Czytaj dalej

Dzieci i uchodźcy głosu nie mają

Wiele wskazuje zatem na to, że „Podróż tysiąca burz” Kuszjora Karimiego to jedyna pełnoprawna opowieść uchodźcy wydana po polsku po 2015 roku. Powinna więc wzbudzić niejaką sensację, a jednak tak się nie dzieje.

Pamiętacie, kim straszyło się nas najbardziej przez ostatnie lata? Nie, nie podniesieniem poziomu oceanu, rozpadem UE czy przeludnieniem w Afryce. Oczywiście uchodźcami. Niektórzy nawet dzięki temu rządzą i kolonizują swoimi pociotkami instytucje, aż po gminne schowki na miotły. Tak interesujące (Polskę) zjawisko powinno się doczekać pokaźnej polskojęzycznej biblioteki relacji z różnych szlaków, dróg i pontonów, nieprawdaż?

Otóż nic podobnego. Skoro mowa o bibliotece, to przeszukajmy zasoby NUKATu – największego centralnego katalogu bibliotecznego w kraju – pod kątem haseł przedmiotowych „uchodźcy” i „relacje osobiste”, ustawiając wyniki od najnowszych książek. Czegoż my tu nie mamy… Analizy losów uchodźców macedońskich z lat 40. na Dolnym Śląsku, sporo relacji uchodźców z Korei Północnej (o dziwo tych jest najwięcej) oraz oczywiście bogaty przegląd Martyrologii Narodu Polskiego, bo uchodzić to my, ale nie do nas. O, jest! Coś o Lampedusie.  A nie, to znowu opowieść Europejczyka pomagającego uchodźcom, a nie tychże uchodźców.


Wiele wskazuje zatem na to, że trzymam w ręku jedyną pełnoprawną opowieść uchodźcy wydaną po polsku po 2015 roku, co powinno wzbudzić niejaką sensację, a jednak chyba tak się nie dzieje. Przedstawmy zatem „naszego” uchodźcę: Kuszjor Karimi (na okładce zapisany zgodnie z transkrypcją angielską jako Kooshyar Karimi) to osoba daleka od statystycznego uchodźcy z Somalii, Sudanu czy Konga. Karimi to Irańczyk, pochodzący z rodziny irańsko-żydowskiej, lekarz wychowany w slumsach i przeprowadzający różne nielegalne zabiegi w rodzaju odtworzenia błony dziewiczej, a po godzinach opozycjonista z nielegalnej partii monarchistycznej (to ostatnie jest akurat nieco bardziej skomplikowane, ale do tego jeszcze wrócimy). Jak łatwo się domyślać, skutkowało to wzmożonym zainteresowaniem Ministerstwa Wywiadu Islamskiej Republiki (WADżE, w książce pod angielskim akronimem MOIS). I tu historia zaczyna się robić jeszcze mniej typowa, bowiem WADżE szybko złamało Karimiego i zmusiło go do współpracy – w książce dostajemy szczegółowe opisy operacyjnego rozpracowywania innych opozycjonistów.

Irańczycy nie istnieją

To właśnie jego donosy i osobista infiltracja środowiska doprowadziły do aresztowania trzynastu irańskich Żydów (Karimi, jak sam twierdzi, wykonywał tylko rozkazy) w 1999 roku, co wywołało kryzys międzynarodowy. Żydzi, którym realnie groziła kara śmierci za rzekome szpiegostwo, zostali ostatecznie uwolnieni, a zacięte zakulisowe negocjacje administracji prezydentów Billa Clintona i Mohammada Chatamiego paradoksalnie zainicjowały „odwilż Chatamiego”, tak w stosunkach wewnętrznych Iranu, jak i na arenie międzynarodowej.

Wkrótce po aresztowaniu Żydów Karimi powziął pewne podejrzenia: „Zrozumiałem, że moje zadanie dobiegło końca i teraz to ja stanę się celem”. Wykorzystał więc swoje kontakty w administracji i załatwił sobie nielegalny paszport, po czym sprzedał część swojego majątku i uciekł z rodziną (żona i dwie córki) do Turcji.

Tu zaczyna się część, która jest już bardziej zbieżna z doświadczeniem głównej fali uchodźców i uchodźczyń. Zajmuje ona także większą część książki. Karimi stara się o paszport kraju, w którym mógłby z rodziną ułożyć sobie życie, a takim z wielu powodów nie mogła być dla niego Turcja. Ta ostatnia zostaje tu odmalowana w najczarniejszych barwach, jako kraj jawnie rasistowski (także jeśli chodzi o nastawienie zwykłych ludzi), zanarchizowany, bez ofert pracy i przeżarty korupcją. Stereotypowy wizerunek zamordyzmu Erdoğana jest tu zastąpiony wizją państwa z dykty, rządzonego przez lokalnych kacyków i mafię (a że wszystkich zapewne powiązanych z AKP Erdoğana, to inna sprawa).

Uciekają do nas, bo są biedni. Są biedni, bo my jesteśmy bogaci

 

Rodzina Karimich przez trzynaście spędzonych w Turcji miesięcy traci stopniowo oszczędności, mieszkając w coraz gorszych warunkach lub okresowo w ogóle cierpiąc bezdomność, przymierając głodem, aż niemal cudem udaje im się zdobyć prawo wjazdu do Australii, gdzie z czasem zaznają wreszcie normalności i szczęśliwego życia.

Z punktu widzenia naszego rozumienia kryzysu migracyjnego najcenniejsze są osobiste odczucia Karimiego, rzuconego w środek tureckiego koszmaru: to, jak wykształcony mężczyzna z klasy średniej stopniowo traci zdolność trzeźwej oceny sytuacji i wręcz człowieczeństwo, staczając się do kradzieży jedzenia ze sklepu czy wygrzebywania resztek ze śmietników. To właśnie na tym tle można choć trochę zrozumieć tak zadziwiające nas kroki jak płacenie fortun przemytnikom, by móc przepłynąć morze do Europy z narażeniem życia swojego i swojej rodziny na ogromne ryzyko.

Z punktu widzenia naszego rozumienia kryzysu migracyjnego najcenniejsze są osobiste odczucia Karimiego, rzuconego w środek tureckiego koszmaru.

W pewnym momencie Karimi jest o krok od skorzystania z usług takich przemytników i tylko nieliczne życzliwe tureckie dusze w ostatniej chwili ostrzegają go, że ci ludzie to gangsterzy, którzy po prostu ulatniają się z zapłatą. Według Karimiego tylko te rady ochroniły go przed wpadnięciem w objęcia przestępców, choć dla trzeźwo myślącego czytelnika oferta gangów jest od początku absurdalna (przemytnicy nie znają nawet elementarnej geografii trasy przerzutu). Wspomnienia irańskiego Żyda są pod tym względem bezcenne – pokazują utratę zdolności oceny sytuacji wraz z biologicznym zagrożeniem egzystencji i dla tego jednego aspektu warto po nie sięgnąć.

Jednocześnie warto je czytać z dużym krytycyzmem. Przy całym bowiem szacunku dla niewątpliwego cierpienia rodziny Karimich trudno nie dostrzec, że relacja autora w wielu miejscach ledwie trzyma się kupy, a wiele z jego wyjaśnień budzi jeszcze więcej pytań. Z tym że jedno trzeba sobie od razu wyjaśnić: trzymamy w ręku relację z ucieczki agenta WADżE, stojącego w pewnym momencie w centrum światowej polityki, dlatego oczekiwanie od tej opowieści dokumentalistycznej skrupulatności byłoby sporą naiwnością.

Iran nie wywiesi białej flagi

Pierwszym z brzegu przykładem jest właśnie jego relacja z „afery trzynastu Żydów”. Przeczytawszy tylko tę książkę, mielibyśmy wrażenie, że to jedynie „zwykła” represja, jakich na co dzień wiele w Iranie, nie zaś międzynarodowa afera, w której rozwikłanie w pewnym momencie zaangażowane było całe kierownictwo ONZ. Problem w tym, że te wątpliwości rozciągają się na najbardziej nas interesujące wspomnienia z Turcji. Jak wstrząsająco relacjonuje Karimi, każdy z osobna w jego rodzinie znalazł się w pewnym momencie na skraju śmierci – czy to z głodu, czy z powodu choroby.

Opowieść ojca rodziny o tym, jak jego ukochane dzieci staczają się do pozycji żebraków, chwyta za serce – problem w tym, że przez niemal cały pobyt w Turcji mieli otwartą furtkę do wyjazdu do Izraela, skoro Karimi jest halachicznym żydem (jego matka była żydówką). Nie skorzystali jednak z tej możliwości, bo żona Karimiego „nie życzy[ła] sobie wychowywać moich dzieci w duchu żydowskiej religii”. Karimi, powodowany miłością do niej i troską o całość rodziny, toczy zatem tę walkę o przetrwanie, którą dzięki swojej determinacji jest w stanie ukoronować wyjazdem do Australii… tylko po to, by zaraz po rozpoczęciu nowego życia rozwieść się z żoną i znaleźć sobie inną, ukochane córki bez oporów zostawiając swojej byłej. Każdemu uważnemu czytelnikowi i czytelniczce zapala się w tym miejscu czerwone światełko (żona Kuszjora to w ogóle jedna z najdziwniejszych postaci w tej książce).

Takich wątpliwości jest więcej – jak choćby opis Turcji, w której według Karimiego agenci WADżE poruszają się z taką swobodą, jak gdyby byli w Teheranie, jednocześnie nie robiąc żadnych problemów rodzinie Karimich podczas ucieczki z Iranu. Także opis jego ostatecznego sukcesu, czyli uzyskania australijskiego paszportu, budzi instynktowne wątpliwości – oto gdy ma już bilet na drugi koniec świata i musi się ostatni raz zameldować na policji (miał taki obowiązek jako uchodźca), zostaje aresztowany za kradzież prądu, której faktycznie był winny. Perfidny funkcjonariusz czekał do ostatniej chwili, by go aresztować, a spóźnienie na samolot unieważni jego wizę. Nigdy już nie wyjedzie z Turcji. Wtedy jego żona (z którą rozstanie się bodaj parę tygodni później) wpada na widzenie, wykorzystuje awaryjny kontakt do innego tureckiego policjanta, a ten wkracza jak amerykańska kawaleria do prowincjonalnego więzienia i uwalnia pogrążonego we łzach Karimiego. Wszystko to wygląda jak dość kiepska powieść… i podejrzanie przypomina fikcyjne elementy zastosowane w innej książce Karimiego, Tajemnicy Leili.

Trzeba wprawdzie wyraźnie zaznaczyć, że w żadnej z angielskojęzycznych recenzji, do których udało mi się dotrzeć, nie ma ani jednej z powyższych wątpliwości, a ich zweryfikowanie jest dziś niemal niemożliwe, w przyszłości zaś wymagałoby po prostu pełnego otwarcia archiwów WADżE. Jednak tam, gdzie ta weryfikacja jest dość prosta, wątpliwości się pogłębiają. Otóż według Karimiego jego pobyt w Australii to właściwie wariant postaci Mary Sue – po początkowych trudnościach Karimi odnosi same sukcesy, traci wprawdzie żonę, ale zaraz pociesza się nową (oczywiście młodszą i ładniejszą), pracuje jako lekarz, kupuje dom, wszyscy w jego miasteczku kochają go i podziwiają… A tymczasem proste wpisanie nazwiska autora do Google ujawnia nam, że doktorowi Karimiemu w styczniu zawieszono licencję lekarza za oszustwa i fałszowanie dokumentów.

Pocztówki z Iranu II: Wrestling z jaszczurką

Czy przekreśla to sens lektury Podróży tysiąca burz? Bynajmniej, właściwie czyni ją wręcz bardziej ekscytującą. Przynajmniej znaczne jej elementy muszą być prawdziwe, bowiem Karimi nieraz odmalowuje siebie i swoje postępowanie w naprawdę ciemnych barwach i trudno znaleźć powody, by miał je od podstaw zmyślić. Tymczasem zaś pozostaje nam czekać na kolejne relacje ze szlaku bałkańskiego czy z Morza Śródziemnego, a co do twórczości i losów Kuszjora Karimiego… cóż, jak to powiedział Sindric Björnowi w Wikingach, gdy wpływali do świata śródziemnomorskiego islamu: „Ten świat jest nietrwały i zwodniczy. Wiele rzeczy nie jest takimi, jakimi się wydają”.

 

**

Kooshyar Karimi, Podróż tysiąca burz, przeł. Michał Juszkiewicz. Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2019

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Larczyński
Tomasz Larczyński
autor książki „Pocztówki z Iranu”
Doktor nauk historycznych oraz analityk rynku kolejowego. Autor książki „Pocztówki z Iranu”. Publikuję m.in. w „Kurierze Kolejowym” i „Transporcie Publicznym”. Pracownik PAN Biblioteki Gdańskiej. Tworzy zespół Krytyki Politycznej w Trójmieście. Członek partii Razem.
Zamknij