Świat

Mam nadzieję, że NATO zacznie działać tak sprawnie, jak w trakcie zimnej wojny

Na ten moment możliwe jest certyfikowanie polskich samolotów F-35 do przenoszenia amerykańskiej taktycznej broni jądrowej, co oznaczałoby czynny udział Polski w programie Nuclear Sharing – mówi Justyna Gotkowska. Czego jeszcze dowiedzieliśmy się po szczycie NATO w Wilnie?

Katarzyna Przyborska: Czy szczyt NATO w Wilnie czymś zaskoczył?

Justyna Gotkowska: Myślę, że zaskoczeniem były zapisy dotyczące przyszłego członkostwa Ukrainy w NATO, bo ostateczną wersję ustaleń między państwami NATO a Ukrainą spisano dopiero w czasie szczytu. Do końca nie było wiadomo, jak one będą wyglądać. Czy sojusznicy wystosują zaproszenie Ukrainy do członkostwa w NATO, pokażą jasną ścieżkę akcesji do Sojuszu, czy jednak będą bardziej ostrożni? Okazało się, że przeważyło to ostrożniejsze, bardziej powściągliwe stanowisko.

„Przyszłość Ukrainy jest w NATO” – takie ostatecznie padło hasło. Nie wiadomo jednak kiedy miałoby to nastąpić. Większość komentatorów zapowiadała, że dopóki wojna się toczy, zaproszenia dla Ukrainy nie będzie. NATO, choć coraz intensywniej pomaga Ukrainie, deklaruje, że nie chce Rosji prowokować.

Ja bym nie powiedziała, że Rosja mogłaby zostać sprowokowana, ale rzeczywiście takiej mapy drogowej nie ma wytyczonej. Określono warunki, na jakich możliwe będzie wstąpienie Ukrainy do NATO. Warunkiem pierwszym jest zgoda pomiędzy sojusznikami, a tej dzisiaj nie ma. Warunkiem drugim jest spełnienie przez Ukrainę wymagań w zakresie demokratyzacji państwa, reformy sektora sił zbrojnych, interoperacyjności sił ukraińskich z siłami Sojuszu.

Powtórzono też deklarację z Bukaresztu z 2008 roku, która zakłada, że Ukraina członkiem NATO w przyszłości zostanie.

Mało. Ukraina liczyła na więcej, Zełeński chciał przynajmniej „mapy drogowej”. On wraca teraz na wojnę, a pozostali uczestnicy szczytu pojadą na wakacje.

Zawarto kompromis, który jednak w tej chwili rzeczywiście nic nie daje, bo nie ma powszechnej zgody na członkostwo Ukrainy teraz i w najbliższej przyszłości. Przez kilka miesięcy przed szczytem w Wilnie toczyły się boje o to, czy Ukraina powinna dostać Plan działań na rzecz członkostwa, czyli tzw. MAP, czy nie? Bo gdyby dostała, to oznaczałoby już rzeczywiście poważne zobowiązanie Sojuszu, że Ukraina zostanie jego członkiem. Kompromis polega na tym, że Ukraina nie będzie potrzebowała MAP-u do akcesji. Co nie zmienia faktu, że wspomniane już reformy będzie musiała przeprowadzić.

Nie wiadomo w jaki sposób może zakończyć się wojna z Rosją, czy odzyskana zostanie całość terytorium, czy tylko część. Czy możliwe jest, żeby Ukraina weszła do NATO, jeśli część jej terytorium będzie pod okupacją?

Warunkiem niezapisanym w deklaracji, ale wypowiadanym przez Stany Zjednoczone, jest zakończenie tej wojny poprzez podpisanie traktatu pokojowego. To była jasna wypowiedź prezydenta Bidena. I teraz mamy oczywiście pytanie, czy podpisanie traktatu pokojowego oznaczałoby wytyczenie nowych granic Ukrainy? Czy też bylibyśmy wtedy w sytuacji, kiedy to Rosja okupowałaby nadal część Ukrainy, ale trwałoby zawieszenie broni, a Zachód nie uznawałby terytoriów okupowanych za rosyjskie?

I w pierwszej, i w drugiej sytuacji, Ukraina mogłaby zostać członkiem NATO. W 1955 roku, kiedy Niemcy Zachodnie stały się członkiem Sojuszu, nie uznawały podziału Niemiec, uznawały granice bodajże z 1933 roku. Dopiero traktat 2+4 w 1990 roku ostatecznie określił granice niemieckiego zjednoczonego państwa.

Brak ostatecznego uregulowania granic nie oznacza zatem, że Ukraina nie mogłaby zostać członkiem NATO. Warunek, który jest w tej chwili stawiany, to zakończenie wojny i podpisanie pewnego rodzaju traktatu pokojowego.

To piłeczka wystawiona Rosji?

Jeżeli od tego ma zależeć członkostwo Ukrainy w NATO, to Rosja dostaje instrument nacisku na Ukrainę i na Sojusz. Może takiego traktatu pokojowego nie zawrzeć, by trzymać Ukrainę w zawieszeniu. Może utrzymywać częściowo się tlący konflikt w nieskończoność.

W ustaleniach nie padły żadne daty, a nastawienie NATO, w tym Joe Bidena,  może się zmienić na przykład po wyborach w Stanach Zjednoczonych.

Widzimy, że amerykańska polityka ewoluuje. Amerykanie konsekwentnie od roku rozszerzają i rozszerzali wsparcie dla Ukrainy. Więc i w tym przypadku, moim zdaniem, jest szansa, że nastawienie administracji amerykańskiej się zmieni, ale to dość duża niewiadoma.

Rosja już jest osłabiona i ośmieszona. Czy rosyjskie imperium się rozpadnie? [rozmowa z Kowalem i Lichnerowicz]

Czy to jest polityka ostrożnościowa, czy wynika z dużych niezgodności między koalicjantami w ramach NATO? Francja wychodzi naprzeciw ukraińskim oczekiwaniom, podobnie jak Europa Środkowa, Polska, Estonia, Litwa. Nie udało im się przekonać wszystkich?

Oczywiście, porozumienia w NATO w tej kwestii nie ma, ale powściągliwy język odzwierciedla przede wszystkim stanowisko Stanów Zjednoczonych. Niemcy trzymają się stanowiska amerykańskiego.

Waszyngton nie chce zaś wiązać swoich sił w Ukrainie. Bezpieczeństwo Ukrainy, gwarantowane artykułem 5, będzie wymagało większego amerykańskiego zaangażowania, a takiego zaangażowania Amerykanie tutaj w Europie nie chcą, bo ich uwaga skupia się na obszarze Indo-Pacyfiku. Waszyngton boi się też eskalacji tej wojny, wciągnięcia NATO i Stanów Zjednoczonych właśnie w konflikt z Rosją.

Jednak z mojej perspektywy stanowisko to jest krótkoterminowe z tego względu, że dopóki Ukraina nie znajdzie się w NATO, konflikt będzie się odnawiał, Rosja będzie próbowała – jeśli nie teraz, to w następnych latach – podporządkować sobie Ukrainę i spokoju w Europie nie będzie, co nadal będzie wiązało Amerykanów.

Na szczycie zostały podjęte również decyzje dla bezpieczeństwa Europy Środkowej. 300 tysięcy żołnierzy ma być gotowych do walki w razie eskalacji konfliktu. Od kiedy?

To się dopiero okaże. Na razie mowa jest o 300 tysiącach żołnierzy w ramach nowego modelu sił NATO, które mają być podporządkowane przyjętym regionalnym planom obronnym. To są nowe plany, bardziej szczegółowe, na które NATO zgodziło się właśnie na szczycie w Wilnie. Przypisanie tych sił planom to będzie proces, który będzie się toczył w następnych miesiącach i który poznamy tylko częściowo. Jest to proces tajny i dobrze, że nie będziemy znać jego szczegółów.

Potencjał obronny Sojuszu będzie zależał od szybkości realizacji decyzji NATO, czyli od woli państw członkowskich. Jak szybko będą one w stanie zrealizować te postanowienia i będą skłonne do przeznaczenia środków finansowych właśnie na rzecz wzmacniania gotowości własnych sił, modernizacji i adaptowania do potrzeb natowskich – to się okaże.

Po szczycie w Wilnie. Czy Zełenski okazał dość wdzięczności? NATO każe mu „ochłonąć”

Nikt nie chce być sam. Litwa ściąga do siebie żołnierzy z Niemiec razem z rodzinami, żeby zyskać większe gwarancje bezpieczeństwa. My byśmy chcieli, żeby stacjonowali u nas Amerykanie. Czy wszystko zmierza w kierunku większego zaangażowania Ameryki w Europie, czy jednak Europa powinna osiągnąć przynajmniej te deklarowane od lat 2 proc. PKB na obronność i wykazać większą determinację?

Oczywiście chcemy i w Europie, i w Stanach Zjednoczonych, żeby Europa była bardziej zdolna do własnej obrony, ale to zależy od stanowiska poszczególnych państw członkowskich. Mamy przykłady państw, które chcą pokazać swoją gotowość do większego zaangażowania. Prawie cała wschodnia flanka od początku inwazji bardzo szybko inwestuje w swoją obronność. Mamy Niemcy, które dużo zapowiadają i których brygada ma stacjonować na Litwie. Zobaczymy, czy rzeczywiście są w stanie to zrealizować, czy nie będą miały problemów finansowych w realizacji tego postulatu i dalszej modernizacji Bundeswehry.

Kanada zobowiązała się do stacjonowania większej ilości żołnierzy na Łotwie. Amerykanie są przede wszystkim obecni w Polsce, ale też na całej wschodniej flance, również w Niemczech, i tutaj chyba nie przewidują zwiększenia swoich sił. Siły amerykańskie będą przyporządkowane planom obronnym, o których wspominałam.

Wiele będzie zależało od europejskich członków NATO: na ile będą chętni wziąć większą odpowiedzialność za wypełnianie tych natowskich decyzji, przyjętych planów obronnych, a na ile ta odpowiedzialność będzie spoczywała na Amerykanach. I myślę, że to będzie dyskutowane w najbliższych miesiącach.

Czy podczas szczytu zapadły decyzje albo pojawiły się deklaracje dotyczącego tego, że państwa europejskie dobiją do tych zakładanych już od dawna 2 proc. PKB na obronność?

W deklaracji ze szczytu mamy zapis o tym, że 2 proc. PKB powinno być dolnym limitem wydatków, ale państwa natowskie zobowiązały się do przeznaczenia 2 proc. PKB na obronność do 2024 roku. Mamy połowę 2023 roku i zaledwie 11 z 31 państw sojuszu przekroczyło ten próg. Część państw oczywiście jest na drodze do osiągnięcia 2 proc., ale części jeszcze sporo brakuje i osiągną ten próg prawdopodobnie za 5-7 lat. Na przykład Dania zapowiedziała jego osiągnięcie w 2030 roku. Więc mimo że jest to zapisane, to z różnych względów, również wewnątrzpolitycznych, niekoniecznie wszystkie państwa te postanowienia wdrożą.

Zdobycie Kijowa w trzy dni się nie udało, Moskwa w dwa była realna!

Dania może się czuć w miarę bezpiecznie, ale na przykład Estonia przekroczyła 2 proc. i idzie w kierunku 3 proc. wydatków na obronność. To są jednak państwa małe. Kto zalega ze wdrażaniem postanowień spośród tych większych?

Z tych danych, które przedstawiło NATO, wynika, że większość państw wschodniej flanki albo przekroczyła znacznie 2 proc. PKB na obronność, albo jest na tej drodze, czyli blisko tej granicy. Wśród największych państw NATO mamy Wielką Brytanię, która jest nieznacznie powyżej 2 proc., Francję, która tego progu jeszcze nie przekroczyła, osiągnęła 1,9 proc. PKB. Mamy Niemcy, które obecnie wydają 1,57 proc. PKB na obronność, ale zapowiadają, że być może w najbliższych latach dzięki funduszowi modernizacyjnemu osiągną 2 proc.

Mamy szereg państw, które są położone dalej od Rosji, nie czują rosyjskiego zagrożenia i z tego względu wydawanie więcej na obronność nie jest ich priorytetem. Oczywiście to, że NATO i wszyscy sojusznicy zaakceptowali nowe plany obronne i zgodzili się na ich wypełnianie, daje teraz sekretarzowi generalnemu możliwość wywierania presji na państwa ociągające się.

Co znalazło się w tych nowych planach obronnych, oprócz 300 tysięcy żołnierzy gotowych do działania?

Mamy plany, które pokazują, jak i gdzie będziemy reagować. Za nimi przeprowadzona zostanie reforma struktury dowodzenia i sił, wzmocnienie połączonych dowództw natowskich w Norfolk, Brunssum i w Neapolu, które będą kierowały operacjami w tych trzech regionach, na które są rozciągnięte plany, czyli w regionie północnym (europejska Arktyka i północny Atlantyk), centralnym (Europa Środkowa, region Morza Bałtyckiego) i południowym – śródziemnomorskim i czarnomorskim.

Te dowództwa natowskie zostaną wzmocnione, podobnie jak dowództwa narodowe i wielonarodowe w naszym regionie, w Szczecinie, Elblągu – czyli dowództwa na poziomie korpusu i dywizji. Zostaną też najprawdopodobniej stworzone dowództwa armijne.

Niemcy chcą odbudowywać Ukrainę, ale nie spieszą się z przyjmowaniem jej do UE

Do tego Polska i państwa bałtyckie dążyły, żeby pod te dowództwa podporządkowano konkretne siły z tej puli 300 tysięcy. I to będzie, mam nadzieję, w najbliższych miesiącach realizowane. Dotychczas mieliśmy część z tych dowództw, ale nie do końca mieliśmy siły im podporządkowane, nie było pewności, kto i jak w przypadku zagrożenia będzie reagował.

Kolejna sprawa to integracja planów natowskich z narodowymi planami obronnymi i mam nadzieję, że zacznie to działać tak sprawnie, jak działało to w trakcie zimnej wojny.

Jak po szczycie wygląda pozycja Polski?

Chodzi o to, by regionalne plany obronne obejmowały szersze regiony, a nie konkretne kraje, co ma bardzo duży sens, bo operacje wojskowe nie ograniczają się do terytorium tylko jednego kraju NATO, zawsze będą prowadzone dużo, dużo szerzej.

Podkreśliłabym za to, że oprócz zapisów dotyczących konwencjonalnego odstraszania, pojawiły się też zapisy w zakresie odstraszania nuklearnego. Mówią o modernizacji zdolności nuklearnych w Sojuszu i aktualizacji planowania nuklearnego, a także o jak najszerszym udziale sojuszników w Nuclear Sharing, czyli udostępnianiu broni jądrowej w ramach NATO. Te zapisy, na razie dość ogólne, być może pozwolą na szersze otwarcie dyskusji o udziale na przykład Polski w Nuclear Sharing.

O stacjonowaniu broni nuklearnej na terenie Polski mówił pod koniec czerwca premier Morawiecki, w kontekście informacji o rozmieszczeniu ładunków nuklearnych na Białorusi. Wcześniej chęć przystąpienia do Nuclear Sharing deklarował prezydent Duda. To ich sukces?

Myślę, że to jest dopiero początek pewnego procesu, dyskusji, do której potrzebny czas i wola w Sojuszu. Na razie zostało otworzone okienko możliwości, które może zostać wykorzystane albo nie, bo nie będzie zgody wszystkich sojuszników na taki krok. To, co mogłoby być moim zdaniem możliwe na ten moment, to certyfikowanie polskich samolotów F-35 do przenoszenia amerykańskiej taktycznej broni jądrowej, co oznaczałoby czynny udział Polski w tym programie.

Listy o demokracji: Hostomel, Czernihów, Niżyn. Twierdze na granicy Europy

Andrzej Duda przed wyjazdem zwracał uwagę, że niebezpieczeństwo dla Polski zwiększa się ze względu na obecność jednostek Wagnera na Białorusi. Czy to w Wilnie wybrzmiało, czy było raczej na użytek wewnętrznej polityki?

Ta kwestia nie została wprost poruszona na szczycie. W tej chwili mamy bardzo niejasną sytuację i nie wiadomo, czy w ogóle jacyś wagnerowcy są na Białorusi, nie wiadomo, w jakiej ilości będą i taki jest też komunikat ze strony NATO. Wydaje mi się, że NATO, tak jak i Polska, będą obserwować sytuację i reagować, jeżeli dojdzie do większego rozmieszczenia czy stacjonowania wagnerowców na Białorusi.

Finlandia pierwszy raz wzięła udział w szczycie NATO jako sojuszniczka.

Finlandia już od roku jest włączona całkowicie we wszystkie procesy i we wszystkie struktury NATO.

Teraz powoli będzie musiała przyzwyczajać się nie tylko do związanych z udziałem w sojuszu wojskowym przywilejów i korzyści, ale również obowiązków. Finlandia zostanie objęta planowaniem obronnym, będzie brała udział w procesie planowania zdolności. NATO wskaże Finlandii swoje oczekiwania co do rozwoju fińskich sił zbrojnych, i w negocjacjach zostanie ustalone to, jak Finlandia się będzie mogła z nich wywiązać.

Wydaje się, że Szwecja wreszcie dostała od prezydenta Erdogana zielone światło. Jak bardzo wiążąco można potraktować jego deklarację?

To jest bardzo dobre pytanie. Myślę, że Szwecja jest bliżej niż dalej członkostwa w NATO, ale deklaracja, która została opublikowana po spotkaniu Erdogana z premierem Szwecji i sekretarzem generalnym NATO, zawiera również pewne zapisy o powołaniu formatów współpracy w zakresie bezpieczeństwa, o zacieśnieniu współpracy gospodarczej, i zobaczymy, co z tego okaże się możliwe.

Teraz zarówno w Turcji, jak i na Węgrzech będzie przerwa wakacyjna w obradach parlamentu, akcesja Szwecji może zatem nastąpić najwcześniej jesienią. Może też się okazać, że Turcja będzie chciała grać tą obietnicą dłużej.

Deklarację Erdogana, że Turcja chce wreszcie po 50 latach wejść do Unii Europejskiej, należy traktować wprost? To znacząco zwiększyłoby pulę niedemokratycznych dyktatorów w UE.

Rzeczywiście, Erdogan podniósł postulat ożywienia negocjacji między Turcją a Unią Europejską, ale Turcja jest zainteresowana przede wszystkim modernizacją unii celnej, dopasowaniem jej do tureckich potrzeb, ułatwieniami wizowymi dla Turków. Sama akcesja do UE nie została postawiona na ostrzu noża. Turcję interesują bardzo konkretne sprawy.

Ameryka Putina

Szwedzi zapłacą w Kurdach?

Szwedzi mają realne problemy ze społecznością kurdyjską, która jest największą mniejszością w Szwecji. Moim zdaniem Szwedzi nie byli świadomi, jakie grupy działają na terytorium Szwecji i że są powiązane z syryjskimi organizacjami kurdyjskimi, które Turcja uznaje za terrorystyczne, lub z PKK (Partią Pracujących Kurdystanu), którą cała Unia Europejska uznaje za organizację terrorystyczną.

Tureckie oczekiwania wobec Szwecji, by ograniczyła aktywność takich ugrupowań, były częściowo zasadne, choć oczywiście wynikają one z bardzo tureckiego, dość kontrowersyjnego spojrzenia na kwestie własnego bezpieczeństwa. Szwecja będzie chciała zapewne znaleźć jakąś drogę kompromisu.

Rosja próbowała Sojusz podzielić, ale wojna go wzmacnia. Rosja tego nie przewidziała? Jak może odpowiedzieć?

Rosja nie doceniła spójności Sojuszu i woli politycznej sojuszników do wspierania Ukrainy i zwiększania bezpieczeństwa NATO. I spowodowała, że Sojusz w jeszcze większym stopniu wzmacnia obronę, odstraszanie i bezpieczeństwo sojuszników na wschodniej flance. Mamy największą obecność sil natowskich w Polsce i państwach bałtyckich, mamy częściowy powrót do zimnowojennych struktur i procesów. Ale jednocześnie mamy dużo pytań związanych z tym, jak będzie wyglądał Zachód i jaka będzie Rosja za kilka lat. Dlatego musimy ciągle dbać o nasz poziom bezpieczeństwa oraz dalsze wzmacnianie obrony i odstraszania w NATO.

**

Justyna Gotkowska – wicedyrektorka Ośrodka Studiów Wschodnich, wcześniej koordynatorka Programu bezpieczeństwa regionalnego w Ośrodku Studiów Wschodnich. Zajmuje się między innymi polityką bezpieczeństwa i obronną Niemiec, państw nordyckich oraz bałtyckich. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu RWTH Aachen.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij