Ewa i Adam inaczej pewnie by się nie poznali. Nie bywają w tych samych miejscach, a nawet gdyby – on by jej nie zaczepił, ona jego raczej też nie. Gdyby nawet zaczęli rozmowę, na tej pierwszej mogłoby się skończyć. On długo myśli, zanim coś powie, ona to milczenie uznałaby za brak zainteresowania.
Ta i wiele innych znajomości nie doszłyby do skutku, bo niepunktualność, bo trudności z przebywaniem w miejscach zbyt głośnych, bo dyskomfort w czasie zbyt licznych spotkań. Adam i Ewa poznali się dzięki wolontariatowi koleżeńskiemu stowarzyszenia Mary i Max. Kiedy kolejną jego wypowiedź poprzedzało długie milczenie, zaczęła doceniać, że można pomyśleć, zanim się coś powie. Właściwie dlaczego wszyscy tego nie robimy?
Co słychać?
Asia przyzwyczaiła się już, że kiedy spotykają się z Bartkiem, pyta go, co u niego słychać, a on jej się raczej nie odwzajemnia tym pytaniem. Nie nawiązuje do poprzedniej rozmowy, nie dopytuje: „i jak ci poszło?”. Omawiają więc jego sprawy, aż przychodzi czas na to pytanie, które nie pada. Asia mówi wtedy sama, co u niej, opowiada, jak w pracy. Czasem on przekierowuje rozmowę znowu na siebie, ale w sumie: kto tego nie robi?
Adam spotkań z Ewą nie zaczyna od konwencjonalnych pytań o to, jak jej minął dzień, ale zdarza mu się zapytać znienacka o coś, o czym mówiła mu kiedyś. Wyciąga te wątki losowo i w przypadkowych momentach, ale daje jej w ten sposób pewność, że interesuje go to, co ona mówi.
Bartek może nie dopytuje o sprawy Asi, ale kiedy dowiaduje się o śmierci jej kota, zdumiewa ją zaangażowaniem. Zaczyna krzyczeć, że tak nie może być, emocjonuje się i przeżywa jak nikt inny z jej znajomych.
A niby osoby w spektrum nie są empatyczne.
– Nie ma dwóch takich samych osób w spektrum – mówi Adam.
– Jeśli poznałaś mnie, to nie oznacza, że znasz osoby z autyzmem. Znasz mnie – mówi Bartek.
No i z empatią sprawa nie jest prosta, chociaż to jeden z popularniejszych stereotypów dotyczących osób w spektrum. Ewa Furgał w książce Dziewczyna w spektrum nazywa ten stereotyp okrutnym i tłumaczy, że to nie brak współodczuwania jest jego źródłem, a częsta wśród osób w spektrum nieumiejętność wyrażenia uczuć w satysfakcjonujący dla drugiej osoby sposób. „Tymczasem osoby w spektrum, szczególnie kobiety, często skarżą się, że odczuwają jej wręcz za dużo i są nadwrażliwe na krzywdę, której doświadczają inni. Na poziomie emocjonalnym osoby autystyczne potrafią bardzo mocno współodczuwać” – pisze Furgał.
Rozwiązania dobre dla uczniów w spektrum autyzmu czy z ADHD będą dobre dla wszystkich [rozmowa]
czytaj także
To zostaje w głowie
Ewa i Adam oraz Asia i Bartek zostali połączeni w pary przez psychologów stowarzyszenia Mary i Max, żeby Bartek i Adam, czyli uczestnicy, mieli okazję doświadczyć relacji koleżeńskiej.
– To, co mają dostać w tym projekcie, to poczucie, że rówieśnik może być fajny, kontakt z nim bezpieczny, a z drugiej strony: poczucie akceptacji – mówi Kinga Wojaczek, prezeska zarządu stowarzyszenia.
Bo to nie jest wcale oczywiste. Stowarzyszenie przeprowadziło badanie, które ujawniło, że 90 proc. osób w spektrum[1] było gnębionych w szkole w ciągu ostatniego roku. Rówieśnicy najczęściej unikają z nimi kontaktu, przezywają, naśmiewają się, nawet biją. Czasem nakłaniają do zrobienia lub powiedzenia czegoś nieodpowiedniego. Tak było u Adama. Zaczęło się w połowie podstawówki.
– Lubili wykorzystywać fakt, że trudniej mi niektóre rzeczy zrozumieć, łatwiej mnie wkręcić, zmanipulować. Bawili się tym. Teraz wiem, że nie byli odpowiednim materiałem na znajomych, wtedy tego nie wiedziałem. Próbowałem się z nimi zadawać. Próbowałem się dostosować do ich standardów, bo wierzyłem, że wtedy dadzą mi spokój. Nie zadziałało.
W liceum jest lepiej, ale wciąż nie jest dobrze. W klasie Adama – jak mówi: na papierze integracyjnej – jest drugi chłopiec w spektrum i to on dużo częściej padał ofiarą kolegów. W nowej szkole Adam obserwował więc mechanizmy, które już znał. Chociaż teraz się to uspokoiło, złe wrażenia zostały. To mu nie pomaga zaufać i zbudować relacji z osobami z klasy.
Szkolne dręczenie w połączeniu z trudnościami komunikacyjnymi i samotnością w pandemii uświadomiły Adamowi, że sprawy międzyludzkie to obszar wymagający u niego pracy.
– Zamierzam się wybrać na terapię z prawdziwego zdarzenia, bo za daleko to zaszło – podsumowuje. – Chciałbym tak podnieść swoją samoocenę, żebym mógł próbować zagadywać ludzi. Tutaj akurat myślę, że można generalizować: autystyczni mają często zaniżoną samoocenę. Moja historia nie jest odosobniona.
Nie jest, bo podobnie wyglądało to u Patryka – obecnie wolontariusza, wcześniej dwukrotnego uczestnika programu. W podstawówce każdego dnia doświadczał nękania i jego relacje społeczne niemal nie istniały. Uważa, że to jedno z głównych źródeł trudności i niechęci do zawierania nowych znajomości przez osoby w spektrum.
– To zostawia ślad w głowie – mówi.
Może to szkolne doświadczenia powodują, że do programu zgłasza się wiele nastoletnich osób w spektrum? Wolontariat koleżeński przeznaczony jest dla ludzi w wieku 14–40 lat. Brakuje jednak nastoletnich wolontariuszy, dlatego kwalifikują się najczęściej osoby w wieku 16–30 lat.
– Bardzo rzadko zgłasza się do nas ktoś po czterdziestce, bo większość osób w tym wieku otrzymało diagnozę niedawno, raczej nie mają orzeczonej niepełnosprawności, ale też nie interesują się takim wsparciem – mówi Kinga Wojaczek.
Bagaż ze szkoły
Patryk jest samorzecznikiem – jako Autypatryk opowiada w mediach społecznościowych o życiu w spektrum. Wątek szkolny pojawia się w poście o plecaku: „Niemal zawsze, gdy wychodzę z domu, biorę ze sobą plecak. […] noszenie plecaka stało się dla mnie elementem rutyny dającym pewien komfort psychiczny. […] Moje plecaki w szkole potrafiły padać ofiarami żartów osób z klasy. Były one chowane, wykręcane na lewą stronę, a jeden z nich został nawet zalany”.
W komentarzach wśród licznych potwierdzeń, że taki bagaż jest ważny dla wielu osób, znajduję: „Jejku, jak dobrze, że się tym z nami dzielisz. […] nie każdy jest w stanie zrozumieć, dlaczego mój syn, nawet gdy wychodzimy na chwilę, musi mieć ze sobą swój plecak […]. Młody ma co prawda 12 lat, ale w szkole też przeszedł piekło związane z plecakami i nie tylko”.
„Śubuk”: Obraz autystycznego geniusza uwięzionego w swoim ciele ma się dobrze
czytaj także
Lepiej niż podstawówkę Patryk wspomina liceum, nieźle też ocenia kontakty z ludźmi obecnie, na studiach. Nieźle, ale wciąż nieidealnie, wciąż jest nad czym pracować.
– Trochę trudno mi uwierzyć, że ma pan jakieś trudności interpersonalne.
– Niektóre rzeczy mam wyuczone, nie będę oszukiwał. Za tym stoją lata terapii. W stowarzyszeniu Mary i Max brałem udział w warsztatach umiejętności społecznych. Pomogły mi uporządkować pewne rzeczy i lepiej wiem, jak nawiązywać znajomości, na co zwracać uwagę.
Za cicho, za głośno
Co sprawia, że osoby w spektrum mogą mieć trudności w nawiązywaniu i podtrzymywaniu relacji towarzyskich?
– Osoba w spektrum może mówić bardzo głośno lub bardzo cicho. Może się posługiwać bardzo dziwnym słownictwem, specjalistycznym, bo na przykład nie bierze pod uwagę, że ktoś może nie znać tematu tak dobrze jak ona – opowiada Kinga Wojaczek.
Bartek mówi dużo, co ucieszyło Asię, kiedy się poznali. Jest mistrzem small talku, co ja też wiem od pierwszej rozmowy telefonicznej z nim. Mówi jednak głośno, bywa, że bardzo.
– Jak zacząłem w emocjach krzyczeć w autobusie i ktoś mi powiedział, że jestem za głośno, to chciałem ze wstydu umierać, że się tak wyrażę. Początkowo obrałem taktykę, że będę mówił, że mam zespół Aspergera. Ale jak ludzie nie wiedzą, co to jest Asperger, co to jest autyzm, to co mam mówić? Tłumaczyć im w takiej sytuacji, co to jest autyzm? Ja tłumaczę, ale na spotkaniach jako samorzecznik, a nie komuś w autobusie – opowiada.
Zdarza się, że Asia uspokaja, tonuje Bartka, kiedy mówi za głośno w miejscach publicznych. Bywa, że nawet nie jego donośny głos jest kłopotliwy, ale treść, która powinna być przekazana bardziej dyskretnie.
– Czasem mnie nawet cieszy to przekraczanie norm społecznych przez Bartka. To sprawdzanie, czy społeczeństwo jest gotowe na odmienność. Zawsze miałam trochę wywalone na to, co jest uznawane za poprawne, co nie – mówi Asia.
czytaj także
Za mało, za dużo
Adam mówi cicho, ale do niego trzeba mówić głośno. Szczególnie w hałaśliwych miejscach, w których jest dużo bodźców, w czasie spaceru ulicą, Ewa musi przekrzyczeć różne rozpraszacze. Poza tym Adam mówi niewiele.
– To jest specyficzny typ rozmowy. Zawsze kiedy się spotykamy, dowiaduję się czegoś o Adamie, ale też o sobie. Czytała pani Iwonę, księżniczkę Burgunda? Adam kojarzy mi się z Iwoną. Ona nie mówiła, więc wszyscy przy niej zaczynali paplać, a ona stawała się ich lustrem. W jakimś stopniu dla mnie to jest Adam.
Ewa miała swoje sposoby na wciągnięcie Adama w rozmowę na początku znajomości. Przed pierwszym spotkaniem zapisali sobie po 10 pytań do drugiej osoby i gdy rozmowa się nie kleiła, mogli po nie sięgać. Na innym zaproponowała grę. Pytała: „czy moralnie w porządku jest…?”, wymyślała jakąś sytuację, a on odpowiadał. Ewa jest w klasie z rozszerzoną filozofią, moralność ją interesuje. Teraz się już znają, nie brakuje tematów.
O neurotypowej potrzebie wzmocnień
Wolontariusze i wolontariuszki Mary i Max przechodzą dwudniowe szkolenie przygotowawcze. Uczą się na przykład o tym, jak kłopotliwa może być dla osób w spektrum komunikacja niewerbalna i jak to może się przełożyć na nieporozumienia w relacji.
– Mimika, gesty czy przekaz między wierszami mogą nie zostać odczytane, bo osoby w spektrum czasem rozumieją różne rzeczy dosłownie. Robimy takie ćwiczenie: każdy dostaje jakiś związek frazeologiczny, który jest dosłownie przetłumaczony z innego języka i nie funkcjonuje w polskim. Trzeba go wykorzystać w zdaniu, wpleść w rozmowę. To pomaga w zastanowieniu się, na ile zrozumiale się komunikujemy – mówi prezeska Mary i Max.
czytaj także
Szkolenie dla wolontariuszy przygotowujące do zawierania znajomości z osobami w spektrum wiele mówi też o neurotypowości. O powszechnym przyzwyczajeniu do dawania sobie wzmocnień, mówienia miłych rzeczy. Osoby neurotypowe robią to, bo podświadomie zakładają, że to właśnie chce usłyszeć druga osoba, że dzięki temu będzie jej przyjemnie, będzie więc przychylna. Instynktownie przyjmujemy perspektywę rozmówcy, ale i potrzebujemy pochwał. Jeśli ktoś nie mówi, że spotkanie było udane, to pewnie nie było, jeśli nie patrzy na swojego rozmówcę, to pewnie nie słucha. Świat osób w spektrum jest inny.
Asia z zachwytem wspomina to szkolenie, atmosferę i energię. Pamięta, co czuła już po nim, a zanim poznała wybranego dla niej uczestnika.
– Było we mnie dużo ciekawości, byłam ciekawa tej osoby, byłam ciekawa, jak ja się w tym odnajdę, jak zareaguję. Spodziewałam się różnego rodzaju bodźców, które mnie zaskoczą i sprowokują do innego spojrzenia na świat. W sumie dostałam to, na co liczyłam.
Są bodźce i bodźce
Z Bartkiem zaiskrzyło od razu. Oboje są koło trzydziestki, interesują się sztuką. Asia woli rzeźbę, Bartek malarstwo, ale z przyjemnością chodzą razem po muzeach. Mary i Max współpracuje z galeriami, instytucjami kultury, gastronomią – dzięki temu uczestnicy i wolontariusze dostają vouchery i bilety wstępu do wielu miejsc. Zwiedzanie Warszawy z Bartkiem uświadomiło Asi, jak wiele jest miejsc niedostępnych lub trudnych w odbiorze dla osób w spektrum. Hałas, zbyt mocne lub jasne światło, tłum, krzyczące dzieci – wszystko może przeszkadzać.
Jednocześnie jednak: Bartek jest samorzecznikiem. Spotyka się z ludźmi, występuje. Rozmawia z rodzicami dzieci w spektrum, bierze udział w spotkaniach w szkołach, obecnie współpracuje ze Szpitalem Wolskim przy projekcie Środowiskowe centrum zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży Warszawa Wola. Staje przed publicznością, mikrofonem, kamerą i mówi: „Jestem Bartek, mam 33 lata i od drugiego roku życia mam diagnozę autyzmu”.
– A te występy, ludzie, światło, trema to nie są męczące bodźce?
– Ja to o dziwo uwielbiam, ja w tym pływam. Te bodźce są dla mnie przyjemne.
Grząski grunt
Zainteresowania. Słyszę to słowo w każdej rozmowie. Patryk i Adam mówią mi ostrożnie, że mają zainteresowania albo że niektóre osoby w spektrum mają tendencję do mówienia tylko o swoich zainteresowaniach. Niepytani nie mówią, jakie te zainteresowania są, jakby na wszelki wypadek woleli nie zaczynać, jakby nie chcieli być postrzegani jako „te osoby w spektrum”. Gdy pytam Patryka, co to znaczy, że spotkał się z kolegą zgodnie z zainteresowaniami, okazuje się, że oglądali mecz.
– Zainteresowania mogą być dobrą bazą znajomości. Tak staramy się dobierać uczestników i wolontariuszy – mówi Kinga Wojaczek. Dodaje jednak, że w standardowych sytuacjach towarzyskich nie zawsze tak to działa. Zainteresowania bywają jednak specyficzne, pogłębione, skupiające uwagę osób w spektrum znacznie bardziej niż sprawy społeczne. Zdarza się, że chcą one mówić o tych pasjach, ale w sposób zaawansowany, bez wprowadzania rozmówcy w temat, jakby wszyscy byli z tym tak samo obeznani.
Patryk tak opisuje na swoim profilu infodumping, czyli zarzucanie informacjami dotyczącymi zainteresowań: „Czasami autystyczne osoby mogą nie dostrzegać, że zanudzają lub po prostu przytłaczają drugiego rozmówcę informacjami. Mają one często rozległą wiedzę o swoich ulubionych tematach, przez co infodumping może trwać przez dłuższy czas. Bywa tak, że trudno nad tym zapanować i przestać”.
Chore na inność. Jak polskie media widzą osoby w spektrum autyzmu
czytaj także
Ja tej świadomości potrzebowałem
Uczestnikiem wolontariatu może być osoba, która ukończyła 14 lat, ma ważne orzeczenie o (stopniu) niepełnosprawności [2] oraz świadomość i akceptację diagnozy spektrum autyzmu. To ostatnie to zapis na wszelki wypadek, chociaż – jak mówi Kinga Wojaczek – coraz rzadziej się zdarza, żeby na przykład rodzice nie mówili dziecku o diagnozie.
Orzeczenie za to, a zwłaszcza konieczność jego wznawiania co kilka lat, jest tematem, który powraca w każdej mojej rozmowie, chociaż nie tego ona dotyczy – to temat na inny artykuł, jak słusznie powiedział Adam. W programie biorą udziały osoby w normie intelektualnej i posługujące się mową, gotowe poznać nowych ludzi i wychodzić z domu.
– Osoby w spektrum rzadko wychodzą z domu – albo sensorycznie jest to dla nich nieprzyjemne, albo nie wiedzą dokąd – tłumaczy Patryk.
Bartek, Patryk i Adam zostali zdiagnozowani jako małe dzieci, co szczególnie w przypadku Bartka jest ewenementem – na początku lat 90. nie było to częste rozpoznanie, bo i wiedza była niewielka. Dzięki wczesnej diagnozie u wszystkich moich rozmówców od początku wdrażane były działania wspomagające, terapie i szkoły lub klasy integracyjne.
czytaj także
– Jak miałem 16 lat, mama mi powiedziała, co mi jest. Bardzo się ucieszyłem. Ja tej świadomości potrzebowałem. Ja siebie zaakceptowałem – mówi Bartek.
– Wiem, od kiedy pamiętam. Dopiero niedawno, jak zacząłem mieć styczność z zagranicznymi źródłami, w pełni to do mnie dotarło – opowiada Adam. Tak jak Patryk zwraca uwagę na różnicę między świadomością diagnozy a wiedzą na temat spektrum. Obaj szukają informacji na ten temat, ale i chcą się dzielić wiedzą i doświadczeniami. Adam też chce być samorzecznikiem, bo rozumie, dlaczego i komu jest to potrzebne. – Nawet jeśli nie ma dwóch takich samych osób w spektrum, to zawsze są podobieństwa. Dobrze jest wiedzieć, że są podobni do ciebie ludzie.
Nie muszę się zmieniać
Dobrze jest też wiedzieć, że ci mniej podobni też mogą być w porządku.
– Ona mnie bardzo lubi, zaakceptowała mnie takim, jaki jestem. Nie oczekuje, żebym się specjalnie dla niej zmieniał – opowiada Bartek o Asi.
Asia o Bartku mówi, że podziwia go za brak tremy i za to, jaki ma kontakt ze swoimi emocjami.
– Błyskawiczna reakcja – jestem zły, jestem szczęśliwy, jestem niepewny, zostałem pochwalony, jestem zadowolony. On to manifestuje w chwili odczuwania. Jego reakcje bywają przesadzone, ale są natychmiastowe. Po sobie wiem, jak się emocje wypiera, tłumi, jak się je kwestionuje. Jak się ustala swój stan uczuć dopiero wieczorem pod prysznicem albo coś dociera lata później. Obserwuję go, podziwiam, może trochę się też uczę – mówi.
Zdaniem Asi spektrum w popkulturze jest romantyzowane – jeśli w filmie czy serialu pojawia się osoba w spektrum, najczęściej jest geniuszem, najprawdopodobniej matematycznym, i żaden inny aspekt tej osoby nie ma znaczenia. W efekcie osoby neurotypowe, poznając osobę w spektrum, spodziewają się Rain Mana i mogą nie docenić jakiejś mniej oczywistej wyjątkowości.
czytaj także
Ewa o Adamie: Wkurzają go historie o szczepionkach i autyzmie, wkurzają go stereotypy, wkurza go stygmatyzacja i niewiedza. Oboje chcielibyśmy, żeby to inaczej wyglądało.
Egoistycznie zyskuję na wolontariacie
– W drugim dniu szkolenia wolontariuszy zajmujemy się tym, co może się zdarzyć w czasie programu i jak sobie z tym radzić. Z czym ja przychodzę, czego oczekuję, co mogę wnieść. Pracujemy psychodramą. Dla nas – psychologów – to czas, kiedy możemy poobserwować wolontariuszy – opowiada Kinga Wojaczek.
Asia jest zaangażowana w różne wolontariaty od lat. Pomagała dzieciom, wspierała osoby starsze.
– Dostałam znikąd, od rodziców, od świata, jakiś kapitał, stosunkowo dobre zdrowie, energię. To jest przywilej, którym chcę się dzielić. Wcześniej robiłam to czysto ideologicznie, im jestem starsza, tym lepiej widzę, jak ja osobiście, egoistycznie zyskuję na wolontariacie – mówi.
Ewa też ma duże doświadczenie w wolontariacie. Udziela korepetycji, przez PCK pomaga seniorom.
– Chyba rodzice tak mnie wychowali, a z drugiej strony: wymaga tego ode mnie system. W szkole podstawowej za wolontariat dostaje się punkty do liceum, w liceum jest potrzebny, żeby zdać maturę międzynarodową, i przydaje się, jeśli ktoś zdaje na studia zagraniczne. Wiele osób to krytykuje, ale u mnie zadziałało – zainteresowałam się tym. Wśród moich znajomych sporo osób działa, jak nie w wolontariacie, to w projektach społecznych. Fajnie jest żyć w takiej motywującej bańce – mówi.
Wolontariat koleżeński trwa 6–8 miesięcy, polega na cotygodniowych spotkaniach z jedną osobą, budowaniu z nią relacji. To wyjątkowa, jak na wolontariat, deklaracja zaangażowania. Asia przyznaje, że się tego bała, Ewa, że nie do końca zdawała sobie sprawę, jak zajmujące są cotygodniowe, kilkugodzinne spotkania.
czytaj także
– To wolontariat, który daje duże zaopiekowanie. Nie wychodzisz z emocjami, z którymi masz sobie sama poradzić – mówi Kinga Wojaczek, a obie wolontariuszki potwierdzają, że tak jest faktycznie. – Prawdziwe zaangażowanie się w relację z jedną osobą, budowanie tej relacji przez długi czas, to doświadczenie, które wolontariuszom dużo zmienia, poszerza horyzonty. Dla mnie praca z osobami w spektrum jest doświadczeniem rozwojowym. Uczę się mówić wprost różne rzeczy. Uczę się komunikacji, której nikt nie będzie się musiał domyślać i zgadywać. To taki dodatkowy efekt poza byciem przydatnym i potrzebnym, poza wrażeniem, że masz wpływ na to, że świat staje się lepszy – podkreśla prezeska Mary i Max.
Czy koniec to koniec?
Wolontariat koleżeński nie jest treningiem, jest doświadczeniem. Uczestnik/uczestniczka i wolontariusz/wolontariuszka dostają czas – minimum pół roku. Dostają też wejściówki do różnych miejsc i pomysły na ciekawe spędzanie czasu. Opiekuje się nimi psycholog/psycholożka, z którą mogą się spotkać razem lub osobno, przegadać ewentualne trudności lub wyzwania.
– Prawie w każdej edycji zdarza się jakieś zakochanie. To też jakiś etap relacji. O tym też rozmawiamy z opiekunem, to jest wszystko do przepracowania – mówi Kinga Wojaczek. Żadna z koleżeńskich par nie przeszła w relację romantyczną.
Kiedy Bartek i Asia jednocześnie uznali, że cotygodniowe spotkania to dla nich zbyt często – mogli to omówić ze specjalistką i ustalić plan działania. To z psycholożką będą rozmawiać na koniec, kiedy po pół roku znajomości przyjdzie czas deklaracji: czy zamierzają się dalej kolegować, czy ich znajomość kończy się razem z programem. Może być tak, że jedna osoba chce kontynuować, a druga woli skończyć. Wszystko to są doświadczenia.
czytaj także
– Mniej więcej połowa par deklaruje, że chcą utrzymać znajomość. Z tymi pracujemy jeszcze intensywniej, bo trzeba ustalić, czy naprawdę oboje tego chcą, czy mówią tak, bo uważają, że tak wypada. Potem może się okazać, że ktoś znika bez uprzedzenia, a nas już nie ma, żeby pomóc drugiej osobie przez to przejść – mówi Kinga Wojaczek na podstawie 10 lat wolontariatu koleżeńskiego prowadzonego przez Mary i Max.
Adam i Ewa skończyli program w grudniu i zdecydowali, że chcą się dalej kolegować. Wciąż się widują.
Bartek i Asia kończą program w marcu i oboje uważają, że będą kontynuowali znajomość. Dla Bartka to druga edycja i z koleżanką z pierwszej też wciąż są znajomymi.
Patryk uważa, że w obecnej edycji, w której jest wolontariuszem, ma dobre relacje z uczestnikiem, ale nie chce na razie mówić, co będzie za kilka miesięcy. Pierwsza edycja, w której sam był uczestnikiem, zakończyła się obustronną decyzją o końcu znajomości. Wolontariusz z jego drugiej edycji nadal jest jego znajomym.
[1] Dotyczy osób w normie intelektualnej.
[2] Jest to wymóg grantodawców – projekt finansowany jest ze środków PFRON i (w Warszawie) ze środków z budżetu m. st. Warszawy.
*
Pomysł na ten reportaż powstał dzięki debacie Różnorodność potrzeb i wrażliwości podczas Obserwatorium Sztuki dla Dziecka 2022, które odbyło się w październiku 2022 roku w Poznaniu.