Nie żyje Silvio Berlusconi, najdłużej urzędujący premier Włoch po II wojnie światowej

Jego rządy to okres austerity, prywatyzacji, demontażu instytucji publicznych i likwidacji kolejnych praw socjalnych oraz obywatelskich. Coś, co cała Europa poznała po kryzysie w 2008 roku, dla Włoch było rzeczywistością od lat 90.
Silvio Berlusconi podczas spotkania Europejskiej Partii Ludowej na Malcie. Fot. European People's Party

Zmarły dzisiaj Silvio Berlusconi był wyjątkowo barwną postacią, w ostatnich latach kojarzoną głównie ze skandalami obyczajowymi i sympatią okazywaną Władimirowi Putinowi. Rzadziej pamięta się o roli, jaką odegrał w ostatnich dekadach nie tylko we włoskiej polityce.

Od kilku miesięcy mówiło się o problemach zdrowotnych Berlusconiego i chociaż stan zdrowia 86-latka chwilowo się poprawił, to 12 czerwca świat obiegła informacja o śmierci najdłużej urzędującego powojennego premiera Włoch. Berlusconi był znany z politycznej długowieczności i wydawało się, że mimo podeszłego wieku jeszcze przez wiele lat będzie wpływowym graczem w środowiskach rządowych, więc tym większy szok przeżywają teraz Włosi.

Wspominając zmarłego Berlusconiego trzeba wyjść poza najnowsze i najpopularniejsze asocjacje z rusofilią i „bunga-bunga”. Jest znacznie więcej do wyciągnięcia z ogromnej spuścizny, którą po sobie pozostawił lider Forza Italia, długo będący najważniejszą postacią tak zwanej Drugiej Republiki. Jej początki sięgają lat 90., gdy upadł panujący po II Wojnie Światowej system polityczny Włoch, co uznaje się za najważniejszą cezurę we współczesnej historii kraju.

W powstałą wówczas polityczną próżnię śmiało wkroczył Berlusconi, przeobrażając całkowicie nie tylko układ sił parlamentarnych, ale również sam sposób uprawiania polityki. Partie masowe odesłano do lamusa, zastąpili je celebryci. Nudne debaty parlamentarne zamieniły się w medialny show, w miejsce afer politycznych pojawiły się skandale obyczajowe. Berlusconi wyprzedził swoje czasy: był Trumpem na długo przed Trumpem.

Poznajcie włoską Ocasio-Cortez. Oto Elly Schlein, nowa liderka socjaldemokratów

Poprzez telewizję do polityki

Zanim Silvio Berlusconi trafił do polityki, zbudował imperium biznesowe i medialne. Zaczął jako deweloper, w międzyczasie przejął klub piłkarski AC Milan, ale źródłem jego potęgi była telewizja. Berlusconiemu pomagały zarówno bliskie kontakty z wpływowymi politykami (w tym ze skazanym później za korupcję premierem Craxim), którzy układali pod niego prawa, jak i wsparcie mafii. Mając tak solidne plecy, biznesmen stworzył pierwsze prywatne stacje telewizyjne – najpierw lokalne, następnie krajowe. Skupiający je Mediaset rzucił wyzwanie publicznej RAI, jednocześnie budując fundament pod późniejsze rządy Berlusconiego.

Powstanie prywatnego imperium medialnego miało dalekosiężne skutki polityczne i społeczne. Jak wykazało badanie z 2019 roku, widzowie kanałów Mediasetu znacznie częściej byli skłonni głosować na prawicę w kolejnych wyborach. Co więcej, zauważono, że ludzie od dziecka oglądający telewizję Berlusconiego przejawiają o wiele słabsze postawy obywatelskie i są bardziej podatni na manipulacje ze strony polityków. Przyczyną była nie tylko propaganda w programach informacyjnych, ale również skromniejsza oferta audycji kulturalnych i edukacyjnych niż w publicznej RAI. Mediaset zaproponował prostą telewizję rozrywkową: opery mydlane i teleturnieje ze skąpo odzianymi prezenterkami, osiągając tym sposobem sukces rynkowy.

Dzięki własnej telewizji Berlusconi wyhodował sobie wyborców i szturmem zdobył fotel premiera w 1994 roku. Wykorzystał moment upadku najważniejszych partii powojennych Włoch. Nieprzerwanie rządzącą Chrześcijańską Demokrację oraz jej sojuszników pogrążyły skandale korupcyjne, podczas gdy Partia Komunistyczna nie przetrwała rozpadu ZSRR i dokonała faktycznego samorozwiązania. Pogrobowcy obu rywalizujących obozów z czasem zjednoczyli się (w końcu zakładając Partię Demokratyczną), przeciwstawiając Berlusconiemu centrową nijakość i technokrację, co prawicowego populizmu bynajmniej nie powstrzymało.

Skąd nagle we Włoszech tylu pacyfistów?

czytaj także

Czerwony dywan dla skrajnej prawicy

Gdy Berlusconi ogłosił swoje ambicje polityczne, początkowo niewielu potraktowało to poważnie. Forza Italia nie miała żadnej bazy społecznej, była naprędce sklecona wokół biznesowego imperium, z dyrektorami Mediasetu przeniesionymi prosto do kierownictwa partii. Włochom zaproponowali oni pogonienie zawodowych, skorumpowanych polityków, a także przedstawili wizję bogacenia się oraz nieograniczonej konsumpcji. W tym wszystkim główną przeszkodą mieli być komuniści, mimo że ich znaczenie polityczne osiągnęło poziom najniższy od półwiecza.

Antykomunizm był jednak bardzo ważny dla populistycznego liberalizmu Berlusconiego. „Komunistyczni” politycy próbowali powstrzymać Forza Italia, „komunistyczni” ekonomiści krytykowali lekkomyślne zmiany podatkowe, a „komunistyczni” prokuratorzy wytaczali Berlusconiemu procesy o korupcję lub korzystanie z nieletnich prostytutek. Ta demagogia tylko ułatwiła zawarcie sojuszu z dwiema partiami skrajnej prawicy. Pierwszą z nich była Liga Północna, założona w podobnym okresie i opierająca swój program na resentymencie wobec biedniejszego południa.

Drugim koalicjantem stali się natomiast nacjonaliści z Sojuszu Narodowego, wcześniej przez kilka dekad poddawani politycznemu ostracyzmowi jako neofaszyści nieukrywający swojej sympatii do reżimu Mussoliniego. Główne powojenne partie swoich korzeni upatrywały w ruchu oporu, a etos antyfaszystowski pozostawał silny, nawet jeśli różnie interpretowano zawarte w nim ideały demokracji i sprawiedliwości społecznej. Nie do pomyślenia był alians z partią tradycji faszystowskiej.

Berlusconi takich oporów nie miał i dla doraźnych korzyści po raz pierwszy wprowadził skrajną prawicę na szczyty władzy. Niecałe trzydzieści lat później Włochami dalej rządzi koalicja Forza Italia, Ligi (już nie północnej) i nacjonalistów (obecnie Bracia Włosi), ale tym razem to ten ostatni element prawicowego sojuszu jest najsilniejszy.

„Druga Republika”, czyli jak „antypolityczność” ustanowiła hegemonię prawicy

W międzyczasie kolejne gabinety Berlusconiego przeplatane rządami centrolewicy i technokratów ukształtowały krajobraz polityczny „Drugiej Republiki”. Charakteryzował się on antypolitycznością, co miało przynieść odnowienie kraju i przewietrzenie sceny politycznej. W praktyce oznaczało to jedynie zanik realnych sporów ideologicznych i zastąpienie rywalizacji ruchów społecznych medialną walką polityków-celebrytów. Partie stały się dodatkami do swoich liderów, a ci, będąc u władzy, realizowali bardzo podobną politykę.

Rządy Berlusconiego oraz jego przeciwników to okres austerity, prywatyzacji, demontażu instytucji publicznych i likwidacji kolejnych praw socjalnych oraz obywatelskich. Coś, co cała Europa poznała po kryzysie w 2008 roku, dla Włoch było rzeczywistością od lat 90. Centrolewica krytykowała liberalne reformy Berlusconiego, aby po dojściu do władzy robić to samo. Różnica była taka, że premierami zostawali poważni technokraci jak Prodi, a nie cyrkowy magnat medialny, za którym ciągnęła się coraz dłuższa lista zarzutów korupcyjnych i obyczajowych.

Zogniskowanie się na osobie Berlusconiego i potępienie jego persony bez odrzucenia samego berlusconizmu doprowadziło włoską centrolewicę do głębokiego kryzysu i coraz gorszych wyników wyborczych. Całemu krajowi nowa epoka również nie przyniosła nic dobrego, ponieważ populistyczne obietnice pozostały mrzonkami, a liberalna austerity tylko pogrążyła włoską gospodarkę, która od ponad trzech dekad znajduje się w ogonie europejskiego wzrostu. O wynikach z czasów duopolu chadeków i komunistów Włosi mogą tylko marzyć.

Dobre wieści z Włoch: Gorzej już nie będzie

W reakcji na kryzys pojawiały się we Włoszech nowe ruchy polityczne, ale były one dziećmi Berlusconiego. Popularny komik Beppe Grillo założył Ruch 5 Gwiazd, którego deklaratywny radykalizm kontrastował z zachowawczymi posunięciami po zdobyciu władzy. Podobnie jak inne partie, M5S nie zdołał skutecznie zakwestionować hegemonii berlusconizmu. W efekcie Włosi są coraz bardziej rozczarowani całym systemem politycznym i albo nie głosują wcale, bijąc kolejne rekordy absencji wyborczej, albo mimo negatywnych skutków podążają w kierunku wyznaczonym przez Berlusconiego niemal trzydzieści lat temu: w prawo. Śmierć najbarwniejszego i najbardziej wpływowego bohatera „Drugiej Republiki” raczej tego nie zmieni, bowiem Silvio Berlusconi wyhodował sobie licznych następców.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij