Partia Pracy idzie po władzę w Wielkiej Brytanii. Kim jest jej lider, Keir Starmer?

Pokonanie torysów, co nie udawało się Partii Pracy przez prawie 15 lat, może okazać się spacerkiem w porównaniu z mozolnym marszem, jaki czeka Starmera po wygranych wyborach.
Keir Starmer. Fot. Chris McAndrew/Wikimedia Commons

Wszystko wskazuje na to, że trwająca od prawie półtorej dekady przygoda torysów z władzą zakończy się w tym, a najpóźniej w przyszłym roku. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidywalnego, następnym premierem Zjednoczonego Królestwa zostanie sir Keir Starmer z Partii Pracy.

Mimo sondażowych sukcesów Partii Pracy (prawie 20 proc. przewagi nad konserwatystami), jej lider, Keir Starmer, krytykowany jest zarówno z prawa, z lewa, jak i ze środka. Lewica zarzuca mu złamanie praktycznie wszystkich obietnic, jakie złożył, gdy ubiegał się o stanowisko lidera, przesunięcie ugrupowania na prawo i antycorbynowskie czystki. Mimo tych zarzutów dla części prawicy Starmer pozostaje lewicowym radykałem. Niezależnie od podziałów prawica–lewica krytykowany jest też jako polityk pozbawiony wizji i charyzmy, zmieniający swój program co kilka miesięcy. Skąd więc tak dobre notowania laburzystów? Jaka jest prawda o liderze Partii Pracy?

Wielka Brytania: Protest we własnych myślach, strajk po godzinach pracy

W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania możemy sięgnąć po wydaną w ostatnim dniu lutego nową biografię polityka autorstwa Toma Baldwina. Pisana jest z wyraźnie przyjaznych Starmerowi pozycji, momentami czyta się ją jak mowę wygłoszoną w jego obronie, ale pozwala zrozumieć, skąd wziął się w brytyjskiej polityce, w jaki sposób trafił na szczyt swojej partii, jak myśli i działa.

Radykalny obrońca praw człowieka…

Zdaniem Baldwina Starmer może sprawiać wrażenie „nudnego” czy „pozbawionego charyzmy” głównie dlatego, że jest bardzo „niepolitycznym politykiem”. Niespecjalnie interesuje go polityczny konflikt, wielkie polityczne gesty, gwałtowne polemiki, „oranie” oponentów czy w ogóle zarządzanie własnym wizerunkiem, tylko rozwiązywanie konkretnych problemów.

Ma to wynikać z jego długoletniego doświadczenia jako prawnika, nastawionego na uzyskiwanie konkretnych efektów w sądach. Starmer faktycznie wszedł do polityki dość późno. Po raz pierwszy został wybrany do Izby Gmin w 2015 roku w wieku 53 lat, po długiej karierze jako adwokat zajmujący się prawami człowieka.

Nadchodzą wybory w Wielkiej Brytanii. Czy Ukraina straci sojusznika?

Prawo nie było oczywistą ścieżką dla kogoś urodzonego w pozbawionej wyższego wykształcenia klasie pracującej. Starmer jest pierwszym od czasu Neila Kinnocka (1983–1992) przywódcą Partii Pracy wywodzącym się z niższych warstw społecznych: jego ojciec był robotnikiem wykwalifikowanym, zatrudnionym przy produkcji narzędzi, matka pielęgniarką. Oboje wspierali Partię Pracy i kładli duży nacisk na edukację swoich dzieci. Keir w wieku 11 lat zdał egzamin do opartej na akademickiej selekcji państwowej szkoły, która wkrótce przeszła do sektora prywatnego – uczniowie, którzy jak on dostali się wcześniej, mogli skończyć edukację za darmo. Stamtąd trafił na studia prawnicze – najpierw do Leeds, później do Oksfordu.

To robotnicze pochodzenie Starmera najpewniej będzie mocno podkreślane przez Partię Pracy w kampanii, zwłaszcza jeśli na czele torysów pozostanie Rishi Sunak. Obecny premier jest co prawda dzieckiem migrantów, ale dorastał w domu z solidnej klasy średniej – ojciec był lekarzem, matka farmaceutką. Ukończył jedną z najbardziej elitarnych prywatnych szkół średnich w Wielkiej Brytanii – Winchester College. Po studiach w Oksfordzie wybrał intratną karierę w bankowości inwestycyjnej. Wżenił się też w wielką fortunę. Żona Sunaka, Akshata Murty, to córka N.R. Narayany Murty’ego, jednego z najbogatszych obywateli Indii. Wspólny majątek małżeństwa szacowany jest na 730 milionów funtów.

Rwanda bezpiecznym krajem? Brytyjski rząd zaczarowuje rzeczywistość, by walczyć z łódkami

Na studiach Starmer zaangażował się w lewicową działalność. W połowie lat 80. był redaktorem magazynu „Socialist Alternatives”, wydawanego przez jedną z wielu trockistowskich grupek funkcjonujących na marginesach brytyjskiej lewicy czasów Thatcher. Autorzy pisma pozostawali pod silnym wpływem wydanej po raz pierwszy w 1985 roku Hegemonii i socjalistycznej strategii Ernesto Laclaua i Chantal Mouffe, postulując nową, radykalną politykę, przekraczającą stare klasowe podziały i stawiającą na mobilizację szerokiego frontu ludowego, łączącego postulaty socjalne z ekologicznymi czy feministycznymi.

Starmer dzielił te fascynacje, choć bardziej od ideowych sporów interesowały go konkrety. Jak wspominają rozmówcy Baldwina, przyszły lider Partii Pracy zajmował się w redakcji głównie kwestiami organizacyjnymi.

W tym samym okresie został członkiem Haldane Society of Socialist Lawyers, założonego w latach 30. stowarzyszenia prawników o socjalistycznych poglądach, bliskich lewemu skrzydłu Partii Pracy. Jako prawnik miał opinię lewicowego radykała, jednocześnie stopniowo wyrabiając sobie renomę w środowisku. W latach 90. zyskał pozycję autorytetu w dziedzinie Europejskiej konwencji praw człowieka i jej związków z brytyjskim prawem. Prawa człowieka interesowały Starmera nie tylko w wymiarze teoretycznym, ale i praktycznym. Był jednym z prawników pomagającym pro bono przygotować obronę dwójce ekologiczno-anarchistycznych aktywistów – Helen Steel i Davidowi Morrisowi – oskarżonych przez McDonald’s o zniesławienie przy pomocy chałupniczo drukowanych ulotek, rozdawanych na ulicach Londynu, krytykujących politykę korporacji. Sprawa ciągnęła się ponad dekadę i trafiła ostatecznie przed Europejski Trybunał Praw Człowieka, który uznał, że prawo dwójki aktywistów do uczciwego procesu i ochrony wolności słowa zostało naruszone.

Obłąkana rzeczniczka Imperium i wskrzeszanie politycznych trupów

Starmer angażował się też w pracę na rzecz osób skazanych w byłych brytyjskich koloniach – głównie na Karaibach i w Afryce – na karę śmierci. Wykorzystując przepisy pozostałe z czasów brytyjskiego panowania, walczył o zamianę wyroków na kary długoletniego więzienia. Angażował się w obronę osób w oczywisty sposób winnych, często sprawców okrutnych przestępstw, kierując się pryncypialną niezgodą na legalne ich zabijanie.

Po dojściu do władzy laburzystów w 1997 roku, w nowym stuleciu Starmer był stopniowo wciągany w orbitę rządu. W 2002 został doradcą Ministerstwa Spraw Zagranicznych ds. kary śmierci, a rok później doradcą ds. praw człowieka Rady ds. Policji Irlandii Północnej. Czuwa ona nad działalnością nowej służby policyjnej, powstałej na fali porozumień wielkopiątkowych, kończących religijno-etniczny konflikt w regionie.

…zostaje prokuratorem

W 2008 roku rząd Partii Pracy powołał Starmera na stanowisko dyrektora oskarżeń publicznych (DPP). Jest to funkcja zbliżona do naszego prokuratora generalnego. DPP nadzoruje prace publicznych prokuratorów, odpowiada za wytyczne, jakimi mają się kierować, przygotowując akty oskarżenia, a także wskazuje, jakie sprawy mają priorytet i jakich kar za poszczególne rodzaje przestępstw domagać się mają oskarżyciele.

W 2008 roku nominacji Starmera sprzeciwiały się prawicowe tabloidy, przedstawiające go jako „obrońcę degeneratów” przed karzącą ręką wymiaru sprawiedliwości. Można spodziewać się, że przy okazji wyborów podobne argumenty zostaną odkurzone i wykorzystane w politycznej walce – dla części populistycznych konserwatystów Starmer ciągle jest radykałem, który tylko powierzchownie zmienił swoje poglądy.

Oliver Eagleton w wydanej w 2022 roku książce The Starmer Project – wyjątkowo krytycznej biografii lidera Partii Pracy, pisanej z pozycji bliskich corbynowskiemu nurtowi partii – pisze wręcz, że jakiekolwiek progresywne instynkty miał kiedyś Starmer, to utracił je jako dyrektor oskarżeń publicznych, zmieniając się w lojalnego przedstawiciela anglo-amerykańskiego aparatu bezpieczeństwa.

Anglo-amerykańskiego, bo Starmer nawiązał wówczas bliską współpracę z Erickiem Holderem, prokuratorem generalnym w administracji Obamy. Częste wizyty Starmera w Waszyngtonie miały służyć przede wszystkim współpracy obu państw w zwalczaniu terroryzmu. Podejmował też szereg mniej lub bardziej formalnych misji dyplomatycznych, w których przekonywał swoich odpowiedników w innych państwach do wdrażania polityk mających ułatwić im współpracę z Londynem i Waszyngtonem w zwalczaniu terroru oraz międzynarodowej przestępczości. Dla większości wyborców tego typu doświadczenie jest raczej atutem Starmera, ale dla części corbynowskiej lewicy to dowód odejścia od lewicowych wartości.

Kuriozalna konferencja konserwatystów. Wybory za progiem?

Starmerowi zarzuca się też, że jako szef DPP wykazywał się zbyt dużym zrozumieniem dla policjantów i innych przedstawicieli służb, podejrzanych o przestępstwa związane z pełnieniem funkcji. Lewica ma mu też za złe surową postawę wobec uczestników londyńskich rozruchów z 2011 roku oraz zmianę wytycznych dotyczących wnoszenia oskarżeń przeciw osobom podejrzanym o wyłudzenia świadczeń społecznych, pozwalającą ubiegać się o surowsze kary. To ostatnie rzeczywiście nie wygląda dobrze w przypadku lewicowego polityka, zwłaszcza że o wyłudzenia niejednokrotnie oskarżane są osoby, które pobrały nieprzysługujące im świadczenie głównie z powodu nieznajomości prawa.

Minister cienia brexitu

Po zakończeniu kadencji dyrektora oskarżeń publicznych Starmer nie bez wahania, zdecydował się wejść do polityki. Zapewnił sobie nominację Partii Pracy w bezpiecznym laburzystowskim okręgu w północnym Londynie i w 2015 roku wystartował do Izby Gmin. Jak pisze Baldwin, Starmer był przekonany, że jego formacja ma realną szansę objąć rządy. Przypadające na czasy kryzysu rządy koalicji torysów i Liberalnych Demokratów były niepopularne, głównie ze względu na realizowaną politykę austerity. Komentatorzy przewidywali, że Partia Pracy może odsunąć Davida Camerona od władzy.

Alternatywna wersja historii według Borisa Johnsona

Jednak mimo załamania się poparcia dla Liberalnych Demokratów torysi wyszli z wyborów zwycięsko, a Cameron zapewnił partii samodzielną większość. Laburzyści wylądowali w opozycji, a ich lider Ed Miliband – polityk, z którym Starmer chciał pracować w rządzie – stracił stanowisko. Starmera, jak pisze Baldwin, nie interesowała rola posła opozycji. Wchodził do polityki, by dokonać konkretnych zmian – a to da się zrobić tylko z poziomu rządu. Nie złożył jednak mandatu i zaczął budować swoją polityczną pozycję.

Już w 2015 roku nazwisko Starmera pojawiało się w kontekście wyborów nowego lidera Partii Pracy. Świeżo upieczony poseł kategorycznie odmówił. Stanowisko objął reprezentujący najdalej wysunięte na lewo skrzydło ugrupowania Jeremy Corbyn – wbrew parlamentarnej reprezentacji, która nie ufała mu jako przywódcy, co ciągnęło corbynowski projekt w dół aż do jego końca.

Starmer w wyborach na lidera w 2015 roku poparł Andy’ego Burnhama, przedstawiciela tzw. miękkiej lewicy partyjnej – frakcji na lewo od centrum partii, ale zdecydowanie na prawo od corbynistów. Choć Starmer w żadnym wypadku nie był zwolennikiem Corbyna, nie był do niego wrogo nastawiony. Zgodził się wejść do gabinetu cieni jako wiceminister odpowiadający za migrację. Zrezygnował z tej funkcji w 2016 roku, gdy przeciwnicy Corbyna próbowali wymusić jego rezygnację z pozycji lidera. Ten jednak zachował ją, wygrywając przyspieszone wybory wewnętrzne.

W nowym gabinecie cieni Starmer zgodził się przyjąć pozycję ministra ds. brexitu. Otoczenie Corbyna miało poważne wątpliwości co do tej nominacji, ale naciskał na nią sam lider, przekonany, że potrzebuje znaczących polityków z innych frakcji partii niż jego własna.

To drugi kluczowy punkt w radykalnie lewicowym akcie oskarżenia wobec Corbyna. Eagleton w swojej książce w zasadzie obwinia go i jego politykę wobec brexitu za katastrofalną klęskę Partii Pracy w wyborach w 2019 roku. Według autora formacja mogła wybrać jedną z dwóch dróg. Albo uznać, że to katastrofa i trzeba robić wszystko, by minimalizować jej koszty, albo potraktować ją jako szansę na sformułowanie radykalnego programu transformacji społeczno-gospodarczej, którego rząd brytyjski nigdy nie mógłby realizować, pozostając w Unii Europejskiej.

Eagleton nie ukrywa, że jego zdaniem słuszna była druga opcja. Po referendum w 2016 roku Partia Pracy powinna stać się partią brexitu, oferującą lewicowo-populistyczną wizję Wielkiej Brytanii poza Unią. Wizję opartą na odważnie lewicowej polityce wewnętrznej oraz sieci „progresywnych sojuszy” za granicą – np. z rządzonymi przez lewicę państwami Ameryki Łacińskiej. Starmer miał skutecznie zablokować sformułowanie takiej odpowiedzi na brexit. Jego polityka nastawiona była na obronę status quo, który społeczeństwo odrzuciło w głosowaniu, a przez to doprowadziła do radykalnego wyalienowania Partii Pracy od jej bazy z klasy pracującej z okręgów, które poparły wyjście z Unii. Tak przynajmniej brzmi zarzut Eagletona.

To BBC or not to BBC?

Problem z tą argumentacją jest taki, że próba realizacji polityki lewicowo-populistycznego brexitu skończyłaby się jeszcze większą katastrofą. Nie tylko kosztowałaby Partię Pracy poparcie kluczowych grup elektoratu – młodych i klasy średniej – ale też doprowadziłaby do dramatycznego pęknięcia w jej parlamentarnej reprezentacji. Większość laburzystowskich polityków w parlamencie nie byłoby się bowiem w stanie podpisać pod podobnym kursem i odeszłoby z partii. Ta nie miała niestety dobrej odpowiedzi na brexit i w ten czy inny sposób ta kwestia uderzyłaby w nią w wyborach w 2019 roku.

Składanie pękniętej partii

Po klęsce w 2019 roku Starmer wyrósł na naturalnego kandydata na lidera. Do przejęcia władzy w partii przygotowywał się od ponad roku. Zdaniem Baldwina przełomowym momentem była dla niego próba otrucia Siergieja i Julii Skripalów w Salisbury w 2018 roku, a konkretnie reakcja Corbyna, który odmówił jednoznacznego potępienia Kremla za atak, zamiast tego wdając się w jałowe rozważania na temat innych możliwych sprawców. Starmer miał utwierdzić się wówczas w przekonaniu, że Corbyn jest nieodpowiedzialnym przywódcą, który doprowadzi partię do katastrofy, wobec czego trzeba przygotować się na sprzątanie po nim.

Corbyn: Pacyfiści nie są pożytecznymi idiotami Rosji

Cichą pracę na rzecz postcorbynowskiej przyszłości wykonywał też w partii polityczny konsultant Morgan McSweeney. Jego think tank Labour Together – hojnie finansowany przez rozczarowanych Corbynem bardzo zamożnych darczyńców laburzystów – od 2017 roku prowadził szeroko zakrojone badania na temat wartości i postaw politycznych członków Partii Pracy. Wyniki wskazały, że ktoś taki jak Starmer ma szansę ją zjednoczyć i pchnąć na kurs do zwycięstwa. McSweenay został jednym z jego najbliższym współpracowników, głównym taktycznym strategiem.

Lata 2015–2019 to okres ciągłej wojny domowej w Partii Pracy. Jej reprezentanci w parlamencie postrzegali Corbyna jako uzurpatora, który dokonał wrogiego przejęcia ugrupowania. Corbyniści faktycznie traktowali partię jak wroga armia podbite terytorium. Starmer miał pogodzić zwaśnione strony. W 2019 roku przedstawiał się jako kandydat, który rozumie i docenia rewolucję Corbyna, a jednocześnie jest w stanie przełożyć stojące za nią szlachetne, idealistyczne impulsy na poważną, dojrzałą politykę.

Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej. Pierwszy rok władzy Corbyna przebiegał pod znakiem bardzo ostrego sporu z partyjną lewicą, która szybko uznała, że Starmer złamał obietnice złożone w kampanii i pcha partię na prawo. Spór ten skupiał się wokół kwestii instytucjonalnego antysemityzmu wewnątrz ugrupowania i podejścia do problemu, jakie przyjął Corbyn – skończyło się usunięciem go z parlamentarnego klubu partii i marginalizacją najbliższego otoczenia byłego lidera. Część winy za taki rozwój wypadków ponosi dogmatyczna postawa tej frakcji, niezdolnej przyznać się do błędów i wyciągnąć wniosków z własnej porażki, ale nie da się też ukryć, że część otoczenia Starmera, na czele z McSweeneyem, jest radykalnej partyjnej lewicy po prostu wroga i najchętniej wypchnęłaby ją z partii.

Sprawdziliśmy: Jeremy Corbyn nie był komunistycznym szpiegiem

Ta wyrzuca Starmerowi również to, że wycofał się z wielu obietnic programowych, z jakimi został wybrany na lidera w 2020 roku. Nie są to bezpodstawne zarzuty. Partia Pracy zrezygnowała między innymi z zapowiedzi ograniczenia czesnego za studia na wyższych uczelniach, planów odebrania statusu organizacji dobroczynnych ekskluzywnym prywatnym szkołom, zniesienia limitu na ulgi podatkowe dla najuboższych do dwójki dzieci, wreszcie – z obietnic inwestycji w zieloną transformację w wysokości 28 miliardów funtów rocznie została obietnica osiągnięcia tej kwoty w połowie kadencji. Kierownictwo partii tłumaczy te zmiany ciężką sytuacją finansową państwa, ale politycznie mogą one wyglądać niepokojąco.

Jednocześnie twierdzenie, jakoby Partia Pracy Starmera niczym nie różniła się od torysów, są absurdalne. Kanclerka skarbu w jego gabinecie cieni, Rachel Reeves, ma ambitny program gospodarczy, zakładający aktywny udział państwa w stymulowaniu podażowej strony gospodarki w zwiększaniu produkcyjnych możliwości brytyjskiego przemysłu, zwłaszcza w dziedzinach strategicznych z punktu widzenia brytyjskich interesów bezpieczeństwa i kierunku rozwoju w drugiej ćwierci XXI wieku.

Koniec Corbynowania

Dziś największym sojusznikiem Starmera jest Partia Konserwatywna, która od spektakularnego zwycięstwa w 2019 roku wydaje się znajdować na kursie samobójczym.

Jednak prawdziwe wyzwanie dla Starmera rozpocznie się, gdy przejmie władzę w państwie. Jego rząd będzie sprawował władzę w kraju osłabionym ekonomicznie przez brexit, pandemię i wojnę, mierzącym się z nierozwiązanymi od lat problemami gospodarczymi i społecznymi.

Wzlot i upadek Corbyna oraz los Partii Konserwatywnej w ostatnich pięciu latach pokazują też, że niegdyś uchodzący za wzorcowo stabilny, jeśli nie wręcz nudny w swoim umiarkowaniu brytyjski system polityczny wszedł w fazę radykalnego rozedrgania, które każdej władzy poważnie utrudnia realizowanie długoterminowych celów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij