Mięso kosztuje nas o wiele więcej, niż sądzicie

Podlasie, Polesie i Lubelszczyzna kojarzą się z czystością, naturą, zdrowiem. Są firmy, które na tych skojarzeniach budują swoją markę, niszcząc środowisko i nie realizując obietnic.
Elżbieta Sokołowska
Hodowla świń. Fot. Andrew Skowron/Otwarte Klatki/flickr.com

Polska staje się „kurnikiem Europy”, ze wszystkimi tego konsekwencjami: skażeniem środowiska, dalszym upadkiem mniejszych gospodarstw rolnych, zwłaszcza ekologicznych. Wschód będzie kolejną wylęgarnią chorób zakaźnych ptaków, stanowiących zagrożenie epidemiologiczne dla ludzi.

Od lutego trwają protesty rolników. Zaczęło się od apelu o zaprzestanie sprowadzania produktów rolnych z Ukrainy i krytyki Zielonego Ładu. Rolnicy nie zgadzają się na jego założenia, uznają je za nadmierne i nie do zrealizowania. Obawiają się też, że wprowadzenie tych zmian doprowadzi do znacznego wzrostu kosztów produkcji i zmniejszenia konkurencyjności polskiego rolnictwa na rynku europejskim. Ostatnio do postulatów doszedł sprzeciw wobec ograniczania produkcji mięsa w Polsce.

„Locha plus”

Rolnicy upierają się przy większej hodowli, choć jest to coraz mniej opłacalne, a docelowo powinniśmy produkcję mięsa zmniejszać. Gdy uwzględni się wszystkie koszty, okaże się, że jego produkcja jest nie tylko niemoralna, ale i nieopłacalna.

Gordyjski węzeł rosyjsko-dezinformacyjny, czyli drugie dno rolniczych protestów

Rolnicy domagają się dopłat do każdego prosięcia urodzonego w Polsce. 280 zł, bo tyle mają dokładać z własnych kieszeni. Potwierdzają to wyliczenia Wielkopolskiej Izby Rolniczej. A przecież przemysłowe hodowle już otrzymują dopłaty do produkcji mięsa. W 2023 roku można było skorzystać z dopłaty wynoszącej 100 zł do sztuki, ale rolnicy i organizacje rolnicze skarżyli się, że terminy i sposoby składania wniosków były niedogodne i niewielu z tego wsparcia skorzystało. Jak wynika z wypowiedzi wiceministra rolnictwa Stefana Krajewskiego, decyzja w sprawie wznowienia w 2024 roku programu pomocy dla producentów świń „Locha Plus” zostanie podjęta po wyasygnowaniu środków w budżecie państwa.

Do tego czasu producenci mogą ubiegać się o inne formy pomocy: ARiMR udziela dopłat do oprocentowania kredytów na utrzymanie płynności finansowej, hodowcy mogą także skorzystać z refundacji części wydatków poniesionych na działania związane z bioasekuracją. Wsparcie ma charakter pomocy de minimis w rolnictwie. Wydatek roczny to ok. 4 mln zł składki członkowskiej. Wszystko mało.

W ciągu ostatnich 10 lat nastąpił wzrost pogłowia drobiu o 30 proc. Do drobiu również dopłacamy. Aż 20 proc. dopłat kierowanych jest właśnie do hodowli wielkotowarowej lub produkcji pasz. Szacowane stawki dopłat bezpośrednich za dobrostan w hodowli drobiu w przypadku kur niosek wynoszą 227,13 euro/DJP, czyli ok. 14 zł na sztukę. W hodowli brojlerów to 6,42 euro/DJP.

Polska znajduje się w gronie sześciu największych producentów drobiu i trzody chlewnej w UE. Ile tak naprawdę kosztuje nas, podatników, produkcja mięsa?

Mięso zamiast ziemi i wody

Według Koalicji Żywa Ziemia w ciągu ostatnich pięciu lat o 300 proc. wzrosła ilość wydawanych zgód na budowę ferm przemysłowych. W tej chwili w Polsce są 2194 fermy wielkopowierzchniowe, a w ciągu pięciu lat ich liczba się podwoi. Najbardziej narażona jest Polska wschodnia, ale nowe lokalizacje pojawiają się także na Mazowszu i w Wielkopolsce. Wydaje się, że rolnicy, domagając się nieograniczania produkcji mięsa, działają przeciwko sobie samym.

Umowa UE z krajami Mercosuru. Niemcy znów chcą się ratować kosztem Europy

Jesteśmy straszeni, że zaniechanie przemysłowej produkcji będzie prowadzić do głodu. Według najnowszych badań nieprawdziwa jest alternatywa „albo klimat, zdrowe środowisko i człowiek, albo sytość”.

Do produkcji zwierzęcej wykorzystuje się 75 proc. powierzchni uprawnej. Po jej odzyskaniu mamy nie mniej niż 60 proc. pól uprawnych, czyli 8 mln hektarów. Tak olbrzymi areał można przeznaczyć na produkcję białka roślinnego i wielu innych środków żywności korzystnych dla człowieka i mniej uciążliwych dla środowiska.

Zaoszczędzimy także powyżej 30 mld ton wody rocznie, a zasoby wody na mieszkańca mamy trzy razy mniejsze niż średnia w UE. Każdy z nas może zaoszczędzić dziennie 2,2 tony wody, co w sytuacji wieloletniej suszy w rolnictwie może mieć ogromne znaczenie.

W pewnym uproszczeniu naukowcy oszacowali także koszty środowiskowe, wynikające z produkcji mięsa – globalnie to ok. 2,7 bln dolarów rocznie. Rachunek ekonomiczny produkcji żywności pomija te koszty, tj. emisję gazów cieplarnianych, dewastację środowiska, utratę zdrowia, a także promocję złych nawyków żywieniowych.

Obecnie zużywamy 2 mld ton nawozów sztucznych na rok (trzy razy więcej niż średnia na świecie), pestycydów – 2 kg na 1 ha (trzy razy więcej niż świat) oraz antybiotyków – obecnie 80 ton na rok. W Polsce ok. 700 tys. ton nawozów niezaabsorbowanych przez rośliny spływa do zbiorników wodnych i przenika do wód gruntowych. W przypadku 1 kg mięsa średnia emisja gazów cieplarnianych wynosi 22 kg ekw. Wykup praw do emisji 1 tony ekw. dwutlenku węgla to 85 euro.

Ikonowicz: Za naszą żywność. Skąd bierze się poparcie dla rolniczych protestów?

„Inne koszty, które nie są widoczne od razu, to straty dla budżetu państwa wynikające z suszy, a suszę pogłębia przemysłowa hodowla oraz produkcja pasz do tej hodowli. Przez dwa sezony, w 2018 i 2019 roku, w wyniku suszy polskie rolnictwo straciło 20 mld zł, z czego 4,5 mld to odszkodowanie wypłacone z budżetu państwa. To konkretne finansowe straty, które musimy starać się zmniejszyć i przystosować rolnictwo do zmian klimatu” – podkreśliła we wprowadzeniu do debaty o konieczności zmiany systemu produkcji żywności Dorota Niedziela, wicemarszałkini Sejmu RP.

Polska „kurnikiem Europy”

Niektórzy naukowcy posuwają się nawet do twierdzenia, że przemysłowa produkcja mięsa to marnotrawstwo. W kontekście ferm przemysłowych wciąż za mało mówi się o tym, co dzieje się ze zwierzętami w przypadku epidemii. Kura, aby przyrosnąć 1 kg, musi zjeść 6 kg paszy. Waga przeciętnej kury, którą zjadamy, to 2 kg. Jeśli mamy fermę przemysłową, w której jest około miliona kur, to łatwo sobie przeliczyć, ile paszy i ile terenu musiało zostać zmarnowane, jeśli te wszystkie kury muszą zostać zabite z powodu np. ptasiej grypy. Do kosztów obciążających budżet państwa należy doliczyć także koszty wypłaty odszkodowań za ubite ptaki, jakie otrzymują wielcy producenci drobiu.

Trup w oborniku i wieś, która odchodzi [Majmurek o „Tyle co nic”]

Polska jest w czołówce państw produkujących mięso z kurczaka. Dziś w samym tylko powiecie bialskim firma Wipasz planuje postawić 150 przemysłowych kurników. Podobna sytuacja ma miejsce w województwie podlaskim. Jeśli się to uda, na wschodzie Polski powstanie największe w Europie zagłębie ferm przemysłowych – większe nawet od tych w rejonie Żuromina i Mławy, które uchodzą za najbardziej niebezpieczne, zarówno z perspektywy epidemicznej, jak i z uwagi na koszty społeczne.

Staniemy się „kurnikiem Europy” ze wszystkimi tego konsekwencjami: skażeniem środowiska, dalszym upadkiem mniejszych gospodarstw rolnych, zwłaszcza ekologicznych. Wschód stanie się kolejną wylęgarnią chorób zakaźnych ptaków, stanowiących zagrożenie epidemiczne dla ludzi. Zafermienie Lubelszczyzny i Podlasia bezpowrotnie pogrzebie turystyczne i krajobrazowe walory Polski Wschodniej. A do tej pory wśród pomysłów na region pojawiały się głównie turystka, ekologiczne rolnictwo, ochrona unikalnego krajobrazu i środowiska. Trwają protesty mieszkańców tych regionów przeciwko nowym fermom przemysłowym niedaleko Puszczy Białowieskiej, w dorzeczach Narwi i Bugu. Ostatni wspólny protest mieszkańców Lubelszczyzny i Podlasia odbył się 22 marca pod kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Protestujący domagali się wprowadzenia moratorium na budowę takich ferm oraz poprawek do ustawy o planowaniu przestrzennym.

Ekologiczne może być tańsze

Według badań aż 80 proc. społeczeństwa jest przeciwna chowom klatkowym zwierząt. W przemyśle drobiarskim rutynowo stosuje się antybiotyki w celu zapobiegania chorobom i promowania wzrostu zwierząt. Nadużywanie antybiotyków w hodowli drobiu przyczynia się do rozwoju oporności bakterii, co może utrudniać leczenie zakażeń bakteryjnych zarówno u zwierząt, jak i u ludzi. Statystycznie zjadamy od 75 do 80 kg mięsa rocznie (dla zobrazowania: świnia przed ubojem waży ok. 100 kg). WHO zaleca zjadanie maksymalnie 25 kg na rok.

Walka o rząd chłopskich dusz dopiero się rozpoczyna

Można domniemywać, że przy dużo większej skali produkcji mięsa ekologicznego będzie ono znacznie tańsze niż mięso przemysłowe z wszystkimi ukrytymi kosztami. Według statystyk małe i średnie gospodarstwa żywią 70 proc. ludności, mając do dyspozycji 30 proc. zasobów. Aby utrzymały się na rynku, muszą mieć po 25–30 ha. W tej chwili mnóstwo z nich nie ma nawet 5 ha, a tylko 30 proc. utrzymuje się z produkcji rolnej. Gdyby pieniądze z dopłat dla rolników, którzy nie uprawiają ziemi, przeznaczyć na dopłaty dla gospodarstw ekologicznych, wyniosłyby ok. 15 tys. na hektar, co znacznie poprawiłoby opłacalność tych gospodarstw.

Skoro przemysłowa produkcja mięsa dotkliwie dewastuje środowisko, to należy ją ograniczyć do zabezpieczenia tylko naszych potrzeb, a więc stopniowo rezygnować z eksportu. Z przyczyn etycznych konieczne jest także wyzerowanie importu. Z tytułu eksportu stracimy 7 mld euro, ale zyskamy 6 mld euro na prawach do emisji CO2. Spadnie ilość odpadów chemicznych trujących naszą wodę i ziemię (sześć razy mniej). Można będzie zalać 1,2 mln torfowisk, które pochłoną 34 mln ton CO2. Powoli, ale zdecydowanie, poprawią się stan środowiska i jakość żywności.

A jest to tym bardziej istotne, że w Polsce tylko 3 proc. gruntów rolnych to ekologiczne uprawy. Dla porównania w Czechach jest to 15 proc., w Estonii 20 proc., a w Austrii 25 proc., przy unijnej średniej 8,5 proc.

Jednym ze sposobów prowadzenia ekologicznych hodowli i upraw jest agroleśnictwo. To zespół systemów produkcji żywności, związany z zadrzewieniem. Agroleśnictwo pozwala na dużą racjonalizację nawożenia, ograniczenie azotanów i fosforanów, zwiększenie zasobności wodnej pól oraz znacznie poprawia dobrostan zwierząt. Może z powodzeniem być stosowane jako alternatywa dla rolnictwa monokulturowego i przemysłowych hodowli. Zachowanie jak najczystszego środowiska i wspieranie zrównoważonego rolnictwa to nie tylko oczywiste korzyści zdrowotne dla ludzi, ale także oszczędności w budżecie państwa.

Problem systemu produkcji żywności pojawia się w dyskusjach i badaniach naukowców nie tylko na świecie, ale coraz częściej także w Polsce. Według Wojciecha Misiąga z WSIiZ w Rzeszowie należy zmienić system organizacji i finansowania rolnictwa i wsi. Obecnie cała produkcja jest nastawiona na zysk. Nie na to, żeby zarabiały rolniczki i rolnicy. Zarabiają właściciele wielkotowarowych ferm, koncerny chemiczne, produkcje okołorolnicze. Kontynuacja przemysłowej produkcji rolnej to zaprzęgnięcie rolników i hodowców do wyścigu szczurów. Żeby przetrwać, zwiększają wydajność kosztem środowiska, własnego i naszego zdrowia. A największe zyski i tak zgarniają pośrednicy, właściciele firm, konsorcja międzynarodowe i fundusze inwestycyjne. Rolnikom zostają ochłapy.

***

Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij