Czy w historii polskiej literatury znajdzie się miejsce dla queerowego dandysa, którego portret odmalowuje Marta Nowicka w książce „Słowacki. Wychodzenie w szafy”?
„Marta Nowicka w książce Słowacki. Wychodzenie z szafy zawiesza narracyjną heterosztancę na kołku i zamiast przykrajać do niej fakty, próbuje nieuprzedzonym okiem przyjrzeć się przeczytanym już setki razy dokumentom” – pisze Renata Lis w tekście Czy Słowacki był gejem opublikowanym w „Książkach. Magazynie do czytania”. Czy w historii polskiej literatury znajdzie się miejsce dla queerowego dandysa, którego portret odmalowuje Marta Nowicka? Publikujemy fragment książki, która ukazuje się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
***
Zachowało się trzynaście listów Zygmunta do Juliusza i siedem Juliusza do Zygmunta; pozostałe w dyspozycji Słowackiego zniszczono zgodnie z jego ostatnią wolą. Listy te intensywnością niektórych sformułowań, wyznań i opinii różnią się od korespondencji filomatów niczym kunsztowny sonet od antycznej tragedii. Przebijają z nich autentyczna fascynacja i chęć poznania każdej myśli przyjaciela, ekshibicjonistyczna potrzeba przedstawienia całego spektrum poetyckiej wyobraźni i wrażliwości.
Chwilami można nawet odnieść wrażenie, że Juliusz i Zygmunt, pisząc do siebie, witając się w listach i żegnając wyznaniem miłosnym, dążą do szczerości absolutnej. Tak było w początkowym okresie ich znajomości, kiedy wyjątkowo zależało im na pełnej ekspresji poetyckiej; wierzyli, że zrozumie ją tylko ten drugi.
Krasiński do Słowackiego, czyli jednego z trzech „duchów genialnych”, pisze wpatrzony z zachwytem w jego portret; dzieli się z nim najintymniejszymi emocjami i ciągle marzy o kolejnym spotkaniu, niewątpliwie równie magicznym jak pierwsze. „Chciałbym na godzinę, godzin dwie, byśmy – Ty i ja – stali się starcami, chciałbym, by nas sześćdziesięcioletnich znów ta sama Willa Róż otoczyła – a tam, siedząc na starościach Cezarowych ruin, opowiadałbym Ci szczerze, zerwawszy symbol z prawdy, dzieje mej przeszłości” – napisał z Rzymu w marcu 1841 roku.
Kowalska przeżyła z autorką „Nocy i dni” 22 lata i stworzyła z nią nierozerwalny związek
czytaj także
Przyjaciele nie zawsze uderzają w ton wzruszający; czasem ich listy pełne są czułej ironii, nadawcy wzajemnie czerpią z nich natchnienie. Ich weny obcują ze sobą tak blisko, jakby były materialne, a wzajemna, inspirująca i angażująca wszystkie zmysły wymiana wizji i pragnień staje się prawie namacalna. Niekiedy czynią sobie wyrzuty, rzecz charakterystyczna dla szalonych kochanków, którym zawsze się wydaje, że druga strona nie pała uczuciem wystarczająco mocnym ani nie odpowiada wystarczająco prędko.
Melancholia i specyficzna tylko dla nich forma szaleństwa (Słowacki rozpoznał je i nazwał już po ich pierwszym spotkaniu – popadli w obłęd, jeśli nie miłosny, to na pewno „przyjazny”) daleka jest od kulturalnego koleżeństwa Zana czy Mickiewicza – również rozemocjonowanych, ale w zupełnie odmienny, mniej dosłowny, konwencjonalnie romantyczny sposób. To miłosny obłęd każe Zygmuntowi w innym liście z tego samego okresu (notabene ostatnim z zachowanych listów Krasińskiego) stawiać oskarżycielskie, dramatyczne pytania: „Już nie czujesz serca mego – czemu to? Przecież przez te wszystkie lata je czułeś – i w nim nic odmienionego, ono zawsze Twoim, tak jak w Willi Róż”.
Od kiedy różnice między poetami zaczynają się pogłębiać, znajomość powoli się rozpada, a ze wzajemnych sądów o twórczości i sobie nawzajem wyparowuje początkowy entuzjazm. Szczerość absolutna ustępuje typowym, niestety, dla Krasińskiego, wiecznego podrywacza i „tego trzeciego”, matactwom i niedomówieniom. Przyzwyczajony do nieustannego mylenia pościgów i zostawiania fałszywych tropów, ukrywa przed Słowackim swój pobyt z Delfiną Potocką w Szwajcarii, listy przesyła w tym czasie za pośrednictwem Danielewicza jako nadane z Monachium.
Swoje serce opisuje jako „wiecznie rozkwitające i stulistne”, a jednocześnie – takie mam wrażenie – on i jego kochanka naśmiewali się wówczas z adresata płomiennych wyznań. Krasiński ukrywa istnienie tej kobiety, obecnej w jego życiu już od 1839 roku – w żadnym z listów do Słowackiego nie pojawi się nawet jej imię. Nie ujawnia, w jakich miejscach przebywa z Delfiną, nie informuje także Słowackiego, że wysyła kochance listy przyjaciela z okresu, kiedy do tego stopnia poróżnili się w spojrzeniu na mistycyzm, że autor Genezis z Ducha prawdopodobnie wydawał się szalony, jeśli nie nawiedzony zdecydowanie bliższemu katolicyzmowi autorowi Irydiona.
„List Słowackiego tu przyłączam, ciekawy dla kwasu w nim rozlanego” – pisze Zygmunt do Delfiny, a równocześnie czyni Juliuszowi wyrzuty, że ten kocha go mniej niż kiedyś. Słowacki nie dowie się również, że Zygmunt opuścił Rzym, by spotkać się z Claude’em François Lallemandem, znanym w tamtych czasach francuskim seksuologiem. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych Krasiński szukał u niego porady.
Fanatyczny i próżny geniusz tęczy
Romanse i kłamstwa powodowały coraz większy rozdźwięk między przyjaciółmi, lecz w różne strony zaczęły się rozchodzić również ich drogi poetyckie. Zachęcony przykładem i talentem Słowackiego Krasiński podjął próby pisania wierszem – przyjaciel ocenił je negatywnie. W listach z 1843 roku Słowacki zaatakował przede wszystkim graniczące z grafomanią twory poetyckie Krasińskiego, w których w widoczny sposób złamana została zasada decorum. Znakomity autor dramatów w liryce używał formy poetyckiej niepasującej do wielkości podjętej idei, szokował przewidywalnymi rymami i dziecięcą naiwnością; do nieudanej formy dołączy wkrótce również przekaz nazwany przez Słowackiego dydaktyzmem romantycznym.
Krasiński, kiedyś pierwszy obrońca twórczości przyjaciela, teraz nie zawaha się odwzajemnić jej krytyczną oceną. Jeszcze w kwietniu 1840 roku nazywać będzie Słowackiego geniuszem tęcz, a już rok później dosadnie wyrazi swoje rozczarowanie właśnie opublikowanym Beniowskim. W liście do Potockiej napisze, że w całym utworze znalazł tylko dwa odpowiadające mu wiersze, resztę lekceważąco określi „ciągłym Musseta naśladowaniem”. W tym samym liście scharakteryzuje taki właśnie typ nielubianej przez siebie poezji: „sama się przyznaje, że serce straciła lub serca nigdy nie miała”.
czytaj także
Na zmiany w stylu poetyckim niewątpliwy wpływ miała dalsza ewolucja duchowa obydwu wieszczów. Radykalna przemiana Słowackiego pod koniec życia na nowo zdefiniowała jego twórczość, poglądy i związane z nimi aktywności, a także korespondencję.
Z jedynych zachowanych listów Słowackiego do Krasińskiego – pisanych w latach 1842–1846 – można wywnioskować, że Słowacki chciał nadać ich relacji nowy, istotniejszy i jego zdaniem wyższy duchowy wymiar. Przyznaje, że nie może żyć bez przyjaciela; wciąż postrzega go – jak w wierszu z 1838 roku – jako tego, który wywołuje życie i porusza jego serce. Mistycyzm Juliusza, początkowo akceptowany przez przyjaciela, uwidacznia się między innymi w nazywaniu Zygmunta anielskim, rozwidnionym i proroczym.
Oprócz wymiaru duchowego w listach z tego okresu uwidacznia się też zainteresowanie przyjacielem jako osobą fizyczną i jego doczesnym losem. Choć Słowacki widzi w Krasińskim swojego opiekuna, także ofiarowuje mu opiekę i troskę: „Potrzeba mi listu od Ciebie, bo ja Ciebie nie tylko duchem, ale i po ludzku kocham, więc chciałbym Ciebie zawsze czuć w każdej chwili życia Twego – nie jako fantastyczną istotę i cel romansowego przywiązania, ale jako prawdziwego człowieka i wielkiego człowieka… Nic więc mi obojętnym być nie może z tego, co się Ciebie dotyczy…”.
Będziemy mieli swoich bohaterów [Dunin rozmawia z Tomasikiem]
czytaj także
Krasiński pisał do przyjaciela w podobnej tonacji, jednak niemal dwa lata wcześniej. Ponieważ ogromna część ich listów zaginęła lub została spalona, czytanie zachowanej korespondencji wieszczów przypomina składanie puzzli z kilku różnych zestawów zawierających rozmaite typy relacji: romantycznych kochanków duchowych z Willi Róż, twórców walczących na języki i style, wreszcie dwóch przeciwstawnych postaw: mistyka, który chciałby widzieć swojego wiernego przyjaciela jako rycerza wiary dumnie kroczącego przy jego boku, i praworządnego katolika, do którego mistyk bezskutecznie kieruje swoje genezyjskie odezwy, na przykład „Dotknąłeś palcem […], położyłeś dłoń całą, jako szeroka, na duszy mojej, tak, że dusza odjękła: «Prawda!»”.
Trudno się dziwić coraz bardziej angażującemu się emocjonalnie Słowackiemu. Zgodnie z sugestiami Krasińskiego zmierza ku przyjacielskiej relacji z Joanną Bobrową, ale nie przestaje go potrzebować. W grudniu 1842 roku pisze do niego:
„Postanowiłem szukać wszędzie serca Twego, bo mi go potrzeba… Zaleniwiałem […] teraz więc srogo pokutuję, bo nie wiem, gdzie się obracasz, serca Twego bijącego nie słyszę, a chciałbym żeby tak biło jak moje: spokojnie, ale równo i mocno – po człowieczemu”.
Gorące i szczere wyznania, na przykład „Całym duchem i całym sercem jestem i będę z Tobą zawsze i wszędzie”, pojawiały się aż do ustania korespondencji w 1845 roku (jedną z przyczyn zerwania kontaktu było niewątpliwie przedstawienie przodka Krasińskiego w Księdzu Marku jako postaci zdecydowanie negatywnej). Wróciły ze wzmożoną siłą wskutek interwencji Gaszyńskiego. Konstanty, najwidoczniej zmartwiony rozstaniem pary przyjaciół, zachował się jak mediator ratujący związek uczuciowy (wręcz małżeński) dwóch osób – spróbował doprowadzić do ich pojednania. Pełen dobrej woli odwiedził każdego z poetów. Jego sukces można niestety uznać wyłącznie za połowiczny.
„Jak orzeł wszponić, jak lew roztargać”
Po namowach Gaszyńskiego Słowacki napisał brulion listu do Krasińskiego. Uczynił to na tym samym arkuszu, którego strony były już wypełnione kolejnym wierszem polemicznym skierowanym przeciwko poglądom adresata. List, jak obrazowo określa Kleiner, tchnie prawdą uczucia. Tak jak kilka lat wcześniej, w czasie znajomości z Joanną Bobrową, Juliusz zdecydował „ważyć się na wszystko”.
Dalej żywe w Słowackim emocje (i prawdopodobnie wspomnienia) powodują, że niektóre z jego wizji lokują się na pograniczu erotyki i poezji religijnej. Juliuszowi zależy, by jego znajomość z Zygmuntem trwała mimo smutku, jaki czasem powoduje w nim zachowanie przyjaciela. Pragnie też, by przyjaciel towarzyszył mu duchem. Słowacki tworzy brawurowe wizje ich związku; zastrzega jednak, że nie chce, by Krasiński mu odpowiadał, jeśli nie czuje prawdziwej miłości.
„Jeżeli Twój duch stoi już na wysokości właściwej jemu, powinieneś mnie kochać i szanować; jeśliś dotąd cielesny jest z centaura, z orła i lwa, jak ów człowiek, o którym Platon w Respublice powiada, powinieneś jak centaur stratować, jak orzeł wszponić, jak lew roztargać, a ja powinienem Ci się oprzeć jako ecce homo dzisiejszy, to jest: ducha mego wyraziwszy ciałem, a nie będąc niewolnikiem nawet przyjaźni…”
**
Marta Justyna Nowicka – doktora nauk humanistycznych Uniwersytetu Gdańskiego w zakresie literaturoznawstwa, specjalność: literatura polska. Jest autorką kilkunastu artykułów naukowych. Kocha polski język i stara się zarażać swoją pasją do pięknych, dziwnych i brzydkich słów oraz porywającej literatury. Brała udział w takich inicjatywach jak: Studia na Horyzoncie, Lekcje bez klucza, Trójmiejska Kawiarnia Naukowa czy Doktowykłady. Współtworzyła projekt Rebelatorium – warsztaty z tworzenia gier planszowych. Od 2012 roku prowadzi kursy i zajęcia z języka polskiego jako języka obcego. Ma kotkę, która uwielbia leżeć na jej tekstach o Słowackim.