Zdrowie

Testy narkotykowe na Florydzie

Floryda jest pierwszym stanem USA, który przyjął prawo nakazujące ubiegającym się o zasiłki przejście testu narkotykowego. Jeśli w moczu wnioskodawcy wykryje się ślady niedozwolonych substancji, zasiłku nie dostanie.

U podstaw tego prawa stoi założenie, że wśród ubogich, starających się o wsparcie państwa ludzi, bardzo wielu to uzależnieni, wyciągający ręce po pieniądze podatników, by potem kupić sobie działkę.

Takie rozwiązanie miało zatem przynieść oszczędności. Okazało się jednak, że, jak wynika ze wstępnych badań, odsetek osób biorących narkotyki był wśród wnioskujących o zasiłek jest niższy niż w całym społeczeństwie. Test na obecność narkotyków zastosowano w przypadku tymczasowego zasiłku dla rodzin. Na 2000 przebadanych tylko 2,5 proc. testów wyszło pozytywnie, 2 proc. osób odmówiło badania. Tymczasem wiadomo, że 6 proc. Amerykanów powyżej 12 roku życia bierze narkotyki.

Adam Cohen analizował niedawno w „Times’ie”, jakie skutki finansowe niesie ze sobą wprowadzenie takiego prawa i wskazywał, jakie w rzeczywistości mogą być przyczyny jego uchwalania. Okazuje się, że administracja więcej wydaje na testy niż oszczędza w wyniku eliminacji tych 2 proc. wnioskujących o wsparcie. Oszczędności nie są więc tu argumentem. Ponieważ sprawa dotyczy mniejszości zażywającej nielegalne substancje, trudno też ocenić, czy może to być skuteczny element walki z narkotykami w ogóle.

Pomysł ten zyskuje na popularności w całych USA. Wiele stanów, w tym Alabama, Kentucky i Louisiana, zastanawiają się, czy nie przyjąć takiego prawa, jakie ma Floryda. Nie chodzi tylko o zasiłki. W lipcu Indiana wprowadziła obowiązek testu narkotykowego przed państwowymi szkoleniami dla bezrobotnych – pisze Cohen. I wyciąga wniosek: Sprawdzanie, czy ludzie potrzebujący wsparcia biorą narkotyki, jest w populistyczny sposób atrakcyjne, bo wpisuje się w głęboko zakorzenione przekonanie o podziale na biednych, którzy niczemu nie zawinili, i takich, którzy na swoją trudną sytuację sami sobie zapracowali. 70 proc. dorosłych biorących narkotyki Amerykanów pracuje na cały etat, trudno więc obronić tezę, że większość narkomanów wyciąga ręce do państwa po zasiłek.

I dalej Cohen: Wziąwszy zatem pod uwagę ten stosunek kosztów do zysków, trudno nie podejrzewać, że to, co naprawdę stoi za uzależnieniem wypłaty świadczeń od wyniku testu narkotykowego, to chęć stygmatyzowania ludzi potrzebujących. W rzeczywistości z programów publicznych korzystają przecież różni ludzie. Biznesmeni z kontraktów państwowych, rolnicy z subsydiów, a emerytowani urzędnicy z państwowej emerytury. Ruch na rzecz wprowadzania obowiązkowych testów narkotykowych skupia się zaś jedynie na beneficjantach świadczeń, wybierając łatwy cel.

Na nowym prawie zyskują najbardziej firmy wykonujące testy narkotykowe – pisze w „Miami Herald” publicysta Carl Hiaasen. Za badanie płaci wnioskujący o świadczenie, jednak jeśli okaże się, że wynik testu jest negatywny, dostaje zwrot kosztu badania od państwa. W ten sposób, ponieważ taki właśnie jest wynik w ponad 95 proc. przypadków, władze, czyli podatnicy, mogą wydać na te badania między 515 tys. a prawie 1,3 mln dolarów rocznie, wylicza Hiaasen. Sikać do pojemniczka nie muszą natomiast ci, którzy „uchwalają takie bezużyteczne prawo”. Hiaasen składa im więc konkretną propozycję: niech sami w patriotycznym geście przebadają się na obecność narkotyków w najedzonym organizmie. Myślicie, że więcej niż 2.5 proc. wyników będzie pozytywnych? Sprawdźmy. Zapłacę za to z własnej kieszeni. Serio.

Barbara Ehrenreich dziesięć lat temu wydała głośną książkę Za grosze, w której opisała swoje doświadczenia z okresu, w którym żyła pracując na niestabilnych stanowiskach, za minimalne wynagrodzenie. Niedawno napisała nowy wstęp do kolejnego wydania. Pisze w nim, że biedni, których opisywała dziesięć lat temu, byli pierwszymi i największymi ofiarami kryzysu. System odpowiedział na tę sytuację, kryminalizując biedę. Ehrenreich: Zaprzestańmy zinstytucjonalizowanego nękania tych, którzy zwracają się do rządu po pomoc albo lądują na ulicy. Być może, jak uważa dziś wielu Amerykanów, nie stać nas na programy rządowe, które istotnie zredukowałyby poziom ubóstwa, choć ja sądzę inaczej. Ale przynajmniej powinniśmy przyjąć jako zasadę minimum, by nie kopać leżącego. Nic dodać, nic ująć.

Tekst ukazał się w internetowym wydaniu „Wysokich Obcasów”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij