Świat

Izraelsko-palestyńska wojna na dezinformację

Kolejne ostrzały, alarmy rakietowe i rosnąca w zastraszającym tempie lista zabitych i porwanych robią upiorne wrażenie i przebijają się do mediów, lecz trochę umyka inna broń, która stosowana jest powszechnie przez obie strony – dostęp do informacji i pomoc humanitarna.

Minęły ponad dwa tygodnie od ataku Hamasu na południowy Izrael i izraelskiej odpowiedzi, w ramach której Strefa Gazy została odcięta od dostaw żywności, elektryczności, wody i paliwa. Po kilkunastu dniach mamy przerażający bilans tej eskalacji, w której zginęło ponad 1400 Izraelczyków i około 4700 Palestyńczyków (szacunki dotyczące liczby ofiar są różne). Kolejne ostrzały, alarmy rakietowe i rosnąca w zastraszającym tempie lista zabitych i porwanych robią upiorne wrażenie i przebijają się do mediów, lecz powszechnej uwadze trochę umyka inna broń, która stosowana jest przez obie strony – dostęp do informacji i pomoc humanitarna.

Prawda wśród pierwszych ofiar wojny

W przypadku dostaw pomocy dla Gazy sytuacja jest trudna. Ponad dwa miliony mieszkańców obszaru niewiele większego od Krakowa usłyszało, że musi ścisnąć się w jego południowej części, podczas gdy izraelskie wojsko zapowiada lądową operację, a politycy państwa żydowskiego mówią, że szykują się do dłuższej wojny. Ajman Safadi, jordański minister spraw zagranicznych, podczas spotkania z niemiecką minister spraw zagranicznych Annaleną Baerbock podkreślił, że wojna raczej nie zbliża się do końca, a Jordania będzie się sprzeciwiać wszelkim wysiłkom mającym na celu przesiedlenie Palestyńczyków i domaga się dopuszczenia transportu pomocy humanitarnej.

Jeszcze w środę 18 października Joe Biden ogłosił, że egipski prezydent Abd al-Fattah as-Sisi zgodził się, by do Gazy z Egiptu wjechało przez przejście graniczne w Rafah 20 ciężarówek z pomocą, w której znajdują się posiłki gotowe do spożycia, środki medyczne i higieniczne, a także palety, koce i środki higieny dla kobiet. Transport opóźniał się przez kilka dni, by do Gazy wjechać dopiero w sobotę 21 października. Do dzisiaj do Gazy wjechał już także drugi konwój złożony z 17 ciężarówek. To jedynie kropla w morzu potrzeb i trudno sobie wyobrazić, by dwa miliony Gazańczyków znalazło w transporcie wszystko, czego potrzebują do choćby podstawowego funkcjonowania.

Nie przeszkadza to jednak w ogłaszaniu przez proizraelskich aktywistów, takich jak lubiany przez amerykańskie prawicowe media Palestyńczyk Bassem Eid (którego działalność finansowana była przez organizacje pozarządowe lobbujące na rzecz Izraela), że wjazd w ciągu dwóch dni 37 ciężarówek, zorganizowanych przez ONZ i przetransportowanych przez granicę z Egiptu bez choćby krótkotrwałego zawieszenia broni, jest w istocie dowodem na to, że „Izrael toczy wojnę wyłącznie z Hamasem, nie z Palestyńczykami”. Odcięcie cywilów od pomocy humanitarnej trudno jednak uznać za gest dobrej woli, a Gaza nie jest samowystarczalna – na tym niewielkim skrawku ziemi trudno jest wyprodukować to, czego potrzebują 2 miliony mieszkańców. Dotychczas Strefa Gazy polegała na codziennym transporcie około 500 ciężarówek z pomocą humanitarną.

Jeśli natomiast wierzyć temu, co podczas briefingu prasowego w środę 18 października powiedział izraelski ambasador w Polsce Ja’akow Liwne, transport pomocy humanitarnej, która czekała, by wjechać do Gazy, napotkał także inne trudności – był ponoć blokowany przez „terrorystów z Hamasu”.

Tak w każdym razie na przedstawionej gościom prezentacji podpisane było zdjęcie przedstawiające konwój. Problem w tym, że to samo zdjęcie zostało 14 października wstawione na portalu X (dawniej Twitter) przez oficjalne konto Sił Obrony Izraela. Tutaj jednak podpis sugerował, że Hamas blokuje cywilom możliwość relokacji do południowej części Gazy, gdzie mieliby znaleźć bezpieczeństwo w obliczu izraelskich operacji.

Zrzut ekranu: Jakub Katulski

Fakt wykorzystania tego samego zdjęcia w różnych kontekstach przez izraelskie organy rządowe może być celową dezinformacją, mającą na celu wprowadzenie chaosu i trudniejsze rozeznanie w sytuacji. Może też jednak świadczyć o tym, że sytuacja wymyka się spod kontroli i zdolności opisu nie tylko osobom postronnym, aktywistom i dziennikarzom, ale także samym pracownikom rządów. Tym bardziej że to niejedyna sytuacja, która zasiała wątpliwości.

Izraelsko-palestyńska otchłań przemocy. Co ma robić Europa?

Głośny był także przypadek wybuchu, który zabił przynajmniej 12 (tyle ciał na nagraniach naliczyli dziennikarze BBC Verify), a może nawet 70 osób, które w konwoju idącym na południe Gazy szukały bezpieczeństwa. Hamas, Palestyński Islamski Dżihad, władze Autonomii Palestyńskiej i sprzyjające Palestyńczykom media oskarżyły Izrael o wzięcie na cel cywilów. Izraelscy dyplomaci przekonują jednak, że ten atak został sfingowany przez Hamas i jest jedynie prowokacją.

Trudniej jednak prowokacją nazwać śmierć ludzi w niewielkim szpitalu Al-Ahli, na który spadła rakieta, zabijając niemal 500 osób, pacjentów i chroniących się w budynku uchodźców. Strona palestyńska znów przekonuje, że odpowiedzialny za ten atak jest Izrael, choć izraelskie wojsko i amerykański wywiad, odnosząc się do tych oskarżeń, mówią, że udokumentowane ślady po eksplozji wykluczają izraelskie uzbrojenie. Winnym miałaby być rakieta Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu, która doznała awarii, a eksplodować miała nie głowica z ładunkami wybuchowymi, lecz raczej pozostałe w rakiecie paliwo.

Izrael nie uznaje Trybunału

Liczne media na świecie zmieniały swoje nagłówki, zależnie od informacji od weryfikatorów i służb, choć niektóre twardo stoją przy wersji, że to właśnie izraelska rakieta spadła na szpital Al-Ahli. Nie łatwo będzie dojść prawdy bez niezależnego śledztwa, którego autorzy będą mieli dostęp do dokumentacji i dowodów dostarczonych przez obie strony i które finansowane będzie środkami pozwalającymi na prowadzenie niezbędnych czynności.

Będzie to o tyle trudne, że choć Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze już w 2021 uruchomił trwające wciąż śledztwo w sprawie zbrodni wojennych popełnianych w konflikcie izraelsko-palestyńskim (na wniosek Palestyńczyków), to pracę śledczych znacząco utrudni odmowa współpracy Izraelczyków.

Izrael ma swoje racje, przede wszystkim nie zgadzając się z oceną sędziów MTK, według której haska jurysdykcja obejmuje Gazę i Zachodni Brzeg. Izrael nie jest bowiem częścią statutu rzymskiego, a obszary, o których mowa, uważa za terytoria sporne. Sędziowie MTK uznali jednak w 2021, że skoro Palestyńczycy przystąpili do statutu rzymskiego, to na obszarach Zachodniego Brzegu i Gazy mogą być prowadzone śledztwa.

Po ataku Hamasu na Izrael: status quo jest nie do utrzymania

Izraelczycy nie zgadzają się więc z oceną, że to ich wojsko miałoby być sprawcą śmierci cywilów w szpitalu Al-Ahli czy konwoju z uchodźcami w Gazie, a śledztwo MTK będzie brało pod lupę także te wydarzenia. Gdy zapytałem ambasadora Liwne podczas briefingu 18 października, czy w tej sytuacji Izrael będzie jednak skory do współpracy ze śledczymi MTK, jako że w jego interesie jest oczyszczenie się z zarzutów, ambasador odpowiedział, że „to naprawdę nie jest istotne na dzisiaj. To bardzo smutne, że wciąż są ludzie, którzy myślą w takich kategoriach”. Spotkanie z dziennikarzami i zaproszonymi gośćmi zostało po tym szybko zakończone, bez pożegnań.

Gra na zamęt

Nie tylko jednak Izraelczycy grają informacjami. Ashlea Simon, przewodnicząca skrajnie prawicowej brytyjskiej partii Britain First, rozpowszechniała w mediach społecznościowych nagranie, na którym widać dzieci w klatkach, przekonując, że przedstawia ono porwane przez bojowników Hamasu izraelskie dzieci. Izraelscy weryfikatorzy z Fake Reporter, a także dziennikarze France 24 podali, że w istocie nagranie udostępnione było na TikToku jeszcze przed atakiem Hamasu na Izrael, na koncie, które zostało do tego momentu już usunięte. Nie zakończyło to jednak losu tego nagrania, bo krótko po zdementowaniu w mediach społecznościowych zaczęła krążyć informacja o tym, że dzieci na nagraniu są w istocie palestyńskie, co również zostało zdementowane przez Fake Reporter.

Wypłynęły też nagrania, na których rzekomo widać bojowników Hamasu troszczących się o izraelskie dzieci. Trudno jest znaleźć kontekst do ledwie kilkusekundowego filmu, są jednak już różne interpretacje, zależne także od strony, za którą opowiadają się komentujący. Można przeczytać, że dzieci mają być ludzkimi tarczami lub przeciwnie – Hamas troszczy się o dzieci, co miałoby dementować doniesienia o niemowlętach mordowanych przez palestyńskich bojowników. Jeśli jednak dzieci zostały zabrane do Gazy, to niezależnie od powyższych interpretacji nagranie jest dowodem zbrodni wojennej, którą jest zarówno wykorzystywanie cywilów jako ludzkich tarcz, jak i branie zakładników spośród ludności cywilnej.

Gebert: Zamordowana szansa na pokój

Weryfikatorzy mają pełne ręce roboty, a napływ informacji przyprawia o zawrót głowy. Niewykluczone, że zamęt informacyjny jest przemyślaną strategią, mającą na celu obniżenie poziomu zaufania do doniesień medialnych i wiadomości z mediów społecznościowych. Jeśli tak rzeczywiście jest, to strategia jest skuteczna, gdyż trudno zorientować się w przebiegu wydarzeń. Jest to jednak też podejście obusieczne i krótkowzroczne, obniża bowiem zaufanie do obu stron, zwłaszcza wśród osób, które nie są zdecydowane, kogo wolą wspierać. Konflikt izraelsko-palestyński jest już wystarczająco okrutny, bez podsycania go dodatkowo dezinformacją.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Katulski
Jakub Katulski
Politolog, kulturoznawca
Politolog, kulturoznawca, absolwent Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Specjalizuje się w relacjach Izraela z sąsiadami i Europą. Autor bloga i podcastu Stosunkowo Bliski Wschód.
Zamknij