Świat

To, co się dzieje dziś w Grecji, jest pośrednio konsekwencją braku działań polskiego rządu

Fot. Charles-André Habib/flickr.com CC BY-NC-ND 2.0

– Kryzys migracyjny nie zaczął się wczoraj, ale kraje Unii Europejskiej wciąż nie odrobiły z niego lekcji. Teraz, gdy sytuacja dramatycznie się pogarsza, ten fakt wykorzystuje Turcja, dla której los uchodźców staje się kartą przetargową czy wręcz narzędziem do szantażowania innych państw – mówi nam Aleksandra Fertlińska z Amnesty International, jednej z organizacji, które apelują do władz UE i Polski o natychmiastową pomoc ludziom szukającym azylu w Europie.

Przy pograniczu Turcji i Grecji tysiące uchodźców walczą o życie na skrawkach ziemi niczyjej lub łodziach niesionych przez rzekę. Pozbawieni pożywienia, dostępu do opieki medycznej, narażeni na przemoc ze strony wojska i policji, stają się wyrzutem sumienia odpowiedzialnych za wojnę w Syrii Turków, Rosjan, Irańczyków i nieradzących sobie z kryzysem migracyjnym Europejczyków. Z tego względu liczne organizacje pomocy humanitarnej domagają się wsparcia, a przede wszystkim reakcji ze strony organów decyzyjnych nie tylko samej UE, ale również rządów wszystkich państw członkowskich.

Polska też musi działać

„Nie zgadzamy się na bierność władz. Chcemy zapewnić uchodźcom bezpieczną drogę do europejskich państw, w których zgodnie ze standardami te osoby będą mogły ubiegać się o azyl” – tak brzmi treść oficjalnego listu Amnesty International, który organizacja wystosowała do premiera Mateusza Morawieckiego. List podpisało kilkadziesiąt polskich NGO-sów.

– Mamy nadzieję, że sygnatariuszy będzie wkrótce jeszcze więcej i że dołączą do nich obywatele i obywatelki Polski, którzy również mogą podpisać się pod tym apelem – mówi Aleksandra Fertlińska, ekspertka Amnesty International. – Europa stoi przed ogromnym wyzwaniem, ale posiada narzędzia, którymi może reagować na kryzys. Jednym z takich rozwiązań, prawnie uregulowanych na forum europejskim, są relokacje, które zostały wprowadzone w odpowiedzi na kryzys w 2015 roku. Wiemy jednak, że na przykład Polska w ogóle do tych relokacji nie przystąpiła – mówi Aleksandra Fertlińska, dodając, że w tej sprawie toczy się sprawa przeciwko Polsce w Trybunale Sprawiedliwości UE.

Ekspertka AI twierdzi, powołując się na opinię Rzeczniczki Generalnej TSUE, że wyrok najprawdopodobniej potwierdzi naruszenie prawa przez polskie władze, które odmówiły przyjęcia uchodźców do kraju. – Pośrednio to, co dzieje się obecnie w Grecji, jest konsekwencją braku działań między innymi polskiego rządu. Dlatego w liście do premiera Morawieckiego przypominamy, że Polska jako państwo członkowskie UE ma określone zobowiązania i nie może zamykać się na kryzys w Grecji lub twierdzić, że odpowiedzialność za jego rozwiązanie spoczywa na stronie greckiej, niemieckiej czy ogólnoeuropejskiej – wskazuje Aleksandra Fertlińska.

Przyzwoitość Kidawy, czyli jak skutecznie topić pontony z uchodźcami i pomóc PiS

Co się wydarzyło w Grecji?

Pod koniec zeszłego tygodnia władze Turcji ogłosiły, że nie będą zatrzymywać obecnych na terenie ich kraju uchodźców próbujących przedostać się do Europy, wobec czego tysiące osób zdecydowały się przekroczyć granicę z Grecją i tam ubiegać się o azyl. Z informacji przekazywanych przez europejskie agencje prasowe wynika, że znaczna część migrantów na greckie wyspy stara się dotrzeć przede wszystkim łodziami wiosłowymi, płynąc przez dzielącą oba państwa rzekę Maricę. Amnesty International, powołując się na dane Aegean Boat Report, podaje, że w ciągu ostatnich kilku dni łodzi kierujących się na terytorium UE było co najmniej 45. Na ich pokładach znajdowało się ponad 1500 osób.

Greckie władze mówią jednak „stop”. Rząd ogłosił, że przez najbliższy miesiąc nie będzie już przyjmował żadnych nowych wniosków o azyl. Co więcej, wysłał wojska na granice kraju w celu zatrzymania „uchodźczej fali”. Według szacunków greckich służb od początku miesiąca powstrzymano ponad 24 tys. osób próbujących przekroczyć granicę lądową z Turcją i aresztowano 183 migrantów, głównie z Afganistanu, Pakistanu, Maroka i Bangladeszu. Sytuacja jest dramatyczna. Wojsko i policja zdecydowały się w wielu przypadkach ostrzegawczo otworzyć ogień, zastosować gaz łzawiący i armatki wodne, mające na celu zatrzymanie zbliżających się do granicy migrantów, których traktuje się tu jak kryminalistów. Wszechobecna przemoc i chaos przyczyniły się do śmierci dwóch osób – 22-letniego Mohammada z Aleppo i  kilkuletniego chłopca o niepotwierdzonej tożsamości, który utonął w pobliżu Lesbos. W sieci z kolei możemy zobaczyć nagrania, na których widać, jak straż przybrzeżna próbuje zatopić łodzie z migrantami.

Grecki wiceminister ds. migracji, George Koumoutsakos, oświadczył, że kraj znajduje się w podobnym, jeśli nie gorszym położeniu, jak 5 lat temu i ponownie wylądował „na pierwszej linii frontu problemu imigracyjnego”, z którym nie radzi sobie Europa. Grecy wezwali kraje członkowskie UE do podjęcia zdecydowanych działań w tej sprawie. Do miasteczka Kastanies na grecko-tureckiej granicy dotarli już szefowie Rady, Komisji i Parlamentu Europejskiego: Charles Michel, Ursula von der Leyen i David Sassoli. Z kolei kilkudziesięciu członków Parlamentu Europejskiego zaapelowało do władz UE w oficjalnym liście o niezwłoczne zaprzestanie stosowania przemocy wobec migrantów, jak również zaznaczyło, że odpowiedzialność za zażegnanie kryzysu i dotychczasowe naruszenia praw człowieka spoczywa na całej Wspólnocie. Europosłowie żądają też zorganizowania szczytu UE w tej sprawie.

UE straciła magiczną moc

– Stoimy przed bardzo poważnym kryzysem, być może jeszcze poważniejszym niż ten w 2015 roku. Szczególny niepokój budzi to, że od momentu, kiedy tzw. kryzys uchodźczy w Europie się rozpoczął, nie wyciągnęliśmy z niego wniosków i nie stworzyliśmy żadnego bezpiecznego systemu dla ludzi, którzy są zmuszeni ubiegać się o azyl w Europie – mówi Aleksandra Fertlińska z Amnesty International. Przez ostatnich kilka lat obserwujemy ogromne przeludnienie w obozach w Grecji, jednocześnie spychamy odpowiedzialność za los uchodźców i uchodźczyń tylko i wyłącznie na władze tego kraju. Obecnie na wyspach greckich jest już ponad 40 tys. osób umieszczonych w zaledwie pięciu europejskich hotspotach. Warunki są tam katastrofalne, bo hotspoty są przystosowane do przyjęcia jedynie 6 tys. ludzi. Migranci, którzy tam teraz docierają, nie otrzymują podstawowej pomocy i nie mogą normalnie funkcjonować. Ich życie jest w zawieszeniu. Mało tego, słyszymy, że na Lesbos aktywiści, wolontariusze i migranci boją się ataków ze strony skrajnie prawicowych grup. Podobna atmosfera ma zresztą miejsce na greckiej Samos – dodaje nasza rozmówczyni.

Uchodźcy na krawędzi Europy. Jak polska polityka sięga greckich wysp

Układ polityczny, a nie humanitarny

Czy tej sytuacji można było zapobiec? Na to pytanie twierdząco odpowiada m.in. George Koumoutsakos, który przypomniał, że Turcja od dawna groziła Grekom i Europie „otwarciem drzwi dla migrantów”. „Wielokrotnie mówiliśmy wszystkim naszym odpowiednikom w UE, że muszą potraktować te ostrzeżenia poważnie. Gdyby nas słuchali, Europa mogłaby być lepiej przygotowana” – stwierdził grecki wiceminister.

– To wszystko działo się w sytuacji, gdy w dalszym ciągu trwał konflikt w Syrii. Można było więc bardzo łatwo przewidzieć, że nasilenie ogromnego kryzysu humanitarnego jest kwestią czasu i jednym z najważniejszych wyzwań stojących przed Europą. Ta jednak niewystarczająco zadbała o to, by osoby dotknięte wojną mogły zgodnie z obowiązującym prawem międzynarodowym znaleźć schronienie w krajach Unii Europejskiej – podkreśla Aleksandra Fertlińska.

– Nie uważam, by ze strony europejskiej występował całkowity brak zainteresowania tym, co dzieje się z uchodźcami. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że sytuacja, z którą mamy obecnie do czynienia, jest konsekwencją błędnych decyzji politycznych Wspólnoty – twierdzi ekspertka AI, przypominając, że jedną z takich decyzji oraz narzędzi, które UE stworzyła do radzenia sobie z wywołanym przede wszystkim konfliktem w Syrii kryzysem uchodźczym, było zawarcie porozumienia z Turcją. Podpisano je w 2016 roku celem „zablokowania” dalszego napływu do krajów Wspólnoty osób poszukujących w UE azylu. Ankara za zatrzymywanie uchodźców u siebie otrzymywała miliardy euro, jednak Recep Tayyip Erdogan powoli wycofuje się z tych ustaleń, otwierając granicę z Grecją i celowo zwożąc migrantów z Syrii, Afganistanu i innych państw w stronę greckich wysp. Niewpuszczeni do UE uchodźcy skarżą się zaś, że zostali oszukani przez tureckie władze, bo te skusiły ich obietnicą otrzymania azylu w Europie.

Dzieci i uchodźcy głosu nie mają

Ucieczka z Idlib

Tymczasem na innej granicy – turecko-syryjskiej – rozgrywa się jeszcze poważniejszy dramat. Prawie milion Syryjczyków czeka na przedostanie się do kraju rządzonego przez Erdogana. Na to jednak nie mają co liczyć, biorąc pod uwagę, że według oficjalnych statystyk Ankara przyjęła w ciągu ostatnich kilku lat 3,5 miliona uciekających przed wojną osób. Ponadto turecki prezydent próbuje tę sytuację wykorzystać do swoich celów politycznych i wywierania nacisków na inne kraje. Powszechnie uważa się, że turecki prezydent w ten sposób chce zaszantażować Europejczyków i zmusić ich do poparcia swoich działań w Syrii.

Pieniążek: Syria nie ma wpływu na to, co dzieje się na jej terytorium

– Porozumienie UE z Turcją zawierało szereg ustaleń związanych z gospodarką czy ekonomią. Ono nie dotyczyło stricte i wyłącznie ochrony uchodźców, lecz było elementem gry i strategii politycznej, którą teraz Erdogan realizuje w Grecji i Syrii. W sytuacji kryzysu Turcja wykorzystuje trudną sytuację ludzi znajdujących się w potrzebie, wrażliwych i straumatyzowanych. Wrzuca ich na ścieżkę wydeptaną przez siebie, jak również zaangażowanych w wojnę w Syrii Rosjan i Irańczyków. Dla władz Turcji ludzie stali się kartą przetargową czy wręcz narzędziem do szantażowania innych krajów. To sytuacja haniebna. Ludzie poszukujący azylu nie powinni być zakładnikami przepychanek. Jest to nie tylko dalekie od humanitaryzmu, ale również niezgodne z art. 14 deklaracji praw człowieka – twierdzi Fertlińska.

Syryjczycy domagający się pomocy od Turków to głównie ci, którzy w ciągu ostatnich trzech miesięcy uciekli z domów w prowincji Idlib na północnym zachodzie kraju. Obecnie trwa tam ofensywa wspieranych przez Rosję wojsk rządowych Asada i opozycji, której pomaga tureckie wojsko. – Idlib do niedawna było ostatnią prowincją syryjską, która nie została przejęta przez armię Asada. W końcu i tam nasiliły się walki, których zasięg i natężenie eskalowały błyskawicznie. Co więcej, na tych terenach masowo zaczęto bombardować miejsca, w których schronili się cywile, w tym dzieci. Żołnierze atakowali szkoły, szpitale, czyli miejsca, w których zakazane jest prowadzenie działań zbrojnych – tłumaczy przedstawicielka AI. – W efekcie milion osób czeka przy granicy z Turcją po to, żeby znaleźć się w bezpiecznym miejscu i uciec przed przemocą. Z jednej strony ci ludzie mają przed sobą spadające bomby, a z drugiej napotykają mur wzniesiony metaforycznie i dosłownie przez Erdogana, który broni im dostępu do gwarantowanego międzynarodowym prawem schronienia – podkreśla nasza rozmówczyni.

Syria calling!

czytaj także

Syria calling!

Srećko Horvat

– A to prawo przewiduje mechanizmy takie jak relokacje, korytarze humanitarne, które są stworzone po to, by nie doprowadzać do radykalnie dramatycznych i krytycznych sytuacji bez wyjścia, lecz reagować na bieżąco i zapewniać pomoc. Nie możemy pozwalać na to, że osoby znajdujące się w stanie zagrożenia życia, osoby, które uciekają przed wojną, zamiast pomocy napotykają opór ze strony wojska i policji. To niewyobrażalne, że władze są w stanie sięgnąć po broń i przemocą odepchnąć ludzi od swoich granic. Dlatego jako Amnesty International chcemy, by każdy obywatel i obywatelka, którzy nie zgadzają się z obecną sytuacją, wsparli naszą inicjatywę i wywierali naciski na polskie władze. Zachęcamy wszystkich do działania w solidarności z uchodźcami na granicach i solidarności ze wszystkimi, którzy ich tam wspierają. To nasz ludzki obowiązek i musimy to zrobić właśnie w tej chwili – podsumowuje Aleksandra Ferlińska.

Koniec kryzysu migracyjnego?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij