Świat

Truss i Sunak zawalczą o to, kto jest lepszym dzieckiem Thatcher

Następny premier Wielkiej Brytanii będzie albo potomkiem migrantów z Azji Południowej, albo kobietą – co pokazuje, jak Partia Konserwatywna potrafi przystosowywać się do zmian społecznych. Partia Pracy nigdy nie postawiła na czele kobiety ani osoby o innym niż biały kolorze skóry.

Wybory nowego lidera torysów, a w efekcie premiera Zjednoczonego Królestwa, wchodzą w ostatnią fazę. W kolejnych rundach głosowania posłowie Partii Konserwatywnej wyeliminowali wszystkich kandydatów poza dwójką: byłym kanclerzem skarbu (odpowiednik naszego ministra finansów) Rishim Sunakiem oraz obecną ministrą spraw zagranicznych Liz Truss.

Teraz ostateczny wybór należy do wszystkich płacących regularne składki członków Partii Konserwatywnej. Na początku września mamy dowiedzieć się, jak zagłosowali i kto zostanie nowym premierem.

Daleko od centrum

Cztery lata temu, gdy partia powierzyła przywództwo Borisowi Johnsonowi, uprawnionych do głosowania było 135 tysięcy osób. Torysi twierdzą, że Johnson przyciągnął do partii nowych członków i w tym roku nowego lidera wybierze około 200 tysięcy konserwatystów. Wielu komentatorów wątpi w tę liczbę. Niezależnie od niej, grono, które zadecyduje o tym, kto pokieruje Wielką Brytanią do następnych wyborów, nie jest szczególnie reprezentatywne.

Połowa członków partii to osoby powyżej 60. roku życia, które w brytyjskim społeczeństwie stanowią 23 proc. populacji. 97 proc. torysów jest biała – 14 proc. brytyjskiego społeczeństwa nie jest. Większość członków partii mieszka na południu kraju, nadreprezentowani są też wśród nich głosujący za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Przeciętny wyborca, który zadecyduje o tym, kto wprowadzi się jesienią na Downing Street, to zatem biały emeryt po sześćdziesiątce, na ogół dość zamożny, a przynajmniej posiadający na własność swój dom lub mieszkanie, zamieszkały na południu Anglii i głosujący za brexitem.

Dwójka kandydatów, między którymi dokona się wybór, w niczym nie przypomina jednak przeciętnego członka partii. Sunak w maju skończył 42 lata, Truss w lipcu skończy 47. Rodzice Sunaka przybyli do Wielkiej Brytanii jako dzieci, urodzili się w hinduskiej diasporze w brytyjskiej Afryce Wschodniej, gdzie z Indii wyemigrowało pokolenie dziadków polityka. Następny lider partii będzie więc albo potomkiem migrantów z Azji Południowej, albo kobietą – co pokazuje, jak Partia Konserwatywna potrafi przystosowywać się do zmian społecznych. Partia Pracy nigdy nie postawiła na swoim czele kobiety ani osoby o innym niż biały kolorze skóry.

Jednocześnie zarówno Sunak, jak i Truss to osoby zdecydowanie na prawo od centrum – i to nie tylko brytyjskiego społeczeństwa, ale też swojej partii. A przynajmniej tego, co było jej centrum przed brexitem i Johnsonem. Sunak i Truss zawdzięczają swoją wielką karierę w ostatnich latach właśnie odchodzącemu premierowi. To on wciągnął ich na pierwszy plan brytyjskiej polityki i powierzył resorty tradycyjnie traktowane jako najbardziej prestiżowe. Ani Sunak, ani Truss nie zrobią nic, by przestawić partię na tory sprzed Johnsona, zwłaszcza w kwestii relacji z Europą.

Boris Johnson i czar rosyjskich pieniędzy

Truss zapewnia, że jest jedyną kandydatką w wyścigu wierną prawdziwie konserwatywnym zasadom, przez które rozumie przede wszystkim niskie podatki, wolność gospodarczą i deregulacje – polityczka wielokrotnie podkreślała, że do Partii Konserwatywnej przywiodła ją fascynacją postacią Margaret Thatcher. Sunak w odpowiedzi próbuje przekonać członków partii, że to on jest prawdziwym politycznym dziedzicem Żelaznej Damy i to jego polityka gospodarcza wierna jest prawdziwie thatcherowskim zasadom.

Innymi słowy, ponad 30 lat po tym, jak Partia Konserwatywna uznała Thatcher za obciążenie i zmusiła ją do dymisji, a także niemal dekadę po śmierci polityczki wyścig o przywództwo w partii i stanowisko premiera Wielkiej Brytanii ogniskuje się wokół sporu o to, kto jest prawdziwszym thatcherystą.

„Odpowiedzialny thatcheryzm austerity”…

W tym wyścigu Sunak stara się przedstawić siebie jako odpowiedzialnego i nowoczesnego thatcherystę, przenoszącego idee Żelaznej Damy w erę gospodarki cyfrowej i big data. Kampania Sunaka podkreśla jego doświadczenie jako kanclerza skarbu, przedstawia go jako sprawdzonego przywódcę na trudne czasy, który przeprowadził brytyjską gospodarkę przez lockdowny, uruchamiając program wsparcia dla przedsiębiorstw.

Jako jedyny w wyścigu o stanowisko lidera torysów Sunak nie zapowiadał też obniżek podatków. W ostatniej debacie telewizyjnej zaatakował nawet obiecujących to kontrkandydatów jako… socjalistów, którzy składają nieodpowiedzialne obietnice i chcą rozdawać – w postaci cięć – pieniądze, których brytyjskie państwo nie posiada i nie może obiecać obywatelom.

Sunak stoi na stanowisku, że po zwiększonych wydatkach państwa z okresu pandemii i lockdownów państwo musi wrócić do konserwatywnie rozumianej odpowiedzialności fiskalnej. Trzeba opanować wydatki i dochody państwa, zmniejszyć deficyt i dług publiczny, zdusić inflację. Wielu komentatorów interpretuje jego zapowiedzi jako powrót do polityki austerity z czasów pierwszej kadencji Camerona.

Torysi szukają premiera. Słowa kluczowe: banki, finanse, Kajmany

Jednocześnie stanowisko Sunaka w sprawie podatków będzie jego największą słabością w walce o głosy członków partii. Dlatego były kanclerz już zaczyna je łagodzić. We wspomnianym, opublikowanym wczoraj w „Daily Telegraph” tekście Sunak pisze, że „najlepszym sposobem na osiągnięcie wzrostu gospodarczego jest obniżenie podatków”. Można się spodziewać, że w trakcie wyścigu o stanowisko Sunak złoży jakieś obietnice cięć podatków w bliskiej przyszłości, jeśli nie w 2023, to 2024 roku.

Rishi Sunak. Fot. Number 10/ Flickr.com

Sunak od początku popierał wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Należał do tej frakcji brexitowców, którzy w wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii dostrzegali szansę na wyzwolenie brytyjskiej gospodarki z ograniczeń przeregulowanego ich zdaniem wspólnego rynku i uczynienie jej w ten sposób bardziej konkurencyjną, innowacyjną i produktywną. Wykorzystanie w pełni „deregulacyjnej premii” dla gospodarki, jaką miał przynieść brexit, jest najważniejszą obietnicą kampanii Sunaka.

Jednocześnie na tle Truss Sunak może uchodzić za umiarkowanego kandydata w sprawie brexitu, co jest o tyle ważne, że bynajmniej nie jest on przesądzoną kwestią. Johnson uruchomił proces legislacyjny, który wbrew umowie zawartej z UE pozwoli Wielkiej Brytanii jednostronnie wycofać się z protokołu irlandzkiego. Zostawiał on Irlandię Północną w ramach wspólnego rynku, ustanawiając jednocześnie granicę celną między tą prowincją Zjednoczonego Królestwa a jego główną częścią. Johnson, w swoim zwyczaju, chciał mieć ciastko i je zjeść: chciał Irlandii Północnej we wspólnym rynku, ale bez granicy celnej wewnątrz Zjednoczonego Królestwa. Granica budzi bowiem niepokój lojalistycznej ludności Irlandii Północnej, obawiającej się, że może ona być pierwszym krokiem do wypchnięcia prowincji ze Zjednoczonego Królestwa.

Unia Europejska nie zgodzi się jednak na jednostronne wypowiedzenie umowy przez Londyn, co w najgorszym wypadku skończyć się może zerwaniem porozumienia brexitowego. Zarówno Truss, jak i Sunak zamierzają dokończyć to, co zaczął Johnson w sprawie zniesienia protokołu irlandzkiego. Sunak jednak nie będzie szedł na konfrontację z Europą i zapewne będzie szybko starał się wynegocjować jakieś nowe porozumienie. Pytanie, czy cierpliwość do takich negocjacji będą mieli europejscy partnerzy.

Sunak bardzo niewiele mówił w kampanii o polityce zagranicznej. Wszyscy raczej spodziewają się kontynuacji linii Johnsona w takich kwestiach jak Ukraina – zwłaszcza jeśli w rządzie zostanie obecny minister obrony Ben Wallace, który miał być faktycznym autorem ukraińskiej strategii Johnsona. Jednocześnie pytania budzą rosyjskie powiązania żony Sunaka, Akshaty Murty, córka indyjskiego miliardera z branży IT Narayany Murty’ego. Infosys, firma założona przez Murty’ego, nie przerwała operacji w Rosji po ataku na Ukrainę, dopiero w kwietniu zapowiedziała zamknięcie rosyjskiego oddziału. Małżonka kanclerza ciągle ma udziały w Infosys, wyceniane na kilkaset milionów funtów. Sunak podkreśla, że sam nie ma z firmą nic wspólnego, a jako kanclerz zachęcał brytyjskie przedsiębiorstwa do zrywania więzów biznesowych z Rosją.

Wielki majątek żony Sunaka, jednej z najbogatszych kobiet w Wielkiej Brytanii, będzie z pewnością tematem kampanii. Już w kwietniu kanclerz musiał tłumaczyć się z tego, że jego małżonka nie ma statusu rezydentki podatkowej w Zjednoczonym Królestwie. Sunak przedstawia w kampanii historię swojej rodziny jako drogę od skromnych początków do wielkiego sukcesu: jego dziadkowie byli migrantami, dzięki ich ciężkiej pracy rodzice mieli szanse wejść do klasy średniej (ojciec był lekarzem, matka prowadziła aptekę), jemu Wielka Brytania daje szansę, by zająć najwyższe stanowisko w państwie. Bogactwo, jakim Sunak cieszy się dzięki pieniądzom żony, trochę osłabia siłę tej narracji. Majątek małżonki Sunaka całkowicie izoluje go nawet od świata i trosk klasy średniej. Na tym tle bardzo zabawnie wypada wypowiedź przyszłego polityka z dokumentu z 2007 roku o klasach społecznych. Młodziutki Sunak mówi w nim „mam przyjaciół z arystokracji, z klasy wyższej, z klasy pracującej… nie, z klasy pracującej nie”. Fragment stał się wiralem i z pewnością będzie przypominany w następnych tygodniach. Jeśli Sunak zostanie premierem, laburzyści mają już hasło na przyszłe wybory: „Rishi Sunak nie jest przyjacielem klasy pracującej”.

Umiarkowana część partii od początku popierała byłego kanclerza skarbu bardziej niż Truss. Po wyeliminowaniu z wyścigu Penny Mordaunt, uważanej za najbardziej centrową kandydatkę, wokół Sunaka skupi się ta część partii, która nie zawsze komfortowo czuła się z brexitem i siłami, które wysunęły się na pierwszy plan wraz z przejęciem władzy przez Johnsona. Komentatorzy spodziewają się także, że Sunaka poprze imperium medialne Ruperta Murdocha, tabloid „The Sun” i tradycyjna gazeta establishmentu „The Times”. Czy to jednak wystarczy do pokonania Truss?

Boris odchodzi, karta jokera się zgrała

…kontra thatcheryzm na sterydach

Ministra spraw zagranicznych wyraźnie ma swój polityczny moment. Wyeliminowanie Mordaunt było jej wielkim sukcesem, polityczka idzie przez wybory w partii jak burza.

Truss obiecuje „thatcheryzm na sterydach”, falę deregulacji i cięć podatków, co ma zapewnić wzrost gospodarczy i wyzwolić potencjał brytyjskiej gospodarki. Truss zapowiada natychmiastowe cofnięcie wprowadzonych w kwietniu podwyżek składek na ubezpieczenie społeczne, obcięcie podatku od korporacji od następnego roku, zwiększenie ulgi małżeńskiej i możliwe obniżenie podatku dochodowego od osób fizycznych. Koszty tych wszystkich zmian szacowane są na 30 miliardów funtów, Truss chce je sfinansować z długu i wyższego wzrostu gospodarczego, jaki – jak wierzy – umożliwią cięcia.

Liz Truss. Fot. UK Government/flickr.com

Ministra spraw zagranicznych jest przekonana, że rynek i deregulacje są odpowiedzią na w zasadzie każdy problem. Kryzys klimatyczny? Truss odpowiada, że jest „zieloną libertarianką” i wierzy, że możemy osiągnąć klimatyczne cele dzięki mechanizmom rynkowym. Nierówności regionalne w Anglii? Odpowiedzią są deregulacje, stworzenie w zdefaworyzowanych regionach najbardziej przyjaznego środowiska dla inwestycji i biznesu. Nierówności społeczne? Budujmy społeczeństwo, które kompensuje nierówności, promując przedsiębiorczość i mobilność społeczną.

Truss atakowała w dotychczasowej kampanii Sunaka za to, że jako kanclerz podniósł podatki do poziomu najwyższego od kilkudziesięciu lat, i jej kampania będzie powtarzać ten komunikat przez następne kilka tygodni. Truss znacznie bardziej niż Sunak gotowa jest do podejmowania polaryzujących tematów kulturowych, takich jak kontrowersje wokół praw osób transpłciowych. Popiera ją konserwatywny tabloid „Daily Mail”, który z podsycania lęku niższych klas średnich przed zmianami kulturowymi zrobił swój model biznesowy. Gdy na placu boju została trójka kandydatów tabloid zaatakował Mordaunt jako kandydatkę ulegającą ideologii „woke”, zwłaszcza w takich kwestiach jak transpłciowość, jednocześnie wychwalając Truss jako twardą, prawdziwą toryskę. Mogło to przesądzić o tym, że Mordaunt odpadła na ostatniej prostej.

Na łeb na szyję: trajektoria polityczna Borisa Johnsona

Choć w referendum 2016 roku Truss opowiedziała się za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii, to dziś jest ona kandydatką najbardziej eurosceptycznego skrzydła partii. Można spodziewać się, że w sporze o protokół irlandzki pójdzie z Europą na noże. Z drugiej strony – co szczególnie ważne z polskiej perspektywy – Truss była współautorką twardej polityki Zjednoczonego Królestwa wobec Rosji. Przedstawia to teraz jako swój atut i obiecuje kontynuację.

Truss, podobnie jak Sunak, podkreśla swoją historię rodzinną, mającą pokazywać, że zna problemy zwykłych Brytyjczyków. Lubi na przykład powtarzać, że do konserwatyzmu przekonała ją słaba państwowa szkoła średnia, do której uczęszczała, gdzie młodzi ludzie padali ofiarą „kultury niskich aspiracji”. Truss, owszem, uczęszczała do państwowej szkoły, ale w dobrej, zamieszkanej przez klasę średnią dzielnicy Leeds. Jako córka uniwersyteckiego profesora matematyki nie wychowywała się też raczej w „kulturze niskich aspiracji”. Rodzice Truss byli, jak sama mówi, „na lewo od Partii Pracy”. Jej hiperthatcheryzm podszyty jest więc buntem przeciw politycznej tożsamości rodziny, w której dorastała.

Największym problemem Truss może być to, że wśród polityków i dziennikarzy uchodzi za osobę po prostu… dziwną. Mającą skłonność do gaf i pakowania się w niezręczne społecznie sytuacje. Jako przykład podaje się często jej przemówienie sprzed kilku lat, gdy w rządzie zajmowała się jeszcze rolnictwem. Truss z mechanicznym uśmiechem na twarzy recytuje entuzjastycznie statystyki na temat eksportu brytyjskiej żywności, coraz bardziej się nimi nakręcając, następnie emfatycznie oświadcza, że jest „hańbą”, że Wielka Brytania importuje dwie trzecie konsumowanego w niej sera. Często robi pauzy, jakby czekała na oklaski, ale odpowiada jej początkowo cisza, jak po nieudanym żarcie stand-upera. Gdy ludzie zaczynają się wreszcie śmiać, to głównie po to, by przerwać kłopotliwe dla wszystkie milczenie.

Szansa dla laburzystów

Jakkolwiek dziwna by była, Truss wydaje się faworytką w tym wyścigu. Sunak zdaje sobie z tego sprawę, dlatego atakuje ministrę spraw zagranicznych jako kandydatkę, która przegra następne wybory. Ma w tym sporo racji, on sam dużo lepiej radzi sobie w sondażach, opinia publiczna jest o wiele bardziej odporna na uroki nowego thatcheryzmu Truss niż członkowie Partii Konserwatywnej.

Ani odgrzany i naszpikowany sterydami thatcheryzm Truss, ani austerity Sunaka nie mają odpowiedzi na realne problemy Wielkiej Brytanii: nierówności dochodowe, majątkowe, międzypokoleniowe i regionalne, zabójczy rynek nieruchomości, problemy usług publicznych, względnie niską produktywność gospodarki, konieczność transformacji energetycznej i znalezienia sobie nowego miejsca w relacji z Europą. Deregulacje nie rozwiążą żadnych z tych problemów, potrzebna jest tu aktywna polityka państwa.

Warufakis: Brexit to głupota. Nie porównujcie mnie do Borisa Johnsona

Najbliższe lata będą pewnie dla Wielkiej Brytanii mniej lub bardziej stracone. Jednocześnie przed Partią Pracy otwiera się wyjątkowa szansa, by zwłaszcza na tle radykalizmu Truss przedstawić się jako odpowiedzialna partia, gotowa przejąć władzę, bezpiecznie zarządzać państwem i poprowadzić je ku koniecznym reformom. Tym bardziej że nowego szefa rządu czeka trudna zima, inflacja, wzrost kosztów życia, możliwa recesja, nowa fala covidu i prawdopodobny kryzys konstytucyjny – Szkoci domagają się kolejnego niepodległościowego referendum. Jeśli Partia Pracy nie spali się w wewnętrznych sporach, a Starmer nie popełni poważnych błędów, to pojawi się szansa, by w końcu odesłać torysów do ław opozycji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij