Unia Europejska

Na Korsyce wieją separatystyczne wiatry

W 1755 roku Korsyka ogłosiła niepodległość i uchwaliła pierwszą w Europie postępową konstytucję, nadającą kobietom prawo do głosowania. Wkrótce potem Korsykę zaanektowała Francja. Dziś korsykańscy separatyści szukają dróg odzyskania utraconej niepodległości.

Nie tylko Katalonia czy Szkocja dążą do niepodległości – również Korsyka od lat próbuje jak najbardziej uniezależnić się od Francji. W próbach podtrzymania swojej tożsamości oraz dla podkreślenia różnic z Paryżem wyspiarze próbują za pomocą różnych środków zachować swoją kulturę oraz wywalczyć choćby nieco większą autonomię.

Droga z Bastii do Ajaccio, dwóch największych miast Korsyki, biegnie przez całą wyspę, od wschodniego do zachodniego wybrzeża. Pomiędzy nimi nie ma prawie nic: jedynie wąskie pola między skałami i strumieniami, gaje oliwne i samotne górskie wioski. Na uwagę zasługuje tylko miasto Corte, położone w samym sercu wyspy. Choć już od ponad 200 lat nie jest ono stolicą Korsyki, to ta górska miejscowość, w niczym niekojarząca się ze śródziemnomorskimi klimatami, wciąż jest polityczną i kulturalną kolebką dla korsykańskich separatystów.

Każdy, kto wybiera się do Corte – niezależnie, czy z Ajaccio, czy z Bastii, gdzie znajdują się główne porty morskie i lotnicze na wyspie – musi się zmierzyć z wysokimi i stromymi, a do tego krętymi drogami. Kto cierpi na lęk wysokości, zamiast transportu samochodowego może wybrać kolej. Już od 1899 roku działa tutaj kolejka, z której wyspiarze są bardzo dumni.

Największa kradzież w historii, czyli jak Francja wycisnęła miliony od Haiti

Niespełna 50-tysięczne Corte chętnie odwiedzają nie tylko turyści, ale i młodzi obywatele tego francuskiego regionu. Ci pierwsi ze względu na walory przyrodnicze i górskie, zaś młodzi Korsykanie po to, aby kształcić się na jedynym na wyspie uniwersytecie.

Uniwersytet nazwany na cześć bohatera narodowego, Pasquale’a Paolego (więcej o nim za chwilę), działa tam od 1981 roku, choć uczelnię otwarto pierwotnie już w 1765 – lecz po zaledwie czterech latach została zamknięta przez Francuzów. Szkoła wyższa, ponownie otwarta ponad 200 lat później, do dziś pozostała jedynym uniwersytetem na Korsyce, a jednocześnie stała się twierdzą młodych nacjonalistów. Rozpolitykowani studenci marzą o tym, aby ich wyspa uzyskała niepodległość.

„Zdecydowana większość młodych Korsykanów jest bardzo niezależna” – zauważa Michel Vergé-Franceschi, historyk specjalizujący się w marynarce wojennej i epopei korsykańskiej. Jest to widoczne zwłaszcza u studentów – a ci w większości sympatyzują z separatystami; co więcej, sam wydział uczelni Corte jest dla tamtejszych nacjonalistów ważnym symbolem. „Od XVIII wieku Korsykanie zawsze dużo się uczyli”– mówi Vergé-Franceschi i dodaje: „Wyjeżdżali do Włoch lub Hiszpanii, aby studiować teologię i prawo kanoniczne. Kiedy Paoli ogłosił niepodległość wyspy, założył uniwersytet w 1765 roku, w mieście Corte. Dlaczego akurat tam? Ponieważ Bastia, Ajaccio czy Calvi były wówczas miastami genueńskimi”.

Seminarium naukowe dla korsykańskich studentów, prócz możliwości zdobycia belferskiego fachu, jest szkołą obywatelskiego aktywizmu i pogłębiania wiedzy na temat historii wyspy, a tym samym tożsamości kulturowej jej mieszkańców. Gdy jest taka potrzeba, słuchacze potrafią zorganizować demonstrację czy dołączyć do protestu obywatelskiego dotyczącego polityki.

„Jesteśmy nacjonalistami i zrobimy wszystko, by Korsyka uzyskała niepodległość” – mówi Jean-Philippe Mattéi ze zrzeszenia studenckiego o nazwie Ghjuventù Paolina. Cel grupy jest jasny, ale – jak precyzuje Mattéi – droga w kierunku niezależności regionu musi być stopniowa: „Będziemy musieli przejść przez różne etapy. Najpierw autonomia z punktu widzenia żywności; pod względem gospodarczym Korsyka nie może być niezależna już teraz. Musimy stać się samowystarczalni energetycznie”. Ale czy Korsyka ma wystarczająco dużo środków do własnej produkcji żywności i innych dóbr? „Oczywiście, mamy zasoby lądowe, podziemne, morskie; musimy je tylko mądrze wykorzystać” – twierdzi Mattéi.

W Corte, jak i w większości korsykańskich miast i miasteczek, napotkamy wszechobecne graffiti o separatystyczno-rewolucyjnej symbolice: a to rzuci się w oczy mural wyrażający solidarność z Katalonią, a to namalowane wizerunki tutejszych bojowników korsykańskich bądź napisy na ścianach informujące o tym, że Korsyka to nie Francja, czy hasła o wymownym przesłaniu Focha Francia!, co w korsykańskim oznacza „Francjo, wynocha!”. Na ścianach setek domów, na niektórych ulicach, wymalowano też tajemnicze litery FNLC.

FNLC (Front Narodowego Wyzwolenia Korsyki) to założona w 1975 roku grupa bojowników, która za cel postawiła sobie wywalczenie niepodległości wyspy metodami partyzanckimi i terrorystycznymi. Przez prawie cztery dekady organizacja ta dokonywała zamachów bombowych na banki, policyjne radiowozy, pojazdy wojskowe i budynki rządowe, zdarzało jej się ostrzeliwać francuskich polityków i żołnierzy. Członkowie FNLC skutecznie odstraszali inwestorów i turystów (choć tych drugich nie atakowali). Historia ruchu swój początek wzięła ponad 40 lat temu, gdy około 30 mężczyzn zajęło winnicę pewnego biznesmena z Afryki Północnej, ulokowaną na wschodnim wybrzeżu, w pobliżu Alérii.

„Tourists go home”! Hiszpania ma dość turystów

Celem formującej się grupy było zwrócenie uwagi opinii publicznej na sytuację ekonomiczną wyspiarzy. Protestowali przeciw finansowanemu przez państwo napływowi tzw. Pied-Noir – czyli niemuzułmańskich obywateli francuskich z Algierii i innych krajów Afryki Północnej, którzy przeprowadzili się do ojczyzny po tym, jak kolonie francuskie zyskały niepodległość. Członkowie nowo powstałego FNLC sprzeciwiali się także niekorzystnej sytuacji rolników z Korsyki oraz wzbogacaniu wina cukrem, które miało na celu zwiększenie zawartości alkoholu.

Na wieść o okupacji winnicy Paryż wysłał ponad tysiąc żandarmów i policjantów – dwójka z nich została zastrzelona przez korsykańskich nacjonalistów. Od tamtych wydarzeń bojownicy dawali często o sobie znać. W latach 80. i 90. dość regularne były tzw. nuits bleues (niebieskie noce), kiedy separatyści wieczorową porą odpalali równocześnie kilkanaście bomb we wszystkich ważniejszych miejscowościach na wyspie. Ostatnia niebieska noc miała miejsce w nocy z 7 na 8 grudnia 2012 roku.

„Działania separatystów pozwoliły niektórym ludziom budować tożsamość lub zwiększać poczucie własnej wartości. Kiedy jesteś młodym Korsykaninem, bez realnej perspektywy na przyszłość, założenie kaptura i trzymanie w rękach kałasznikowa może umożliwić ci występ w telewizji na konferencji prasowej. Pozwala to »stać się kimś«” – mówi Xavier Crettiez, politolog i specjalista od nacjonalizmów. „To samo zjawisko występuje w przypadku ruchu żółtych kamizelek. Przemoc umożliwiła niektórym osobom wykreowanie tożsamości i ujawnienie się” – dodaje badacz.

Przyjazny świat na molo Matejuška [pocztówka z Chorwacji]

Jednak w 2014 roku FNLC porzucił broń, nacjonaliści zaś postanowili wywalczyć dla Korsyki autonomię nie kałasznikowem, ale kartą wyborczą. I to z niemałym sukcesem. Dwie tamtejsze formacje polityczne – Zbudujmy Korsykę (Faisons la Corse) oraz Wolna Korsyka (Corsica Libera) – połączyły siły, tworząc nową koalicję o nazwie Pè a Corsica; w ostatnich wyborach w 2017 roku ten sojusz uzyskał niebagatelny wynik, zdobywając poparcie aż 65 proc. wyborców.

Liderem pierwszego ugrupowania jest prawnik Gilles Simeoni, nazywany czasami „korsykańskim Obamą”. Był jednym z adwokatów broniących Yvana Colonnę, renegata i bojownika FNLC, jednego z oskarżonych o zabójstwo Claude’a Érignaca w 1998 roku. Morderstwo najwyższego przedstawiciela stanu na Korsyce zszokowało całą Francję. Ojcem Gilles’a był Edmond Simeoni, uważany za jednego z ojców współczesnego ruchu korsykańskiego nacjonalizmu. Rodzina Simeonich, tak samo jak ich ruch, nie opowiadała się za pełną niepodległością Korsyki, lecz za większą autonomią wyspy, używając przy tym metod pacyfistycznych.

Drugim liderem Pè a Corisca jest 60-letni Jean-Guy Talamoni – również prawnik korsykańskich bojowników podziemnych, a obecnie wykładowca na uczelni, zajmujący się literaturą korsykańską. W przeciwieństwie do swojego koalicjanta Talamoni – jak i jego Corsica Libera – jest za całkowitą niepodległością Korsyki. „Francja to państwo sąsiedzkie” – często powtarza w wywiadach.

Nacjonaliści domagają się uznania i poszanowania Korsyki lub chociaż „narodu korsykańskiego” we francuskiej konstytucji, co jest drażliwym tematem dla Francuzów i może stanowić zagrożenie dla „niepodzielnej republiki”. Tym bardziej że uznanie ludności korsykańskiej za naród może już – w świetle prawa narodów do samostanowienia – uzasadniać referendum w sprawie niepodległości Korsyki, do którego dążą separatyści (w perspektywie 10–15 lat). Inne żądania nacjonalistów obejmują uwolnienie skazanych bojowników FNLC oraz wprowadzenie statusu rezydenta w celu ograniczenia budowy domów przez przyjezdnych spoza Korsyki (głównie mieszkańców kontynentalnej Francji), a tym samym w celu przeciwdziałania eksplozji cen nieruchomości.

„W ostatnich wyborach terytorialnych głosowałem na wspólną listą nacjonalistów i autonomistów. Oddałem głos na Gilles’a; jest dla mnie symbolem nadziei na zmiany, ponieważ ma ambicję obrony wyspy, szczególnie w kwestii środowiska, kiedy inni kandydaci ją »sprzedają«, ulegając masowej turystyce” – mówi w wywiadzie dla „Le Parisien” 22-letnia Mattea Poggi, Korsykanka wietnamskiego pochodzenia. „Niezależność? Jest trochę za wcześnie, aby o tym mówić. Zasadniczo czuję się jednocześnie Wietnamką, trochę Francuzką, a na pewno Korsykanką. Ta tożsamość kulturowa pozostaje dla mnie istotna, jestem bardzo przywiązana do tej wyspy, do tych krajobrazów – nie bez powodu wyspa jest nazywana Île de Beauté, czyli piękną – ale przede wszystkim do ludzi tu mieszkających. Moi rodzice mówią do mnie po korsykańsku”.

Ale Korsyka, ta 170-kilometrowa skała na Morzu Śródziemnym, jest znacznie bliższa Włochom niż Francuzom, i to nie tylko pod względem geograficznym (wyspę dzieli blisko 400 kilometrów od Marsylii, za to toskańskie Livorno jest oddalone już o zaledwie 150 km). Dania typu cannelloni, pizza, makarony, tiramisu, panino są równie powszechne i popularne na Korsyce jak we Włoszech. Przez wieki wyspa należała do Pizy i Genui. W roku 1755 wyspiarze ogłosili niepodległość i uchwalili pierwszą w Europie postępową konstytucję: dała ona kobietom prawo do głosowania. Do dziś wielu Korsykanów jest dumnych z tego faktu, szczególnie nacjonaliści. Francja zaanektowała Korsykę dopiero w 1768 roku, kończąc w ten sposób czternastoletnią historię niepodległości, o którą walczyli ówcześni wyspiarze.

Migranci na włoskiej Lampedusie boją się koronawirusa, a turyści migrantów

Innym ważnym postulatem rządzących nacjonalistów jest uznanie języka korsykańskiego za język urzędowy w regionie Korsyka, na równi z francuskim. Wcielenie w życie tego postulatu oznaczałoby dwujęzyczność nie tylko w mediach, ale również w oświacie, w aktach urzędowych oraz na posiedzeniach zgromadzenia terytorialnego i organów samorządowych na poziomie departamentów i gmin. Walka o zachowanie języka jest podyktowana chęcią uratowania go przed wymarciem.

Chociaż nauka korsykańskiego jest obecnie możliwa na wszystkich szczeblach edukacji szkolnej, a język ten jest wręcz obowiązkowy dla uczniów szkół podstawowych, szacuje się, że tylko 26 proc. wyspiarzy w wieku 18–24 lat mówi po korsykańsku. Według Jeana-Yves’a Acquavivy na 330 tysięcy mieszkańców Korsyki tylko niecałe 100 tysięcy z nich mówi po korsykańsku. Według UNESCO korsykański jest językiem zagrożonym wymarciem.

„Pomimo tych wszystkich środków zachowawczych uśmiercanie naszego lokalnego języka jest oczywiste” – mówi językoznawczyni Stella Retali-Medori z Università di Corsica Pasquale Paoli w Corte. Przed wprowadzeniem lokalnego języka do szkół zaledwie 2 proc. dzieci na wyspie uczyło się tylko korsykańskiego z rodzicami, a około 14 proc. uczyło się i korsykańskiego, i francuskiego. Pozostałe dzieci na wyspie są wychowywane i uczone tylko w języku francuskim.

Moi przyjaciele z Bergamo

czytaj także

Moi przyjaciele z Bergamo

Marta Abramowicz

„Nawet na wsiach mówi się po korsykańsku coraz mniej” – ubolewa Retali-Medori. „Miałam to szczęście, że mogłam się tego uczyć z babcią. To paradoks. Wcześniej korsykański był używany przez wszystkich, ale nie był nauczany w szkole. Dzisiaj jest coraz rzadziej słyszany na ulicy”. Językoznawczyni opowiada, że pewnego dnia dziecko, usłyszawszy, jak rozmawia ona po korsykańsku, zapytało ją, dlaczego mówi po angielsku. Na przykładzie Korsyki widzi wszystkie dobrze znane objawy wymierania języka: „Coraz rzadziej słyszymy korsykański akcent. Często mówimy w języku silnie zanieczyszczonym przez francuski. Nawet nazwy miejscowości stają się coraz bardziej francuskie”.

Jednym z powodów takiego stanu rzeczy może być odcięcie się Korsykańczyków od włoskich korzeni. „Zerwanie z Sardynią i Włochami było kluczowe” – mówi. „Oczywiście jest i francuska turystyka masowa, demografia, media. Ale gdy tylko język zostaje odcięty od literackich odniesień, traci swój prestiż. Jednak w korsykańskiej kulturze językiem literackim zawsze był włoski. W rzeczywistości istnieje wiele podobieństw między korsykańskim a klasycznym toskańskim” – wyjaśnia Stella Retali-Medori.

Jednak są też dobre wieści dla wyspiarskich nacjonalistów. Już od około 10 lat Korsyka przeżywa polityczny i kulturowy renesans. W 2009 roku paghjella, typowa wyspiarska pieśń polifoniczna, została uznana przez UNESCO za dziedzictwo kulturowe ludzkości. Potem przyszła kolej na docenienie korsykańskich pisarzy: Jérôme Ferrari w 2012 roku zdobył Nagrodę Goncourta – najwyższe francuskie wyróżnienie literackie – za powieść pt. Le Sermon sur la chute de Rome (Kazanie o upadku Rzymu). Inni pisarze, jak Archange Morelli i Marie-Hélène Ferrari, są tłumaczeni i doceniani we Włoszech, a poetka i piosenkarka Patrizia Gattaceca jest tłumaczona w Stanach Zjednoczonych.

Eribon: Jesteśmy pariasami, dziedziczymy wykluczenie

Ale korsykańska kultura to nie tylko muzyka i literatura. W maju 2013 roku po raz pierwszy na festiwalu filmowym w Cannes zaprezentowano film nakręcony na Korsyce, a zarazem wyreżyserowany przez korsykańskiego reżysera Thierry’ego de Perettiego: Les Apaches. Jego kolejne dzieło, Une vie violente (2017), również pojawiło się na znanym z festiwalu filmowego Croisette. Zwolennicy secesji mają nadzieję, że dzięki ożywieniu kultury korsykańskiej, jak i ostatniemu sukcesowi politycznemu proseparatystycznych ugrupowań, nastąpi wzrost poparcia dla niepodległości – na tyle duży, by najpóźniej za 10 lat zostało rozpisane i przeprowadzone referendum w tej sprawie. Nie można wykluczyć, że już za dekadę z owym problemem będą zmagać się francuscy politycy – problemem, który dziś porusza dziennikarzy i polityków z Europy, dyskutujących o ewentualnej secesji Katalonii oraz Szkocji. Tak więc Korsyka może stać się dla Paryża tym, czym teraz jest sprawa katalońska dla Madrytu.

 

**
Tomasz Skowronek – dziennikarz i publicysta, związany m.in. z tygodnikiem „Przegląd”, najczęściej pisze o Europie Południowej i regionie śródziemnomorskim.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij