Świat

Fabryka jest jak monstrum, które pożera wszystko

Ryba bonga to podstawa diety i zarobku wielu Gambijczyków. Mówi się, że gdyby nie miała tylu ości, byłaby pokarmem bogaczy, bo jest tak smaczna. Ale teraz chińskie przetwórnie przerabiają bongę na mączkę rybną, a pozbawieni pracy Gambijczycy emigrują do Europy. Anna Mikulska rozmawia z Małgorzatą Juszczak, reżyserką filmu „Stolen Fish”.

W Gambii, najmniejszym kraju kontynentalnej Afryki, zaczyna brakować ryb. Odkąd pojawiły się tam chińskie fabryki mączki rybnej, większość złowionych ryb przerabia się na karmę dla zwierząt z Chin i Europy. Mimo protestów wielki neokolonialny biznes kwitnie, a obietnice nowych dróg i setek miejsc pracy okazują się mirażem.

O sytuacji Gambijczyków wobec chińskich inwestycji, migracjach i globalnym łańcuchu produkcji opowiada film Stolen Fish. Kiedy zabraknie ryb Małgorzaty Juszczak. Dokument został uznany za jeden z dziesięciu najbardziej radykalnych i wartych obejrzenia filmów spośród Selekcji Sheffield Doc/Fest 2020 według czasopisma „Vice”. W Polsce został zaprezentowany m.in. na festiwalu Watch Docs.

Anna Mikulska: Przeleciałaś cztery tysiące kilometrów z Hiszpanii do Gambii, żeby nakręcić film o rybach.

Małgorzata Juszczak: O, nie wiedziałam, że aż tyle, ale tak.

Dlaczego?

Fakt, że zdecydowałam się akurat na Gambię, to splot różnych zbiegów okoliczności. Zaczęło się od rozmowy przy piwie z Gambijczykiem, którego poznałam w Madrycie, gdzie obecnie mieszkam. To on przybliżył mi problemy, z jakimi mierzą się ludzie w jego kraju. Krok po kroku zaczęłam zgłębiać powody, dla których ludzie decydują się opuścić Gambię. I okazało się, że temat jest znacznie szerszy, niż mi się na początku wydawało. A zbiegło się to akurat z ogłoszeniem konkursu grantowego Minority Rights Group na opowiedzenie o przyczynach migracji z Afryki do Europy.

To ciekawe, że aby opowiedzieć o zjawisku tak ogromnym jak migracje, wybrałaś najmniejszy kraj w Afryce.

Zgadza się. Jednak to także kraj, z którego migruje do Europy bardzo wielu ludzi. A Gambia jak w soczewce skupia w sobie problemy, z którymi mierzymy się w światowej, kapitalistycznej gospodarce, opartej na wyzysku krajów Globalnego Południa. Widać to wyraźnie zwłaszcza w ostatnich latach, gdy swój biznes rozkręciły tam na dobre chińskie przetwórnie rybne.

Uchodźcy na krawędzi Europy. Jak polska polityka sięga greckich wysp

Które stały się głównym tematem twojego filmu.

Chiny bezkarnie eksploatują gambijską gospodarkę pod pozorem rozwoju i tworzenia nowych miejsc pracy. To nie tylko kłamstwo, jest coś więcej: masowe przetwórnie rybne niszczą też lokalny ekosystem, zanieczyszczają wody i wpływają mocno na inne gałęzie gambijskiej gospodarki, takie jak turystyka.

A to wszystko za sprawą czegoś, co brzmi bardzo niewinnie: mączki rybnej. Czym ona dokładnie jest?

Paszą ze sproszkowanych ryb. I ogromnym marnotrawstwem. Do wytworzenia kilograma mączki rybnej potrzeba pięciu kilogramów ryb. Przetwórcy zabierają podstawę diety i głównie źródło białka Gambijczyków oraz mieszkańców wielu krajów Afryki Zachodniej i przerabiają na pokarm dla innych ryb. Te z kolei są potem sprzedawane, głównie w Chinach i Europie. Mączką rybną karmi się też zwierzęta hodowlane, a nawet domowe.

Kadr z filmu Małgorzaty Juszczak Stolen Fish

Cały kraj jest niewiele większy niż rzeka Gambia, która przez niego przepływa, stąd trudno się dziwić, że rybołówstwo jest tak ważne dla tamtejszej ludności.

Sama rzeka jest też kluczowa dla rozmnażania się różnych gatunków ryb. Teraz wszystko się zmieniło, bo chińskie statki przemysłowe nie dość, że przeławiają ryby, to jeszcze zakłócają ich cykl rozmnażania. To wpływa w ogromnym stopniu na całe środowisko morskie i na sytuację rybaków. Kiedyś rybacy mimo lichych łódek mogli poławiać wystarczającą ilość ryb, by mieć je na własny użytek i na handel. Teraz ryb już brakuje.

W Gambii poławia się przede wszystkim rybę bonga, która jest bardzo oścista i wygląda trochę jak większa sardynka. Gambijczycy mają takie powiedzenie, że gdyby bonga nie miała tylu ości, to byłaby pokarmem bogaczy, bo jest tak dobra w smaku. Ale skoro ma te ości, to pozostaje pożywieniem biedoty.

Rzeczywiście jest taka smaczna?

Bardzo. Bongę wędzą i konserwują kobiety w tradycyjnych wędzarniach, a potem sprzedają na targu – tak jak Mariama, która stała się bohaterką naszego filmu.

Jak handlarki radzą sobie z taką konkurencją fabryk mączki rybnej?

Mariama sama utrzymuje całą rodzinę, bo jej mąż po wypadku nie jest zdolny do pracy. Kobiety w Gambii solą, wędzą i sprzedają ryby, są nieodłącznym elementem całego procesu przetwórczego. Ale odkąd w 2016 roku stanęły na brzegu Gambii pierwsze fabryki, na lokalne targi, jak przekonuje Mariama, trafia o połowę mniej ryb. Przetwórnie skupują ryby w ogromnych ilościach, a rybacy chętnie je im sprzedają. Fabryka jest jak monstrum, które pożera wszystko, a ludziom zostawia tylko ochłapy.

Kadr z filmu Małgorzaty Juszczak Stolen Fish

Wróćmy jeszcze do sytuacji samych rybaków. Jak pokazujesz w filmie, z powodu chińskich połowów muszą wypływać w morze coraz dalej, co wiąże się z dużym niebezpieczeństwem. 

Gdy kręciliśmy dokument, dowiedzieliśmy się, że w tym samym czasie na morzu zginął starszy mężczyzna, ponieważ rybacy muszą teraz wypływać coraz dalej ku otwartemu oceanowi, by złowić cokolwiek. Ale to nie wszystko. Rozmawialiśmy też z gambijskim naukowcem Ahmedem Manjangiem, który bada temat ścieków z przetwórni rybnych wypuszczanych do wody. Jak twierdzi, znajdują się w nich rakotwórcze substancje, w tym arszenik. Nie trzeba dodawać, jak szkodliwe jest to dla zdrowia rybaków.

Jednym z nich jest Abou, kolejny bohater Stolen Fish. Jak wygląda jego życie, odkąd powstały chińskie przetwórnie?

Codziennie o piątej, szóstej rano wychodzi łowić. Pracuje coraz więcej, a ryb jest coraz mniej. I jest wściekły, gdy słyszy ze strony przekupionej przez Chińczyków starszyzny i gambijskich polityków, że przetwórnie rybne oznaczają rozwój. Jest młody i świadomy tego, do czego ten przemysł prowadzi. Stwierdził: „łatwo mówić o rozwoju, gdy ma się pełny brzuch”.

Plagi biblijne: klimat, wirus, szarańcza

Co w takiej sytuacji robią młodzi Gambijczycy? 

Pojawiały się protesty i manifestacje, jednak, jak widać, okazały się bezskuteczne. Poza tym wciąż żywa jest pamięć o dyktaturze, która w Gambii upadła kilka lat temu. Ludzie cały czas boją się sprzeciwiać władzy.

Niektórzy zdecydowali się na pracę w chińskich przetwórniach, ale szybko okazało się, że miejsc pracy jest dużo mniej, niż obiecano. Co więcej, pracownicy tych fabryk nie mają umowy, świadczeń socjalnych czy środków zabezpieczających choćby przed substancjami chemicznymi. Zatem o ile Chiny faktycznie udzielają Gambii pożyczek, o tyle dla przeciętnego mieszkańca nic dobrego z tego nie wynika.

Dlatego w obliczu głodu coraz więcej z nich decyduje się na emigrację do Europy. Wiedzą, że sytuacja staje się coraz gorsza, a w gambijskiej kulturze to na najstarszym synu spoczywa obowiązek wyciągnięcia rodziny z biedy. Więc często nie mają wyjścia…

Kadr z filmu Małgorzaty Juszczak Stolen Fish

…mimo że droga wiąże się z ogromnym ryzykiem. W filmie opowiada o tym Paul, który sam wybrał się w taką podróż.

Jest takie pojęcie: eksternalizacja granic. Porozumienia podpisane m.in. z Marokiem i Libią sprawiają, że granice UE w rzeczywistości sięgają dużo dalej, niż się wydaje. Unia z jednej strony wzywa do poszanowania praw człowieka, z drugiej daje wspomnianym krajom przyzwolenie na ich jawne łamanie. W Maroku za unijne pieniądze, co nie jest żadną tajemnicą, lokalne władze odsyłają migrantów z powrotem na południe, nie zadając żadnych pytań. W Libii z kolei, czego Paul doświadczył na własnej skórze, bardzo wielu migrantów, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa, trafia do więzienia, gdzie są torturowani i przetrzymywani w strasznych warunkach nawet przez kilka lat. Władza libijska oczekuje w zamian za ich uwolnienie okupu, ale w zasadzie rodzina nie ma skąd tych pieniędzy wziąć.

Migranci to towar. Jego wartość mierzy się bezbronnością i desperacją

Czy więc nie wiedzą, z czym wiąże się taka podróż?

Wielu nie jest tego świadomych, ponieważ ci, którzy przybyli do Europy, raczej nie mówią ani o swoich przejściach w podróży, ani o niepowodzeniach w Europie, bo to ogromny wstyd, że komuś się nie udało. Z drugiej strony, nawet jeśli wiedzą, z czym to się wiąże, mają zbyt mało do stracenia, żeby nie spróbować.

Jest w tym pewien paradoks, tak myślę. Ten ocean, który mógłby ich wyżywić, z powodu cudzej ingerencji staje się ostatecznie zagrożeniem dla życia. Wielu migrantów ginie podczas przeprawy na łodziach do innego kraju.

A po dotarciu do Europy też wcale nie jest łatwo.

W Hiszpanii, dokąd dociera znaczna część migrantów z Afryki Subsaharyjskiej, prawo stanowi, że jeśli taka osoba chce otrzymać pozwolenie na pobyt stały, musi udowodnić, że spędziła w Hiszpanii trzy lata, a jednocześnie nie może w tym czasie legalnie pracować. Ten zapis, przeciwko któremu protestuje wiele organizacji pozarządowych, wpycha migrantów w szarą strefę, zamiast dać im możliwość integracji i bycia częścią społeczeństwa.

Uciekają do nas, bo są biedni. Są biedni, bo my jesteśmy bogaci

Za sprawą twojego filmu historie Gambijczyków docierają do europejskich odbiorców. Dlaczego uważasz, że powinny być dla nas istotne? Dlaczego są istotne dla ciebie?

Tematem migracji zajmuję się od dawna i ciągle boli mnie to, jak nieprzyjaznym okiem patrzymy na to zjawisko w Polsce. Z badań wynika, że większość osób o poglądach antyimigranckich nigdy migranta nie spotkała. Mam nadzieję, że ten film jest okazją do właśnie takich spotkań. Dzięki zaufaniu, jakim obdarzyli mnie jego bohaterowie, mogę podzielić się ich historiami tak naprawdę z całym światem. I przybliżyć nieco ich perspektywę.

Gdy kupujemy coraz tańsze produkty w europejskich hipermarketach, wydaje nam się, że tak wygląda postęp. W końcu jest nam coraz wygodniej, prawda? Sama przecież też uczestniczę w tym systemie i to rozumiem. Ale powinniśmy mieć świadomość, że ktoś płaci za to wysoką cenę.

**
Małgorzata Juszczak – dziennikarka, reżyserka filmów dokumentalnych, fotografka i tłumaczka. Współpracuje z pismem „Le Monde diplomatique”. Była obserwatorką praw człowieka na Okupowanych Terytoriach Palestyńskich. W swojej pracy skupia się przede wszystkim na prawach człowieka, sprawach społecznych i kwestiach dotyczących migracji.

Film dokumentalny „Stolen Fish” pojawi się na tegorocznej edycji festiwalu Afrykamera i będzie dostępny na platformie Mojeekino.pl w dniach 21–30 grudnia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Anna Mikulska
Anna Mikulska
Reporterka
Reporterka, z wykształcenia antropolożka kultury. Pisze o migracjach, prawach człowieka, globalnej polityce i odpowiedzialnej turystyce. Jako reporterka pracowała m.in. na Białorusi, w Hiszpanii, na Lampedusie i w irackim Kurdystanie. Współpracuje z krakowską „Gazetą Wyborczą”, publikowała m.in. na łamach „OKO.Press”, „Onetu”, „Pisma" i „Kontynentów".
Zamknij