Świat

Historyczne zwycięstwo Sinn Féin, poobijany premier i poobijane Zjednoczone Królestwo

Sinn Féin staje się największą partią w Irlandii Północnej. Jej historyczny triumf otwiera politycznie temat referendum nad zjednoczeniem obu Irlandii. Do tego doszedł dobry wynik SNP, który pokazuje, że referendum niepodległościowe jest w grze również w Szkocji. Premier Boris Johnson ma powody, żeby źle spać w nocy.

Ostatni miesiąc upłynął w Wielkiej Brytanii pod znakiem intensywnej kampanii wyborczej, której kulminacja nastąpiła 5 maja 2022 – mieszkanki i mieszkańcy Anglii, Szkocji i Walii głosowali w wyborach lokalnych i regionalnych, a obywatelki i obywatele Irlandii Północnej wybrali swoje przedstawicielstwo do Zgromadzenia Irlandii Północnej (Northern Ireland Assembly), czyli brytyjskiego parlamentu regionalnego dla Irlandii Północnej.

Rządzący w Wielkiej Brytanii konserwatyści zostali porządnie poobijani przy urnach. Torysi powolnie osuwali się w sondażach już od dłuższego czasu, podgryzani kolejnymi skandalami oraz galopująca inflacją cen żywności i energii, doprawiając to skrajną niekompetencją i butą.

Dlatego w Anglii na listach wyborczych głosujący zobaczyli nie zwyczajowe logo i nazwę torysów, tylko partię Local Conservatives (Lokalni Konserwatyści) – brand wyborczy torysów, mający choćby wizualnie odciąć lokalne komitety od londyńskiej centrali. W wielu miejscach na ulotkach konserwatywni kandydaci wprost prosili, aby patrzeć na ich pracę jako radnych i nie karać ich za wyskoki rządu Borisa Johnsona. Na niewiele się to zdało.

Pierwszy test wyborczy Starmera

W czwartek, 5 maja, mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa wybierali, w zależności od kraju związkowego, różne stopnie władzy lokalnej. Nie wnikając w szczegóły skomplikowanej struktury władz lokalnych w Anglii (Szkocja i Walia mają trochę prostsze systemy), wybory lokalne w trzech krajach związkowych zbiegły się z przyspieszonymi wyborami do lokalnego parlamentu Irlandii Północnej, spowodowanymi niedawną rezygnacją tamtejszego premiera w proteście wobec konsekwencji probrexitowego kształtu relacji północnoirlandzko-brytyjsko-irlandzkich. W Anglii do wzięcia było ponad 4400 miejsc, w Szkocji ponad 1220, podobna liczba w Walii, a w północnoirlandzkim parlamencie 90.

Nikt przed tymi wyborami nie spodziewał się sukcesów Partii Konserwatywnej. W tych wyborach kończyły się kadencje przede wszystkim rad, w których rządziła opozycyjna Partia Pracy (a w Szkocji SNP). Laburzyści mieli więc często sporą przewagę. Z jednej strony pozwoliło im to rzucić siły na kampanię w miejscach dotąd rządzonych przez konserwatystów, ale z drugiej oznaczało, że torysom z grubsza wystarczy utrzymać stan posiadania, aby otrąbić wyborczy sukces.

Wyniki w Anglii:

Wyniki w Walii:

Wszystkie partie przygotowywały się do wyborów na różny sposób. Główni gracze (Partia Konserwatywna i Partia Pracy oraz SNP w Szkocji) w rozmowach z mediami ogólnokrajowymi raczej tonowali nastroje w końcówce kampanii. Entuzjazm przejawiali wyłącznie przedstawiciele Liberalnych Demokratów.

Ze strony torysów, którzy prowadzili kampanię w cieniu kolejnych afer i skandali spowodowanych przez rząd centralny w Londynie i samego premiera Johnsona, regularnie wypływały kontrolowane przecieki, które sugerowały możliwą utratę nawet 800 radnych w całym kraju. Mało kto brał te przestrogi na poważnie – wszak torysi przed wyborami mieli około 1800 radnych, których kadencja właśnie się kończyła. Utrata blisko połowy z tych miejsc była skrajnie nieprawdopodobna, skoro konserwatyści wciąż utrzymują ponad 30-procentowe poparcie w całym kraju.

To oczywiste, że kasandryczne ostrzeżenia były tylko próbą ukazania nadchodzącej porażki we w miarę korzystnym świetle. Niemniej nawet skrajnie prawicowa gazeta „Daily Mail” w przedwyborczych projekcjach za próg „katastrofalnej porażki” u torysów uznała utratę 350 miejsc w skali kraju.

Ostatecznie torysi utracili prawie 500 miejsc i kontrolę nad 11 radami lokalnymi. Dla laburzystów był to zaś pierwszy realny, ogólnokrajowy test wyborczy lidera partii, Keira Starmera. Przed tymi wyborami jedynie mógł on się sprawdzić albo w jednomandatowych wyborach uzupełniających do parlamentu (z mieszanymi skutkami), albo w wyborach prowadzonych w trakcie wciąż obowiązujących restrykcji pandemicznych.

W liczbach bezwzględnych laburzyści nie zaliczyli spektakularnych sukcesów. Partia zyskała trochę ponad setkę radnych i przejęła kontrolę nad sześcioma radami. Natomiast niewątpliwym sukcesem było stopniowe odbijanie elektoratu torysów i pozbawianie innych partii kontroli nad radami sprowadzonymi do statusu zawieszonych: czyli bez partii większościowej. Partię Pracy pocieszy z pewnością skokowy wzrost poparcia na południu Anglii i odbicie kilku twierdz konserwatystów w Londynie i okolicach.

Koniec Corbynowania

Jeszcze Szkocja nie zginęła

Zdecydowanie triumfy mogą ogłosić Liberalni Demokraci, którzy zwiększyli stan posiadania o przeszło 200 miejsc, a także Zieloni, którzy co najmniej podwoili swoją uprzednią liczbę radnych.

Torysi widocznie tracą grunt pod nogami w relatywnie zamożnych rejonach południa kraju, zwłaszcza w miejscach bardziej kosmopolitycznych, jak Londyn i jego okolice. W zasadzie przestali istnieć w miastach uniwersyteckich. Poparcie dla konserwatystów wśród osób z wyższym wykształceniem zaczyna szorować po dnie.

Ich strategia walki o klasę pracującą i emerytów z rejonu tzw. Czerwonego Muru („Red Wall”), czyli północnej części Anglii, gdzie jeszcze niedawno niepodzielnie królowała Partia Pracy, zmusiła ich do porzucenia postulatów ważnych dla swojego tradycyjnego elektoratu: klasy średniej z mniejszych miejscowości, dla której mniejsze znaczenie ma wymachiwanie szabelką w kierunku Unii Europejskiej czy szkockich nacjonalistów, a większe ma wizerunek kraju za granicą, kompetencja w rządzeniu oraz zwalczanie, a nie praktykowanie korupcji.

Wydaje się, że na niezadowoleniu poza kampusami uniwersytetów i Londynem najwięcej potrafią ugrać liberałowie i Zieloni, których rejony skokowego wzrostu poparcia na południu i w środku Anglii blisko się pokrywają. Wyniki ze Szkocji dodatkowo pokazują zaś, że SNP wciąż utrzymuje całkowitą dominację w tym kraju, jeszcze powiększając liczbę radnych w większości rad lokalnych. Wynik SNP pokazuje, że na temat niepodległości Szkocji kraju wciąż jest apetyt wśród elektoratu.

Wyniki w Szkocji:

Królestwo na deskach

Niezwykłym, historycznym wręcz wynikiem może za to pochwalić się irlandzka partia Sinn Féin. Po raz pierwszy od podziału Irlandii na niepodległą Republikę oraz zależną od Brytanii Irlandię Północną partia ta, optująca za zjednoczeniem z Republiką, wygrała jakiekolwiek wybory w kraju. Sinn Féin sytuuje się po lewej stronie sceny politycznej – jest partią demokratyczno-socjalistyczną i członkinią Zjednoczonej Lewicy Europejskiej/Nordyckiej Zielonej Lewicy w Parlamencie Europejskim.

Sinn Féin nie uzyskała większości, a jedynie 29 proc. głosów (raptem 1 punkt procentowy więcej niż w poprzednich wyborach) i nie zmieniła liczby mandatów, ale spadki poparcia dla unionistów i ich straty pozwoliły wysforować się SF na czoło.

Wyniki w Irlandii Północnej:

Największy wzrost zaliczyła liberalno-centrowa partia Alliance, która nie ma jednoznacznego stanowiska względem przynależności Irlandii Północnej do Zjednoczonego Królestwa lub Republiki Irlandii. W parlamencie wciąż większość głosów zdobyły różne formacje unionistyczne, ale po raz pierwszy premierką Irlandii Północnej będzie osoba z partii optującej za jedną republiką.

Nie wiadomo jedynie, czy do powstania rządu w ogóle dojdzie. W myśl statutu Irlandii Północnej rząd muszą utworzyć dwie partie: republikańska i unionistyczna. Nie wiadomo, czy unioniści nie zechcą blokować powstania rządu, któremu nie będą przewodzić. Prawdopodobnie będą również w ten sposób szantażować premiera Johnsona, żądając zmiany tzw. protokołu irlandzkiego, czyli części umowy brexitowej zawartej z UE, która umieszcza Irlandię Północną w unii celnej, budując de facto granicę celną między tymi dwiema wyspami – wewnątrz Zjednoczonego Królestwa, odcinając od niego Irlandię Północną.

Nie jest pewne, czy premier Johnson, który wielokrotnie groził UE jednostronnymi zmianami w protokole, naprawdę jest gotów to zrobić. W dobie galopującej inflacji i spadających sondaży ostatnim, czego teraz potrzebuje Johnson, to otwarta wojna celna z UE, która jest największym źródłem podstawowych produktów w kraju.

Rosnące napięcia w Irlandii, będące efektem nieprzemyślanej umowy brexitowej, a do tego spadek poparcia dla unionistów oraz niesłabnące poparcie dla nacjonalistów i niepodległości w Szkocji wskazują, że rządy Johnsona zdążyły poobijać już nie tylko jego samego, ale i całe Zjednoczone Królestwo.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jacek Olender
Jacek Olender
Filozof, komentator Krytyki Politycznej
Rocznik 1987. Studiował konserwację dzieł sztuki oraz filozofię. W tej pierwszej dziedzinie zrobił doktorat w Londynie i obecnie jest pracownikiem naukowym na Wyspach. Pisze o nauce i polityce. Były członek partii Razem.
Zamknij