Kaja Puto

Czy Gruzja jest gotowa na ruchy LGBT+?

Parę dni temu minęło 50 lat od zamieszek w gejowskim klubie Stonewall w Nowym Jorku. Tydzień wcześniej organizatorzy pierwszej gruzińskiej parady równości mierzyli się z groźbami śmierci. Historia ruchów LGBT+ pokazuje, że niewyobrażalne może się stać rzeczywistością.

22 czerwca w Gruzji miała odbyć się pierwsza parada równości, nazwana tam Marszem Godności. Przygotowania do Tbilisi Pride Week trwały wiele miesięcy. Gruzińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych pod koniec maja poinformowało, że nie jest w stanie zapewnić uczestnikom marszu bezpieczeństwa. Utrudniało też organizację towarzyszących marszowi eventów, naciskając na właścicieli sal, by odrzucali prośby aktywistów o wynajem.

Przeciwko organizacji Tbilisi Pride Week zmobilizowały się skrajnie prawicowe środowiska i część kleru gruzińskiej Cerkwi prawosławnej. Tygodniami zbierali się w jednym z tbiliskich parków, by formować bojówki złożone z „prawdziwych Gruzinów”, które miały urządzać polowania na osoby LGBT+. Skrzynki pocztowe organizatorów i organizatorek parady zalewały groźby śmierci.

W ramach Tbilisi Pride Week udało się zorganizować spektakl teatralny (na motywach Przemiany Franza Kafki) i konferencję prasową. Wszystko w ścisłej tajemnicy, w zmieniających się lokacjach i dla zweryfikowanych uczestników. Sama parada została odwołana ze względu na masowe demonstracje, które wybuchły przed gruzińskim parlamentem.

Zaczęło się od rosyjskiego posła, Siergieja Gawriłowa, którego z powodu cerkiewnej imprezy w parlamencie usadzono na fotelu marszałka. Gruzini, którzy 20% swojego terytorium (regiony Abchazji i Osetii Płd.) uważają za okupowane przez Rosję, odebrali ten gest jako policzek. Brutalna pacyfikacja pierwszej demonstracji (240 osób rannych) sprawiła, że trwają one do dziś. Na ulice wychodzi społeczeństwo ponad podziałami, sprzeciwiając się nie tylko rosyjskiej (i policyjnej) agresji, ale i stagnacji gospodarczej oraz oligarchicznym rządom.

Część organizatorów i organizatorek Tbilisi Pride Week – przynajmniej ta, która nie boi się wyjść na ulicę – dołączyła do protestów, a organizację Marszu Godności zapowiada w późniejszym terminie. Rząd za to ustępstwo w trudnym politycznie momencie obiecał im prace m.in. nad hostelem interwencyjnym dla wyrzuconych z domu osób LGBT+, ułatwieniami dotyczącymi korekty płci oraz powołaniem stanowiska doradczego ds. osób LGBT+ w rządzie.

Imperialne rozgrywki i nacjonalistyczne obsesje

Gruzja to patriarchalny kraj, w którym maczystowska kaukaska kultura miesza się z pozostałościami po systemowej homofobii ZSRR, a swoje trzy grosze dokłada silna i bardzo tradycjonalistyczna Cerkiew. Poza liberalną bańką Tbilisi nie ma mowy o coming oucie osób LGBT+. Z drugiej strony jest to też kraj, w którym społeczeństwo obywatelskie jest z każdym rokiem silniejsze i który nie ustaje w swych silnych – mimo niedogodnych okoliczności – aspiracjach europejskich.

„Nasze społeczeństwo nie jest na to gotowe” – mawiają często politycy gruzińscy, gdy słyszą postulaty dotyczące edukacji antydyskryminacyjnej, związków partnerskich itd. To samo słyszą Polacy, Ukrainki, obywatele i obywatelki wielu państw na świecie. Ale nawet jeśli takie tezy potwierdzają wyniki badań opinii publicznej, bez aktywizmu, edukacji i dialogu niewiele się zmieni. A zmienić się może i powinno.

#Rejwolucja róż

Nawet w Gruzji widać już pierwsze zmiany. Pojedynczy politycy otwarcie wspierają Tbilisi Pride Week, co jeszcze parę lat temu, gdy podjęto pierwszą próbę organizacji parady, było nie do pomyślenia. Ogromną pracę wykonała Nino Bolkwadze, jedyna wyoutowana osoba LGBT+ w gruzińskiej polityce, dzieląc się swoją tragiczną historią z wyborcami.

Tak samo wiele udało się zmienić w ostatnich latach na Ukrainie, którą gruzińscy aktywiści stawiają sobie za wzór. Pierwszy kijowski Pride odbył się w 2013 roku, mimo sądowego zakazu, w atmosferze ogromnego zagrożenia, a w tym roku – w zdecydowanie bardziej pokojowej atmosferze – przeszło w nim 8 tysięcy osób.

„Wszystko będzie Pride, drodzy”

Podobną drogę przechodzi Polska. Mimo ataków prawicy – a może właśnie dzięki nim – na marszach równości (i już nie tylko w wielkich miastach) z każdym rokiem pojawia się coraz więcej osób, a postulaty środowisk LGBT+ – jak na przykład wprowadzenie związków partnerskich – popiera już większość Polaków i Polek. To zupełnie inny klimat niż ten, z którym stykali się pierwsi polscy aktywiści i aktywistki.

Parę dni temu minęło 50 lat od zamieszek w gejowskim klubie Stonewall w Nowym Jorku. Jego bywalcy regularnie doświadczali policyjnych rajdów. Amerykańscy politycy nie pozwalali im być sobą nawet w przeznaczonych dla nich klubach, pod osłoną nocy, nie wspominając o „afiszowaniu się”. O społecznym poparciu dla związków partnerskich można było sobie pomarzyć. Dziś we wszystkich stanach USA osoby homoseksualne mogą wziąć ślub, a w wielu również adoptować dzieci.

Skrajnie prawicowe środowiska planowały formowanie bojówek złożonych z „prawdziwych Gruzinów”, które miały urządzać polowania na osoby LGBT+.

Przemiany obyczajowe i aktywizm w tej sprawie mają oczywiście drugą stronę medalu. Prawica może punktować na nieufności do odstających od norm środowisk i żerować na ludzkiej niewiedzy. Robi to również w sprawie osób LGBT+, ostatnio głównie w naszej, wschodniej części Europy. Czasami robi to tak skutecznie, że może tym samym narażać środowisko LGBT+ na niebezpieczeństwo. Tak argumentują wywodzący się z gruzińskiego środowiska przeciwnicy Tbilisi Pride Week, obawiający się dalszej mobilizacji skrajnej prawicy.

To nie są łatwe dylematy i nie straight allies o nich decydować. Historia ruchów LGBT+ pokazuje jednak, że warto walczyć, nawet jeśli bywa ciężko. Ale nie nienawiścią do tych, którzy nie rozumieją, którzy boją się wyjść ze strefy komfortu, którzy nasłuchali się kłamstw. Radością, odwagą i wyciągniętą ręką – tym, czego nauczyły nas światowe marsze spod znaku Pride.

***

Nino Bolkwadze

Nino Bolkwadze, pierwsza i jedyna wyoutowana osoba LGBT+ w gruzińskiej polityce i współorganizatorka Tbilisi Pride Week, potrzebuje naszego wsparcia. Nino jest prawniczką, w swojej karierze pomogła m.in. wielu osobom LGBT+. Środowiska skrajnie prawicowe grożą jej śmiercią, co utrudnia jej normalne zarobkowanie. Ma kłopoty zdrowotne i musi zrobić badania, których koszt jest obecnie poza zasięgiem jej możliwości. Wpłać choć dyszkę – da się to zrobić jednym kliknięciem.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij