Świat

Wyrzućcie Trumpa z urzędu, natychmiast i dożywotnio!

Fot. Marco Verch/Flickr.com

Dla zwolenników skrajnej prawicy nie ma znaczenia, kto wygrał wybory – bo tylko oni są prawdziwymi obywatelami i tylko ich zdanie się liczy. Dlatego szturmu na Kapitol nie można puścić płazem.

Rok temu prawnicy i publicyści debatowali, czy impeachment amerykańskiego prezydenta to kwestia prawna, czy raczej polityczna. Oczywiście jest i taka, i taka – a ponadto nie ma nic złego w jej politycznym wymiarze. Według Konstytucji Stanów Zjednoczonych to politycy, a nie sądy, mają orzekać, czy prezydent popełnił „poważne przestępstwa i wykroczenia związanie z pełnieniem urzędu” [high crimes and misdemeanors – red.] oraz – przede wszystkim – czy szef egzekutywy stanowi trwałe zagrożenie dla republiki.

Na niecałe dwa tygodnie przed tym, jak Joe Biden zastąpi Donalda Trumpa w Białym Domu, znów podniesiono tę kwestię. Przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi jasno oświadczyła, że albo przy zastosowaniu 25. poprawki do konstytucji prezydenta powinien usunąć gabinet, albo powinna się rozpocząć procedura impeachmentu.

Trupy w świątyni demokracji. Czy to koniec Trumpa?

Brutalny zryw na terenie Kapitolu Stanów Zjednoczonych, do którego podżegał Trump, to zupełnie nowa, a przy tym splamiona karta w historii Stanów Zjednoczonych. Choć więc Biden złoży przysięgę już 20 stycznia, urząd prezydenta nie jest bezpieczny w rękach Trumpa przez najbliższe dwa tygodnie. Trzeba więc (ponownie) uruchomić impeachment, wydalić go z urzędu i dożywotnio zakazać mu sprawowania jakiegokolwiek publicznego stanowiska.

Kongres ma prawo, ale nie obowiązek impeachmentu. Czasem ustawodawcy mogą po prostu tolerować pewne prezydenckie występki, jeśli koszt próby usunięcia prezydenta z urzędu przeważyłby nad korzyściami. Dziś nie mamy do czynienia z takim przypadkiem.

Niewymierzenie zasłużonej kary urzędnikowi państwowemu jest komunikatem dotyczącym moralnych obowiązków ustroju – w takim samym stopniu jak jej wymierzenie. Kiedy w ubiegłym roku senaccy republikanie zagłosowali za uniewinnieniem Trumpa po tym, jak izba dokonała jego impeachmentu za skandal ukraiński, wysłali sygnał, że niech się dzieje, co chce: oni stoją murem za zawodowym przestępcą. Pobłażający Trumpowi politycy, tacy jak senatorka z Maine Susan Collins, mieli nadzieję, że postępowanie da Trumpowi nauczkę. Rzeczywiście, wyciągnął wnioski: nauczył się, że nie grożą mu żadne konsekwencje za nielegalne zmuszanie innych do wyświadczania mu przysług i ustawiania wyborów na jego korzyść.

Przypomnijmy sobie rozmowę telefoniczną Trumpa z ukraińskim prezydentem Wołodymyrem Zełenskim latem 2019 roku, kiedy to zagroził wstrzymaniem amerykańskiej pomocy wojskowej do czasu, aż Ukraina ogłosi śledztwo w sprawie syna Bidena, Huntera. Z tego nadużycia stanowiska Trump wyszedł bez szwanku, więc zimą 2020 roku znów podniósł słuchawkę i odbył kolejną pogawędkę, w której próbował szantażować sekretarza stanu Georgia, republikanina Brada Raffenspergera, by ten sfałszował wyniki listopadowych wyborów. Wszyscy republikanie, którzy potępili ten drugi telefon, powinni sobie zadać pytanie, dlaczego puścili płazem ten pierwszy.

Nie wymierzając kary za szturm na Kapitol, republikanie z Kongresu znów pokażą, że są współwinni tego, co się na Kapitolu wydarzyło. Zasygnalizują zarazem, że urzędujący prezydent może śmiało nakłaniać do przemocy przeciwko jednej z trzech władz republiki.

Niektórzy będą się obawiać, że drugi impeachment i dożywotni zakaz sprawowania władzy tylko sprowokują „elektorat” Trumpa. Ale ten argument już się przecież zdezaktualizował. Niezależnie od tego, co zrobią albo czego nie zrobią demokraci bądź na wpół odpowiedzialni republikanie, tacy jak senator Mitt Romney, Trump i jego zwolennicy w prawicowych mediach i tak będą podburzać populistyczny ruch.

Szaman, owszem, był zabawny, ale szturm na Kapitol to nie groteska

Prawicowemu populizmowi nie po drodze przecież z rzeczywistością. Ta czy inna liczba głosów zdobytych w wyborach nie ma znaczenia dla ludzi, którzy wyłącznie siebie uważają za „prawdziwych Amerykanów” (czyli tylko tych, którzy się liczą). Na mobilizacji rzekomych „prawdziwych Amerykanów” przeciwko zepsutym elitom i mniejszościom (które powinny wrócić „na swoje zadupia”) od samego początku opiera się model polityczny Trumpa – podobnie jak jego model biznesowy jako dewelopera polegał na machlojkach i oszustwach. Niejeden wyłudzacz spod znaku MAGA i niejeden republikański oportunista zainwestował w to polityczne przedsięwzięcie. Potrzeba będzie czegoś więcej niż odrobina zdrady stanu i kilka ofiar śmiertelnych w Waszyngtonie, by zaczęli pozbywać się swoich udziałów w Trumpie.

Dlatego koniecznie trzeba nie tylko usunąć Trumpa, lecz także dożywotnio zakazać mu uczestnictwa w polityce. Choć wiązałoby się to z nałożeniem trwałego ograniczenia na podstawowe prawa polityczne jednostki, wiele demokracji dopuszcza taką możliwość. Na przykład według niemieckiej ustawy zasadniczej prawa stracić mogą ci, którzy chcąc zaszkodzić demokracji liberalnej, łamią wolność słowa i inne podstawowe swobody. Tej klauzuli jednak nigdy skutecznie nie zastosowano – częściowego dlatego, że neonazistów, co do których rozważano taką możliwość, z politycznego obiegu wyjęły wyroki w sprawach karnych.

Czarni, Latynosi, Chińczycy i kobiety. Dlaczego oni wszyscy głosowali na Trumpa?

Dożywotni zakaz kłóci się oczywiście z naczelnym założeniem demokracji, że człowiek może zmienić zdanie. W przeciwieństwie do tego, co powiedziała Hillary Clinton w niesławnym wystąpieniu z 2016 roku, kiedy to chciała wrzucać połowę elektoratu Trumpa do „koszyka potępionych”, nie ma przypadków beznadziejnych. Jeśli należysz do tej dużej grupy ludzi, która chciałaby przywrócenia więźniom w Stanach Zjednoczonych czynnego prawa wyborczego, jak możesz uzasadnić objęcie Trumpa dożywotnim zakazem? Co by było, gdyby Trump okazał skruchę i wymyślił siebie na nowo? Czy nie powinniśmy konsekwentnie wstrzymywać się przed dożywotnimi zakazami?

Skrucha jest mało prawdopodobna, ale to zostawmy. Sęk w tym, że Trump uporczywie dążył do obalenia samego ładu demokratycznego. To nie jest po prostu jedno z wielu przestępstw i wykroczeń związanych z pełnieniem urzędu. Nie sposób też porównać tego z jego biznesami przed prezydenturą (i w jej trakcie), za które powinien być ścigany. Jeśli ktoś odmawia gry zgodnej z regułami (a zwłaszcza regułami tak prostymi jak „wygrywa kandydat, który zdobędzie najwięcej głosów”), wyrzucenie tego gracza jest całkowicie uzasadnione.

Stany Podzielonej Ameryki

Czy republikanie wsparliby taki krok? Wielu z nich, na przykład senatorzy Josh Hawley z Missouri i Ted Cruz z Teksasu, zbili swoje polityczne fortuny na podlizywaniu się skrajnej prawicy. Inni jednak być może szukają ucieczki z paszczy Trumpa. Szturm na Kapitol pokazał, że w działaniach ruchu QAnon nie można sobie przebierać. Ani Trump, ani jego republikańscy poplecznicy nie mogą zapanować nad siłami, które uwolnili. Rewolucja zawsze pożera swoje dzieci – a czasem nawet ojców. Jeśli republikanom nie uda się całkowita i natychmiastowa detrumpizacja partii, przekonają się o tym na własnej skórze – ale najpierw sprawy przybiorą dużo, dużo gorszy obrót.

**
Copyright: Project Syndicate, 2021. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan-Werner Müller
Jan-Werner Müller
Politolog, autor książki „Co to jest populizm?”
Jan-Werner Mueller jest profesorem politologii na Uniwersytecie Princeton i autorem wydanej nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej książki „Co to jest populizm?”.
Zamknij