę i komfort mieszkańców trzeba jakoś pogodzić. Niestety dużą rolę odegrały mechanizmy, które generalnie pochwalam, czyli sharing economy, ale one się zdegenerowały i okazały się degenerujące dla otoczenia. Dzisiaj wiemy, że wymagają większej regulacji.

Wakacje nad polskim morzem: beton, deweloperka i rzygi

Na konferencji prasowej, kiedy przedstawiała pani listę Lewicy w okręgu gdańskim, powiedziała pani: „Głosujcie na Lewicę, jeśli chcecie, by wszystkie miasta były takie jak Słupsk”. Czyli jakie?

Biedroń był dobrym, otwartym na ludzi prezydentem. Na konwencji wspominałam, jak na schodach urzędu miasta raz w miesiącu pojawiali się ludzie, którzy się tam modlili i odprawiali egzorcyzmy, bo uważali, że Biedroń jest ucieleśnieniem diabła. Biedroń zawsze do nich wychodził i mówił, że nie muszą marznąć przed budynkiem, mogą wejść do środka, napić się herbaty, że w środku jest cieplej, nie pada. On zawsze rozmawiał z ludźmi.

Zrobiliśmy razem wiele rzeczy, które potem wzięły od nas inne samorządy. Stworzyliśmy sieć progresywnych miast, w których dzieliliśmy się dobrymi praktykami. To były proste rzeczy: jawność wynagrodzeń, konkursy na stanowiska, dbanie o to, by nikt z mieszkańców nie pozostał z tyłu. Ale także o środowisko czy o zwierzęta.

Efektywność i odnawialne źródła energii to idealny miks, by oddychać czystym powietrzem i nie płacić wysokich rachunków.

Byliśmy uważni i oszczędni. Na samych zamówieniach mocy ciepła mieliśmy duże oszczędności, wcześniej po prostu nikt nie zwracał na to uwagi. Wprowadziliśmy zasady antydyskryminacyjne i jako pierwsze miasto kartę różnorodności. Prezesi miejskich spółek mieli szkolenia o tym, czym jest dyskryminacja, czym są stereotypy. Po prostu rozwalaliśmy stary system.

Pamiętam, jak od osób zaangażowanych w pani kampanię do Parlamentu Europejskiego słyszałam, że na pewno zdobędzie pani mandat, że ma pani biorące miejsce. Nie udało się. Czy wyciągnęła pani wnioski z tamtej kampanii?

W wyborach do PE w Gdańsku są tylko trzy mandaty do wzięcia. Nasz okręg jest liczebnie mniejszy w stosunku do innych okręgów i dużo trudniej tutaj zdobyć mandat. Ale wynik naszego komitetu był najlepszy w regionie, jeśli chodzi o lewicę. Wcześniej żaden lewicowy komitet na Pomorzu nie dostał w wyborach do europarlamentu 50 tys. głosów. Ale żeby dostać tu mandat, w całej Polsce musielibyśmy mieć piętnaście procent.

Mieliście przecież wziąć 15% procent. I co się stało?

Scena polityczna silnie się spolaryzowała – im bliżej wyborów, tym silniejsza była to tendencja. Znam takie sytuacje, kiedy nawet ci ludzie, którzy wpłacali pieniądze na nasz komitet, głosowali potem na Platformę Obywatelską. Ze strachu przed PiS. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że Wiosna powstała na początku lutego, a wybory do PE były w maju. W ciągu czterech miesięcy stworzyliśmy siłę, której udało się zdobyć trzy mandaty. Przebiliśmy się.

Biedroń najlepszych ludzi wypchnął na margines

czytaj także

Robert Biedroń zmienił decyzję co do rezygnacji ze swojego mandatu w PE. Nawet nie ma sensu po raz kolejny powtarzać, jak wiele osób to rozczarowało. Czy nie ma pani poczucia, że lider partii uciekł do Brukseli, a panią i innych członków Wiosny zostawił tutaj na placu boju przed bardzo trudnymi wyborami?

Nie mam takiego poczucia. Robert jest teraz szefem sztabu Lewicy, wspiera kampanię we wszystkich okręgach, cały czas pracuje na najwyższych obrotach. Myśmy go namawiali, żeby tego nie robił, żeby zajął się polityką na szczeblu unijnym, skoro wywalczył miejsce w PE. Nie słyszałam nigdy o takiej praktyce jak zrzekanie się mandatu. Oczywiście błędem było to, że coś takiego powiedział, bo przecież nikt tego od niego nie oczekiwał. Ludzie go przecież wybrali jako posła do europarlamentu, więc niech tam zasiada. Przez to wcale nie przestał być liderem Wiosny.

No ale przecież na listach Lewicy są radni miejscy, radni gmin i powiatów. Jeśli zostaną wybrani, będą musieli zrzec się mandatów, które pełnią…

No tak, ale Robert Biedroń nie kandyduje do Sejmu. To jest wybór każdej osoby, której ta sytuacja dotyczy. Ja uważam, że dostanie się do europarlamentu to zbyt duża odpowiedzialność, by się tego zrzekać.

Michał Syska: W Wiośnie kluczowe decyzje podejmowane są na randkach Biedronia i jego partnera

Czy zrobienie dobrego wyniku przez koalicję lewicową nie będzie trudniejsze bez Biedronia na liście?

Zrobimy dobry wynik. Sondaże na tę chwilę są bardzo dobre. Ludzie doceniają to, że jesteśmy koalicją. Wiosna, SLD, Razem – to są naprawdę różne ugrupowania i to jest dla nas wszystkich lekcja współpracy. Mamy różne backgroundy, ale wszyscy mamy praktycznie taki sam program – może z drobnymi szczegółami. Więc to jest dla nas ważne i dobre doświadczenie.

Czy to tylko doraźny sojusz na wybory czy alians będzie trwały?

Dużo dyskutowaliśmy z Robertem o tym, jak to będzie w Sejmie. Być może będziemy mieli wspólny klub z SLD. Czy Razem przystąpi do tego klubu, nie wiem. Ale Wiosna i SLD czują, że ma to rację bytu. Liczę na to, że Razem też tam będzie, to bardzo ciekawa formacja polityczna, jest tam dużo ideowych, merytorycznych ludzi. Takie osoby są w polityce ważne i potrzebne. Każdy z nas coś wnosi do tego konglomeratu, do tego trójgłowego lewicowego smoka.

Zandberg: Chcemy nowoczesnego państwa dobrobytu [rozmowa]

***

Beata Maciejewska – polityczka Wiosny, startuje z pierwszego miejsca wspólnej listy Lewicy w okręgu gdańskim. Bliska współpracowniczka Roberta Biedronia. W czasie jego prezydentury w Słupsku była pełnomocniczką ds. zrównoważonego rozwoju, a potem szefową gabinetu. Specjalistka ds. energetyki obywatelskiej i odnawialnych źródeł energii, przeciwniczka węgla i atomu.

Paulina Siegień – dziennikarka współpracująca z „Gazetą Wyborczą” i „New Eastern Europe”. Mieszka w Gdańsku, kocha Kaliningrad, wakacje woli spędzać na Podlasiu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Siegień
Paulina Siegień
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka związana z Trójmiastem, Podlasiem i Kaliningradem. Pisze o Rosji i innych sprawach, które uzna za istotne, regularnie współpracuje także z New Eastern Europe. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu” (2021), za którą otrzymała Nagrodę Conrada.
Zamknij