Historia, Weekend

Odpowiedzialna pani domu, przebojowa rewolucjonistka. A ty, którą z patronek 2023 jesteś?

Sejm wybrał patronów i patronki roku 2023. Wśród nich znalazły się dwie kobiety – Jadwiga Zamoyska i Aleksandra Piłsudska. Czy to dobre patronki? Na pewno ciekawe. I pokazujące, że nie ma jednego wzorca kobiety chcącej zmieniać ustalony porządek świata.

Jadwiga Zamoyska (z domu Działyńska) znana jest jako założycielka Szkoły Domowej Pracy Kobiet, zwanej Zakładem Kórnickim. Na zdjęciach widzimy starszą kobietę spowitą w czerń, w koronkowym czepku na głowie, z Biblią w dłoni. W historii zapisała się jako poważna wdowa, surowa nauczycielka, Służebnica Boża, od międzywojnia w trakcie procesu beatyfikacyjnego.

Aleksandra Piłsudska (z domu Szczerbińska) to druga żona Józefa Piłsudskiego. Na zdjęciach elegancka, modnie obcięta, uśmiechnięta towarzyszka marszałka. Wcześniej – dumna, młoda kobieta w mundurze, patrząca odważnie w obiektyw na więziennych zdjęciach robionych jej przez carską ochranę podczas aresztowania za działalność rewolucyjną.

Wydaje się, że nie można było wybrać dwóch bardziej odmiennych patronek. Obie jednak różnymi drogami dotarły do aktywizmu społecznego.

Małżeństwo, dom i poczucie winy

Jadwiga Działyńska urodziła się w patriotycznej rodzinie polskich arystokratów w 1831 roku. W jej sferze działalność społeczna była nie tylko dobrze widziana, ale traktowana jako obowiązek względem zniewolonego przez zaborcę narodu. To właśnie ten obowiązek doprowadził jej rodziców do zaplanowania życia Jadwigi w tragiczny sposób. Młoda, dwudziestoletnia panna została wydana za mąż za własnego wujka, brata matki, generała Władysława Zamoyskiego. Generał, ponad dwa razy starszy niż jego siostrzenica, był doświadczonym powstańcem 1830 roku, podupadłym na zdrowiu bohaterem, i matka Jadwigi wymyśliła, że obowiązkiem córki jest zaopiekować się wujem – poprzez zostanie jego żoną.

Jadwiga, posłuszna woli rodziców i pod wrażeniem postaci Zamoyskiego, zgodziła się po krótkim sprzeciwie – modląc się tylko do samego ślubu, by śmierć w jakimś wypadku wybawiła ją od tego obowiązku. Małżeństwo bliskich krewnych, które dzieliła ogromna różnica wieku, nie było udane, Jadwiga zresztą nie postrzegała go w ogóle w innych kategoriach niż patriotyczne poświecenie. Po ślubie wyjechała z mężem do Paryża, gdzie jej dom stał się ośrodkiem towarzyskiej i politycznej działalności Polaków na emigracji.

Jadwiga, arystokratyczna córka poważanego rodu, odebrała edukację właściwą swojej klasie społecznej. Szereg guwernantek wpoił jej wiele wiadomości z historii i geografii, nauczyła się kilku języków obcych i umiejętności w rodzaju gry na pianinie, tańca, malowania. Nie przygotował jej jednak do samodzielnego życia. We Francji Jadwiga musiała radzić sobie z poczuciem własnej nieadekwatności i przerażeniem nową sytuacją. Bała się i wstydziła kompromitacji przed mężem, nie miała pojęcia o prowadzeniu eleganckiego salonu, nie wiedziała, jak zachować się w swojej nowej roli.

We wspomnieniach pisała z rozbrajającą szczerością: „Myślałam sobie, że to wszystko przepadnie i wejdzie to w zwykły tryb życia, a ja się chyba zabiję. (…) Trudno wyrazić, jak silnie wpojono we mnie poczucie obowiązku i jakie gorące miałam pragnienie wypełnienia go. Nienawidziłam gospodarstwa i wszystkiego, co się do niego odnosi; ale skąd inąd, rozumiejąc, że mam obowiązek starania się o to, ażeby wszystko było właściwie urządzone – niezmiernie tego pragnęłam i wszystkimi siłami się o to starałam”.

„Kobieta jest zerem, jeżeli mężczyzna nie stanie obok niej jako cyfra dopełniająca”

Dramatyczne wspomnienie własnej niekompetencji w dużej mierze sprawiło, że Jadwiga Zamoyska w późniejszym życiu wybrała drogę edukatorki. Generał Zamoyski zmarł w 1868 roku, a Jadwiga po powrocie na ziemie polskie założyła w Kórniku szkołę dla panien. Powstały w 1881 roku zakład miał uchronić młode dziewczęta przed jej własnym losem – przynajmniej w tej części, w której jako bardzo młoda kobieta musiała odnaleźć się w świecie, który tak wiele od niej wymagał, nie dając wcześniej żadnych przydatnych do tego narzędzi.

Celem szkoły było, jak głosił statut, „dać kobietom możność uzupełnienia wychowania w zakresie obowiązków życia domowego, wprawiając je do potrójnej pracy, ręcznej, umysłowej i duchowej, do zasadniczego przestrzegania porządku i oszczędności sił, czasu, mienia”. Zamoyska pisała w traktacie O pracy, mówiąc do swoich młodych uczennic:

„Postawiłyśmy sobie za jedno z głównych zadań, ażeby słowem i przykładem doprowadzić uczennice nasze do zrozumienia, jak ważną i doniosłą jest wszelka praca, nie wykluczając najniższej i najpośledniejszej. Chciałybyśmy w nie wpoić to przekonanie, że praca ręczna, podjęta z większym zasobem wykształcenia umysłowego i duchowego, nie tylko że nie poniża, ale że nic skuteczniej przyczynić się nie może do wyrobienia charakteru, obowiązkowości i tak cennej w życiu zaradności i samodzielności”.

Ludowa historia Polki

Bomba pod spódnicą i napad na pociąg

Aleksandra Szczerbińska urodziła się w 1882 roku, gdy Jadwiga, wdowa w średnim wieku, prowadziła już od roku swoją szkołę. Była córką urzędnika i kobietą nowych czasów. Jako dwudziestolatka wyjechała do Warszawy, chodziła na kursy handlowe i kształciła się na Uniwersytecie Latającym – nieformalnej wyższej szkole dla kobiet, które chciały edukacji, gdy ta nie była dla nich jeszcze dostępna.

Około 1904 roku utworzyła żeńskie koło Polskiej Partii Socjalistycznej-Bródno i została rewolucjonistką. W swoim dzielonym z koleżankami mieszkaniu miała skład broni i materiałów wybuchowych, w zakamarkach ubrania przemycała substancje chemiczne potrzebne do wyrobu bomb, używanych przez socjalistów w zamachach na carskie władze. Wkrótce „towarzyszka Ola”, jak pisano o niej w międzywojniu, została członkinią Organizacji Bojowej PPS, żołnierką, która czuwała nad składem broni i materiałów wybuchowych.

Roman Halny tak pisał o niej we wspomnieniach: „Towarzyszka Ola, jako łącznik miedzy poszczególnymi składami broni i laboratoriami wyrabiającymi bomby, krąży pod okiem rosyjskich żandarmów. Żyje pod grozą ciągłych niebezpieczeństw. Maszeruje nieraz przez ulice Warszawy, przenosząc śmiercionośne narzędzia walki w wykwintnem pudełku z magazynu damskiej konfekcji lub w czeluściach małej panieńskiej mufki. Nikt się nie domyśli, że ta młodziutka panienka ma wytężony słuch i wzrok i czujnie rozgląda się. Potrącenie przechodnia, przygodne zbiegowisko, nieostrożne stąpnięcie – wszystko to przedstawia dla Oli obarczonej materiałem wybuchowym poważne niebezpieczeństwo”.

Inspektorka pracy bohaterką książki?

Aleksandra nie bała się niczego i brała udział w najbardziej niebezpiecznych akcjach. Pomagała organizować napad na rosyjski pociąg, który przewoził 300 tysięcy rubli do banku w Petersburgu, szmuglowała pieniądze uzyskane z tego napadu. Przeżyła aresztowania, przeszukania, przesłuchania przez carską policję. W trakcie pierwszej wojny światowej wstąpiła do Legionów Polskich i była komendantką kurierek legionowych – zajmowała się komunikacją i logistyką wojsk. Za „męstwo i hart ducha wykazane w pracy niepodległościowej” otrzymała Order Virturi Militari.

Jej małżeństwo z Piłsudskim także nie należało do konwencjonalnych. Poznali się w 1906 roku, gdy Aleksandra miała 24 lata, a Józef 39. Piłsudski miał też żonę, która, gdy dowiedziała się o nowej miłości męża, odmówiła mu rozwodu. Przez piętnaście lat żyli więc w związku nieformalnym, Aleksandra urodziła dwie córki, które w większości wychowywała sama. Niezależnie od tego, jak oceniać związek z żonatym mężczyzną, w ówczesnych realiach społecznych pozostawanie w nieformalnym związku i wychowywanie nieślubnych dzieci wymagało od kobiety ogromnego hartu ducha, a także stoickiego znoszenia społecznego ostracyzmu. Aleksandra i Józef pobrali się dopiero w 1920 roku, tuż po śmierci Marii.

Aleksandra wspierała też walkę Polek o prawa wyborcze. Gdy pewnego listopadowego wieczoru w 1918 roku pod willą Piłsudskiego na Mokotowie pojawiła się delegacja Centralnego Komitetu Uprawnienia Kobiet pod przewodnictwem lekarki Justyny Budzińskiej-Tylickiej, by zażądać od marszałka podpisania uchwały nadającej kobietom prawa wyborcze w nowym, niepodległym państwie, Aleksandra była od dawna ich orędowniczką i ambasadorką. Z racji towarzyskich i rodzinnych koneksji miała bowiem dostęp do świata decyzyjnych męskich polityków, który był zamknięty przed wieloma sufrażystkami.

Prawa wyborcze nie były prezentem dla kobiet

Nie wiadomo, na ile jej przekonania wpłynęły na ostateczną (ostrożną) zgodę Piłsudskiego, z pewnością jednak Aleksandra głośno wyrażała swoje poglądy i działała tak, jak uważała za słuszne. W tej i każdej innej sprawie. Jak pisała we wspomnieniach: „Choć nasze rozmowy były prawie zawsze harmonijne, to jednak różniliśmy się co do jednej kwestii: było nią równouprawnienie kobiet. Piłsudski, zgadzając się z tym, że w wolnej Polsce kobiety winny mieć prawa równe z mężczyznami, utrzymywał, że nie będą one umiały wykorzystać swych praw rozsądnie, gdyż mentalność kobiety z natury jest konserwatywna i łatwo jest na nie wpływać. Ja, zacięta feministka, ogromnie się na to oburzyłam. W rezultacie rozmowa przeradzała się w gorącą dysputę”.

Jak kobiety uczyły się mówić

Wiele twarzy kobiecego aktywizmu

Postawy Piłsudskiej i Zamoyskiej bardzo się różniły. Jedna to tradycjonalistka, pragnąca kształcić kobiety w ramach ówczesnego wzorca kulturowego, dając im poczucie samodzielności i pewności siebie. Druga zapisała się w historii jako rewolucjonistka, odważna żołnierka przekraczająca granice tego, co wypadało kobietom. Cieszę się, że obie zostały wybrane na patronki roku 2023. Razem pokazują, że nie ma jednego oblicza kobiecego aktywizmu. Tak długo, jak chce się pomagać kobietom uzyskać sprawczość, nie ma jednej dobrej drogi i postawy, która jest bardziej godna szacunku.

Aleksandra Piłsudska reprezentuje oblicze aktywizmu, który mówi kobietom – idź, krzycz, awanturuj się, nikt nie da ci nic, czego sama nie wyrwiesz sobie w walce. Jadwiga Zamoyska zaś pokazuje, że sprawczość i samodzielność nie muszą realizować się w rewolucyjnym przekraczaniu norm kulturowych. Świadome, odpowiedzialne przeżywanie codzienności i sumienna praca to też postawa emancypacyjna. Dopiero razem oferują kobietom taki wybór postaw, które nie faworyzują jednej, prostej recepty na życie i aktywizm. A to przecież w różnorodności tkwi cała siła ruchów społecznych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Alicja Urbanik-Kopeć
Alicja Urbanik-Kopeć
Doktorka historii kultury
Alicja Urbanik-Kopeć (1990) – badaczka historii literatury i kultury polskiej XIX wieku, obroniła doktorat w Zakładzie Historii Kultury Instytutu Kultury Polskiej UW. Oprócz kulturoznawstwa ukończyła też filologię angielską w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW. Interesuje ją, co dla ówczesnych znaczyła nowoczesność. Pisze o spirytyzmie, wynalazkach, emancypacji i klasie robotniczej. Autorka książek „Anioł w domu, mrówka w fabryce” (Wydawnictwo Krytyki politycznej 2018) „Instrukcja nadużycia. Historia kobiet służących w dziewiętnastowiecznych domach” (Post Factum 2019) i „Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu. Praca seksualna w XIX wieku na ziemiach polskich” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2021).
Zamknij