Unia Europejska

Brytyjskie nastolatki zyskują prawo wyborcze. Czy warto pomyśleć o tym w Polsce?

Skoro uznajemy, że młodzi ludzie nie mogą świadomie podjąć decyzji o tym, czy kupić butelkę wina i wypić ją wieczorem, to być może są też dobre powody, by uznać, że potrzebują jeszcze czasu, zanim przyznamy im prawo głosu?

Jak zapowiedział brytyjski premier sir Keir Starmer, w następnych wyborach do brytyjskiej Izby Gmin, które mają się odbyć w 2029 roku, po raz pierwszy będą mogły głosować 16- i 17-latki. Osoby w wieku 16–17 lat już od jakiegoś czasu mogą głosować w wyborach do parlamentów Szkocji i Walii oraz w lokalnych wyborach w tych dwóch częściach Zjednoczonego Królestwa. Teraz prawo wyborcze ma zyskać dodatkowe 1,5 miliona wyborców.

Obietnica obniżenia wieku głosowania znajdowała się w programie Partii Pracy na te wybory. Ruch ten uzasadniano argumentem, że jeśli młodzi ludzie zaczną głosować możliwie wcześnie, gdy są jeszcze w szkole, zwiększy to szansę, że głosowanie wejdzie im w zwyczaj na całe życie. Inaczej mówiąc, obniżenie wieku uprawniającego do czynnego prawa wyborczego ma służyć obywatelskiej edukacji i długoterminowo zwiększyć uczestnictwo w wyborach.

Sam Starmer, ogłaszając teraz decyzję, podał inny argument: 16-latki mogą legalnie pracować, płacą podatki i powinni mieć wpływ – przez swoich demokratycznie wybranych przedstawicieli – na to, jak wydawane są pozyskiwane z nich pieniądze.

Kiedy Wielka Brytania odczuje skutki Brexitu? [Roubini]

Decyzja spotkała się też z krytyką. Przeciwnicy argumentują, że 16-latki nie mogą zawrzeć małżeństwa, zaciągnąć się do armii i brać udziału w wojnie czy kupić alkoholu. Skoro uznajemy, że młodzi ludzie nie mogą świadomie podjąć decyzji o tym, czy kupić sobie butelkę wina i wypić ją wieczorem, to być może są też dobre powody, by uznać, że potrzebują jeszcze czasu, zanim przyznamy im prawo głosu?

Skok na głosy

Konserwatyści przekonują też, że Starmer próbuje w ten sposób ratować poparcie swojej partii, bo młodzi ludzie głosują raczej na partie lewicowe i liberalne niż na prawicę. Faktycznie, według szacunków Ipsos w 2024 roku wśród wyborców w wieku od 18 do 24 lat 41 proc. głosowało na Partię Pracy, 19 proc. na Zielonych, 16 proc. na Liberalnych Demokratów, 8 proc. na Reform Nigela Farage’a, a tylko 5 proc. na konserwatystów. Największe różnice z ogólnokrajowymi wynikami są więc w wynikach Zielonych – wśród najmłodszych zdobyli prawie trzykrotnie więcej głosów – i Partii Konserwatywnej, która w grupie 18–24 ma prawie pięciokrotnie niższe poparcie.

Słabiej radzi sobie też partia Farage’a, choć już niedawny sondaż ITV News przeprowadzony na próbie 500 szesnasto- i siedemnastolatków daje Reform drugie miejsce za Partią Pracy i 20 proc. poparcia. Według wyliczeń konserwatywnego dziennika „The Daily Telegraph” obniżenie wieku uprawniającego do głosu pozwoliłoby zyskać Partii Pracy przynajmniej dziewięć mandatów, które w innym wypadku poszłyby do Reform.

Bo też warto pamiętać, że w Wielkiej Brytanii istnieje system większościowy, z jednomandatowymi okręgami wyborczymi, co sprawia, że kompozycja Izby Gmin jest często mocno nieproporcjonalna wobec tego, jak wygląda poparcie partii w skali kraju. Istotne będzie więc np. to, w jakich okręgach skupią się głosy nowego elektoratu w wieku 16–17.

Jak wylicza BBC, na 650 okręgów wyborczych do Izby Gmin liczba tych, gdzie liczba wyborców w wieku 16-17 jest większa niż większość, z jaką wybrany został obecny deputowany lub deputowana, wynosi 120. Co oznacza, że w olbrzymiej liczbie okręgów, nawet gdyby wszyscy wyborcy poniżej 18 lat zagłosowali na tego samego kandydata, wynik mógłby nie ulec zmianie.

Jednocześnie faktem jest, że prawica będzie miała większy problem z pozyskaniem najmłodszego elektoratu niż lewica. Nie oznacza to jednak, że skorzysta na tym Partia Pracy. Możliwe, że decyzja o obniżeniu prawa głosu uderzy w partię Starmera, kosztując ją okręgi, gdzie drugie miejsce za Partią Pracy zajęli Zieloni – w 2024 było ich 39. Nową partię na lewo od Labour buduje też właśnie Jeremy Corbyn i ona też będzie rywalizować o głosy z Partią Pracy, w tym wśród najmłodszych wyborców.

Ze wspomnianego sondażu ITV wynika też, że mniej niż połowa badanych nastolatków (46 proc.) ma pozytywne zdanie o demokracji, a ponad jedna piąta (22 proc.) deklaruje pozytywny stosunek do autorytarnych rządów wojskowych, do systemu, w którym nie odbywają się żadne wybory. Zachowania wyborcze tej grupy mogą być więc mocno nieprzewidywalne.

Jedyny sposób, by zrównoważyć „szary blok”?

Istnieją też jednak dobre argumenty, by dać młodym prawo głosu. I to nawet niekoniecznie te, które przedstawia brytyjski rząd, bo podatki dochodowe płacą przecież także pracujący w Wielkiej Brytanii migranci, a prawo głosu nie zależy od aktywności ekonomicznej.

Argument z edukacją do uczestnictwa w wyborach z kolei może po prostu nie zadziałać. W 2021 roku, w pierwszych wyborach do Parlamentu Walijskiego, w których mogli głosować 16- i 17-latkowie, do głosowania zarejestrowała się tylko połowa z nich. Eksperyment z obniżeniem czynnego prawa wyborczego został uznany za „falstart”, choć istotne mogło być też to, że wybory odbywały się w okresie, gdy normalne życie młodych ludzi wywróciła pandemia i lockdowny. We wspomnianym sondażu dla ITV News tylko 18 proc. badanych odpowiedziało, że na pewno zagłosowałoby w następnych wyborach.

Kluczowe jest co innego – argument, na który w swoim wideo zwraca uwagę Michael Walker z lewicowego kanału na YouTube Novara Media: zwiększenie liczby uprawnionych do głosowania młodych wyborców jest jakimś sposobem na to, by zrównoważyć siłę „szarego bloku” – wyborców w wieku emerytalnym – który w starzejącym się brytyjskim społeczeństwie coraz bardziej decyduje o polityce i przyszłości kraju.

Czy rząd Starmera zdąży wdrożyć swój plan, zanim straci władzę?

Jeśli polityka ma w ogóle uwzględnić w swoich kalkulacjach przyszłość i interes pokoleń, które będą obecne za 20, 30 i 40 lat, to nie może być zakładnikiem głosu seniorów, którzy z oczywistych powodów mają odmienne priorytety. Pojawiają się różne pomysły, co z tym zrobić – prawica chce np. dać większe prawo głosu rodzicom, by w ten sposób stworzyć też zachętę prodemograficzną. Jednak i obniżenie wieku uprawniającego do głosowania jest czymś, co na pewno warto rozważyć. Nawet jeśli elektorat 16-17 sam nie jest specjalnie liczny, to może warto przy jego pomocy wzmocnić bardziej przyszłościowo zorientowany blok.

Jest to szczególny problem w Wielkiej Brytanii. Z prawej i lewej strony słychać tam głosy wściekłe na to, jak niesprawiedliwa jest międzypokoleniowa umowa społeczna na Wyspach Brytyjskich. Z jednej strony mamy emerytów, których emerytury skutecznie chronione są przed inflacją przez bardzo hojny mechanizm waloryzacji i którzy w dodatku często są nominalnymi milionerami dzięki prywatyzacji zasobu mieszkaniowego w czasach Thatcher, a następnie wzrostowi cen nieruchomości, zwłaszcza w aglomeracji londyńskiej. Z drugiej – młodych wypychanych z rynku mieszkaniowego i pozbawionych ochrony przed wzrostem kosztów życia, zmagających się z brakiem perspektyw z gospodarką w kryzysie wzrostu produktywności.

Brytania na grząskim gruncie [o serialu „Shifty” Adama Curtisa]

Warto rozważyć także u nas

Polska ma podobne problemy. Nie tylko rynek mieszkaniowy jest wyjątkowo nieprzyjazny młodym ludziom, ale też rządzący regularnie przyjmują rozwiązania – od obniżenia wieku emerytalnego po rentę wdowią – które mają na celu głównie zapewnienie im „szarego głosu”, a niekoniecznie sprawdzają się jako dobra polityka społeczna.

Samo obniżenie wieku czynnego prawa wyborczego nie rozwiązuje jeszcze tego problemu, ale daje szanse na wzmocnienie bloku bardziej zainteresowanego przyszłościową perspektywą. Nastolatki mogą zasilać partyjne młodzieżówki, interesują się polityką, zabierają głos w debacie, często są lepiej poinformowanymi obywatelami niż seniorzy i nie ma dobrych argumentów przekonujących, że należy ich chronić przed możliwością wzięcia udziału w wyborach w ich własnym, lub ogólnym, społecznym interesie.

Nowy duopol obali ten system [raport Sierakowskiego i Sadury]

Oczywiście, przyznanie głosu 16- i 17-latkom wzmocniłoby najbardziej ideowo wyrazistych polityków, sytuujących się na skrzydłach – prawym i lewym – polskiej sceny politycznej. Najwięcej skorzystałaby na tym Konfederacja i w mniejszym stopniu Razem. Problem z podatnością najmłodszych wyborców na populizm, dezinformację i łatwe, radykalne rozwiązania jest realny, co pokazuje popularność, jaką zawsze cieszył się w tej grupie Janusz Korwin-Mikke. Z drugiej strony to nie młodzi wkręcili się w sektę smoleńską czy narrację o wyborach sfałszowanych przez Rodaków Kamratów.

Nie można jednak uzależniać prawa głosu od tego, czy elektorat będzie słusznie głosował. Obserwując brytyjski przykład, powinniśmy na poważnie porozmawiać, czy i u nas nie czas na podobny ruch.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij