Świat

Zapomniana sztuka wypoczynku

Publiczna propaganda czasu wolnego powinna polegać nie na wtłaczaniu nam jakiejś ideologicznej papki, ale stworzeniu przez państwo ogólnych warunków do wypoczynku, czyli na odpowiednim zorganizowaniu świata wokół nas, najlepiej tak, by wypoczynek mógł mieć, przynajmniej czasami i dla chętnych, wymiar wspólnotowy.

W 1935 roku słynny brytyjski filozof Bertrand Russell opublikował tekst zatytułowany Pochwała lenistwa. Przekonywał w nim, że pracowitość jest zdecydowanie przeceniana. Sądził też, że ludzie dzięki postępowi technicznemu będą sobie mogli pozwolić na czterogodzinny dzień pracy. I to w zupełności wystarczy.

Nie trzeba przekonywać, czemu poglądy Russella są kontrowersyjne także i dziś. Wystarczy wspomnieć żale Marcina Matczaka, że młodzi nie są gotowi pracować szesnaście godzin dziennie. Dla takich osób jak on tekst Russella musi być niczym z koszmarów.

To jednak nie wszystko. Russell w pewnym momencie, na marginesie, niby od niechcenia, rzuca tezę jeszcze mocniejszą. Dla zwolenników długiej i ciężkiej pracy może ona stanowić potwierdzenie ich najgorszych przeczuć, ale nawet dla ludzi chcących krótszego dnia lub tygodnia pracy stanowi wyzwanie, bo przypomina o pewnym temacie, o którym obie strony mówią zbyt mało.

Jak pisze Russell, dla większości krajów oddanie się lenistwu czy próżnowaniu byłoby nie lada wyzwaniem i – uwaga – „potrzeba by sporo publicznej propagandy, aby zainaugurować ten pomysł”. Nieco dalej dodaje, że gdyby ludzie pracowali tylko kilka godzin dziennie, mogliby mieć problem z wypełnieniem reszty dnia. Co – jak zauważa brytyjski filozof – nie wystawia najlepszego świadectwa stanowi naszej cywilizacji.

To straszne, kiedy zmęczony pracownik może trochę odpocząć

Innymi słowy, wypoczynek jest swego rodzaju sztuką, a nasza cywilizacja kapitalistyczna nie sprzyja jej pielęgnowaniu. Samo skrócenie czasu pracy może nie wystarczyć, by temu zaradzić. Potrzeba nam szerszej refleksji na temat filozofii czasu wolnego.

Czas wolny w odwrocie 

Na co jak na co, ale nie możemy narzekać w ostatnich latach na brak debaty o wartości i sensie pracy. Praca bezsensowna lub dająca spełnienie, praca niedoceniana lub przeceniana, praca nazbyt wysoko lub nazbyt nisko wynagradzana, praca zbyt długa lub zbyt krótka. Każdy z tych tematów jest wałkowany w książkach, gazetach czy mediach społecznościowych.

Natomiast temat czasu wolnego jest znacznie mniej popularny. Został niemal całkowicie zdominowany przez komercyjne poradniki w rodzaju „Oto 10 miejsc, do których warto się wybrać tego lata”.

Na pozór ma to sens. No bo o czym tu dyskutować pod względem politycznym, społecznym czy filozoficznym? Kiedy praca się kończy, zaczyna się wypoczynek. Ten niejako z definicji nie wymaga zaś większych starań z naszej strony, pojawia się spontanicznie, gdy zrobimy dla niego miejsce. Możemy zostawić tego miejsca mniej lub więcej, ale czy jest sens deliberować nad sposobami jego wypełniania?

Problem polega na tym, że mamy dobre powody, by sądzić, że Russell miał rację – leniuchowanie i wypoczywanie okazują się dla dużej części z nas nie lada wyzwaniem. Co tu dużo mówić, jesteśmy w tym do bani, choć – jeśli to pociecha – nie z własnej winy, ale z powodu systemowych zaniedbań (tu też Russell miał rację, mówiąc o problemie naszej cywilizacji).

Chcecie dowodu? Proszę bardzo. Jaka forma wypoczynku jest najbardziej naturalna, spontaniczna, niewymagająca odbycia jakiegokolwiek wcześniejszego treningu? Odpowiedź jest chyba oczywista: sen.

Kolejne badania wskazują jednak na to, że sen jest właśnie jedną z tych rzeczy, które wychodzą nam fatalnie. Już w 2012 roku 47 proc. Polaków twierdziło, że budzą się zmęczeni, a 25 przyznawało, że śpią mniej niż sześć godzin. Ostatnie lata tylko pogłębiły ten problem: w 2022 roku niemal 60 proc. kobiet i 48 proc. mężczyzn przyznawało się do permanentnego niewyspania.

Jeśli nie radzimy sobie z czymś tak podstawowym jak sen, to czy możemy zakładać, że i inne formy wypoczynku przyjdą nam łatwo i same z siebie?

I tak, zapewne po części kłopoty ze snem są wywołane przepracowaniem. Tak więc już samo skrócenie czasu pracy mogłoby pomóc. Niemniej istnieją podstawy, by sądzić, że problem ma głębsze podłoże.

Nieznośne huczenie świata

Wygląda na to, że całkiem sporo osób, nawet gdy dysponuje czasem wolnym, wcale nie czuje, że sprzyja on wypoczynkowi. Czasem dzieje się wręcz przeciwnie. Tak wypowiada się na ten temat psycholożka kliniczna Rachel Andrew: „Spotykam coraz więcej osób, na pewno w ciągu ostatnich trzech do pięciu lat, którym trudniej jest się wyłączyć i zrelaksować. Są to pacjenci w różnym wieku, od 12. do 70. roku życia”. Jak tłumaczy Andrew, w relacjach pacjentów ciągle powtarzają się te same problemy: technologia, telefony, służbowe e-maile i media społecznościowe.

Do podobnych wniosków dochodzi Johann Hari w książce Stolen Focus. On też pisze o rosnących problemach z wypoczynkiem, w tym snem. I wylicza podobne powody co Andrew, ale kładzie silniejszy akcent na ich systemowy charakter. Jego zdaniem to konsekwencja świata, który przyspiesza i skłania nas do tego, by robić więcej i więcej. Wyłączenie się jest w takim świecie niemile widziane. I wcale nie chodzi tylko o przymus pracy. W końcu kapitalizm potrzebuje nie tylko tych, którzy pracują, ale także tych, którzy kupują czy przynajmniej – w dobie mediów społecznościowych – klikają i nieustannie przewijają swoje tablice socialmediowe. Jak tłumaczył Hariemu Charles Czeisler, badacz snu z Harvardu: „Jeśli śpisz, nie wydajesz pieniędzy, nie konsumujesz niczego. Nie produkujesz niczego. […] Jeśli każdy spałby godzinę dłużej, to nie siedziałby w tym czasie na Amazonie, nie kupowałby rzeczy”.

Cyfrowy detoks nie istnieje. Dlaczego nie potrafimy zebrać myśli

Jeżeli cały system jest nastawiony na to, żeby nas pobudzać, nic dziwnego, że wypoczynek nie zjawia się automatycznie w wyniku braku pracy. Zauważył to już ponad dziesięć lat temu Ulrich Schnabel, niemiecki dziennikarz naukowy (tak, Niemcy też mają problem z wypoczywaniem). W książce Sztuka leniuchowania przekonuje: „relaks nie przychodzi z reguły sam z siebie, lecz wymaga pielęgnacji i przezwyciężenia (po części nawet sporych) sił bezwładu”.

Socjolog Hartmut Rosa pisze w tym kontekście o „huczeniu świata”, czyli wszystkim tym, co sprawia, że jesteśmy ciągle rozproszeni i podenerwowani: od pracy, przez media społecznościowe, po gwałtowny napływ informacji. Jego zdaniem receptą na te problemy jest „strategia Odyseusza”. Rosa nawiązuje do słynnego fragmentu Odysei, gdzie główny bohater każe się przywiązać swoim kamratom do masztu, by nie ulec powabnemu i zwodniczemu śpiewu syren. Każda osoba szukająca relaksu również powinna narzucić na siebie jakieś ograniczenia, by ten relaks stał się możliwy – przekonuje niemiecki socjolog.

Poniekąd sam jednak przyznaje, że tym, co najlepiej działa w jego przypadku, nie są indywidualne próby skrępowania się, ale czynniki zewnętrzne. Jak pisze, najłatwiej oderwać mu się od huczenia świata, gdy w jego niewielkiej miejscowości dochodzi na kilka godzin do awarii prądu.

Nikt poważny nie będzie proponował, by wyłączać ludziom prąd, ale ta anegdota Rosa naprowadza na ważne spostrzeżenie – na dłuższą metę potrzebujemy czegoś więcej niż tylko indywidualnych strategii odcinania się od rozgorączkowanego świata.

Filozofia czasu wolnego

Dwie dobre rady na temat systemowego podejścia do filozofii czasu wolnego ma amerykańska dziennikarka Judith Shulevitz, która napisała książkę na temat wypoczynku – The Sabbath World. Wprawdzie książka ta jest zanurzona w kontekście religijnym, zgodnie z tytułem dotyczy przede wszystkim szabatu, ale spostrzeżenia Shulevitz można też z powodzeniem zastosować w kontekście świeckim.

Po pierwsze, czas wolny czy wypoczynek nie są po prostu brakiem pracy, wymagają odpowiedniego zorganizowania świata wokół nas, aby móc się udać. W kontekście religijnym ta organizacja polega najczęściej na pielęgnowaniu odpowiednich rytuałów i zasad.

Majmurek: Prawo do pracy, prawo do lenistwa

Po drugie, wypoczynek jest przede wszystkim czynnością wspólnotową, a nie indywidualną. Trudniej wypoczywać, kiedy wszyscy i wszystko wokół nas nadal funkcjonuje w trybie turbo, łatwiej, gdy wraz z nami zwalnia całe otoczenie. Taką rolę w kontekście religijnym odgrywają oczywiście specjalnie wyróżnione dni – jak na przykład niedziela w chrześcijaństwie.

W świeckim państwie pomagać w realizacji obu tych punktów powinny przede wszystkim instytucje publiczne – czy to na szczeblu krajowym, czy lokalnym, które dysponują odpowiednimi środkami, przede wszystkim finansowymi.

„Publiczna propaganda”

Tym sposobem wracamy do tematu „publicznej propagandy” czasu wolnego, o której wspomniał Russell. Wielu ta fraza natychmiast skojarzy się z PRL czy ZSRR. W praktyce powinno to jednak wyglądać zupełnie inaczej – polegać nie na wtłaczaniu nam jakiejś ideologicznej papki, ale stworzeniu przez państwo ogólnych warunków do wypoczynku, czyli na odpowiednim zorganizowaniu świata wokół nas najlepiej tak, by wypoczynek mógł mieć, przynajmniej czasami i dla chętnych, wymiar wspólnotowy.

Russell napomyka o roli edukacji, bo jego zdaniem wykształcenie zwiększa pole zainteresowań, a tym samym możliwości cieszenia się różnymi rzeczami, na przykład pomaga w obcowaniu ze sztuką. To ciekawy trop, ale na tym nie kończą się organizacyjne obowiązki państwa.

Edukacja nie jest lekiem na całe zło

Zalicza się do nich między innymi zapewnienie odpowiedniej infrastruktury. Jeśli chcemy, żeby ludzie wypoczywali, to muszą mieć gdzie to robić. W innym przypadku będą wybierali miejsca, które przynoszą tylko pozorny wypoczynek, a tak naprawdę potęgują huczenie świata, jak aplikacje na naszym smartfonie.

Wiemy dziś, że obecność zieleni w naszym otoczeniu ma z reguły pozytywny wpływ na samopoczucie i możliwości zrelaksowania się. Tak samo jak wiemy, że w miastach o tę zieleń trudno, szczególnie gdy władze stawiają na betonozę, a nie parki czy drzewa. We wsiach i miasteczkach problemem może być z kolei brak miejsc kulturowo-sportowych, gdzie można się zrelaksować. A także brak porządnej komunikacji zbiorowej, która łatwo i tanio pozwoliłaby się dostać do takich miejsc.

Choć państwo i samorządy mają najwięcej narzędzi, by stworzyć warunki do udanego wypoczynku, to możliwe są też wspólnotowe działania na niższym szczeblu. Wspomniany wcześniej Schnabel pisze w Sztuce leniuchowania o kulturze pracy w firmach: „Podobnie jest z przedsiębiorstwami. Komuś, kto tam chce uciec przed nerwówką i dążeniem do nieustannego przyspieszenia, rzadko udaje się to w pojedynkę. Dużo istotniejsze jest stworzenie kolektywu, połączenie sił z innymi i wspólne zastanawianie się nad tym, czy i jak można by uspokoić sytuację w miejscu pracy”.

Godna praca w czasie wojny i w czasie pokoju

czytaj także

Przy czym takie rozwiązania zakładają model, w którym pracownicy są aktywnymi aktorami, a nie biernymi wykonawcami poleceń. W przypadku Polski wymagałoby to zapewne głębszych zmian polityczno-kulturowych polegających na odejściu od folwarcznego modelu zarządzania w stronę większej partycypacji pracowniczej. Co tylko pokazuje, jak złożonych kwestii dotykamy, gdy zaczynamy się na serio zastanawiać nad warunkami sprzyjającymi udanemu wypoczynkowi.

Te kilka przykładów nie tworzy zamkniętej listy – być może nie jest to nawet lista najlepszych rozwiązań. Poszczególne rozwiązania są bez wątpienia sprawą do dyskusji. Ale właśnie o to chodzi! Tak jak dyskutujemy o pracy w kontekście politycznym, społecznym czy kulturowym, tak samo powinniśmy zacząć dyskutować o czasie wolnym.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz S. Markiewka
Tomasz S. Markiewka
Filozof, tłumacz, publicysta
Filozof, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, tłumacz, publicysta. Autor książek „Język neoliberalizmu. Filozofia, polityka i media” (2017), „Gniew” (2020) i „Zmienić świat raz jeszcze. Jak wygrać walkę o klimat” (2021). Przełożył na polski między innymi „Społeczeństwo, w którym zwycięzca bierze wszystko” (2017) Roberta H. Franka i Philipa J. Cooka.
Zamknij