Bądźmy jak Mickiewicz! Nie tylko w walentynki

W namiętnych słowach można zarówno zagrzać do walki, jak i wyznać uczucie. Jeśli jest się odważnym jak romantyk, nawet to nieakceptowalne społecznie.
Adam Mickiewicz, lider o magicznym oku
Ilustracja: Julia Feliksa Wojciechowska

W namiętnych słowach można zarówno zagrzać do walki, jak i wyznać uczucie. Jeśli jest się odważnym jak romantyk, nawet to nieakceptowalne społecznie.

Romantycy na ulicy

Dobiegł końca Rok Romantyzmu Polskiego, dobiega końca rok od otwartej inwazji Rosji na Ukrainę. Zapadło mi w pamięci falujące emocjami morze ludzi na ulicy Świętojańskiej w Gdyni, krzyczące: „Jebać Putina, kurwę i skurwysyna”. Zauważalny przykład pełnego pasji zaangażowania się artystów we wsparcie Ukrainy poprzez mówienie o prezydencie Rosji głośno, z dobitnymi rymami i wyraźnie.

Nie jestem pewna, czy artysta wokalny znany pod pseudonimem Cypis, autor tych mocnych słów, zdaje sobie sprawę, że kontynuuje nimi tradycję romantyczną. Pomysłodawcami twierdzenia, że sztuka może być orężem skuteczniejszym niż broń palna, a „Kilka wierszy Mickiewicza większy cios dziś carowi zadają, jak wszystkie dyplomatyczne noty, jak i kilkadziesiąt armat!”, byli filomaci.

Nie jest to jedyne, co im dziś zawdzięczamy. Warto o nich pomyśleć, o tych miłujących braciach, w okresie okołowalentynkowego szaleństwa. Bynajmniej nie tylko w kontekście pluszowych westchnień, ulotnych uniesień i czerwonych serduszek, z którymi – nie wiedzieć czemu – łączy się dziś chętnie słowo „romantyzm”, ale także w kontekście tego, co, kogo, jak i komu wolno kochać.

Ze sprawnie działającego Towarzystwa Filomatycznego mogłaby dziś czerpać niejedna korporacja. Jej członkowie z wyprzedzeniem otrzymywali od prezesa konkretne tematy do opracowania literackiego; ich występy odbywały się wyłącznie na jego polecenie i podlegały ścisłej kontroli, a po każdym publicznym odczycie w sposób jawny głosowano za daną twórczością literacką lub przeciw niej. W tej XIX-wiecznej korporacji wyróżniać się zaczął nasz prorok, nasz wieszcz, zabójca poetów, dobro narodowe i szatan destrukcji, antychryst z Litwy, czterdzieści i cztery w jednym, wyprzedzający trendy – Adam Mickiewicz.

Lider o magicznym oku

Wyróżniać zaczął się on czym? Postawą, tonem, wszystkim! Samym spojrzeniem nawet. „Ma bystre, przeszywające spojrzenie i oczy, które zdają się zgłębiać przyszłość”, „Jego twarz mieniła się całą gamą uczuć potężnych”, „Miał potężne oko” – tak zapamiętali wieszcza mu współcześni. Ludzie widzący go na żywo milkli z wrażenia, drżeli i dostawali gorączki. Mickiewicz miał głos, za którym można było popłynąć, polecieć, odlecieć. Zakochać się w nim można było od pierwszego wejrzenia czy może usłyszenia – a skoro tak silnie reagowano na sam jego ton, to co dopiero na treść jego słów! Wyprzedzał Justina Biebera, coachów, hipnotyzerów i czarodziejów z Telezakupów Mango Gdynia – porywał mdlejące z wrażenia tłumy fanów (i fanek) i wieszczył rewolucję. To dzięki niemu można było w nią uwierzyć.

Wieszcz podobno był człowiekiem i miał jakieś wady. Część z nich jego korporacyjni filomaccy bracia byli w stanie znieść. Znosili więc jego upór, zaniedbania organizacyjne, opóźnienia w druku obiecanych utworów… Ale jednego zaakceptować nie umieli – tego, kogo i jak kochał. Że pisał, by mieć serce i patrzeć w serce, i wcielał te słowa w życie.

Lewacka miłość

czytaj także

Namiętna miłość do kobiety zdaniem filomatów stała w opozycji do filo-ideałów i obowiązków, a odczuwający ją, uwikłany w kolejny trójkąt małżeński Mickiewicz był według nich tych ideałów zaprzeczeniem. Gdy poznali Marylę, w której wieszcz widział „ideał romantyczny”, a później Anielę, uosabiającą „ideał klasyczny”, uznali jego namiętność za odrobinę mniej naganną. Jednak wciąż tak intensywne przeżywanie miłości było dla nich zdradą religii filomackiej, przerażającym novum, stanowiącym zapowiedź nowego sposobu odczuwania świata.

Poniewierany miłością

Wczesnych romantyków martwiła romantyczna miłość Adama. Nie znali takiego uczucia, polegającego na wspólnym cierpieniu „męki serdecznej” i byciu poniewieranym przez mechanizmy społeczne – a o taką miłość walczył, taką odczuwał i taką wyznawał Mickiewicz. Powiedzmy to wprost: Adam kochał skandalicznie – jak na owe czasy. Kochał poza istniejącymi ramami, nie uznawał ich: długo sytuował się poza instytucją małżeństwa, poza paktami o nieagresji dwóch rodów, poza wycenianiem posagu jako jednej z najważniejszych zalet partnerki. Skandaliczna, niemoralna, egoistyczna miłość, w której prymatem nie jest rozród – stąd już prosta droga do cywilizacji śmierci i odrzucenia klasycznej kultury życia.

Nic dziwnego, że filomaci, widząc umierającego z miłości przyjaciela, który się „męczy serdecznie”, chcieli mu pomóc. W dobrej wierze proponowali więc mu lekturę tekstów starożytnych filozofów. „Nie czytałem tych durniów” – odpowiadał im jednak Adam na to, prezentując zupełnie nowy rodzaj DUMY.

Powoli Towarzystwo chyliło się ku rozpadowi, a na jego zgliszczach powstawał nowy Mickiewicz. Po początkowym niezrozumieniu filomaci wrócili do hiperintensywnego wspierania swego idola – buntownika: śledzili postęp jego prac i namawiali, by działał dalej i tworzył sztukę, która rozsadzi wszystko, wybuchnie z siłą namiętności na cały znany im świat.

Wydane w 1822 roku Ballady i romanse, których 200-lecie kończymy właśnie obchodzić, powstały jako ukoronowanie trzeciego etapu rozwoju Mickiewicza. Z utalentowanego poety, wyraziciela ideologii filomackiej, wysforował się na Poetę Numer Jeden w tej grupie, a następnie przeobraził się w poetę romantycznego, a wręcz najromantyczniejszego z romantycznych. Nie miałoby to miejsca, gdyby nie jego talent, odwaga w ekspresji nieakceptowanego uczucia, ale też – wsparcie grupy społecznej.

Wspieraj nie po omacku, lecz po filomacku

Wspieraniem zajmował się prężnie działający fanpage Mickiewicza: filomaci chwalili Adama, jak mogli, a „fejm” wieszcza rósł. Pierwszy nakład Ballad i romansów wyniósł 500 egzemplarzy. Głównodowodzącym w tej kampanii marketingowej był Jan Czeczot, który wysyłał potencjalnym nowym fanom poety próbkę, trailer, wersję demo jego twórczości, gratisowe serum romantyzmu. Gdziekolwiek znajdowali się filomaci, robili Mickiewiczowi reklamę – w roku debiutu miał już tylu swoich wyznawców, ilu Słowacki nigdy się nie doczekał.

Słowacki. Wychodzenie z szafy

Filomaci byli romantycznym Plotkiem i Pudelkiem w jednym: dbali, by skandal wokół Mickiewicza nie ucichł. Dzięki ich staraniom Ballady były na językach wszystkich – brzmiały dźwięcznie w ustach panów i służb, na salonach i poza nimi. Tyle ust i tyle języków – ileż to okazji do szkalowania! Może jestem monotematyczna, ale nawet korzeni dzisiejszego hejtu w internecie doszukiwałabym się – przynajmniej na potrzeby tego artykułu – w XIX wieku, w okropnych miejscami i uwłaczających reakcjach na debiut Mickiewicza.

Instytut imienia Szatana Destrukcji

Repertuar zarzutów względem Mickiewicza był bardzo szeroki: szydzono z jego pochodzenia („dziecię natury w borach wyhodowane”), kultury i świadomości jako artysty („bez ogłady i obcy wszelkiej sztuce”), a nawet… polskości (pisał „co mu brudne litewskie pomywaczki do ucha kładły”). Jak to podsumował jeden z najważniejszych oponentów wieszcza, Kajetan Koźmian: „Mickiewicz z pychą i dumą przekonany, że szaleństwo jest poezją, brudy farbami, ciemność światłem, niezrozumiałość doskonałością”.

Zabawne wydaje mi się, że dzisiejszy patron dziesiątków szkół, setek ulic oraz instytutu, którego celem jest – jak czytamy w statucie – „uwiarygodnić Polskę jako niezastąpione ogniwo międzynarodowego obiegu idei, wartości i dóbr kultury”, nazywany był 200 lat temu geniuszem złego, szatanem polskiej literatury i moralności oraz antychrystem oświaty.

Dlaczego Kajetan Koźmian, kształcony klasycystyczny poeta oraz prawnik, krytyk literacki i teatralny, widział w młodym poecie aż takie zagrożenie, widział w nim szatana destrukcji?

Koźmian zakładał istnienie spójnego związku między ładem (rozumianym jako idealny, uporządkowany układ) w świecie i w literaturze. Uważał, że naruszenie hierarchii gatunków literackich to zapowiedź naruszenia hierarchii społecznej. I właściwie… jego obawy były w jakimś sensie słuszne. Nie tylko jego wygodna pozycja – czcigodnego klasyka szanowanego za bycie czcigodnym klasykiem – zaczęła się chwiać w posadach. Stary świat chwieje się w nich do dziś.

Skandaliczne pomysły szalonych romantyków

Tradycyjny porządek świata to oczywiście coś znacznie więcej niż tylko widzenie sztuki. Romantyzm, podważając go i czyniąc tematem sztuki ludowe podania i emocje, również te nieakceptowane społecznie, radykalnie wpłynął na kierunek wszystkich późniejszych nurtów artystycznych, ale na tym nie poprzestał. Pośrednio przyczynił się również do tego, że głośne mówienie o miłości zakazanej stało się domeną nie tylko artystów, ale również całych ruchów społecznych, walczących o głos tych, których wcześniej nie chciano słuchać, którym odmawiano praw i istotności.

Emocje, fantazje i pragnienia – ale i głos człowieka z ludu, pojedynczego, konkretnego człowieka, z jego najdziwniejszą konstrukcją psychiczną i najbardziej szalonymi odczuciami – to podstawowy wymiar rzeczywistości romantycznej. Dla klasyków to przestawienie akcentów było czymś absolutnie nie do zaakceptowania, podobnie jak fakt, że poznanie zmysłowe i zdobycze ery oświecenia, sprowadzone przez Mickiewicza celnie do szkiełka i oka, miały służyć emocjom. Że to, co niewidzialne i nienamacalne, może z tym, co widzialne i namacalne, dążyć w zgodzie do wspólnego celu.

Miłość utrwala podziały klasowe

czytaj także

Powtórzę to raz jeszcze: to wyznawcy starego ładu uważali, że porozumienie nie jest możliwe. Romantycy chcieli użyć wszelkich dostępnych metod, również, ale nie tylko tych, jakie oferował XVIII-wieczny racjonalizm, do realizacji przyszłych, nieakceptowanych przez klasyków celów.

Czy emocje mogą być dorzeczne?

Czy tradycję da się połączyć z nowoczesnością? Czy wszystko, co nowe, musi być postrzegane jako absurdalne, ale też – niemoralne? Klasycy zarzucali romantykom, że ich widzenie świata i sztuki jest niedorzeczne. Dlaczego? Bo nie umieli i nie chcieli zaakceptować niebinarnych opcji, niezależnie od tego, czego dotyczyły (albo szalony, albo mędrzec, albo młody, albo stary, albo moralny, albo nie – żadnych półśrodków i żadnej osmozy). Ich świat był uporządkowany. Nie było w nim miejsca na nieopanowane emocje, głos uciśnionych i legendy gminne.

Dziś wciąż trwa walka o to miejsce. O miejsce dla narodów chcących mówić własnym językiem i dla miłości, która chce móc głośno i wyraźnie wymówić swoje imię. Jesteśmy więc wszyscy potomkami skandalistów. Naszym prorokiem był szatan destrukcji starego ładu. Rewelator rzeczywistości wewnętrznej, odważnie przyglądający się chaosowi emocji i próbujący je przyjąć, przeżyć, doświadczyć ich.

Zbrodnia to niesłychana – może ten pan kochał pana? [rozmowa]

Krzyk romantyków – słowa, które trafiają

Certyfikat zaliczenia XIX-wiecznego intensywnego kursu z perswazji i wywierania wpływu bez wątpienia wydawany był przez Towarzystwo Filomatów. Uzyskawszy go, Mickiewicz faktycznie docierał tam, gdzie nikomu przedtem nie udało się dotrzeć. Może podobnie jest ze słowami tych, którzy wychodzą na ulice – niezależnie od tego, czy są to autorzy sloganów wykrzykiwanych na Czarnych Protestach i Marszach Równości, czy też raperzy, opisujący w mocnych słowach współczesną rzeczywistość, nie unikając kwestii politycznych. Do obojętnych przedtem uszu docierają rymy, szalenie odważne i rytmicznie skandowane postulaty, których nie da się wypowiedzieć – trzeba je wykrzyczeć.

Alexa, play „Strajk Kobiet”

czytaj także

W namiętnych słowach można więc zarówno zagrzać do walki, jak i wyznać uczucie. Jeśli jest się odważnym jak romantyk, nawet to nieakceptowalne społecznie. Bądźmy więc – nie tylko w walentynki – jak Mickiewicz i KOCHAJMY SIĘ mimo wszystko, a piszmy i mówmy ze skandaliczną pasją i takąż skutecznością!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marta Justyna Nowicka
Marta Justyna Nowicka
Literaturoznawczyni, autorka książki „Słowacki. Wychodzenie z szafy”
Marta Justyna Nowicka – doktora nauk humanistycznych Uniwersytetu Gdańskiego w zakresie literaturoznawstwa, specjalność: literatura polska. Jest autorką kilkunastu artykułów naukowych. Kocha polski język i stara się zarażać swoją pasją do pięknych, dziwnych i brzydkich słów oraz porywającej literatury. Brała udział w takich inicjatywach, jak: Studia na Horyzoncie, Lekcje bez klucza, Trójmiejska Kawiarnia Naukowa czy Doktowykłady. Współtworzyła projekt Rebelatorium – warsztaty z tworzenia gier planszowych. Od 2012 roku prowadzi kursy i zajęcia z języka polskiego jako obcego. Jej książka „Słowacki. Wychodzenie z szafy” ukazała się w październiku 2021 roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij