Pamiętacie rejwerskie protesty w 2018 roku? Rewolucja się nie skończyła. Cztery największe kluby w Tbilisi są prowadzone przez kobiety. Scena muzyczna, którą odziedziczyły po mężczyznach, była przesiąknięta mizoginią i przemocą. Techno kojarzono z heteronormatywnymi byczkami, którzy chodzą na imprezy i pod wpływem alkoholu lub różnych substancji nagabują innych.
Gruzińska scena muzyczna znana jest na świecie z organizacji technomanifestacji pod budynkiem parlamentu w centrum Tbilisi. Była ona odpowiedzią na brutalny atak policji przeprowadzony na stołeczne kluby Bassiani i Cafe-Gallery w kwietniu 2018 roku i aresztowanie kilkudziesięciu osób pod pretekstem walki z narkotykami. Technoprotest wzbudził zachwyt zarówno u przedstawicieli lokalnej sceny muzycznej, jak i na całym świecie. Największe muzyczne media prześcigały się w nazywaniu Tbilisi „nowym Berlinem” czy „mekką muzyki techno”, odrobinę zapominając o ludziach, którzy tę scenę tworzą – muzykach i muzyczkach. Bo o ile hasło Bassiani przywołuje u wielu skojarzenia z Gruzją, Newa, Natalia Beridze, sTia (Natia Sartania) czy Ana Dżikia (Jikia) – już niekoniecznie.
W rozmowie z rezydentką Bassiani, Aną Kublaszwili (Kublashvili) aka Newą, która gra na największych scenach techno na świecie, jak Berghain czy Awakenings, usłyszałam, że „nikt tak naprawdę nie jest zainteresowany muzyką, która pochodzi z Gruzji. Wszyscy mówią o klubach, a muzyka, która jest w nich grana, pozostaje w cieniu. Chcemy to jak najszybciej zmienić, bo widzimy potencjał tutejszych artystów. Od 2016 roku prowadzę wytwórnię ICONTRAX, która wydaje lokalnych muzyków”.
Ataki policji na kluby w kwietniu 2018 roku były przede wszystkim pokazem siły i niezadowolenia władz wobec równościowego charakteru imprez, jak Horoom w Bassiani, która odbywa się we współpracy ze środowiskami LGBT+. Nieprzypadkowo ofiarami ataków padły Bassiani i Cafe-Gallery, które od początku istnienia są znane z wytrwałości w walce z mizoginią, homofobią i konserwatywną polityką obyczajową.
Życiem nocnym Tbilisi rządzą kobiety
Cztery największe kluby w Tbilisi: Bassiani, Success Bar, Mtkvarze oraz Khidi są prowadzone przez kobiety, które przekuły swoje negatywne doświadczenia na nową politykę miejsc. Scena, którą odziedziczyły po mężczyznach, była przesiąknięta mizoginią i przemocą. Techno miało opinię muzyki heteronormatywnych byczków, którzy chodzą na imprezy i pod wpływem alkoholu lub innych substancji roszczą sobie prawo do uporczywego nagabywania innych. To problem, który dotyczy zarówno klubów polskich, jak i gruzińskich, a patrząc szerzej – całej międzynarodowej sceny.
Kilka kobiet od lat walczy z obrzydliwą przemocą, molestowaniem i mizoginią wpisaną w gruzińską kulturę muzyczną. Największym ich osiągnięciem jest pozbycie się z klubów molestowania. Nadża Oraszwili (Naja Orashvili), współwłaścicielka Bassiani, mówiła o tym jako pierwsza. „Gruzja ma wysoki wskaźnik agresji wobec osób LGBT+ oraz równie wysoki wskaźnik przemocy wobec kobiet. Te statystyki przekładały się na zachowania w klubach. To istna rzeźnia” – mówi Oraszwili w dokumencie Noémi Hatali o scenie techno w Tbilisi.
Nia Gwatua (Gvatua), właścicielka Success Baru, pierwszego gejowskiego klubu w Tbilisi, codziennie otrzymuje setki wiadomości z pogróżkami, do których wysyłania zachęca Sandro Bregadze, lider skrajnie prawicowego ugrupowania Gruziński Marsz. W pewnym momencie tyle ludzi zgłosiło stronę klubu, że Facebook bez weryfikacji ją usunął.
czytaj także
Gruzini to aktywny politycznie naród. Rewolucje, protesty, obalenia rządu są dla nich chlebem powszednim. Każde kolejne wybory to czas niepokojów. Przez dwie dekady po odzyskaniu niepodległości w 1991 roku Gruzja uwikłana była w wojny domowe i konflikty zbrojne z Rosją. Mężczyźni, którzy stanowili wtedy większość walczących, wiele zadań pozostawili kobietom. „Gruzinki włączyły się w sprawy społeczne, próbując przywrócić spokój poturbowanemu wojną państwu, zarówno za dnia, jak i nocą” – oto hipoteza wysnuta przez Ketę Gabunię, właścicielkę Mtkvarze we wspomnianym wcześniej filmie.
Coraz wyraźniej zaznaczająca się obecność kobiet w takich warunkach pociesza, ale wciąż słychać głosy, że kobiet w muzyce jest za mało. – Środowisko wciąż jest zdominowane przez mężczyzn. Wciąż za dużo decyzji dotyczących muzyki podejmują mężczyźni. Mają ogromny wpływ chociażby na rozwój karier zarówno muzyków, jak i muzyczek – mówi Newa, rezydentka Bassiani. Ona ma ten etap już za sobą, ale przypomina sobie cyniczne podejście do jej osoby, kiedy zaczynała. Teraz, jak tylko może, wspiera dobrze zapowiadające się lokalne muzyczki, jak Nicole, która trafiła ostatnio do kompilacji kuratorowanej przez Ninę Kraviz, najsłynniejszą na świecie DJ-kę techno.
Heroiny dźwięku…
Dziesięć lat temu w Tbilisi pianistka Natia Sartania założyła Szkołę Kreatywnych Mediów (Creative Education Studio, CES) specjalizującą się w dźwięku i dizajnie. Przez szesnaście wcześniejszych lat sTia, bo pod takim pseudonimem tworzy Sartania, studiowała w konserwatorium w Londynie. Tam wielokrotnie przekraczała granice muzyki klasycznej i teorii kompozycji z wykorzystaniem najnowszych technologii.
Jej szkoła oferuje ponad pięćdziesiąt kursów na styku muzyki i technologii – z produkcji muzycznej, Abletona, inżynierii dźwięku, a także teorii muzyki współczesnej. Robi to zupełnie niezależnie od tbiliskiego Państwowego Konserwatorium Muzycznego, bo wywodzące się stamtąd środowisko akademików – teraz już praktycznie „zasymilowane” – jeszcze kilka lat temu odwracało oczy od praktyk Sartanii. Ich studenci natomiast bardzo chętnie zapisywali się na kursy proponowane przez CES. Na początku istnienia szkoły stanowili prawie 90 proc. wszystkich uczniów. – Byli w konserwatorium, żeby zdobyć dyplom, który mogliby pokazać rodzicom, a do nas przychodzili, żeby zdobyć edukację, na jakiej im zależy – tłumaczyła mi sTia.
czytaj także
Kompilacja absolwentów CES była pierwszym wydawnictwem nowo powstałej wytwórni CES Records – platformy dla muzyki studentów. Sleepers Poets Scientists z 2019 roku to album dziewięciu absolwentek. Oprócz samego wydawnictwa sTia wraz z artystkami i ich nauczycielką Natalią Beridze zaaranżowały premierowy koncert w starym radzieckim teatrze. Przy okazji tego wydarzenia szwajcarski dziennikarz muzyczny Jan Chudozilov skontaktował się z nimi w sprawie wywiadu. Po kilku tygodniach od rozmowy sTia otrzymała od niego plik z tajemniczym materiałem dźwiękowym.
Plik zawierał część piątą Epitafium – oratorium kompozytorki Nateli Swanidze (Svanidze), nagranego w 1974 roku na syntezatorze analogowym EMS Synthi. Odświeżony, opatrzony dodatkowymi utworami materiał został wydany w CES w 2020 roku, a historia niesamowitej kompozytorki stała się znana współczesnej publiczności.
Natela Swanidze zmarła w 2017 roku, a jej elektroniczne eksperymenty po dziś dzień nie otrzymały zasłużonego uznania. Urodziła się w 1926 roku w mieście Achalcyche w Gruzji. Ukończyła Państwowe Konserwatorium Muzyczne; w pierwszej połowie artystycznego życia podążała za trendami popularnymi w ZSRR, natomiast drugą poświęciła na zgłębianie muzyki współczesnej i gruzińskiego folkloru. Kompozytorka była ofiarą politycznych represji – eksperymenty muzyczne, których się podejmowała, w tamtych czasach mogły zostać uznane za szkodliwe ideologicznie. Nie pomagał fakt, że była kobietą. Budziło to wielkie kontrowersje w zmaskulinizowanym środowisku muzycznym, co w konsekwencji zaważyło na liczbie jej dzieł i zaproszeń.
– Jakoś tak się wydarzyło, że Sleepers Poets Scietists przyniosło nam Natelę – mówi sTia, założycielka wytwórni. – Płyta, na której znalazło się dziewięć elektronicznych kompozycji lokalnych producentek, absolwentek naszej szkoły, zaowocowała dostępem do twórczości jednej z pierwszych kobiet, obok Sofii Gubajduliny, która nagrywała muzykę elektroniczną w Związku Radzieckim. Dostęp do takiego syntezatora był praktycznie niemożliwy. To niewiarygodne, że udało jej się tak eksperymentować w latach siedemdziesiątych, w dodatku będąc kobietą! – dodaje.
Perełka w katalogu CES Records prezentuje pierwszy gruziński utwór muzyki elektronicznej. Był on nagrany na syntezatorze EMS Synthi 100, który został sprowadzony z Anglii do Moskwy na początku lat 70. Dokładnie na nim swoje kompozycje nagrywali m.in. Eduard Artemjew, twórca muzyki do filmu Stalker Andrieja Tarkowskiego czy Syberiady Andrieja Konczałowskiego.
Historia pierwszej gruzińskiej kompozytorki elektronicznej niestety była tragiczna. Artystka nie mogła w pełni rozwinąć skrzydeł i dzielić się z odbiorcami taką ilością muzyki, jaką by chciała. Urodziła się dla muzyki elektronicznej, ale w latach 40. i 50. nie miała technicznych ani politycznych możliwości jej tworzenia. W materiałach dodatkowych do albumu rodzina wspomina słowa Swanidze o tym, że wyprzedzała swoje czasy o jakieś pół wieku. Trzymała się na uboczu socjety, nie wykładała w konserwatorium, którego ramy były dla niej zbyt sztywne.
…i ich spadkobierczynie
Ważne dla gruzińskiej sceny muzycznej artystki nie ukrywają swojego przywileju. Były wychowane przez silne kobiety, matki i babcie kompozytorki. Sartania była wychowana na dźwiękach pianina, ale także w przeświadczeniu, że kobiety mogą robić wszystko. – Wychowywała mnie babcia, która była niesamowicie silną, zajętą, przyjaźnie nastawioną do wszystkich kobietą. W dzieciństwie ani razu nie spotkałam się z jej strony z żadnym przejawem dyskryminacji ze względu na płeć. W naszej rodzinie po prostu tego nie było – przyznaje sTia w rozmowie ze mną.
– Dlatego dla mnie to było całkowicie naturalne, że muszę być profesjonalistką i wykonywać dobrze moją pracę. Czuję się świetnie w roli dyrektorki szkoły i liderki. Staram się dokładnie to samo przekazać studentkom CES. Większość kadry to kobiety, wspaniałe profesjonalistki. Jeśli jakaś dziewczyna będzie miała zajęcia z muzyczką Natalią Beridze, moją przyjaciółką po fachu i nauczycielką w CES, oprócz wiedzy wyniesie jeszcze przeświadczenie, że może robić wszystko to, co chce – kwituje Sartania.
Na możliwość odniesienia przez kobiety indywidualnego sukcesu wpływa w Gruzji indywidualne wychowanie, ale coraz więcej z nich może korzystać ze wsparcia instytucjonalnego, jak CES. W tej szkole 70 proc. uczniów stanowią kobiety, a w branży kreatywnej to nie codzienność – i wcale nie jest to wynik zaplanowanej akcji. Przyjazne kobietom środowisko pocztą pantoflową przyciąga coraz to więcej studentek każdego roku.
Jedna z nauczycielek CES, Natalia Beridze, do zeszłego roku była uznawana za pierwszą kompozytorkę muzyki elektronicznej w Gruzji. Wiadomość o „detronizacji” przyjęła z dumą. – Swanidze nie mogła spełnić swojego marzenia, żeby tworzyć tylko muzykę elektroniczną, ale można posłuchać przynajmniej jednego jej utworu, genialnej kompozycji wydanej w CES Records – mówi Beridze.
Beridze szybko zajęła się produkcją muzyczną. – Były to czasy powojenne w Gruzji – opowiada. – Początek lat dwutysięcznych. Ludzie nie zajmowali się muzyką, a na pewno nie muzyką elektroniczną. Nie było ani jednego miejsca, w którym można było grać. Dla mnie to był czas rozwoju, kupiłam komputer i oprogramowanie do robienia muzyki, zakochałam się w procesie tworzenia. Zaraz potem dostałam propozycję nagrania albumu w wytwórni Max Ernst i przeniosłam się do niemieckiej Kolonii.
Od tego czasu wydała dziewięć albumów w dużych niemieckich wytwórniach jak Monika Enterprise i lokalnych gruzińskich tabelach, jak CES. Kiedy wróciła do Tbilisi w 2007 roku, nie mogła znaleźć ani jednej kompozytorki oprócz sTii. We dwójkę zdały sobie sprawę, że przywilej, który miały, tolerancyjną rodzinę i środowisko, które udzieliło im wsparcia, chcą rozdzielić na innych.
Gruzinki opowiadały o seksie, o przemocy. Faceci się obrazili [rozmowa]
czytaj także
Po paru latach działania szkoły CES przybyło kilka znanych w Tbilisi nazwisk: Anuszka Czcheidze (Anushka Chkheidze), Tamo Nasidze czy Nasi Czawczawadze (Chavchavadze). Oprócz tego bardzo szybko rozwija się w Gruzji scena techno, gdzie pierwsze skrzypce także grają kobiety, jak Newa. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia: Beridze wciąż mówi o brakach na lokalnej scenie. – Chyba nigdy nie może być za dobrze. Jednej rzeczy ciągle brakuje. Nie ma kultury muzyki eksperymentalnej. Zauważam pewną gotowość, ale drzwi nie zostały jeszcze dla nas otwarte.
Pokolenie Z jest na bieżąco z muzyką eksperymentalną
Ludzie urodzeni na przełomie wieków, w czasach gdy w Gruzji przerwy w dostawie prądu przestały być regułą, są na bieżąco z najnowszą muzyką eksperymentalną. Ona jest bliższa im niż gruzińskim akademikom, wciąż zapatrzonym chyba głównie w muzykę neoromantyczną.
Ana Dżikia (Jikia), artystka dźwiękowa z Tbilisi, współzałożycielka multidyscyplinarnej grupy Blue Yogurt, w trochę bardziej krytycznym tonie (niż poprzedniczki) opowiadała mi o gruzińskim środowisku muzycznym. – Tak, bycie kobietą w konserwatywnym kraju jest wyzwaniem, ale to nie sam seksizm jest problemem, tylko generalnie konserwatywny sposób myślenia wielu ludzi, nawet tych wyemancypowanych. Często spotykam się z przejawami braku szacunku, udawanego szacunku albo ogromnego szacunku tylko dlatego, że jestem kobietą. Osobiście znalazłam sposób, aby sobie z tym radzić. Bardziej denerwuje mnie podejście do muzyki eksperymentalnej w Gruzji, gdzie wciąż jedynym punktem odniesienia jest Alva Noto czy John Cage. Nie mam nic przeciwko tym artystom, ale tego typu poglądy są dla mnie skostniałe.
W pewnym sensie Ana Dżikia ma szczęście, bo ze swoimi poglądami jest w większym mainstreamie niż muzycy próbujący wbić się z utworami Pierre’a Bouleza czy Iannisa Xenakisa do filharmonii. Artystka wywodzi się ze sceny klubowej i nadal jest na niej aktywna. Jej muzyka, streamowana najczęściej przez SoundCloud, jest chętnie wykorzystywana w miksach czy DJ-setach również przez polskich postklubowych DJ-ów.
czytaj także
Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że współcześnie DJ-e chętnie używają muzyki niejednoznacznej gatunkowo czy „dziwnej”, a Ana Dżikia właściwie specjalizuje się w muzyce, która nie jest muzyką, tylko zbiorem dźwiękowych momentów, co najlepiej obrazuje jej album I Won’t Stop Till the Whole World Is Mine, wydany w Memory No. 36 Recordings (w którym swoje płyty – informacja dla znawców francuskiej muzyki elektronicznej – wydaje na przykład Oklou).
Dżikia może być jedną z niewielu takich producentek w Gruzji. Mimo że postklubu słucha się dużo i chętnie, nigdzie nie jest on dominujących gatunkiem i jedynie od święta można go usłyszeć w klubach. Sama artystka w rozmowie ze mną przyznała, że „w Gruzji nie ma ani jednego miejsca, w którym regularnie gra się muzykę eksperymentalną”.
W przeciwieństwie do pozostałych bohaterek tekstu Dżikia nie utożsamia się muzycznie z Gruzją. Jej inspiracje sięgają poza granice kraju i są osadzone w popkulturze. Jak sama przyznaje, „trudno byłoby jej wskazać jakiekolwiek Gruzinki, których słuchała, gdy dorastała”. W Tbilisi nie brakuje bowiem również artystów, których napędza bycie w kontrze do gruzińskiej kultury. To osoby, które przez większość życia miały dostęp do internetu i karmiły się anglocentrycznymi mediami. Muzyka postklubowa jest kulturą internetową, zazwyczaj zupełnie oderwaną od miejsca tworzenia czy urodzenia.
Dlatego też dla niej techno jest monotonne (z pewnymi wyjątkami). Szczególnie to w Gruzji, które „z braku innych trendów zamyka się w sobie, staje się jednorodne i pozbawione wyzwań”. A odkąd weszły tam duże pieniądze – należy mieć na uwadze, że techno przyciąga największą liczbę fanów ze wszystkich gatunków na świecie – na palcach obu rąk można policzyć producentki czy producentów, którzy chcą w tym gatunku trochę zamieszać. Newa przychyla się do tej opinii, w naszej rozmowie mówi o „pieniądzach, które wyciągnęły na powierzchnie największe problemy sceny techno – heteronormatywność, brak wsparcia dla nowicjuszy, uprzedzenie względem kobiet”.
czytaj także
Dżikia sprzeciwia się liberalnemu podejściu efektywności w muzyce. Platforma Blue Yoghurt, którą współtworzy, specjalizuje się z organizowaniu eventów (najczęściej online), które włączają wszystkich, którzy chcą spróbować tworzyć muzykę czy sprawdzić swoje umiejętności przed publicznością bez napinki na podcinający skrzydła sukces.
Wszystkie te historie muzyczek z Tbilisi pokazują sposób działania, w którym liczy się praca u podstaw, czyli przede wszystkim wzajemny szacunek i wsparcie, robienie rzeczy z pasji. Artystki z Tbilisi nie mówią jednym głosem, są ich polifonią. I mimo że ich twórczość nie jest tak nośna, jak wspomniany we wstępie protest, należy docenić ich pracę na rzecz rozwoju muzyki i myśli feministycznej.
O przyszłość producentek muzycznych w Gruzji można być spokojnym. One mają swoje kariery we własnych rękach i strukturach. Z relacji samych zainteresowanych bije spokój i morze motywacji. – Jestem nastawiona niezmiernie pozytywnie, jeśli chodzi o kobiety w muzyce w Gruzji. Sama jestem kobietą, założycielką szkoły muzycznej z ogromną liczbą studentek. Już tworzymy wielką społeczność i jej rozwoju nie można uniknąć. Mamy dużo do powiedzenia – podsumowuje naszą rozmowę sTia.
**
Kasia Jaroch – krytyczka muzyczna i dziennikarka specjalizująca się w muzyce Europy Środkowo-Wschodniej.