Świat

Negacjonizm polityczny, czyli disneyowska wersja ekologii

Ci, którzy twierdzą, że uda się uniknąć ekologicznej katastrofy bez politycznej presji i politycznych zmian, są bardziej niebezpieczni niż negacjoniści klimatyczni.

W wysiłkach zmierzających do powstrzymania katastrofy klimatycznej chodzi przede wszystkim nie o to, by zacząć robić coś zupełnie nowego, ale raczej o to, by przestać robić to co dotychczas. Na przykład rola energii odnawialnej w walce z klimatycznym chaosem powinna polegać głównie na zastępowaniu paliw kopalnych. Jednak nowe technologie nie zawsze automatycznie skutkują porzuceniem starych.

W Wielkiej Brytanii wybudowanie nowych wiatraków na morzu od 2017 roku kosztuje mniej niż budowa nowych elektrowni gazowych. Jednak spodziewane powszechne odchodzenie od paliw kopalnych wciąż jeszcze nie nastąpiło. Od szczytu klimatycznego ONZ w listopadzie ubiegłego roku brytyjski rząd uruchomił jedno nowe pole naftowe i gazowe, a teraz mówi się o koncesji dla sześciu kolejnych. Co więcej, wbrew walijskim władzom domagał się przedłużenia wydobycia węgla w kopalni Aberpergwm. Podobne zezwolenia były wydawane w większości bogatych krajów jeszcze przed atakiem Rosji na Ukrainę.

Markiewka: Nie uratujemy świata na skróty, bez polityków i „brudnej” polityki

Co za tym stoi? Polityka. Firmy z branży paliw kopalnych wydają ułamek swych dochodów na lobbowanie, finansowanie polityków i ich partii, nabywanie usług think tanków i agencji PR, na reklamy rozpowszechniające zielone kłamstwa na temat własnych osiągnięć, by w ten sposób hamować zieloną transformację i uzasadniać nowe inwestycje. Jeśli paliwa kopalne mają się stać aktywami osieroconymi, to władze krajowe muszą zrobić wszystko, by pozostały głęboko pod ziemią. Jednak z jakiegoś powodu ta oczywista prawda nie może przebić się do głównego nurtu myślenia bogatych państw.

Najnowszy przykład stanowi zbierająca doskonałe recenzje nowa książka ekonomisty Odeda Galora The Journey of Humanity. Galor uważa, że siły sprawcze rozwoju ludzkości są w stanie pokonać przeszkody takie jak wojny, pandemie czy depresje na drodze do coraz większego dobrobytu i komfortu. Twierdzi, że siły te będą wciąż napędzać „niestrudzony marsz ludzkości” w kierunku „jeszcze obfitszej przyszłości”.

W książce znalazło się co prawda kilka ciekawych uwag, jednak można było chyba oczekiwać, że kryzys klimatyczny i ekologiczny, rzucające się największym cieniem na głoszony przez autora optymizm, zostaną omówione w najdrobniejszych szczegółach. Tymczasem Galor co prawda uznaje ich ciężar gatunkowy, jednak traktuje je zadziwiająco pobieżnie. Jedynym cytowanym przez niego źródłem na poparcie własnych wniosków w tej kwestii jest Bill Gates, którego technoutopizm i naiwność polityczna są w kręgach ekologów dobrze znane.

Zamiast szczegółowej analizy czytelników poczęstowano myśleniem magicznym i gołosłowiem. Galor twierdzi, nie przedstawiając potrzebnych dowodów, że „siła innowacji wraz ze spadkiem płodności” pomoże nam uniknąć trudnego wyboru między wzrostem gospodarczym a ochroną środowiska. Przekonuje, że dzięki spadkowi płodności zyskamy dodatkowy czas na to, by opracować bliżej nieokreślone „rewolucyjne technologie”, które pewnego dnia uratują nas przed kryzysem klimatycznym. Zamiast zatem zachęcać kraje do wprowadzania „technologii opartych na czystej energii i przepisów ekologicznych”, powinniśmy raczej pomagać im w dalszym obniżaniu płodności.

Wskażmy kilka nasuwających się tutaj problemów. Rzeczywiście, współczynnik przyrostu naturalnego spada, jednak zbyt wolno i zbyt późno, by przynieść wieszczone przez Galora wybawienie. Z najbardziej optymistycznych przewidywań, zakładających wdrożenie wszystkich zalecanych przez Galora rozwiązań, wynika, że liczba ludności osiągnie wartość szczytową w 2064 roku, po czym zacznie spadać, by do 2100 roku osiągnąć poziom nieco tylko wyższy od obecnego. Jednak patrząc na przewalające się przez Indie i Pakistan zabójcze fale upałów, już teraz widać poważne ryzyko, że w niektórych zakątkach Ziemi przestaną panować warunki niezbędne do podtrzymania ludzkiego życia, a część ziemskich systemów prawdopodobnie zbliża się do punktu krytycznego.

Czystsze powietrze, tańsza energia i lepszy klimat to kwestia woli politycznej

Po osiągnięciu owych krytycznych progów nastąpi kaskada zmian, a tętniąca życiem planeta może zmienić się w miejsce w większości nienadające się do zamieszkania. Stamtąd już pewnie nie będzie powrotu w horyzoncie czasu odmierzanym przez zegar ludzkiego życia. Niezwykle szerokie ramy czasowe historii ludzkości, dla których Galor opracował, w swoim mniemaniu, „jednolitą teorię”, to jedynie mgnienie oka według czasu liczonego istnieniem ziemskich systemów.

Ponadto autor nie jest w stanie pokazać związku między współczynnikiem płodności a wykorzystaniem paliw kopalnych. W wielu krajach z niskim współczynnikiem płodności zużycie paliw kopalnych jest na bardzo wysokim poziomie: przykładowo w Kanadzie współczynnik płodności to zaledwie 1,5 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym, w Rosji to 1,6, a w USA, Australii, Chinach i Wielkiej Brytanii – 1,7. Technologie niezbędne do uniknięcia katastrofy już mamy w naszych rękach. Brakuje jednak woli politycznej, by wprowadzić je wystarczająco szybko i pogrążyć tym samym tradycyjne branże, z którymi technologie te będą konkurować.

Zielona gospodarka jest możliwa technicznie i ekonomicznie. A politycznie?

Kilka dni przed ukazaniem się omawianej książki Biuro Narodów Zjednoczonych ds. ograniczenia ryzyka katastrof wydało ostrzeżenie, że nieracjonalny optymizm i błędne postrzeganie ryzyka w ogromnym stopniu zwiększają prawdopodobieństwo grożącej nam katastrofy. Zbieżność czasowa tych dwóch zdarzeń była przypadkowa, jednak ostrzeżenie to stanowi bezpośrednią ripostę na tezy Galora. Bezpodstawny optymizm można postrzegać jako jedną z „cech kulturowych”, które według Galora pomagają nadawać kierunek rozwojowi ludzkości. Jednak nie doprowadzi on nas do „jeszcze obfitszej przyszłości”, tylko zupełnie gdzieś indziej.

Jego książka to najnowszy tytuł z całej serii pozycji wydanych przez zawodowych optymistów, takich jak Gates, Steven Pinker, Matt Ridley, którym zdaje się umykać charakter tak panujących na Ziemi systemów, jak i ciążącej na nich gospodarki politycznej. Nie są negacjonistami klimatycznymi, tylko politycznymi. Wydają się zdania, że zmiany konieczne do zapobieżenia systemowej katastrofie są możliwe bez presji i przemian o charakterze politycznym. Oczywiście, media ich uwielbiają. Nie trzeba żadnych fundamentalnych reform, możemy spokojnie siedzieć z założonymi rękoma, aż technologia i demografia zrobią swoje. Wszystko samo się jakoś ułoży. Prosta historia ze szczęśliwym zakończeniem, szeptanie władzy do ucha tego, co władza chce słyszeć. Oto disneyowska wersja ekologii.

Umoszczeni w katastrofie, czyli klimat w 2021 roku

Wiadomo przecież, co się stanie, jeżeli pozostawimy te kwestie „rynkowi” i innym rzekomo automatycznym procesom. W tym tygodniu „Guardian” opublikował wyniki swoich analiz dotyczących bomb węglowych. Jeżeli nie powstrzymamy kolejnych projektów ropo-gazowych, temperatura na świecie przekroczy limity, do których rzekomo zobowiązały się w naszym imieniu rządy, a ziemskie ekosystemy prawdopodobnie przekroczą swój punkt krytyczny.

Innymi słowy, ogólnoplanetarnej katastrofie może zapobiec tylko radykalne zejście z dobrze utartych ścieżek. Wymaga to masowej mobilizacji obywateli, którzy muszą zacząć domagać się od rządów wstrzymania tego typu projektów i pozostawienia paliw kopalnych głęboko pod ziemią. Skąd wiadomo, że takie protesty działają? Otóż stąd, że gdyby nie działały, brytyjski rząd aktualnie nie snułby planów, jak ich zakazać. Między nami a katastrofą stoi polityka, czyli próby zmieniania podejmowanych w naszym imieniu decyzji. To dlatego uważam, że negacjonizm polityczny jest znacznie bardziej niebezpieczny od negacjonizmu klimatycznego.

Film „Nie patrz w górę” przypomniał mi, jak sam rozpłakałem się w programie na żywo

Zgoda, optymizm jest potrzebny. Znalazłyby się pewnie dla niego nawet jakieś powody, jednak optymizm powinien być zakorzeniony w politycznej i ekologicznej rzeczywistości. Bo bajki zagrażają życiu na Ziemi.

**
George Monbiot jest dziennikarzem i działaczem ekologicznym. Publikuje w „Guardianie”. Jego najnowsza książka nosi tytuł Out of the Wreckage.

Artykuł opublikowany na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij