Świat

Czy korporacje mogą być postępowe? ESG na celowniku prawicy

Co do jednego lewica może się zgodzić z radykalnie liberalnymi wyznawcami wolnego rynku: kiedy korporacja udaje, że ma jakąś „osobowość” i dba o jakieś „wartości” inne niż pieniądze, jest to czysta gra pozorów i mydlenie oczu. Tyle że wnioski wyciągamy już zupełnie inne.

Niewyczerpana jest lista zagrożeń czających się na szarego konsumenta ze strony makiawelicznych operatorów na lewicy. Ich niecne zakusy postanowiła ujawnić nowa postać na styku biznesu i polityki: Vivek Ramaswamy, przedsiębiorca sektora farmaceutycznego, a od niedawna komentator polityczny, brylujący głównie w amerykańskich mediach konserwatywnego nurtu.

Ramaswamy wyłożył swoje poglądy w książce Woke Inc. Inside Corporate America’s Social Justice Scam. Przedstawia się w niej jako zdrajca swojej klasy, który zmęczony hipokryzją korporacji ujawnia „przekręt stulecia”. Przekrętem tym ma być kapitalizm interesariuszy, w którym korporacje wykorzystują wartości ważne dla postępowców, żeby odwrócić uwagę od własnej pogoni za zyskiem i władzą.

Mazzucato: Kapitalizm interesariuszy? Nie, to tylko mydlenie oczu

Zło u Ramaswamy’ego ma wiele imion: kompleks postępowo-przemysłowy (woke-industrial complex), ideologiczny kartel, kapitalizm interesariuszy, kapitalizm ESG (o tym później). Najczęściej jednak stosuje określenie woke, które rozbrajająco definiuje jako „obsesję na punkcie rasy, płci i orientacji seksualnej. Może też zmian klimatu”.

Sam Ramaswamy padł ofiarą ideologii woke, bo oberwało mu się od zarządu jego firmy farmaceutycznej w czasie niepokojów po zabiciu przez policję George’a Floyda, kiedy to nie poparł otwarcie ruchu Black Lives Matter. Twierdził wtedy, że o wiele istotniejsze społecznie od fasadowych posunięć antyrasistowskich jest robienie tego, do czego firma jest powołana – w tym wypadku skupienie się na badaniach nad nowymi lekami, które poprawiłyby los również czarnej społeczności.

W woke Ramaswamy widzi cyniczną grę korporacji, które tanim kosztem odwracają uwagę społeczeństwa od niegodziwości, których się dopuszczają. Coca-Cola radzi swoim pracownikom, żeby „próbowali być mniej biali”, a tymczasem jej produkty przyczyniają się do epidemii otyłości i cukrzycy. Bank Goldman Sachs oficjalnie naciska na parytety płciowe i etniczne w zarządach spółek, żeby przykryć uczestnictwo w defraudacji miliardów z malezyjskiego funduszu rozwoju. Amazon przeznacza 10 milionów dolarów na fundusze wsparcia czarnej społeczności, żeby złagodzić skandal ze zwolnieniem pracowników naświetlających makabryczne warunki pracy w swoich magazynach. Produkty Nike reklamuje Colin Kaepernick, zawodnik futbolu amerykańskiego i ikona ruchu Black Lives Matter, gdy tymczasem firma czerpie zyski z pracy dzieci w azjatyckich fabrykach. Uber poprzysiągł walkę z rasizmem, a w tym samym czasie lobbował w Kalifornii za przepchnięciem ustawy zezwalającej na traktowanie swoich kierowców nie jak pracowników, ale jak niezależnych przedsiębiorców.

Jeśli społeczeństwo nie chce dać się tak robić w balona, powinno wręcz wymagać, żeby biznes otwarcie stawiał zysk ponad wszystko i nie udawał, że kierują nim inne względy. To według Ramaswamy’ego jedyny uczciwy model. Co więcej, firmy nie powinny być rozliczane z prywatnych poglądów ich prezesów, a oni sami pociągani do odpowiedzialności za cokolwiek innego, niż wynika z prawa korporacyjnego. Zaletą korporacji jest brak osobistej odpowiedzialności członków zarządu i inwestorów – w przeciwnym razie nikt nie odważyłby się inwestować w nowe projekty. Przykazanie o pierwszeństwie maksymalizacji zysku akcjonariuszy to błogosławieństwo chroniące społeczeństwo przed mackami korporacji, które w przeciwnym razie zagarniałyby coraz większe obszary życia.

Jak Uber urabiał polityków, media i ciebie

Doszukując się hipokryzji wśród wyznawców woke, Ramaswamy twierdzi, że kapitalizm woke to Citizens United na sterydach. Potępiana przez lewicę decyzja Sądu Najwyższego w sprawie Citizens United vs. FEC z 2010 roku stanowi, że korporacje mają prawo wydawać nieograniczone sumy pieniędzy na kampanie wyborcze, uzasadniając to prawem do swobody wypowiedzi gwarantowanej w pierwszej poprawce do amerykańskiej konstytucji. Tym samym sąd uznał, że korporacjom przysługują prawa należne pojedynczym obywatelom. Jako anegdotę można dorzucić, że oprotestowując tę decyzję, pewien mieszkaniec Kalifornii odmówił przyjęcia mandatu za prowadzenie pojazdu po pasie przeznaczonym dla większej liczby pasażerów, twierdząc, że papiery jego firmy na przednim siedzeniu to przecież dodatkowa osoba.

Ramaswamy wytyka lewicowcom hipokryzję: z jednej strony chcą oni, żeby korporacje nie były traktowane jak ludzie, a z drugiej wymagają od nich ludzkich zachowań i posiadania poglądów społeczno-politycznych. Co zaś z argumentem, że przecież wymaganie określenia się politycznego korporacji to przecież tylko konsekwentnie stosowanie Citizens United? Ramaswamy i tu dostrzega różnicę. Kiedy korporacja finansuje kampanie polityków, robi to dyskretnie i prywatnie, a kiedy ogłasza wszem wobec swoje polityczne zaangażowanie, to tym samym tłamsi własnych pracowników, którzy być może mają inne przekonania.

Instrumentem wymuszającym na biznesie sprostanie chimerycznym wymaganiom „ideologii woke” są tzw. czynniki ESG (environmental, social and governance – dotyczące środowiska, odpowiedzialności społecznej i ładu korporacyjnego), czyli pozafinansowe względy, jakie firma powinna brać pod uwagę w strategii swojego rozwoju. Dla inwestorów szukających długofalowych, zrównoważonych inwestycji stanowią one wskaźnik i element oceny ryzyka. Przykłady z każdej grupy to emisja zanieczyszczeń czy prowadzenie testów na zwierzętach, niedyskryminacja w zatrudnianiu, poszanowanie praw człowieka, relacje z lokalną społecznością, walka z korupcją, strategia podatkowa i lobbing.

Czynniki ESG po raz pierwszy pojawiły się w 2006 roku w raporcie dotyczącym oenzetowskich Zasad Odpowiedzialnego Inwestowania (UNPRI). Wnioskowano w nim, aby kryteria ESG zostały włączone do ocen finansowych spółek. W tym czasie 71 firm inwestycyjnych i właścicieli aktywów o wartości 6,5 biliona poparło postulaty raportu. W 2022 roku było to już prawie 5000 sygnatariuszy zarządzających aktywami o wartości ponad 121 bilionów dolarów. W 2020 roku 88 proc. amerykańskich spółek giełdowych prowadziło inicjatywy w tym zakresie. ESG stały się zatem jednym z kluczowych kryteriów branych pod uwagę przez inwestorów.

Wszechobecność woke i ESG uosabiają trzy gigantyczne amerykańskie firmy zarządzające aktywami – BlackRock, Vanguard i StateStreet. Firmy te pozyskują kapitał od klientów i inwestują go w akcje, obligacje lub nieruchomości. BlackRock zarządza inwestycjami o wartości prawie 10 bilionów dolarów. Vanguard 8 bilionów dolarów, a StateStreet 4 biliony dolarów. Ich łączne 22 biliony dolarów w zarządzanych aktywach to równowartość ponad połowy łącznej wartości wszystkich akcji spółek z indeksu S&P 500. Analiza opublikowana w „Boston University Law Review” w 2019 roku szacowała, że Wielka Trójka może kontrolować nawet 40 proc. głosów akcjonariuszy z indeksu S&P 500 w ciągu dwóch dekad.

Taśmy ExxonMobil: Bandyci klimatyczni śmieją się nam w twarz

Według Ramaswamy’ego niechlubnym przykładem takiej kontroli jest przypadek Exxon Mobil i Engine No. 1. Ten drugi to mały fundusz inwestycyjny promujący ekologicznie odpowiedzialne rozwiązania. W 2021 roku, po zaciętej walce Engine No. 1, posiadający ułamek udziałów Exxona, umieścił w jego zarządzie trzy osoby. Fundusz nie mógłby nic zdziałać sam, lecz zdołał przekonać do swojej wizji nikogo innego jak BlackRock, Vanguard i StateStreet, którzy łącznie posiadają 20 proc. akcji Exxona z prawem głosu. Tym samym Engine będzie w stanie forsować rozwiązania ograniczające zanieczyszczenie środowiska. W prasie okrzyknięto to wręcz historycznym zwycięstwem małego aktywistycznego Dawida nad anachronicznym Goliatem.

BlackRock bezceremonialnie przyznał, że koniec końców zmiany klimatu zagrażają zyskom udziałowców, więc między innymi dlatego warto poprzeć inicjatywę Engine. Prezes BlackRock Laurence Fink zauważył również, że kwestie klimatyczne są dla ich klientów kluczowe. Aktywiści klimatyczni zyskują zatem argument wolnorynkowy – wdrażanie zrównoważonej polityki klimatycznej korzystnie wpłynie na długofalowy zysk udziałowców, a poza tym jest to coś, czego oni sami chcą. Ramaswamy skrytykował to posunięcie, twierdząc, że Exxon miałby się finansowo lepiej, gdyby nie bawił się w żadną dywersyfikację i zieloną energię.

Z ESG ma na pieńku również Elon Musk, którego Tesla wypadła w maju z giełdowego indeksu S&P ESG między innymi za brak strategii niskoemisyjnej. Musk w konsekwencji nazwał rankingi ESG lewackim przekrętem.

Być jak Elon Musk. Mesjasz czy patoinfluencer kapitalizmu?

Faktem jest, że brakuje rzetelnych, jednoznacznych danych na temat sytuacji finansowej firm wdrażających ESG. Notowane na giełdzie fundusze inwestujące w ESG miewają wyższe przychody niż standardowe fundusze, czasem radzą sobie gorzej, czasem korelacja między jednym a drugim jest niewidoczna lub wszystko zależy od tego, kto, jak i kiedy ocenia. Według Ramaswamy’ego cała ta gmatwanina oznacza jedynie niepewność i straty dla inwestorów oraz zaniedbanie jedynego obowiązku płynącego z charakteru biznesu, czyli wypracowywania zysku dla akcjonariuszy.

Sam Ramaswamy przytacza kilka badań świadczących o wysokich wynikach funduszy ESG, wyjaśnia to jednak stronniczym doborem danych. Jeżeli firma ESG radzi sobie dobrze, uważa, to coś tu się nie zgadza – w końcu przedkłada inne kwestie nad te finansowe. A skoro coś się nie zgadza i ESG wydaje się działać lepiej, niż powinno, to mamy do czynienia z bańką. Nadmierny napływ pieniędzy do sektora ESG skończy się katastrofą podobną do krachu z 2008 roku. Na pęknięciu bańki zyskają zaś BlackRock czy Vanguard, które robią pieniądze bez względu na to, czy instrumenty, w które inwestują, wypracowują zysk. Zarabiają bowiem na prowizjach od zainwestowanego kapitału, a nie od zysków, który ten kapitał wygeneruje. Czy nadejdzie krach ESG? Ramaswamy stawiałby na to pieniądze.

Po co zatem ta cała misterna zabawa w ESG? Tu, według Ramaswamy’ego spisek się zagęszcza.

Po tym, jak firma BlackRock utworzyła w swoich strukturach organ do spraw zrównoważonego rozwoju, otrzymała zadanie zarządzania amerykańskim pandemicznym pakietem stymulującym, przejmując rolę rządu i zapewne sporo na tym zarabiając. Przypadek? Z kolei AstraZeneca ogłosiła w 2020 roku w Davos przeznaczenie miliarda dolarów na inicjatywy klimatyczne. Kilka miesięcy później dostała rządowy grant w wysokości 1,2 miliarda dolarów, dofinansowujący badania nad szczepionką. Znów przypadek? Ramaswamy nie ma dowodów na bezpośrednie quid pro quo, ale uważa, że coś jest na rzeczy. Korporacje udają woke, podlizują się rządowi, a w zamian dostają kontrakty i przychylną legislację.

Dlaczego zaś rząd amerykański działa w ten sposób? Spisek gęstnieje jeszcze bardziej. Dzięki wymuszaniu na biznesie postępowania według ideologii woke demokraci rękami korporacji mogą wciskać społeczeństwu radykalne rozwiązania, których nigdy nie przepchnęli przez Kongres w normalnym głosowaniu. Demokracja przestaje mieć znaczenie, kiedy Biden i jego klika nie muszą szukać głosów i trzymać się demokratycznych norm, skoro mogą wykorzystać ESG. To „krótka sprzedaż amerykańskiej demokracji”, jak błyskotliwie konstatuje Ramaswamy.

Istotnie, mechanizmy legislacyjne sprawiają, że uchwalanie nowych praw jest niezwykle trudne. Wskutek negocjacji między- i wewnątrzpartyjnych ustawy, jeżeli w ogóle wchodzą w życie, to często w mocno rozwodnionej wersji, a ogromny wpływ grup interesów i korporacyjnych lobbystów skutecznie niweluje wpływ obywateli na decyzje parlamentu. Ostatnie lata pokazują zaś, że politycy (z naciskiem na tych republikańskich) traktują drugą stronę jak wrogi obóz, z którym nie wolno iść na żaden kompromis. Tym samym pokusa, żeby wprowadzać zmiany rękami korporacji, jest nęcąca. Chociaż wizja Ramaswamy’ego to pozbawione twardych dowodów domysły o spiskowym zabarwieniu, nie myli się on, gdy zauważa zdegenerowanie systemu.

Pięć perfidnych spisków, które naprawdę istnieją

Ramaswamy ma również interesujący pogląd na temat bojkotów konsumenckich. Biorąc w nich udział, nieroztropni klienci znowu dają się nabić w butelkę. Biznesy woke mamią konsumentów iluzją, że angażując się w normalne akty konsumpcji, spełniają społeczne zobowiązania, jeśli wydają pieniądze na „właściwe” firmy. Taki washing polaryzuje również już bardzo podzielone społeczeństwo – skoro kupujesz kawę w Starbucksie, to pewnie jesteś lewicowym zwolennikiem prawa do aborcji, a jeżeli w Black Rifle Company, to kochasz broń i Donalda Trumpa.

Ramaswamy przyznaje, że bojkot konsumencki jest konsekwencją kapitalizmu – jeżeli uważasz, że twój fryzjer jest rasistą, to idziesz do innego. Ale bojkoty woke to coś zgoła odmiennego – to jak usłyszeć, że jakiś fryzjer w innym mieście jest rasistą, i specjalnie tam pojechać, żeby sterczeć z megafonem przed jego zakładem i odstraszać klientów. To nie próba głosowania pieniędzmi, ale zagłodzenia fryzjera. Poza tym używanie siły nabywczej, żeby sygnalizować swoją moralność, jest luksusem dla zamożnych, zatem „konsumpcja woke” tak naprawdę jest nielewicowa i wykluczająca. Ramaswamy porównuje to wręcz do handlu głosami wyborców.

Podsumowując: wymaganie od firm czegokolwiek poza tworzeniem produktu lub usługi i wypracowywaniu zysku podważa demokrację, dzieli społeczeństwo, szkodzi inwestorom i mydli oczy konsumentom. Receptą jest zostawienie korporacji w spokoju i budowanie wspólnej amerykańskiej tożsamości, najlepiej przez jakiś program prac społecznych dla młodzieży.

Korporacja to czarujący psychopata

czytaj także

Ramaswamy nie ogranicza się jedynie do stawiania zamaszystych diagnoz. W 2022 założył firmę inwestycyjną Strive Asset Management, która ma „oferować Amerykanom sposób na inwestowanie na giełdzie bez mieszania biznesu z polityką”. W opozycji do kapitalizmu woke firma ma promować coś, co nazywa mgliście excellence capitalism, czyli skupienie się na dostarczaniu doskonałych produktów i usług. W praktyce to kupowanie udziałów w firmach i odsuwanie ich od środowiskowych, społecznych i politycznych inicjatyw, które według Strive szkodzą wynikom finansowym. Natomiast jak apolityczna jest ta inicjatywa?

Jednym z fundatorów Strive jest miliarder Peter Thiel, w którego portfolio jest między innymi założenie PayPala do spółki z Elonem Muskiem oraz bycie pierwszym inwestorem zewnętrznym i członkiem zarządu Facebooka. W lutym 2022 roku Thiel, krytyczny wobec polityki woke i centralizacyjnych zapędów Big Tech, ogłosił, że odchodzi z zarządu Meta (właściciela Facebooka).

Thiela trudno nazwać apolitycznym. Jest on jednym z najhojniejszych darczyńców republikanów. Już w 2016 roku wspierał finansowo kampanię Trumpa, a w bieżącym cyklu wyborczym wpompował ponad 20 milionów dolarów w republikańskich kandydatów w prawyborach, między innymi popieranych przez Trumpa J.D. Vance’a w Ohio i Blake’a Mastersa w Arizonie. Obaj politycy twierdzą, że wybory w 2020 zostały Trumpowi ukradzione. Obaj są również przeciwnikami prawa do aborcji. Dodatkowo Masters podważa decyzję Sądu Najwyższego legalizującą małżeństwa jednopłciowe i promuje rasistowską teorię zastąpienia.

Prawybory potwierdzają: republikanie nie mogą uwolnić się od Trumpa

W profilu Thiela opublikowanym w „Washington Post” Elizabeth Dwoskin zauważa, że „Thiel i Musk mogą zwiastować powstanie nowej rasy technologicznych miliarderów, odwracających się od firm, które zapewniły im fortunę, w kierunku budowania nowej wersji amerykańskiej prawicy. To potężna grupa, która może namaścić nowe pokolenie liderów politycznych, zmieniając zarówno Partię Republikańską, jak i Dolinę Krzemową”.

Dzień po ogłoszeniu powstania Strive były wiceprezydent Mike Pence wygłosił w Teksasie przemówienie, w którym zaatakował inwestycje ESG. Odniósł się do sprawy Exxona, twierdząc, że nowi, zorientowani na środowisko członkowie zarządu „pracują teraz nad osłabieniem firmy od wewnątrz”.

Ramaswamy nawołuje: korporacjom chodzi o kasę, więc skończmy z tą farsą. W tej diagnozie się nie myli. Przykładów na to, że biznes robi wyłącznie to, co jest opłacalne, bez oporów łamiąc przy tym wszelkie zasady, jest bezmiar. Również nieprzejrzyste zasady rządzące rankingami ESG i kapitalizm interesariuszy mogą okazać się zasłoną dymną, za którą korporacje będą ustawicznie przejmowały kontrolę nad światem.

W swojej krucjacie Ramaswamy jednak wydaje się tracić z oczu lub cynicznie przymykać je na fakt, że odpolitycznienie korporacji w obecnym systemie to również akt polityczny, szczególnie jeżeli receptą ma być połączenie sił z polityczną szarą eminencją, jaką jest Thiel.

Niebezpiecznie też zrównuje kwestie tożsamościowe i klimatyczne, od których według niego biznes powinien się odżegnywać. W ten sposób dorzuca cegiełkę do przekonania, że walka z globalnym ociepleniem to jakiś ideologiczny wymysł.

Wielki Reset, czyli nadchodzą rządy korporacji

Przy takiej narracji na temat ESG ze strony republikanów i korzystaniu z pieniędzy Thiela chęć odpolitycznienia korporacyjnej Ameryki, którą deklaruje Ramaswamy, jawi się jako mało wiarygodna. To raczej kolejny front ataku konserwatywnej prawicy, za którą stoją wielkie pieniądze amerykańskich miliarderów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Magdalena Bazylewicz
Magdalena Bazylewicz
Filolożka angielska
Magdalena Bazylewicz – filolożka angielska, obecnie doktorantka literaturoznawstwa na uniwersytecie SWPS zgłębia amerykańską powieść zaangażowaną społecznie. Baczna obserwatorka amerykańskiej rzeczywistości.
Zamknij