Świat

Nic bardziej rewolucyjnego: Prezydent Petro śni o pokoju totalnym w Kolumbii

Prezydent Kolumbii nie ma złudzeń: „Pokój wciąż jest rewolucyjny”. Gustavo Petro zdaje sobie sprawę, że wojna jest bijącym źródłem zysku. Dla tych, którzy z niej żyją, pokój totalny to śmiertelne zagrożenie.

Dwieście dwanaście lat – tyle czekała Kolumbia na pierwszego lewicowego prezydenta w historii republiki. Gdy w sierpniu 2022 roku wybory wygrał Gustavo Petro, Kolumbijczycy odzyskali nadzieję, że państwo w końcu zatroszczy się o los zapomnianych mas: rdzennych społeczności, chłopów, kobiet i tysięcy anonimowych ofiar konfliktu. Przede wszystkim uwierzyli, że będzie to rząd rzeczywistego pokoju.

Lewica przejmuje władzę w Kolumbii. Kim są nowi przywódcy kraju?

Na początku lat 90. ubiegłego wieku proces pokojowy wyciągnął młodego Gustavo z miejskiej partyzantki M-19 i otworzył ścieżkę, która trzydzieści lat później zaprowadziła go na sam szczyt polityki. Jako prezydent Petro ma jasny cel: zakończyć być może najdłuższą wojnę domową na świecie. Marzy, by Kolumbia stała się „światową potęgą życia”.

Pokój totalny

By tak było, Petro postawił na rozwiązanie z pozoru utopijne. Prawo 418 jest przewrotem kopernikańskim w myśleniu o pokoju w Kolumbii. Ochrzczona „pokojem totalnym” ustawa bierze bowiem za punkt ciężkości bezpieczeństwo jednostki – paradygmat wykraczający poza tradycyjne pojęcie bezpieczeństwa narodowego. W myśl nowo powziętego kierunku utuczone do gargantuicznych rozmiarów przez amerykański kapitał siły zbrojne miałyby przekształcić się w twór z natury pacyfistyczny, którego sukces mierzony jest uratowanymi życiami. Petro marzy się też koniec wojny z narkotykami.

Jednak kołem zamachowym pokoju totalnego są negocjacje z grupami zbrojnymi w celu zakończenia wszystkich konfliktów w kraju. Według szacunków w Kolumbii funkcjonuje dwadzieścia siedem takich organizacji. By je uporządkować, administracja Petro dokonała podziału na grupy o charakterze politycznym, z którymi podjęte zostaną klasyczne negocjacje pokojowe, i te natury kryminalnej, którymi zajmie się wymiar sprawiedliwości. Wśród tych pierwszych wyróżnić należy ELN, najstarszą partyzantkę na kontynencie, a także fronty byłej guerrilli FARC, które wyłamały się z procesu pokojowego z 2016 roku. Ta druga kategoria jest udziałem grup przestępczych, na czele z Clan del Golfo, potężną organizacją typu narko-paramilitarnego. Pokój totalny zakłada, że złożenie broni, przekazanie informacji o drogach narkotykowych i oddanie majątku zostanie wynagrodzone złagodzeniem kary, ochroną przed ekstradycją, a także, w przypadku partyzantek, możliwością uczestniczenia w polityce.

Różowa fala 2.0? Triumfy lewicy w Ameryce Łacińskiej

Beneficjentami mają być regiony, które od lat pogrążone są w przemocy. Od początku tego wieku wojnę w Kolumbii udało się w dużej mierze wypchnąć poza ścisłe centrum. Dziś żyją obok siebie dwa kraje – coraz bardziej nowoczesna i wyemancypowana Kolumbia dużych miast oraz peryferie. Ten drugi dzień w dzień doświadcza okrucieństw wojny, którą politologowie zwykli nazywać „konfliktem o niskiej intensywności”. Z perspektywy bogatej Bogoty można by zapomnieć, że nieopodal wciąż toczy się wojna. Pokój totalny miałby rzucić pomost nad pogłębiającą się przepaścią. W efekcie „regiony pokoju” cieszyłyby się skuteczniejszą ochroną praw, kapitalną inwestycją i szeroką ofertą instytucjonalną. A co najważniejsze, uzyskałyby podmiotowość. Petro zależy, by w procesie pokojowym aktywnie uczestniczyło społeczeństwo obywatelskie.

Czy pokój totalny ma sens?

Najpewniej nie ma na świecie kraju, w którym próbowano zaprowadzić pokój z taką uporczywością jak w Kolumbii. Po przeszło 10 próbach tylko w ciągu ostatnich 20 lat nie widać końca konfliktu. A skoro pokój z jedną lub dwiema grupami zbrojnymi to karkołomne wyzwanie, to co dopiero z 26? Choć plan Petro można by zbyć jako donkiszoterię, pokój totalny opiera się na zgoła pragmatycznych założeniach. To właśnie doświadczenie procesów pokojowych z przeszłości podpowiada, że spacyfikowanie jednej lub dwóch nielegalnych organizacji nie równa się końcowi wojny. Przy nieobecności państwa grupy zbrojne sprawują władzę w wielu regionach Kolumbii. Zniknięcie jednej z nich nie oznacza więc, że znika zapotrzebowanie na nieformalnego mocodawcę, źródło choćby namiastki ładu. A że mowa o regionach, w których kwitnie produkcja narkotyków, wydobycie złota czy przemyt, odrastanie głów Hydry – wieczne permutacje grup zbrojnych i „recykling” przemocy – są nieuniknione.

Kolumbia: ludobójstwo w czasie pandemii

czytaj także

Kluczem do powodzenia pokoju totalnego jest rozbrojenie ELN. Dojście do władzy lewicowego prezydenta podważa dalszy sens walki partyzanckiej. Program Petro wynosi wiele z postulatów partyzantek, takich jak równość społeczna czy redystrybucja dochodów, do rangi polityki państwa. Zarazem ELN to partner nieprzejednany – bez sukcesu negocjowało z grupą już sześciu prezydentów. To partyzantka dogmatyczna, anachroniczna w swojej zimnowojennej retoryce. Domaga się radykalnych zmian systemowych, ale fundamenty demokratyczne i kapitalistyczne są, na razie, w Kolumbii niepodważalne.

Z grupami przestępczymi jest łatwiej, bo nie żądają w zamian za swoją kapitulację transformacji kraju, ale konkretnych korzyści ekonomiczno-prawnych. I choć negocjowanie z kryminalistami może wydawać się niebezpieczną fiksacją, proces ten nie jest niczym niezwykłym. Przykładowo w USA wymiar sprawiedliwości pertraktuje z kolumbijskimi handlarzami narkotyków. Według Petro ten sam proces powinien odbywać się na miejscu, tak żeby skonfiskowane pieniądze mogły być inwestowane w terytoria, na których działali przestępcy, lub zadośćuczynienia dla ofiar.

Niemniej sprawa się komplikuje, bo amorficzny charakter współczesnej wojny sprawia, że walka ideologiczna i działalność kryminalna subtelnie się przenikają. Dlatego największa organizacja przestępcza uważa się za twór polityczny, wyrastający z tradycji tzw. organizacji samoobronnych. Z kolei ostatnia z wielkich partyzantek jest umoczona po uszy w handlu narkotykami. W praktyce żadna z grup nie ma aspiracji rewolucyjnych ani wojska tworzonego z myślą o przejęciu władzy.

Bóle wzrostowe

Niesiony do niedawna entuzjazmem spowodowanym pierwszymi rozejmami, pokój totalny ugrzązł w bagnistych realiach kolumbijskiego konfliktu. Ostatnie miesiące 2023 roku były dla Petro serią strategicznych porażek. Kulminacją kryzysu było uprowadzenie ojca największej gwiazdy kolumbijskiego futbolu, Luisa Diaza. Na świecie znów mówiło się o Kolumbii w kontekście przestępczości. W konsekwencji, według badań opinii, w kraju nie odczuwa się poprawy bezpieczeństwa – zaledwie 37 proc. mieszkańców czuje się bezpiecznie. Znacząco spadł też entuzjazm dla negocjacji.

„Pokój to nie muzyka klasyczna, ale jazz. Konieczna jest improwizacja” – stwierdził minister spraw zagranicznych Álvaro Leyva. Choć efektowna, muzyczna metafora obnaża braki w strategii ekipy rządzącej. Trudno oprzeć się poczuciu, że w kakofonii pomysłów i ról nie wie lewica, co czyni prawica. Negocjatorzy są naraz wszędzie i nigdzie, negocjują z wszystkimi i z nikim, zaprzeczając sobie nawzajem. Eksperci od spraw bezpieczeństwa biją na alarm, że szukając zbliżenia z grupami zbrojnymi, rząd przymyka oko na zdecydowanie za wiele. Choć korzystne z punktu widzenia przemocy, zawieszenia broni mogą być w rzeczywistości idealnym scenariuszem do umacniania szyków przez sygnatariuszy. Dlatego by skutecznie przeprowadzić proces rozbrojenia grup przestępczych, dając marchewkę, nie należy rezygnować z kija, czyli presji militarnej.

Układ pokojowy w Kolumbii obowiązuje od czterech lat, ale pokoju nie zapewnił

Niemniej diametralne zmiany w strategii pokojowej nie dokonują się w rok, dwa czy nawet kadencję. Na razie zawieszenie broni zredukowało intensywność konfliktu zbrojnego w Kolumbii, a liczba ofiar cywilnych zmalała. W obliczu nasilającego się sceptycyzmu wobec idei pokoju totalnego powołany w 2016 roku Specjalny Trybunał Pokojowy (JEP) w swoim raporcie rzuca Petro koło ratunkowe. Według liczb JEP rok 2023 był w istocie mniej krwawy od poprzedniego.

Pokój rewolucyjny

W 30 lat po złożeniu broni przez M-19 przeciwnicy prezydenta powtarzają hasła o terroryście i zwierzchniku partyzantek. Jednak dla młodego pokolenia trajektoria Petro stanowi pozytywny wzorzec. Bo to nie kombatanctwo go ukształtowało, ale pierwsze udane negocjacje między rządem i guerillą w Ameryce Łacińskiej. To one stworzyły polityka z obsesją na punkcie pokoju. Kiedy Petro jako jeden z nielicznych liderów krytykuje zbrodnie wojenne Izraela w Gazie i nawołuje do deeskalacji konfliktu w Ukrainie, przemawia przez niego ten sam nieskrępowany pacyfizm. Przy czym prezydent Kolumbii nie ma złudzeń: „Pokój wciąż jest rewolucyjny”. Zdaje sobie sprawę, że wojna jest bijącym źródłem zysku. Dla tych, którzy z niej żyją, pokój totalny to śmiertelne zagrożenie.

Wybór Petro na prezydenta był głosem społeczeństwa – jak mało które zdającego sobie sprawę, że przemoc to błędne koło. Głosem społeczności, które od dekad żmudnie tworzą własne mechanizmy obronne, torują ścieżki dialogu, walczą o godność w zawierusze wojny. Petro musi pokazać, że jeśli już wymyślać pokój na nowo, to nie wizją z Bogoty, a właśnie wsłuchując się w refleksje tych, którzy wojnę poznali na własnej skórze. Kryzysy są w negocjacjach nieuniknione i wciąż jest czas, żeby załatać dziury w strategii. Gra toczy się o olbrzymią stawkę, bo upadek wizji Petro na nowo podsyci ducha militaryzmu i odwetu. Kolumbii daleko będzie do symbolu życia na świecie. Rozczarowanie może być wprost proporcjonalne do rozbudzonych nadziei i nikt już w utopię nie uwierzy.

**

Piotr Wójciak-Pleyn – ekspert ds. polityki latynoamerykańskiej z tytułem doktora stosunków międzynarodowych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij