Unia Europejska

Londyn w płomieniach. Tyle pracy strażacy nie mieli od II wojny światowej

Upały i brak opadów spowodowały suszę, która przyczyniła się do największych od czasu bombardowań z II wojny światowej pożarów w Londynie. Jakby tych katastrof było mało, to torysi próbują jeszcze wybrać nowego premiera.

Po widowiskowej implozji brytyjskiego rządu niecały miesiąc temu Boris Johnson doszedł do wniosku, że pomimo fali upałów, inflacji i paraliżujących kraj strajków w zasadzie jako premier nie ma już nic do roboty, więc korzysta z okazji, żeby latać myśliwcem albo pobawić się z brytyjskimi i ukraińskimi żołnierzami w rzucanie ćwiczebnych granatów. Okazjonalnie rzuca opiniami, że swoje stanowisko stracił w wyniku niewyjaśnionego spisku.

Może więc jego partia robi coś sensownego? Klub parlamentarny Partii Konserwatywnej wyczyścił pulę kandydatów na następcę Johnsona z osób choć trochę kompetentnych, pozostawiając na polu boju kompletnie oderwanego od rzeczywistości miliardera Rishiego Sunaka i dryfującą wśród nacjonalistycznych fantazji Liz Truss.

Truss i Sunak zawalczą o to, kto jest lepszym dzieckiem Thatcher

Sprawdźmy w opozycji. Przywództwo Partii Pracy uznało chyba, że najefektywniejszym sposobem na zerwanie z niestrawnym społecznie radykalizmem czasów Corbyna jest w ogóle nie mieć na nic poglądów (no może poza jednoznacznym poparciem dla Ukrainy). Liberalni demokraci postanowili zaś poczekać, aż wyborcy uznają wszystkich poza nimi za opcje nie do przełknięcia.

Może więc dalej na północ od Londynu? Szkocka Partia Narodowa nie widzi żadnych problemów wokół siebie poza niepodległością kraju. Po przegranych wyborach irlandzcy unioniści wciąż blokują powstanie regionalnego rządu, tym samym dolewając oliwy do lokalnych napięć i brytyjskich potyczek dyplomatycznych z Brukselą.

Historyczne zwycięstwo Sinn Féin, poobijany premier i poobijane Zjednoczone Królestwo

Katastrofa w cieniu szopki

Media brytyjskie w ostatnim czasie były najpierw prawie całkowicie zdominowane kreskówkowym wręcz upadkiem rządu, a potem wyborami nowego lidera torysów w stylu podzielonego na eliminacyjne rundy reality show. Ale tlić zaczęły się w końcu także poważniejsze tematy – dosłownie.

Przede wszystkim drastyczne konsekwencje zmian klimatu, takich jak niespotykana wcześniej fala upałów na południu kraju i pobicie zeszłorocznego rekordu zarejestrowanej temperatury o prawie 2°C. Upały te i brak opadów spowodowały suszę, która z kolei była pośrednią przyczyną olbrzymiej liczby pożarów w Anglii, w Londynie największej od czasu bombardowań z II wojny światowej.

Susza skutkuje zakazem podlewania roślin w ogrodach. Na to nakłada się boleśnie odczuwana inflacja, pogłębiana przez coraz wyraźniejsze negatywne skutki ekonomiczne brexitu. Wisienką na torcie są gigantyczne kolejki na granicach – na granicach strefy Schengen obowiązują ścisłe kontrole dla Brytyjczyków, jest szczyt sezonu wakacyjnego, a jednocześnie nie ma w kraju covidowego lockdownu.

W tym kontekście telewizyjne debaty pomiędzy kandydatkami i kandydatami torysów na stanowisko premiera były ponurym żartem. Katastrofy klimatycznej te pseudodebaty albo nie dotknęły w ogóle, albo zbyły jednym, dwuminutowym pytaniem o jednoosobowe poświęcenie obywatelek, bez dotykania tematów takich jak energetyka, transport czy międzynarodowe zobowiązania Królestwa na rzecz redukcji emisji.

Ani Sunak, ani Truss nie mają zresztą ambitnych planów w tej kwestii i oboje dotychczas głosowali raczej przeciw politykom proklimatycznym. Żadne z polityków nie głowi się też specjalnie nad nadchodzącą katastrofą głodu w Afryce i Azji, które będą spowodowane wojną w Ukrainie i które pchną jeszcze więcej zdesperowanych migrantów na północ, do Europy – w tym do Wielkiej Brytanii. Jednocześnie tony plonów gniją na polach, gdyż po brexicie nie ma ich kto zebrać – nawet przy gwałtownie uproszczonych wizach sezonowych nie ma wielu chętnych na kilkumiesięczne przyjazdy do pracy w polu.

Zamiast tego Sunak i Truss zgodnie obiecują dalsze pogarszanie stosunków z UE, więcej deportacji i zmniejszanie imigracji.

Lord z KGB

Nie widać również, by przyszły premier lub premierka kraju zastanawiali się nad strategią rozwoju przemysłu i zaawansowanych technologii w kraju, takich na przykład jak półprzewodniki. Coś, co w przypadku wojny o Tajwan może stać się palącym problemem – nie ma w tej chwili żadnego elektronicznego systemu, od samochodu po zespoły zarządzania ruchem, przeładowywaniem statków czy siecią energetyczną bez półprzewodników, a Tajwan jest ich największym światowym producentem.

Światowy kryzys półprzewodników: co z niego wynika i jak uderza w każdego z nas?

Wielka Brytania jest liderem jednego segmentu tego rynku, ale może się okazać, że rząd zezwoli na przejęcie czołowej brytyjskiej firmy produkującej mikroczipy przez chińską korporację. Jak się bowiem okazuje, kraj nie ma odpowiedniej strategii i nie na razie nie planuje mieć. Pytań na te tematy – strategię rozwoju przemysłu czy stosunki z Chinami – w debatach liderów jak na razie również nie zadał.

Nikt nie zapytał też bezpośrednio kandydatów o wychodzące na jaw coraz to nowe powiązania finansowe najważniejszych darczyńców Partii Konserwatywnej albo to z rosyjskimi biznesami, albo wprost z rosyjską agenturą (a najczęściej z jednym i drugim naraz). Na przykład nominowanie przez Borisa Johnsona swojego kolegi, Jewgienija Lebiediewa (miliardera, syna pułkownika KGB) do Izby Lordów odbyło się wbrew opinii służb specjalnych i komisji nominacji lordowskich.

Kolejni w kolejce do nominacji lordowskich są według doniesień prasowych Ben Elliot, prezes zarządu Partii Konserwatywnej, który prowadzi biznes obsługujący rosyjskich miliarderów w Londynie i miał ponoć zdobyć w Rosji ponad dwa miliony funtów na działalność partii. A także Lubov Chernukhin, żona byłego wiceministra finansów w rządzie Michaiła Kasjanowa, premiera Rosji z czasów pierwszych rządów Władimira Putina. I o ile Kasjanow oficjalnie podaje się za przeciwnika Putina, a postawa Johnsona wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę zasługuje na jednoznaczną pochwałę, o tyle wszystko to buduje obraz rządu z wieloma niewygodnymi publicznie powiązaniami.

Partia Pracy słodko śpi

Z ław opozycyjnej Partii Pracy słychać zaś głównie ogólne hasła zaczynające się od „nie”: na przykład „nie dla korupcji” (takiej jak przy zakupach covidowych), „nie dla szemranych powiązań” (jak z Rosją, nawet wobec wciąż głośnej, choć coraz mniej licznej opozycji wewnętrznej, która do upadłego będzie bronić George’a Gallowaya, Noama Chomsky’ego czy przyłapanych na podróżach do „republiki” donieckiej działaczy związków zawodowych).

Lider brytyjskiej Partii Pracy sir Keir Starmer. Fot Chris McAndrew/UK Parliament, CC

Jest jednak coraz większa liczba ruchów zarządu Partii Pracy, które albo są co najmniej kontrowersyjne, albo zupełnie niezrozumiałe. Na przykład przywództwo partii zakazało członkom gabinetu cieni pojawiać się na demonstracjach kolejarzy strajkujących w obronie swoich najgorzej opłacanych koleżanek i kolegów. Lider partii Keir Starmer wykluczył też zbliżenie z UE oraz renacjonalizację wodociągów i energetyki – pomimo że zwłaszcza to ostatnie hasło jest propozycją bardzo popularną wśród wyborców.

Niestety Labour wciąż nie wyłożyło żadnego programu pozytywnego dla żadnego segmentu brytyjskiego życia społecznego, wszystkie pytania zbywając okrągłymi zdaniami sprowadzającymi się do „ten kawałek kraju też naprawimy”. Jak i jakim kosztem? Tego nie wiadomo.

Na szczęście dla Starmera prawie bez echa przeszedł raport komisji Forde’a, który miał zarysować obraz skali rasizmu wewnątrz partii pracy od czasów wyboru lewicowego lidera Jeremy’ego Corbyna. Z raportu wyłonił się obraz partii z wieloma nierozwiązanymi problemami z rasizmem, seksizmem i antysemityzmem, ale przede wszystkim partii zajmującej się wyłącznie sobą i walkami frakcyjnymi.

W zasadzie raport nie jest pochlebny dla żadnego z partyjnych skrzydeł Labour. Centrala partii miała w czasie wyborów w 2017 roku faktycznie działać wbrew kierownictwu politycznemu, co natychmiast podchwycili partyjni corbyniści, ogłaszając, że raport potwierdza to, co mówili od początku: że Jeremy Corbyn przegrał przez wewnętrzny spisek.

Problem jednak w tym, że Corbyn kierował wówczas partią od ponad roku, co oznacza, że przez rok nie umiał nawet zreorganizować kilkusetosobowego biura własnej partii. Kiedy faktycznie biuro Corbyna przejęło kontrolę nad kampanią wyborczą w 2019 roku w stu procentach, Partia Pracy dostała najgorszego łupnia od blisko stu lat.

Co dalej w polityce UK?

Można by napisać osobną korespondencję tylko o tym, jak głębokie i systemowe są wyzwania, przed którymi stoi Wielka Brytania. Wszystkie partie mają zaplanowane swoje doroczne konferencje programowe na okres pomiędzy połową września a początkiem października.

Labour zarzeka się, że wreszcie przypuści ofensywę programową, co faktycznie może mieć sens po wygranych w ubiegłym roku wyborach uzupełniających (torysi stracili jedno miejsce na rzecz Labour i jedno na rzecz liberałów). Prawdopodobnie jednak konferencje w obu głównych partiach będą raczej okazją do spacyfikowania wewnętrznej opozycji. W Labour posłuży do tego zapewne wojna w Ukrainie i raport komisji Forde’a, a miarą liczenia sił będą wewnątrzpartyjne wybory.

Torysi raczej na pewno będą na gwałt próbować posklejać partię poobijaną fatalnymi wyborami wewnętrznymi na premiera. W zasadzie nikt z kandydatek i kandydatów od samego początku procesu nie wykazał się na plus. Wszyscy występowali na tyle słabo, że nawet zrezygnowano w pewnym momencie z dalszych debat, zapewne żeby ograniczyć przeciągającą się jatkę i nie psuć sondaży całej partii.

Obecnie kandydaci do premierostwa zajmują się głównie podjazdową wojenką, przede wszystkim wypuszczając negatywne przecieki wobec konkurenta. O tym, kto wygra najważniejsze stanowisko w Wielkiej Brytanii, zadecyduje około 150 tysięcy głównie białych i głównie mężczyzn około sześćdziesiątki.

Wielka Brytania: 0,2 proc. wyborców decyduje, kto przejmie bajzel po Johnsonie

Wyniki poznamy we wrześniu, ale de facto sytuacja rozstrzygnie się w zasadzie w tym i przyszłym tygodniu, gdyż od pierwszego do piątego sierpnia centrala Partii Konserwatywnej będzie rozsyłać pakiety wyborcze, a te zazwyczaj są odsyłane przez głosujących w ciągu kilku dni od ich otrzymania. Ktokolwiek wygra ten wyścig, Rishi Sunak czy Liz Truss, nie zapowiada się na dramatyczną poprawę jakości rządzenia Zjednoczonym Królestwem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jacek Olender
Jacek Olender
Filozof, komentator Krytyki Politycznej
Rocznik 1987. Studiował konserwację dzieł sztuki oraz filozofię. W tej pierwszej dziedzinie zrobił doktorat w Londynie i obecnie jest pracownikiem naukowym na Wyspach. Pisze o nauce i polityce. Były członek partii Razem.
Zamknij