Świat

Kobieta, która kopnęła w gniazdo szerszeni

Od 2009 w Ameryce po raz pierwszy pracuje więcej kobiet niż mężczyzn. Czy Hanna Rosin wieszcząc koniec mężczyzn kopnęła w gniazdo szerszeni?

Jest tylko jedna grupa społeczna w Ameryce, w której instytucja małżeństwa przeżywa swój renesans. Świetnie wykształceni mężczyźni i kobiety, którzy dzielą się obowiązkami domowymi i zarabiają w systemie rotacyjnym (raz on, raz ona), nie tylko nie rozwodzą się, ale opisują swoje małżeństwo jako „szczęśliwe” albo nawet „bardzo szczęśliwe”.

Właśnie ukazała się nowa książka Hanny Rosin, dziennikarki „The Atlantic” i redaktorki kobiecego działu magazynu „Slate”. Koniec Mężczyzn (The End of Men) nie ma nic wspólnego z wojującym feminizmem, bazuje na świetnych źródłach, jest książką napisaną dobrze i bez emocji, natomiast z pewnością emocje wywołuje. Falę krytyki rozpoczął 6-letni synek autorki, Jacob, który – wyjaśnia Rosin z bezradnym uśmiechem – obraził się na mamę za „brzydki i złośliwy” tytuł. Książka ukazała się 11 września i wywołała w mediach burzę. Gorączkują się głównie kobiety, te żywcem wyjęte z książki Rosin, które zdominowały świat amerykańskich mediów i, co ciekawe, to właśnie głównie od nich płyną słowa krytyki. Tak jakby mężczyźni wcaleni nie mieli zamiaru dementować swojego „końca” lub też zabierać głosu na swoim „pogrzebie”.

Jak wiadomo – wyjaśnia Hanna Rosin – Ameryki są dwie. I to polityczne uproszczenie świetnie przekłada się na rzeczywistość kulturową – liberalne Nowy Jork, Kalifornia, Massachussets, nieliczne wyspy miejskiej kultury tu i tam. Reszta jest republikańska, z bardzo konserwatywnym Południem. To właśnie tam następuje „koniec mężczyzn”, liczba rozwodów bije rekordy, kobiety nie chcą wychodzić za mąż i rodzi się najwięcej nieślubnych dzieci. To paradoksalne, zważywszy, o jak konserwatywnych i tradycyjnie chrześcijańskich środowiskach mówimy. W czasie kryzysu ¾ miejsc pracy, które przepadły, należały do mężczyzn. Najbardziej ucierpiały gałęzie tradycyjnie maczystowskie – sektor budowlany, fabryki i świat finansów. W kilka lat po kryzysie to kobiety znów podciągają się na drabinie społecznej, gotowe wejść z powrotem do klasy średniej, ale ich mężczyźni nie potrafią za nimi nadążyć.

Rosin proponuje metafory Plastycznej Kobiety i Tekturowego Mężczyzny, pokazując, jak kobiety przez ostatnie dekady adaptują się do nowych realiów i jak mężczyźni nie są w stanie się przystosować. Od 2009 w Ameryce po raz pierwszy pracuje więcej kobiet niż mężczyn. Sektory, które rozwijają się najszybciej (np. edukacja i służba zdrowia), są już teraz zdominowane przez kobiety (zawód pielęgniarki albo farmaceutki). Kobiety wychodzą z domu i tworzą etaty dla innych kobiet – opiekunek i sprzątaczek. Prawie żadne z tych miejsc pracy nie zostanie obsadzone przez bezrobotnych mężczyzn, który wolą iść na ryby niż zniżyć się do prac typowo kobiecych. Kobiety są gotowe pracować, uczyć się po nocach i zasypiać w windach w wieczorowej szkole. Dziewczynki stają się wzorem w szkole i z tego powodu coraz więcej par deklaruje, że chce mieć córeczkę. W Waszyngtonie, pełnym samotnych matek (zwłaszcza w biedniejszych, afroamerykańskich dzielnicach), 63,8 procenta kobiet zarabia więcej niż ich partnerzy lub samodzielnie utrzymuje dom. Te kobiety nie mają za kogo wychodzić za mąż, nie mają żadnego powodu, żeby wiązać się z ojcami swoich dzieci, którzy leżą cały dzień na kanapie i jedzą chipsy.  Małżeństwo stało się luksusem, na który może sobie pozwolić tylko klasa wyższa. Na uniwersytetach 60% studiujących to kobiety, przy czym te 40% prywatne uczelnie rekrutują na siłę, ignorując mocniejsze kandatury dziewcząt, żeby nie „sfeminizować” całkowicie uczelni. Kobiety w Ameryce robią 60% licencjatów i dyplomów magistra. W 2009 roku po raz pierwszy zrobiły więcej doktoratów niż mężczyźni.

Być może chodzi o right timing, jak mówią Amerykanie. Ameryka Obamy to świat kobiet i w listopadzie kobiety znów zagłosują na demokratów, choć mało która dumnie naklei sobie nalepkę „Obama for women” na zderzaku samochodu. Kobiety w Ameryce są rozczarowane, ale przez społeczeństwo wciąż idzie fala oburzenia na posła Todda Akina i jego zabawy w definiowanie legitimate rape (prawnie uzasadnionego gwałtu) oraz kolejną próbę przechwycenia kontroli nad dostępem do antykoncepcji. Tego roku amerykańską telewizję szturmuje zupełnie nowa fala wizerunków młodych kobiet, tworzonych, pisanych i reżyserowanych przez nie same – Girls Leny Dunham i Mindy Project Mindy Kalling to dwa najbardziej spektakularne przykłady. Filmy takie jak Bridesmates czy Bachelorette redefinują współczesną bohaterkę i szokują publikę, najbardziej mężczyzn. Ale to tylko pierwszy plan. W tle, po cichu, rozgrywa się walka o tzw. hook-up culture (kultura „seksu na jedną noc”), bezsens małżeństwa przed 30-tką, rozczarowania mężczyznami itd.

Feministki krytykują Koniec mężczyn za przedwczesne prognozy. Sam szczyt świata biznesu wciąż pozostaje zdominowany przez mężczyzn, argumentują. Kobiety wciąż dostają 77 centów na 1 dolara zarobionego przez mężczyzn i negocjowanie pensji przez kobiety jest wciąż fatalnie widziane, czego konsekwencją jest gorsza pensja na starcie gorsza o 7,6 %. Hanna Rosin przyznaje im rację, ale zaraz dodaje, że sam szczyt to ostatni bastion, przyczółek, gdzie znaleźli schronienie starzejący się macho. Rewolucja idzie od dołu i chociaż wciąż mamy niewiele kobiet-prezesów, rośnie liczba kobiet-dyrektorów wykonawczych. Dolina Krzemowa przystosowuje się do swoich nowych kobiet-szefów, firmy takie jak Google, Facebook, Pepsi, KPMG, Deloitte czy Erns&Young są zdeterminowane, żeby rekrutować kobiety na wyższe stanowiska i oferują elastyczny czas pracy, możliwość pracy „z domu” itd. Świat biznesu niechętnie zauważył, że kobiety nie odegrały roli w ostatnim krachu na Wall Street; pojawia się coraz więcej głosów, że męskie ryzykanctwo, przebojowość i upór to strategie w biznesie nieaktualnie. W cenie zaczynają być tzw. people skills – eufeministyczny epitet, za którym kryje się zestaw cech tradycyjnie uważanych za kobiece – rozwaga, empatia,  zdolność do koncentracji i odwlekania gratyfikacji. To te same cechy, które sprawiają, że dziewczynki w szkole podstawowej zabierają się po szkole za zadanie domowe, podczas gdy chłopcy idą grać w gry komputerowe.

„Wall Street Journal” poświęcił książce Rosin mnóstwo miejsca – pochlebna recenzja psycholożki Carol Travis, wywiad i ożywiona dyskusja. Niezbyt entuzjastyczna recenzja w „New York Times”, pióra Jennifer Homans, która oskarżyła Rosin o „feministyczny triumfalizm”, spotkała się z błyskawicznym atakiem czytelniczek oraz zjadliwą odpowiedzią innej dziennikarki „Slate”, Emily Bazelon. Słynna kobieca guru nauk ścisłych, Annalee Newitz nazwała na łamach NPR “Koniec mężczyzn” „pop-socjologią”, a magazyn „Foreign Policy” wyśmiał przewidywania Rosin, pokazując realia panujące w Azji, ale zarówno „Time” jak i „The Economist” nie odmówiły Rosin siły argumentacji.

Jeden z nielicznych męskich głosów w dyskusji, dziennikarz „The New York Post” sprowadził swoją krytykę do stwierdzenia, że „nie ma się z czego cieszyć”. Problem w tym, że Rosin całkowicie się z nim zgadza. Przyznaje, że nie ma nad czym triumować. Koniec mężczyzn to sytuacja niewesoła, obciążająca kobiety i rujnująca klasę średnią. W książce Rosin jak mantra powraca tęsknota amerykańskich liberałów za „szwedzkim snem” i „plastycznym” tatą zostającym w domu (tylko 2,7 amerykańskich mężczyzn rezygnuje z pracy na rzecz wychowania dzieci). Hanna Rosin nie jest mścicielką-feministką. Daleko jej daleko do agresywności Lisbeth Salander, bohaterki szwedzkich kryminałów, które – zdaniem Rosin – redefiniują wizerunek kobiety jako ofiary. Patrząc na tę 40-letnią matkę trojga dzieci (w tym dwóch chłopców), trudno powiedzieć, żeby była w stanie „kopnąć” w cokolwiek czy w kogokolwiek. Choć trzeba przyznać, że „bardzo szczęśliwy” mąż autorki i charyzmatyczny naczelny magazynu „Slate”, David Plotz, od dwóch tygodni funkcjonuje w Waszyngtonie głównie jako „mąż Hanny Rosin”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij