Jak bodyshaming wobec dzbanów z internetu uderza w osoby postronne

Osoby uważające się za postępowe, zwłaszcza lewicowe, w kwestii bodyshamingu powinny narzucić sobie wyższe standardy etyczne niż ich ideowi przeciwnicy.
Fot. Joeyy Lee/Unsplash

„Obrońcy tradycyjnej polskości” czy mężczyźni obrażający osoby queerowe lub kobiety w sieci mogą być tymi samymi, którym dajemy w prawo na Tinderze. Wygląd – a więc pierwsze wrażenie – jest kluczowy nie tylko w aplikacjach randkowych.

Właściwie od zawsze brzydotę łączono ze złem. Znamy ten motyw z najstarszych mitów, legend, bajek. Wciąż go powielamy, zwykle bezmyślnie.

Osoby, które oficjalnie sprzeciwiają się bodyshamingowi – zawstydzaniu ludzi ze względu na ich ciała – i drą szaty (czyt. kręcą inby), gdy ktoś w internecie negatywnie skomentuje wygląd kobiety (że gruba, owłosiona, cokolwiek), bez skrępowania wyśmiewają wygląd mężczyzn, łącząc brzydotę (w potocznym znaczeniu – po prostu bycie poza kanonem urody) z tym, co najgorsze, przede wszystkim z mizoginią i homofobią.

Automatycznie zakładają, że seksistowski, homofobiczny, hejterski komentarz w sieci napisał gość, który nie dość, że jest brzydki, to pewnie jeszcze ma małego penisa i „nie rucha”. Tymczasem przy klawiaturze może siedzieć standardowo atrakcyjny facet, mający powodzenie wśród kobiet.

Ciałopozytywność to nie influencerka w rozmiarze 42

Nie mamy dowodów, by mizoginia jakkolwiek korelowała z nieatrakcyjnością i brakiem powodzenia. Kobiety powszechnie wchodzą w związki z facetami, którzy są dupkami i źle je traktują – wszystkich nas skrzywdziła socjalizacja w patriarchacie, w którym taki model wygrywa. Jesteśmy uczone ignorować czerwone flagi, co nam samym wyrządza krzywdę.

Nie ranią nas wyłącznie „wypaczone” jednostki, ale przemocowa kultura i system, w którym męska agresja jest często wynagradzana. Kary można za to dostać np. za niski wzrost (korelujący z niższymi zarobkami) czy nieśmiałość (według badań to cecha, której kobiety wyjątkowo nie lubią u mężczyzn).

Przyglądam się temu zjawisku od dawna. Jest bardziej powszechne poza lewicowymi czy liberalnymi bańkami, ale w nich też można mnożyć przykłady. Skupię się na jednym, dobrze obrazującym problem.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

11 maja odbył się finał Eurowizji, zwyciężyło niebinarne Nemo. Osoba reprezentująca Szwajcarię występowała w makijażu, spódnicy i różowym futerku, a podczas prezentacji wszystkich uczestników konkursu wystąpiła z żółto-biało-fioletowo-czarną flagą symbolizującą niebinarność zamiast tradycyjnie, jak inni, z symbolem narodowym.

W sieci oczywiście zawrzało. Pod artykułami na temat Eurowizji pojawiły się tysiące homofobicznych i queerfobicznych komentarzy, pisanych zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety. Ci pierwsi byli średnio bardziej agresywni, ale drugie nie zostawały daleko w tyle, dzieląc się marzeniem o powrocie „prawdziwych facetów”.

Zareagował na to popularny, bo mający ponad 200 tys. obserwujących, fanpage o nazwie „Smutne historie pisane na kacu i tanim papierze”, zestawiając Nemo z łysym, owłosionym facetem z nadwagą (hashtag sugeruje, że chodzi o Joachima Brudzińskiego i nawiązanie do jego wypowiedzi na X), w samych majtkach, i sarkastycznym komentarzem „Jeśli nie chcecie, żeby taka «estetyka» panowała w kulturze europejskiej, głosujcie na tych, którzy kultywują tradycję”. Jak wróg, to można. Bodyshaming okazuje się dozwolony, a wnioskując po komentarzach – wręcz wskazany.

Wyobrażacie sobie, że lewicujący, a w każdym razie progresywny artysta bądź artystka publikuje podobny obrazek, ale zestawiając standardowo piękną transpłciową dziewczynę z otyłą tradwife, daleko poza kanonem urodowym? Czasem wystarczy małe ćwiczenie z wyobraźni, by zauważyć wszechobecną, w tym własną hipokryzję.

Tymczasem „obrońcy tradycyjnej polskości” czy mężczyźni obrażający osoby queerowe lub kobiety w sieci mogą być tymi samymi, którym dajemy w prawo na Tinderze. Wygląd – a więc pierwsze wrażenie – jest kluczowy nie tylko w aplikacjach randkowych. Jak myślicie, kto będzie miał większe powodzenie – przystojny, wysoki mizogin czy niski, wątły chłopak z zakolami, za to poczciwy, dobry i nieśmiały?

Tego pierwszego wasze uwagi mogą po prostu nie dotyczyć, a oberwą osoby poboczne, które rzeczywiście są poza kanonem urody, samotne i sfrustrowane, ale nie złe, nie nienawistne, wiele z nich udziela się w walce o równość i tolerancję. Dostają rykoszetem za niewinność. To naprawdę potrafi zaboleć, wzmocnić kompleksy, pogłębić zaburzenia odżywiania i obrazu własnego ciała. Wiem, bo rozmawiam z osobami, które zostały w ten sposób „ukarane”, starając się wykrzesać z siebie maksimum empatii, co wszystkim polecam.

Polecam też odrzucić podwójne standardy w ocenianiu męskich i kobiecych ciał, a nawet potrójne, włączając osoby niebinarne, ale apel ich dotyczący, podobnie jak kobiet, kieruję do osób spoza progresywnych baniek – ze świadomością, że jest skazany na porażkę. Osoby uważające się za postępowe, zwłaszcza lewicowe, by uniknąć hipokryzji, powinny narzucić sobie wyższe standardy etyczne. Nie dla bodyshamingu, kogokolwiek i czegokolwiek by dotyczył.

Nie wstydzę się Eurowizji

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij