Świat

Lekarze na całym świecie oferują niebezpieczne zabiegi „cofania” aborcji

Od Niemiec po Meksyk za pieniądze amerykańskich fundamentalistów wciska się kobietom groźną terapię hormonalną, która rzekomo cofa aborcję farmakologiczną. Nikt tej terapii nie uznaje, a jedyne badania nad nią przerwano z obawy o bezpieczeństwo uczestniczek.

W co najmniej dwunastu krajach wspierani przez amerykańską chrześcijańską prawicę lekarze oferują kobietom niebezpieczny i kontrowersyjny zabieg, który ma „cofać” aborcję farmakologiczną. Takie wyniki przyniosło śledztwo przeprowadzone przez dziennikarzy magazynu openDemocracy. Doniesienia te są zatrważające, szczególnie w czasie pandemii, kiedy społeczne zaufanie do pracowników medycznych jest kluczowe.

Pracując pod przykrywką na czterech kontynentach, dziennikarze openDemocracy skontaktowali się z infolinią prowadzoną przez działaczy chrześcijańskiej prawicy w Stanach Zjednoczonych, gdzie połączono ich z lekarzami gotowymi przepisać terapię „cofnięcia aborcji” przez telefon lub e-mail. W przypadku gdy operatorzy infolinii nie byli w stanie nawiązać kontaktu z miejscowymi lekarzami, wysyłali dziennikarzom instrukcje stosowania leków e-mailem.

W całej Europie pseudokliniki okłamują kobiety w ciąży

Pomysłodawcą zabiegu „odwrócenia efektu pigułki aborcyjnej” [ang. abortion pill reversal, APR – przyp. tłum.] jest antyaborcyjny lekarz z Kalifornii. Jedyne badanie kliniczne tej metody, prowadzone w 2019 roku, zostało przerwane, gdy część jego uczestniczek musiała być hospitalizowana z uwagi na silny krwotok. Kierownik eksperymentu przyznał, że „przeprowadzanie tej terapii na kobietach nie było bezpieczne”.

„Terapia”, która polega na przyjmowaniu wysokich dawek żeńskiego hormonu płciowego – progesteronu – po zażyciu pierwszej z dwóch dawek aborcji farmakologicznej, nie jest zatwierdzona ani rekomendowana przez żadne organy ochrony zdrowia w krajach, w których przeprowadzono śledztwo dziennikarskie.

Sam progesteron nie jest niebezpieczny, istnieją jednak obawy, również wśród przedstawicieli ochrony zdrowia, co do wykorzystania go do takiej „terapii”. Rzecznik brytyjskiego Królewskiego Kolegium Położników i Ginekologów odesłał dziennikarzy openDemocracy do amerykańskiego badania, które wykazało, że APR „wiąże się z wysokim ryzykiem ciężkiego krwawienia, a co za tym idzie, jest niebezpieczny dla kobiet, a przy tym nieskuteczny”.

W Stanach Zjednoczonych – gdzie niektóre konserwatywne władze stanowe przyjęły przepisy wymuszające na lekarzach informowanie pacjentek o tej „terapii” – Kolegium Położników i Ginekologów nazwało te przepisy „opartymi na nieudowodnionych i nieetycznych badaniach”, które „zagrażają zdrowiu kobiet”.

W dobie pandemii COVID-19 w części państw aborcja farmakologiczna (w przeciwieństwie do chirurgicznej) zyskała na popularności. Władze niektórych krajów zmieniły obowiązujące przepisy, aby ułatwić kobietom dostęp do aborcji farmakologicznej za pośrednictwem konsultacji online. Zwolennicy procedury „cofnięcia aborcji” opowiadają się przeciwko takim zmianom, sugerując, że przeprowadzanie zabiegu online jest ryzykowne, mimo że sami działają w podobny sposób.

Zapytany o potencjalne zagrożenia dla zdrowia w związku z zabiegiem „cofnięcia aborcji”, lekarz z Wielkiej Brytanii, z którym operator infolinii połączył naszą reporterkę, powiedział: „Koniec końców mieszkasz w Wielkiej Brytanii, masz dostęp do szpitali, więc jeśli przejmujesz się krwawieniem, masz gdzie zwrócić się o pomoc”.

Sport, modlitwa i indoktrynacja. Na antyaborcyjnym obozie w Kolumbii

W RPA lekarz polecił naszej dziennikarce, by poszła do dowolnej apteki, stamtąd do niego zadzwoniła, a on poda receptę przez telefon. W Urugwaju lekarz oświadczył dzwoniącej, że „nie ma się czego bać” i że „są badania” dowodzące skuteczności tej „terapii”, chociaż przyznał, że nie jest to „standardowa procedura”. W Meksyku lekarz, który przedstawił się jako „wolontariusz APR”, przesłał naszej reporterce maila z ręcznie wypisaną receptą, na której widniał numer jego licencji.

Każda z dziennikarek skontaktowała się z całodobową infolinią APR prowadzoną przez organizację amerykańskiej chrześcijańskiej prawicy Heartbeat International telefonicznie lub za pośrednictwem czatu na stronie internetowej serwisu. Każda z nich otrzymała z organizacji maila z „formularzem zgody” zawierającym oświadczenie, że pacjentka rozumie, że APR to „niezgodne z przeznaczeniem użycie progesteronu” oraz że w przypadku bólu powinna „niezwłocznie zasięgnąć pomocy lekarskiej”.

Według Miny Barling, dyrektorki ds. stosunków zewnętrznych w Międzynarodowej Federacji Planowanego Rodzicielstwa (IPPF), ustalenia openDemocracy to „kolejny, przerażający dowód na to, jak hojnie sponsorowany i zradykalizowany jest ten antykobiecy ruch”. Według Elizabeth Nash z Guttmacher Institute, amerykańskiej organizacji prowadzącej badania nad zdrowiem reprodukcyjnym „to naprawdę niepokojące, że tego typu fałszywe informacje są rozpowszechniane na świecie”, najwyraźniej poza zasięgiem systemu ochrony zdrowia. Pamela Merritt, dyrektorka wykonawcza amerykańskiej organizacji pro-choice Medical Students for Choice, nazywa ten proceder „jawnym łamaniem przysięgi lekarskiej”.

Wszystkiego najgorszego życzy wam PiS

Nie wiadomo, ile kobiet na świecie poddało się tym zabiegom. W niektórych krajach metoda APR wydaje się bardziej ugruntowana, w innych dopiero się rozwija, a lekarze biorą udział w tym procederze od niedawna. W sierpniu 2020 roku organizacja Heartbeat International oświadczyła, że od początku roku do zabiegu zgłosiło się 60 kobiet w Wielkiej Brytanii, a w ubiegłym roku w Kanadzie pewna antyaborcyjna grupa reklamowała numer infolinii na Twitterze, utrzymując, że „terapię” rozpoczęło już 105 kobiet w tym kraju.

– Jesteś pierwszą osobą, z którą osobiście pracuję w Niemczech, ale pomogliśmy już wielu kobietom w całej Europie – powiedziała naszej dziennikarce pielęgniarka ze Stanów Zjednoczonych. Ta sama pielęgniarka przesłała jej e-mailem instrukcje, informacje dotyczące dawkowania i receptę, którą należy zrealizować w miejscowym szpitalu lub aptece.

Obsługująca infolinię organizacja Heartbeat International ma także ogromną sieć powiązanych antyaborcyjnych „kryzysowych centrów ciąży” na całym świecie, które – jak ujawniło openDemocracy w zeszłym roku – wykorzystują nieprawdziwe informacje, aby odwieść kobiety od przerwania ciąży niezależnie od okoliczności.

Wszystko, co chciałaś wiedzieć o aborcji, ale dziadersi woleli, żebyś nie pytała

Według Melissy Upreti, specjalnej sprawozdawczyni grupy roboczej ONZ ds. dyskryminacji kobiet i dziewczynek, wyniki śledztwa openDemocracy dotyczące szerzenia się na świecie zabiegu „odwrócenia efektu pigułki aborcyjnej” są niepokojące, ponieważ pokazują, że dezinformacja i szkodliwe praktyki narażają życie kobiet na niebezpieczeństwo.

– Lek można stosować niezgodnie z jego przeznaczeniem tylko wtedy, kiedy mamy dowody na płynące z niego korzyści i brak szkodliwych skutków ubocznych. W przeciwnym wypadku kurację uznaje się za eksperymentalną – mówi Mitchell D. Creinin, naukowiec kierujący przerwanym badaniem w USA.

Według Creinina stworzony przez Heartbeat International formularz zgody, który otrzymały nasze reporterki, „to żart, ponieważ ta terapia powinna być stosowana jedynie w ramach badań mających na celu stwierdzenie, czy jest bezpieczna i skuteczna”.

Koronawirus zamyka nas w domach, prawica otwiera szampana

W odpowiedzi na zapytanie openDemocracy organizacja Heartbeat International przesłała oświadczenie, w którym stwierdza, że APR to „nowatorskie zastosowanie sprawdzonej i zatwierdzonej przez FDA [amerykańską Agencję Żywności i Leków – przyp. red.] terapii stosowanej od dziesięcioleci, aby zapobiec poronieniom i przedwczesnym porodom oraz by podtrzymywać trwającą ciążę”.

Organizacja zasugerowała, że dr Creinin jest stronniczy w kwestii dostępu do aborcji, a także stwierdziła, że jego badanie „w rzeczywistości pokazało, że pigułka aborcyjna niesie ze sobą poważne zagrożenia dla zdrowia”. Oświadczyła także, że „ponad dwa tysiące kobiet skutecznie zatrzymało aborcję i ocaliło swoje dzieci dzięki ratującemu życie zabiegowi APR”.

**
Claire Provost – dziennikarka śledcza magazynu openDemocracy, zaangażowana w projekt Tracking the Backlash, nagłaśniający działania wymierzone przeciwko prawom kobiet i osób LGBTIQ. Twitter: @claireprovost.

W tekście wykorzystano relacje autorstwa Nandini Archer i Teddy’ego Wilsona.

Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Anna Opara.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij