Unia Europejska

Uchodźcy na krawędzi Europy. Jak polska polityka sięga greckich wysp

Polska konsekwentnie odmawia przyjmowania uchodźców, a skutki tej polityki widać dwa tysiące kilometrów stąd. Sytuacja jest już tak alarmująca, że Grecja wprowadza obostrzenia w prawie azylowym i planuje deportacje uchodźców do Turcji. Turcja z kolei odsyła uchodźców „do domu”, czyli do Syrii.

Na Samos, zaledwie dwa kilometry od Turcji, znajduje się jeden z pięciu europejskich „hotspotów” ulokowanych na greckich wyspach. Inne hotspoty znajdują się na wyspach Chios, Kos, Leros i Lesbos. Od 2016 roku miały być ośrodkami szybkiej rejestracji osób, które chcą ubiegać się o ochronę w Europie. W rzeczywistości stały się miejscami systemowych naruszeń praw człowieka.

Uciekają do nas, bo są biedni. Są biedni, bo my jesteśmy bogaci

Gdy w maju tego roku wyjeżdżałam z Samos, w hotspocie przebywało około 4 tys. osób. Pracownicy organizacji pozarządowych mówili wtedy, że sytuacja jeszcze nigdy nie była tam tak zła. Dziś w tym samym obozie, przewidzianym na 648 osób, przebywa ponad 6 tys. uchodźców i uchodźczyń. Obóz, a raczej jego nieformalna część zwana „dżunglą”, zmienił się diametralnie. Po zejściu z łodzi uchodźcy słyszą jedynie: znajdź sobie miejsce. Rozkładają na skarpie małe turystyczne namioty i próbują przetrwać. Zbliża się zima, więc wolontariusze stają na głowie, żeby ktoś nie umarł z zimna.

Obóz na Samos finansuje Unia Europejska. Nie ma tu wystarczającej liczby toalet, łazienek, namiotów, śpiworów ani zdatnej do picia wody. Nie ma elektryczności, a po jedzenie trzeba stać godzinami w kolejce. Trzydzieści procent populacji obozu to dzieci. Nie chodzą do szkoły ani do lekarza, bawią się w towarzystwie szczurów i węży, śpią w zimnych, zatłoczonych namiotach bez ogrzewania. Wszystko to po ciężkiej przeprawie przez morze, która już sama w sobie jest przyczyną traum i ogromnego stresu. Organizacje medyczne, jak Lekarze Bez Granic (MSF), zauważają znaczne pogorszenie się stanu zdrowia psychicznego uchodźców z powodu warunków na wyspach. Według tej organizacji o 40 procent w porównaniu z latem 2018 roku wzrosła liczba osób wymagających pomocy psychologicznej. Zwiększyła się również liczba osób, które podjęły próby samobójcze i dokonują samookaleczeń, a wiele z tych osób to dzieci.

Biurokratyczny cios

Uchodźcy utknęli na Samos na dobre. Czas spędzony na czekaniu na decyzję o przyznaniu statusu uchodźcy w Europie liczą już w latach. Pierwsze wywiady, podczas których będą mogli wyjaśnić, dlaczego w ogóle ubiegają się o ten status, niektórzy mają zaplanowane na 2023 rok. W tak przeludnionym obozie urzędnicy nie są w stanie szybciej rozpatrywać wniosków.

W obozie na Samos, przewidzianym na 648 osób, przebywa dziś ponad 6 tys. uchodźców i uchodźczyń.

Uchodźcy znaleźli się w martwym punkcie razem z wolontariuszami, którzy każdego dnia próbują stworzyć im namiastkę normalności. Widoków na poprawę sytuacji nie mają też mieszkańcy wyspy, którzy wytykają władzom lata bezczynności.

Organizują się mieszkańcy miasta Vathy, które liczy obecnie mniej mieszkańców niż uchodźców w obozie. Chcą doprowadzić do zamknięcia lub usunięcia pomagających tu organizacji. Obecnie trwa biurokratyczny atak. Praktycznie każda organizacja pozarządowa spotyka się teraz ze wzmożonymi kontrolami. Brak umowy, faktury, podpisu czy pieczątki – wszystko może być przyczyną wymierzenia kary grzywny, która może doprowadzić do bankructwa i wymusić przerwanie działalności. Nie będzie organizacji, nie będzie wsparcia, dojdzie do zamieszek, obóz zostanie zamknięty, uchodźcy znikną z wyspy – tak wygląda strategia zmobilizowanej społeczności. Na Samos napięcie rośnie każdego dnia. Wszyscy mają już dosyć.

Przyjęcie uchodźców to nasz obowiązek

W tym czasie pojawia się opinia rzeczniczki generalnej Trybunału Sprawiedliwości UE: nie przyjmując uchodźców z Grecji i Włoch, Polska złamała prawo.

Polska jeszcze mniej przyjazna uchodźcom

czytaj także

Polska, Czechy i Węgry „nie mogą powoływać się na swoje obowiązki w zakresie utrzymania porządku publicznego i bezpieczeństwa wewnętrznego, aby odmówić zastosowania wiążącego aktu prawa Unii, z którym się nie zgadzają” – brzmi fragment opinii TSUE na temat odmowy przyjęcia uchodźców.

Relokacja miała wesprzeć Włochy i Grecję w radzeniu sobie z dużą liczbą osób ubiegających się o azyl. Na mocy dwóch decyzji przyjętych latem 2015 roku na szczycie Unii Europejskiej zdecydowano o relokowaniu do krajów UE 160 tys. osób ubiegających się o udzielenie międzynarodowej ochrony. Ostatecznie tylko Malta wywiązała się ze swoich zobowiązań. Polska i Węgry nie relokowały nawet jednej osoby, a w sumie państwa UE wypełniły plan relokacji w 28 procentach (program oficjalnie zakończył się w 2017 roku). Jednak np. Portugalia podpisała w tym roku dwustronną umowę o relokacji z Grecją.

Sukces UE okupiony jest ogromnym cierpieniem

czytaj także

TSUE nie pozostawia cienia wątpliwości. Nietrafione okazały się polskie argumenty o braku możliwości zapewnienia uchodźcom bezpieczeństwa. Polska mogła relokować uchodźców i miała ku temu wszelkie narzędzia: prawo krajowe, decyzje UE o relokacjach, dyrektywy unijne – wszystkie te mechanizmy stwarzały możliwość weryfikacji uchodźców pod względem bezpieczeństwa. Polska po prostu nie chciała tego zrobić.

Ogień w obozie

Z greckich wysp wróciła właśnie Dunja Mijatović, komisarka praw człowieka Rady Europy. „To wstrząsające w Europie XXI wieku. Sytuacja jest wybuchowa, to walka o przetrwanie. Jeśli nic nie zrobimy dojdzie do tragedii” – ogłasza na konferencji. Do tragedii już doszło. Trzy tygodnie temu na Samos ogień zniszczył namioty ponad siedmiuset osób. Według świadków wezwana straż pożarna nie reagowała, kiedy ogień niszczył prowizoryczne schronienia. Cały dobytek uchodźców zamienił się w popiół. Znowu stracili wszystko, co posiadali.

W mgnieniu oka kilkanaście różnych organizacji połączyło siły, by przygotować się na nadzwyczajną sytuację na wyspie. W ciągu kilku godzin znaleziono miejsce dla uchodźców zmuszonych do ucieczki – tym razem z przeznaczonego dla nich obozu. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej w pożarze na Lesbos, gdzie liczba uchodźców czterokrotnie przewyższa możliwości obozu, zginęła kobieta. Przy braku wsparcia ze strony innych państw UE obozy w Grecji są ekstremalnie przeludnione. Narasta frustracja, która przeradza się przemoc. W takich warunkach nietrudno o tragedię.

Grecja nie poradzi sobie sama. Od lipca 2019 roku gwałtownie rośnie liczba łodzi docierających z Turcji na wyspy Morza Egejskiego. W lipcu na wyspy przybyły 5842 osoby ubiegające się o azyl, w sierpniu 9334, we wrześniu 12 530, w październiku 9238. Dziś na wyspach przygotowanych na przyjęcie niewiele ponad 6 tys. osób pozostaje aż 35 tys. ubiegających się o azyl – jest to największa liczba od 2015 roku. Musimy wrócić do fundamentów: zasady praworządności, obowiązku lojalnej współpracy i zasady solidarności, radzi rzeczniczka TSUE, a Grecy nie pozostawiają cienia wątpliwości: nadciąga kolejny kryzys.

Greckie przepisy na nowy kryzys

Na razie Grecja szuka rozwiązań na własną rękę, na przykład reformując prawo. Proponowane zmiany w prawie o udzielaniu ochrony nie wróżą jednak poprawy sytuacji uchodźców. Przeciwnie – to przepis na jawne łamanie praw człowieka. Grecki parlament po intensywnej, długiej debacie, której towarzyszyły protesty na ulicach Aten, przegłosował reformę. Od teraz ubieganie się o azyl ma być jeszcze trudniejsze: przyspieszone procedury w wielu przypadkach mogą przekreślić prawo do rzetelnej oceny wniosków. Łatwiej będzie umieszczać uchodźców w detencji (czyli praktycznie w więzieniu), utrudni im się dostęp do rynku i możliwość odwoływania się od decyzji o nieudzieleniu azylu, a ponadto 10 tys. osób ma zostać deportowanych do Turcji do końca przyszłego roku.

Nie żal nam uchodźców. Niech wracają, skąd przyszli

Tymczasem Human Rights Watch i Amnesty International alarmują: „Turcja odsyła uchodźców do Syrii. W ciągu ostatnich kilku miesięcy mogło to dotyczyć setek osób. Władze tureckie przekonują, że do Syrii dobrowolnie wyjechało 315 tys. osób. Uchodźcy twierdzą, że policja ich pobiła lub zagroziła użyciem siły, aby wymusić podpisanie dokumentów stwierdzających, że proszą o powrót do Syrii. W rzeczywistości Turcja zmuszała ich do powrotu do strefy wojny i narażała ich życie na poważne niebezpieczeństwo”.

Kiedy solidarność jest przestępstwem

czytaj także

Rzeczniczka TSUE ostrzega Polskę: „Jeśli europejski projekt ma być kontynuowany, wszyscy musimy się bardziej starać”. Przestrzeganie praw człowieka uchodźców to również polski obowiązek, a warunki w europejskich hotspotach są skutkiem decyzji podejmowanych w krajowych parlamentach – także przy Wiejskiej.

**
Aleksandra Fertlińska pracuje jako ekspertka do spraw monitoringu praw człowieka w Amnesty International Polska. Specjalizuje się w ochronie praw uchodźców i migrantów, wspiera inicjatywy działające na rzecz uchodźców na greckiej Samos

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij