W strefach napromieniowanych nie powinno się chodzić po trawie ani wzruszać gleby. A Rosjanie wykopali tam okopy, jeździli ciężkimi pojazdami, palili ogniska. Wdychali ten pył, który teraz pozostanie już z nimi na zawsze – reportaż z Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia.
24 lutego o 9 rano Wiaczesław Jakuszew i 89 jego współpracowników mieli zakończyć zmianę w czarnobylskiej elektrowni jądrowej i wrócić do domu.
Większość pracowników elektrowni mieszka w niedalekim, specjalnie dla nich wybudowanym Sławutyczu, a do pracy dojeżdża koleją – dwukrotnie przy tym przekraczając granicę Ukrainy i Białorusi. Miejsce najpoważniejszej w historii katastrofy elektrowni jądrowej leży zaledwie kilka kilometrów od granicy Ukrainy z Białorusią, która wbija się tam na kształt kieszonki w terytorium Ukrainy.
Tego dnia wciąż nie przyjechał jeszcze inżynier Sasza Kowałenko, który o 7 rano miał zmienić Jakuszewa. Nadal czekał na swój pociąg – dopiero później okazało się, że linia kolejowa została przerwana, bo wcześniej tego ranka wysadzono most.
Kierownik zmiany Wałentyn Gejko ogłosił wtedy, że rotacji pracowników nie będzie. Wyjaśnił, że właśnie rozpoczęła się regularna wojna, a elektrownia musi działać w stanie podwyższonej gotowości. Niedługo potem system kamer przemysłowych elektrowni zaczął rejestrować nadjeżdżające kolumny rosyjskich pojazdów opancerzonych.
– Mieliśmy poczucie, że to nie dzieje się naprawdę. „Chłopaki, serio? Nie wiecie, w co się pakujecie?” – Tak według Jakuszewa myśleli pracownicy o rosyjskich żołnierzach. Jakuszew wrócił do domu, do żony i córki, dopiero 26 dni później. Na stanowisku spędził ponad 600 godzin.
Ukraińskie organy śledcze prowadzą teraz postępowanie w sprawie kradzieży mienia z czarnobylskiej strefy zamkniętej, próbując ustalić, kto ponosi odpowiedzialność za tę kradzież. Według szacunków wartość tego mienia wynosi 26 milionów hrywien (niecałe 4 miliony złotych).
Do tej pory prokuratura wskazała na Olega Jakuszewa, w randze generała rosyjskich sił policyjnych, jako człowieka, który nakazał rosyjskim jednostkom wojskowym okupację strefy oraz wydał rozkaz jej splądrowania.
Scenariusz czarnobylski? „Nieprawdopodobny – nawet w warunkach wojny”
czytaj także
Jednocześnie pracownicy Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia starają się oszacować skutki, jakie rosyjska okupacja miała dla ryzyka napromieniowania w oficjalnie wytyczonej strefie zamkniętej, obejmującej 30 kilometrów kwadratowych wokół byłej radzieckiej elektrowni jądrowej.
Wtargnięcie wojsk
24 lutego w strefie zamkniętej przebywali nie tylko pracownicy elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Jej teren był strzeżony przez 169 żołnierzy ukraińskiej Gwardii Narodowej, byli tam również pracownicy służby zdrowia i straży pożarnej.
Według szacunków Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia w strefie przebywało wówczas ponad 300 osób, w tym czterech tzw. stalkerów – osób, które przedostają się do strefy w celu jej eksploracji.
Dzień przed inwazją czterech mężczyzn dotarło do Prypeci, miejscowości zamieszkiwanej przez pracowników radzieckiej elektrowni jądrowej przed katastrofą w 1986 roku. Mężczyźni planowali przejście po linie rozciągniętej pomiędzy dwoma szesnastopiętrowymi budynkami, a swój wyczyn mieli nagrać za pomocą drona. Gdy do Ukrainy wtargnęły rosyjskie wojska, poprosili o schronienie na terenie elektrowni.
Rosyjskie wojsko wkroczyło na teren Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia w dwóch miejscach od strony Białorusi – pierwszym z nich były okolice wsi Wilcza na północnym zachodzie, drugim zaś okolice wsi Kamaryn, położonej na północnym wschodzie strefy. Pojazdy opancerzone, w tym jeden czołg, dotarły do głównego budynku administracji w Czarnobylu 24 lutego około godziny 14. Żołnierze ukraińskiej Straży Narodowej złożyli broń.
Żołnierze w czarnych mundurach z białymi przepaskami na rękawie niezwłocznie wdarli się do biura kierownika zmiany, Wałentyna Gejki. Wraz z dowódcami ukraińskiej Gwardii Narodowej Gejko przez trzy godziny prowadził negocjacje z dwoma rosyjskimi oficerami w randze generała i pułkownika. Gejko nie ujawnił szczegółów tych negocjacji.
Według relacji Maksyma Szewczuka, zastępcy dyrektora państwowego przedsiębiorstwa zarządzającego Czarnobylem, obie strony ostatecznie ustaliły, że wzięci do niewoli żołnierze ukraińskiej Gwardii Narodowej będą przetrzymywani w dwóch schronach znajdujących się w podziemiach budynku administracji oraz że rosyjscy żołnierze nie będą stacjonowali bezpośrednio na terenie elektrowni jądrowej.
Rosyjscy oficerowie oraz generał policji Oleg Jakuszew mieli stacjonować na trzecim piętrze. Reszta Rosjan zajęła niedaleki punkt kontroli sanitarnej. Wymagano też, aby kierownik zmiany w elektrowni zwracał się o pozwolenie na każde przemieszczenie się pracowników.
Wieczorem tego dnia rosyjskie siły okupowały już wszystkie strategiczne punkty Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia. Część wojsk pozostawiono w strefie, reszta zaś przemieściła się w kierunku Wyszogrodu, miasta położonego bliżej Kijowa, około 90 kilometrów od Czarnobyla.
Płonąca elektrownia i kolejki po płyn Lugola. „Rosja chce nas zastraszyć i zniechęcić do atomu”
czytaj także
Ukraińskim śledczym nie udało się dokładnie ustalić, ilu rosyjskich żołnierzy przebywało w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia. Podali jednak, że należeli oni do połączonych jednostek z syberyjskiego okręgu wojskowego w Rosji – były to oddziały rosyjskiej Gwardii Narodowej wspierane przez personel wojskowy Ministerstwa Obrony.
Większość pracowników elektrowni, którzy w ciągu dnia pozostali na swoich stanowiskach, po raz pierwszy zobaczyło rosyjskich żołnierzy dopiero podczas kolacji.
– Mieli czarne mundury z białymi opaskami na ramieniu – powiedział Wiaczesław Jakuszew. Dodał również, że sygnalizowało to ich przynależność do specjalnych oddziałów rosyjskiej Gwardii Narodowej.
Według Jakuszewa w stołówce byli także żołnierze ukraińskiej Gwardii Narodowej, ale bez broni. Po kolacji pracownicy wrócili na swoje stanowiska.
Podnosi się radioaktywny pył
Rosyjska inwazja szybko przełożyła się na zwiększony poziom promieniowania mierzonego w strefie. 25 lutego uruchomił się czarnobylski system alarmowy oparty na pomiarach autonomicznych stacji dozymetrycznych.
Serhej Kirejew, dyrektor ukraińskiego państwowego przedsiębiorstwa nadzorującego system czujników promieniowania, twierdzi, że niektóre stacje wykryły ośmiokrotny wzrost promieniowania. Niedługo potem jednak do Kirejewa przestały napływać zdalnie zbierane informacje ze stacji dozymetrycznych rozmieszczonych w strefie, ponieważ wszelkie połączenia komunikacyjne i internetowe zostały przerwane.
Co było przyczyną wzrostu poziomu promieniowania? Jak wyjaśnił Kirejew, rosyjskie wojsko wkroczyło do czarnobylskiej strefy z ciężkimi pojazdami, i to ich intensywne przemieszczanie się spowodowało uniesienie się radioaktywnego pyłu.
czytaj także
W Czarnobylu występują różnice promieniowania, z tego względu zarówno odwiedzający, jak i pracownicy strefy są zobowiązani do poruszania się wyłącznie po ściśle określonych szlakach. Po wypadku w 1986 roku cząsteczki rozproszonego paliwa jądrowego unosiły się w pobliżu elektrowni. Jednocześnie w strefie znajdują się także miejsca, gdzie po wypadku tymczasowo składowano odpady radioaktywne. Jeden z rosyjskich konwojów przejechał przez tzw. zachodni szlak, jeden z najbardziej skażonych obszarów w Czarnobylu.
Ośrodek Kirejewa zaczął ponownie odbierać dane z czarnobylskich stacji dozymetrycznych 2 marca, ponad tydzień po rozpoczęciu inwazji.
– Wskazania były wtedy niższe – twierdzi Kirejew. Według niego potwierdza to hipotezę, że doszło do wzbicia się w powietrze, a następnie opadnięcia radioaktywnego pyłu.
Brak ludzi, brak zasilania
Pomimo rosyjskiej okupacji inżynier Wiaczesław Jakuszew pracował nadal. Monitorował wskazania czujników wewnątrz NSC (New Safe Confinement) – uszczelnionego stalowego sarkofagu wyposażonego w systemy nadzoru, zabezpieczającego uszkodzony czwarty reaktor elektrowni. Konstrukcja ta została ukończona w lipcu 2019 roku i stanowiła obudowę pierwotnych zabezpieczeń, skonstruowanych krótko po wypadku. Na swoim stanowisku Jakuszew miał wgląd w dane z systemów NSC. Nie odnotowano tam żadnych zmian w związku z rosyjską inwazją.
Głównym problemem, z którym borykali się pracownicy elektrowni, był brak zmienników. Jako że w rejonie Kijowa trwały już walki i ostrzał artyleryjski, odcięta była alternatywna trasa do Sławutycza. 26 lutego Wałentyn Gejko umożliwił swoim pracownikom odpoczynek na stanowiskach pracy. Podczas dnia zmieniali się co parę godzin, aby móc choć trochę się przespać. Nocami dyżurowali tylko wyznaczeni pracownicy.
Pomimo odcięcia od internetu i sieci telefonii komórkowej pracownicy elektrowni mieli kontakt z resztą świata. Korzystając z naziemnej linii telefonicznej, Gejko pozostawał w kontakcie z kierownictwem elektrowni w Sławutyczu. Pracownicy elektrowni zorganizowali także budki telefoniczne w budynku administracji, by móc dzwonić do rodzin. Jakuszew pamięta, że kiedy rozmawiał z kolegami, ci powiedzieli mu, żeby otworzył ich szafki w elektrowni i korzystał z herbaty, cukru i papierosów.
Pracownicy czarnobylskiej strefy starali się nie wchodzić w drogę rosyjskim żołnierzom. – Wewnątrz podejście było takie: wy tu przyszliście i przejęliście kontrolę, to sobie kontrolujcie, a my będziemy wykonywać naszą robotę – mówi Jakuszew.
Ze wspomnień Jakuszewa wynika, że nie przeszkodziło to rosyjskim wojskowym w domaganiu się od pracowników elektrowni, by udzielili wywiadu ekipie telewizyjnej rosyjskiego Ministerstwa Obrony (pracownicy odmówili) czy tego, aby pomiary promieniowania były dokonywane z udziałem specjalnego rosyjskiego zespołu wojskowego (co także spotkało się z odmową).
Rosyjska wojna w Ukrainie. Czego najważniejszego się dowiedzieliśmy?
czytaj także
Niedługo potem pracownicy elektrowni stanęli przed poważniejszym problemem: w związku z awarią linii zasilania 9 marca zaczęło brakować prądu. Ukrenergo, dostawca energii elektrycznej, twierdził, że pracuje nad przywróceniem zasilania, jednak w rejonie Kijowa nadal toczyły się walki. Elektrownia przełączyła się na zasilanie awaryjne z agregatów prądotwórczych. Według relacji Jakuszewa paliwa do agregatów miało starczyć na trzy dni.
Aby kontynuować działania, elektrownia musiała korzystać z paliwa dostarczanego przez rosyjskie wojsko, a ostatecznie także z pobliskiego Mozyrza za granicą białoruską.
Przeprawa przez rzekę
Minął już niemal miesiąc, odkąd załoga elektrowni utknęła w miejscu pracy. Teraz plan był taki, że najpierw zgłosi się na ochotnika 46 pracowników z zewnątrz, którzy przejmą zmianę w elektrowni. Następnie 50 spośród 90 pracowników aktualnie znajdujących się na terenie elektrowni zostanie wypuszczonych do domu. Pozostałe 40 osób zdecydowało się kontynuować pracę.
Poza personelem czarnobylskiej elektrowni jądrowej Rosjanie mieli dodatkowo pozwolić na wyjazd dziewięciu żołnierzy ukraińskiej Gwardii Narodowej – w tym jednego ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową – oraz jednego strażaka i czterech „stalkerów”.
Pracownicy z nowej zmiany rozumieli, że jadą do elektrowni na bliżej nieokreślony czas. Grupa ta miała dwóch kierowników zmiany: Wołodymyra Falszownyka i Serheja Makluka. Według wyjaśnień Falszownyka pośród kadry kierowniczej elektrowni tylko oni dwaj nie mieli małych dzieci.
Suwerenna, prospołeczna i wolna od długu. Taka ma być Ukraina
czytaj także
Makluk mówi, że niepokoił się o krewnych, którzy pozostali w Sławutyczu. Miejscowość ta znajdowała się na terytorium kontrolowanym przez Rosjan, mimo że rosyjskie oddziały nie próbowały jak dotąd do niej wkraczać. Wiaczesława Jakuszewa zastąpił mieszkający po sąsiedzku Serhej Niuszew.
Nowa zmiana została przetransportowana przez Dniepr, kilka kilometrów na wschód, drewnianą łodzią wyposażoną w silnik motorowy. Mężczyzna w średnim wieku, w uszance na głowie, przewoził łodzią pracowników elektrowni w ośmioosobowych grupach. Przeprawienie jednej grupy na drugi brzeg i powrót zajmowały mu około godziny.
Ołeksandr Łoboda, który przybył do Czarnobyla 20 marca, pamięta, że jego zespół niepokoił się tym, że Rosjanie nie będą chcieli wypuścić ich koleżanek i kolegów.
– Umowa była taka, że łódź przewozi ludzi na drugi brzeg, a następnie wraca z ludźmi z tamtej zmiany. W ten sposób byłoby wiadomo, że umowa jest dotrzymywana. I wyobraźcie sobie: cztery razy łódź przypłynęła pusta! Naprawdę się martwiliśmy, że to jakaś pułapka. W końcu łódź przywiozła z powrotem kobiety, wtedy odetchnęliśmy – mówi Łoboda.
Na drugim brzegu na pracowników z nowej zmiany czekali białoruscy pogranicznicy i rosyjscy żołnierze. Przeprowadzili ich przez granicę, a następnie przewieźli do Czarnobyla.
Inżynier Jakuszew pamięta, że zdążył jedynie wdrożyć nieco swojego zmiennika, a następnie pobiegł się przebrać. Pracownicy zostali wywiezieni z elektrowni w obstawie pojazdów opancerzonych, następnie przeprawieni przez Dniepr łodzią. – Woda była okropnie zimna, przeprawialiśmy się w kompletnej ciemności – mówi Jakuszew.
– Córka na powitanie podarowała mi obrazek, na którym było napisane: „Tato, jesteś naszym bohaterem”.
Odwrót Rosjan
26 marca – szóstego dnia pracy nowej zmiany w czarnobylskiej elektrowni – rosyjskie wojsko nieoczekiwanie wkroczyło do Sławutycza.
W miejscowości nie stacjonowały żadne ukraińskie jednostki wojskowe, a jedynie przedstawiciele Obrony Terytorialnej, wyposażeni w broń krótką. Trzech z nich zginęło w walkach na rogatkach miasta. Pozostali wycofali się, a wtedy kolumna rosyjskich pojazdów wjechała na rynek. Burmistrz Sławutycza Juryj Fomiczew został początkowo wzięty do niewoli, potem jednak go wypuszczono. Granatami ogłuszającymi i strzałami w powietrze wojsko próbowało rozgonić mieszkańców, którzy zgromadzili się, aby wyrazić swój sprzeciw.
czytaj także
Wołodymyr Falszownyk pamięta, że na pół godziny przed rozpoczęciem walk zadzwoniła do niego żona, aby powiedzieć, że Rosjanie szykują się do szturmu na miasto. Próbował się dowiedzieć, o co chodzi, od rosyjskiego dowódcy stacjonującego w Czarnobylu. Według Falszownyka dowódca „pobiegł zadzwonić do kogoś z dowództwa, wysoko postawionego w rosyjskim Ministerstwie Obrony”, ale resort twierdził, że tam w ogóle nie ma żadnych rosyjskich jednostek. W tym momencie Falszownyk powiedział rosyjskiemu dowódcy, że pracownicy elektrowni nie będą dłużej współpracować, aż do momentu, kiedy wojsko wyjdzie ze Sławutycza.
To właśnie nastąpiło dzień później – rosyjscy żołnierze opuścili Sławutycz 27 marca. 30 marca Rosjanie rozpoczęli odwrót z Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia, całkowicie wycofując się z rejonu Kijowa.
Następnego dnia do elektrowni wjechało 14 rosyjskich furgonetek policyjnych. Rosjanie zebrali pozostających w niewoli żołnierzy ukraińskiej Gwardii Narodowej, którzy w grupach po dziesięć osób zostali przeprowadzeni na dziedziniec, przeszukani i wsadzeni do policyjnych wozów. Falszownyk zadzwonił do kierownictwa elektrowni w Sławutyczu i poinformował, że „ci dranie zabierają naszych”.
W odpowiedzi Rosjanie umieścili Makluka i Falszownyka pod strażą i zakazali im korzystania z jakichkolwiek środków komunikacji.
Ukraina: Słabe państwo inaczej niż dotąd zdefiniowało źródło siły [rozmowa z Edwinem Bendykiem]
czytaj także
Makluk pamięta, że kiedy Rosjanie szykowali się do odwrotu, ładowali do swoich pojazdów wszelkiego rodzaju sprzęt z elektrowni. Falszownyk mówi, że niektórzy żołnierze porzucili nawet koła zapasowe od swojego opancerzonego wozu bojowego, by zmieścić w nim więcej ukradzionego towaru.
Prokuratora okręgowa w Wyszogrodzie poinformowała, że ukraińscy gwardziści zostali przewiezieni do Białorusi, a stamtąd prawdopodobnie do Federacji Rosyjskiej.
Konsekwencje
Po wycofaniu się Rosjan kierownicy zmiany ponownie podnieśli ukraińską flagę – zdjętą w drugim dniu okupacji – przed wejściem do budynku administracji.
3 kwietnia do Czarnobyla przybyło wojsko ukraińskie. Szewczuk, zastępca dyrektora przedsiębiorstwa zarządzającego elektrownią, przyjechał dwa dni później. On i jego pracownicy odkryli, że Rosjanie robili okopy – w tym także w Czerwonym Lesie, jednym z najbardziej skażonych miejsc, gdzie tymczasowo składowano odpady radioaktywne – tym samym powodując wzruszenie gleby i uniesienie się w powietrze radioaktywnego pyłu.
– Zgodnie z zasadami bezpieczeństwa w strefach napromieniowanych nie powinno się chodzić po trawie ani wzruszać gleby. A oni nie tylko wykopali tam okopy, ale także palili ogniska i wdychali ten pył, który teraz pozostanie już z nimi na zawsze – powiedział Szewczuk.
Bardziej zdenerwował go jednak fakt, że rosyjskie wojsko rozgrabiło wyposażenie państwowych przedsiębiorstw działających w strefie wykluczenia, w tym stacji dozymetrycznych, rejestrujących wskazania czujników promieniowania rozmieszczonych w strefie. – Teraz jednym z naszych głównych zadań jest przywrócenie pełnej sprawności technicznej – powiedział Szewczuk.
czytaj także
Według niego nie jest jeszcze znana wartość wszystkich strat wynikających z rosyjskiej okupacji, a poniesionych przez działające w strefie przedsiębiorstwa. W niektórych budynkach nadal trwa rozminowywanie.
Podczas rosyjskiej okupacji w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia nikt nie zginął. W innych rejonach kraju życie straciło pięcioro pracowników z Czarnobyla – osób cywilnych przebywających na obszarach okupowanych oraz członków miejscowych wojsk obrony.
**
Maksym Kamenew jest dziennikarzem ukraińskiego serwisu Graty.
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons jest skróconą wersją reportażu, który pierwotnie ukazał się w języku ukraińskim w serwisie Graty. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.