Unia Europejska

Niemcy: Redystrybucja poprzez państwo narodowe kontra „lewica stylu życia” [rozmowa]

To, co głosi Wagenknecht, to często próba rewitalizacji idei socjaldemokracji sprzed kilkudziesięciu lat: państwo opiekuńcze chroniące swój rynek i kontrolujące granice, układy bezpieczeństwa zbiorowego zamiast paktów militarnych, takich jak NATO – mówi politolog prof. UW Rafał Chwedoruk.

Jakub Majmurek: Ruch Sahry Wagenknecht (BSW) sprawia problemy komentatorom i politologom, mającym trudności z jego ideologiczną klasyfikacją i umieszczeniem go na osi lewica–prawica. Jak ty zakwalifikowałbyś ten nowy polityczny twór? To populistyczna lewica, lewica konserwatywna, odmiana skrajnej prawicy, alt-left?

Rafał Chwedoruk: Powiedziałbym, że źródłem problemu jest kryzys socjaldemokracji, który trwa od lat 70. XX wieku, z krótką przerwą na czasy Blaira i Schrödera. Lewica próbuje udzielić na niego dwóch różnych odpowiedzi. Tak różnych, że część badaczy twierdzi nawet, że od pół wieku mamy do czynienia z istnieniem dwóch różnych lewic, które nawet jeśli funkcjonują w ramach jednej partii, to pozostają czymś zasadniczo odmiennym: z jednej strony jest nowa lewica, mająca podłoże w młodzieżowych buntach z lat 60. i 70., z drugiej tradycyjna socjaldemokracja.

Wagenknecht wielokrotnie mówiła i pisała o tym dualizmie, m.in. w swojej książce z 2022 roku, zatytułowanej Die Selbstgerechten (Samosprawiedliwi). Atakuje tam nową lewicę, którą nazywa „lewicą stylu życia”, wywodzącą się głównie z akademickiej klasy średniej. Zarzuca jej, że zamyka się we własnym kręgu, że postrzega własne przywileje jako cnotę i nadaje im moralny wymiar, odrzucając a priori jakąkolwiek dyskusję. Klasa akademicka zna na ogół języki, co czyni ją w naturalny sposób bardziej „kosmopolityczną” i daje jej przewagę konkurencyjną w zglobalizowanej gospodarce.

W niemieckich wyborach zwyciężył strach

Tej lewicy Wagenknecht przeciwstawia lewicę opartą na wspólnocie, zatroskaną o jej spójność społeczną, skupiającą się głównie na redystrybucji, która dokonywać się musi przez państwo narodowe. Ta lewica odrzuca politykę tożsamości, traktując ją jako zagrożenie dla wspólnoty, dla równości. Ma też specyficzny stosunek do migracji, co jest główną przyczyną problemu z klasyfikacją ruchu Wagenknecht.

Jej pozycja w sprawie migracji nie jest po prostu prawicowa?

Pewien polityk francuski powiedział kiedyś, że Francja nie może przyjąć do siebie całej biedy świata. I wcale nie był to człowiek z Frontu Narodowego, tylko Michel Rocard – socjalistyczny premier Mitteranda w latach 1988–1991. Mało kto pamięta, że w czasach rządów Frontu Ludowego we Francji (1936–1938) największe narzekania na migrację płynęły ze strony komunistycznych merów małych miast przemysłowych, którym najtrudniej było zmagać się z kosztami przyjmowania ludzi z innych państw – swoją drogą często z Polski.

Tak że pewien eurosceptycyzm Wagenknecht nie jest niczym nowym na lewicy. Na początku opór wobec wspólnego rynku płynął przecież głównie ze strony partii socjaldemokratycznych i związków zawodowych. Podsumowując, to, co głosi Wagenknecht, to często próba rewitalizacji idei socjaldemokracji sprzed kilkudziesięciu lat: państwo opiekuńcze chroniące swój rynek i kontrolujące granice, układy bezpieczeństwa zbiorowego zamiast paktów militarnych takich jak NATO – ta ostatnia perspektywa jest zupełnie w Polsce nieobecna.

Ruch Wagenknecht to więc po prostu anachroniczna retrosocjaldemokracja?

Nie do końca tak anachroniczna, podobne idee podejmują inne partie lewicowe w Europie: Smer Roberta Ficy na Słowacji, Sinn Féin w Irlandii, do pewnego stopnia tradycyjna, postkomunistyczna rumuńska socjaldemokracja oraz Bułgarska Partia Socjalistyczna. Sceptycyzm wobec migracji prezentuje też duńska socjaldemokracja pod kierunkiem premierki Mette Frederiksen, rządzącej krajem od 2019 roku. Można by – choć to zabrzmi dość paradoksalnie – dopatrzyć się nawet pewnych punktów wspólnych między programem Wagenknecht a blairyzmem.

W jakim sensie?

Głównie gospodarczym. Choć w dokumentach nowej partii słowo „socjalizm” pada bardzo często, to tak naprawdę nie ma w nich pomysłów uspołeczniających gospodarkę.

Wagenknecht mówiła dużo o wsparciu dla spółdzielni czy walce ze zbyt wielkimi, monopolistycznymi korporacjami.

Tak, ale jednocześnie BSW nie proponuje tak naprawdę niczego, co naruszałoby mechanizm rynkowy. Wagenknecht nawiązuje też do idei ordoliberalizmu, związanych z powojennym odrodzeniem gospodarki zachodnioniemieckiej. Z blairyzmem BSW łączy również pewien oświeceniowy duch, podkreślający znaczenie jedności czy wspólnoty kulturowej – odrzucający poszukiwanie różnic w imię polityki tożsamości. Blair jest dziś bardzo sceptyczny wobec tego, co w obszarze kultury i polityki tożsamości dzieje się na lewicy.

Wagenknecht łączy z nim również myślenie w kategoriach globalizacyjnych. Wróćmy do migracji: BSW nie jest przeciw niej, wzywa do zwiększenia inwestycji w warunki życia migrantów w Niemczech. Sama Wagenknecht ma imigranckie, irańskie korzenie, w kierownictwie ruchu zasiadają potomkowie migrantów, formalnie współprzewodniczącą jest mająca korzenie egipskie Amira Mohamed Ali. Jednocześnie – co akurat blairowskie nie jest – Wagenknecht zawsze zwracała uwagę na koszty migracji dla krajów, z których pochodzą migranci. Emigracja może być bowiem formą drenażu mózgów. Gdy wyjeżdża wykształcona klasa średnia, słabną szanse rozwojowe państw, które opuszcza.

Konfederacja i AfD. Taktyczny sojusz polsko-niemiecki, jakiego nie widzieliśmy od 79 lat

W Niemczech, w realiach demokracji specyficznej ze względu na swoje historyczne uwikłania, to pozycja BSW wobec migracji jest źródłem największych nieporozumień i lęków. W Polsce – stosunek tego ruchu do Rosji i polityki zagranicznej. W dokumentach programowych BSW padają nazwiska Willy’ego Brandta i Gorbaczowa, w polskiej debacie postaci zupełnie zapomnianych, ale dla części Niemców będących symbolem dążenia, by rok 1945 nigdy się nie powtórzył.

Prorosyjski program Wagenknecht to też powtórzenie starego przekazu niemieckiej lewicy czy jednak coś innego?

To w dużej mierze powrót do tradycji Ostpolitik Brandta. Natomiast spierałbym się, czy jej stanowisko jest takie prorosyjskie. To nie jest program współpracy niemiecko-rosyjskiej w stylu tej z czasów Bismarcka czy Republiki Weimarskiej, w duchu Rapallo. Stosunek BSW do Rosji określa nie tyle filorosyjskość, ile zapomniana dziś pacyfistyczna tradycja niemieckiej lewicy.

Swoją drogą bardzo ciekawe jest, że partią najbardziej dziś krytykowaną przez Wagenknecht są Zieloni, którzy w obecnych warunkach są najbardziej proamerykańską i „jastrzębią” w polityce zagranicznej partią w Niemczech. Co, biorąc pod uwagę początki tej partii w kontrkulturowych, pacyfistycznych ruchach lat 60., jest dość ironiczne. W dodatku z badań wynika, że praktycznie nie ma przepływu elektoratu od Zielonych do BSW – ruch Wagenknecht zabiera za to wyborców Die Linke, SPD, a nawet liberałom.

BSW, co zupełnie umyka w polskiej recepcji, w kwestiach strategicznych jest mocno filoeuropejski, mimo sceptycyzmu wobec sposobu funkcjonowania Unii i jej instytucji. Mówi o konieczności budowy strategicznej samodzielności Europy, zwraca uwagę na sprzeczność jej interesów i interesów USA. W dokumentach programowych ruchu w krytycznym kontekście wymienione zostają np. konkretne amerykańskie firmy z sektora big tech. Co z kolei łączy się z szerszym zjawiskiem: oporem tradycyjnych sektorów gospodarki, opartych na produkcji przemysłowej, wobec nowej gospodarki cyfrowej. W Niemczech jest on szczególnie widoczny, podobnie jak strach przed dezindustrializacją, co było widać w ostatniej kampanii do Parlamentu Europejskiego.

Wiąże się z tym również bardzo specyficzne podejście BSW do polityki klimatycznej. Z jednej strony ruch nie kwestionuje istnienia problemu niszczenia środowiska, z drugiej obawia się skutków zielonej transformacji i przestrzega przed radykalnym aktywizmem.

Jeremy Cliffe, analizując w listopadzie 2023 roku propozycje BSW na łamach „New Statesman”, zwrócił uwagę, że ruch nie dostrzega potencjału rozwoju przemysłowego, jaki daje Niemcom zielona transformacja. Czy również w kwestiach klimatycznych BSW nie tkwi po prostu w przeszłości?

BSW ma świadomość konieczności transformacji ekologicznej i nie sprzeciwia się nowym zielonym technologiom, tylko podnoszeniu kosztów dla konsumentów, ale też dla średnich firm, które w programie ruchu w ogóle zajmują sporo miejsca. Chciałby on, by zielona transformacja przebiegała tak jak niemiecka reforma górnictwa, która trwa od lat 50. XX wieku: była rozłożona na dekady, odbywała się przy dialogu społecznym, z udziałem związków zawodowych.

Sukces BSW w wyborach w Turyngii i Saksonii wynika ze specyfiki wschodnioniemieckiej? Ruch będzie go w stanie przełożyć na powodzenie w innych landach?

BSW ma ofertę, która dziś idealnie wpisuje się przede wszystkim w oczekiwania mieszkańców landów wschodnich, którzy czują się rozczarowani głównym nurtem niemieckiej polityki, ale z różnych przyczyn nie chcą głosować na AfD. A zwłaszcza mieszkanek, bo widać już wyraźnie, że głosy na AfD i Ruch Sahry Wagenknecht są płciowo spolaryzowane, mężczyźni chętniej głosują na tę pierwszą partię, kobiety na BSW.

Prawica podbiła serca młodych Niemców (z Gigim D’Agostino na ustach)

To, na ile ten ruch będzie w stanie poczynić większe postępy w landach należących kiedyś do RFN, zależy od tego, jak wielkie perturbacje gospodarcze i polityczne będą jeszcze czekały Niemcy. Jak obywatele będą oceniać ryzyko wciągnięcia Niemiec w wojnę z Rosją, jak będzie wyglądała kwestia kosztów życia, w jakiej formie będzie niemiecka gospodarka. Im większe turbulencje, tym większe szanse BSW.

Wagenknecht sprzyja też to, że jest bardzo pragmatyczną polityczką. Pełna nazwa jej partii to Bündnis Sahra Wagenknecht – Vernunft und Gerechtigkeit, czyli Ruch Sahry Wagenknecht – Rozum i Sprawiedliwość. „Rozum” z jednej strony odwołuje się do tej oświeceniowej tradycji, o której mówiłem, z drugiej może po prostu oznaczać rozsądek. BSW często przedstawia się jako partia odwołująca się do zdrowego rozsądku, niekoniecznie do ideologii. Wagenknecht bardzo świadomie nie sytuuje swojego ruchu jako klasycznej siły na lewo od socjaldemokracji, jak to robiło Die Linke. Nie chce ograniczać się do tej niszy, szuka wyborców poza nią.

BSW odegra teraz kluczową rolę w Turyngii i Saksonii? I czy może wejść do rządów krajowych?

Spójrzmy na szerszy niemiecki kontekst polityczny. Wszystko wskazuje, że za rok CDU wróci do władzy. Chadekom zależy więc na tym, by osłabić SPD, partię, która najpewniej będzie jej głównym koalicjantem. Do tego celu BSW, jako ruch zdolny zdobywać poparcie uboższych mieszkańców Niemiec Wschodnich, doskonale się nadaje – pamiętajmy, że w 2021 roku Olaf Scholz został kanclerzem w dużym stopniu dzięki głosom emerytów z byłego NRD.

CDU może więc podjąć grę z Wagenknecht w celu osłabienia SPD. Tym bardziej że to chadeków nic nie będzie kosztowało politycznie, a SPD jest w dodatku silnie podzielona w sprawie wojny w Ukrainie. Dla CDU długoterminowo byłoby bardzo korzystne, gdyby obok SPD Wagenknecht zbudowała drugą, bardziej tradycyjną socjaldemokrację. Ona jednak nie będzie sobie ograniczać możliwości działania, np. stawiając na wejściu zaporowe postulaty dla ewentualnych partnerów. Scholz zdaje sobie sprawę z tego zagrożenia. Ostatnie „gołębie” wypowiedzi kanclerza na temat wojny w Ukrainie odczytać można właśnie jako reakcję na sukcesy BSW w Saksonii i Turyngii.

Gdy powstawał Ruch Wagenknecht, mówiło się, że może odebrać poparcie AfD. Wyniki z Saksonii i Turyngii weryfikują te oczekiwania? W obu landach poparcie AfD wzrosło w stosunku do poprzednich wyborów landowych, a sukcesy BSW zaszkodziły chyba głównie Die Linke – partii, z której Wagenknecht wyszła, by założyć nową formację.

Warto pamiętać, że południe byłego NRD po zjednoczeniu Niemiec zawsze było bardziej prawicowe niż Brandenburgia, Meklemburgia-Pomorze Przednie, nie wspominając o Berlinie. W Saksonii od dawna rządziła CDU i będzie rządzić dalej, choć nie wiadomo, w jakiej konfiguracji.

Badania pokazują, że wyborcy BSW są o wiele bardziej lewicowi niż wyborcy AfD i właściwie jedyny pomost między elektoratami obu partii to migracja. Nie można więc liczyć, że BSW nagle odbierze wyborców Alternatywie – choć wielu z nich deklaruje, że mogłaby zagłosować na formację Wagenknecht – może za to ograniczyć jej ekspansję. Tak jak stało się to w Danii, gdzie socjaldemokraci pod wodzą Frederiksen zablokowali odpływ robotniczego elektoratu, głównie z robotniczych przedmieść Kopenhagi do antyimigranckiej prawicy.

Berlin wie, że Donald Tusk nie jest owieczką [rozmowa]

Z kolei przyszłość AfD będzie zależała głównie od CDU. Od tego, czy partia ta zdecyduje się rządzić z Alternatywą. Jeśli liberałowie spadną pod próg, jeśli będą słabnąć Zieloni i główny nurt lewicy, to nie można tego wykluczyć.

A myślisz, że BSW mogłoby się stać częścią jakiejś rządzącej Niemcami koalicji?

Biorąc pod uwagę pragmatyczną orientację BSW, nie jest to wykluczone, a Wagenknecht potrafi być elastyczna. Podobne do demonstrowanego przez BSW podejście do migracji stopniowo przenika do lewicowego mainstreamu. To już stało się w Danii. To przenikanie widać też w Niemczech, np. w ostatnich decyzjach rządu Scholza o przywróceniu kontroli na granicach.

Myślisz, że podobna lewica mogłaby powstać w Polsce? Nie ma u nas miejsca na partię antyamerykańską, ale czy jest na lewicę sceptyczną wobec migracji i bardziej konserwatywną kulturowo? Gdy Paulina Matysiak ogłosiła powstanie Stowarzyszenia „Tak dla Rozwoju”, porównywano ją do Wagenknecht.

W Polsce, podobnie jak na Węgrzech, jest już na to zbyt późno, okno możliwości się zamknęło. Moment na budowę podobnej formacji był wtedy, gdy kształtował się obecny podział partyjny, oparty na polaryzacji PO-PiS. Wtedy mogła pojawić się lewica z, powiedzmy, umiarkowaną agendą kulturową, zbliżoną do ówczesnej PO, oraz agendą ekonomiczną niewiele odbiegającą od ówczesnego PiS. SLD próbowało przez chwilę iść tą drogą, balansując między dwoma biegunami, co dawało nie najgorsze efekty, jak wynik tej partii w wyborach sejmikowych w 2010 roku i Napieralskiego w wyborach prezydenckich, w których zajął trzecie miejsce, zdobywając ponad 13,5 proc. głosów.

Oczywiście, że Matysiak nie miała pojęcia, jak to się skończy

Od 2010 roku wiele się jednak w Polsce zmieniło politycznie i społeczne. Pogłębiły się podziały i nałożyły na siebie różne osie sporu: ekonomiczna, kulturowa, centrum-peryferie. Nie widać dziś żadnej siły zdolnej rozerwać ten splot. Z całą pewnością nie jest nią lewica.

Wejście w politykę tożsamości ułatwiło jej powrót do Sejmu w 2019 roku. Ale nie daje przestrzeni do rozwoju. W Polsce, podobnie jak w Turcji i Izraelu, lewica jest dziś najbardziej radykalną kulturowo frakcją szerokiego obozu liberalnego. Klęski wszelkich samodzielnych prób startu partii Razem pokazują, że nie ma miejsca dla innej lewicy, silnie zorientowanej na kwestie społeczno-ekonomiczne.

Razem zawsze było partią bardzo progresywną kulturowo, która nigdy nie próbowała temperować swojego przekazu pod bardziej konserwatywnych wyborców.

Elektorat, po jaki sięga lewica typu BSW, niekoniecznie jest konserwatywny, tylko ma inne priorytety niż te, które podnosi „lewica stylu życia”. Jedynym udanym populistycznym ruchem w Polsce spoza prawicy, zdolnym sięgnąć po socjalny elektorat, była Samoobrona. Ale i jej elektorat rozszedł się po PiS i Platformie. Co pokazuje, że ten duopol – jak byśmy na niego nie narzekali – odzwierciedla to, jak realnie dzieli się polskie społeczeństwo w XXI wieku.

Natomiast z sukcesów BSW dla polskiego życia politycznego płyną dwa wnioski. Po pierwsze, lewica nie może udawać w nieskończoność, że nie jest w kryzysie i siedzieć okrakiem na barykadzie, jak to robiła latami SPD. W efekcie partia z ponad 150-letnią tradycją, z milionami wyborców, ciągle potężną bazą członkowską, jest dziś bardzo głęboko wewnętrznie podzielona i coraz bardziej bezradna wobec wyzwań, jakie przynosi współczesny świat. Po drugie, w dobrych czasach latami można udawać, że Europa Zachodnia i Stany Zjednoczone nie mają żadnych sprzecznych interesów. Ale te sprzeczności istnieją. Także Polska będzie się musiała wobec nich określić i jakoś odnaleźć. Zwłaszcza jeśli w listopadzie wygra Trump.

**

Rafał Chwedoruk − politolog, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor Uniwersytetu Warszawskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij