Czytaj dalej

Kowalska przeżyła z autorką „Nocy i dni” 22 lata i stworzyła z nią nierozerwalny związek

Anna Kowalska i Maria Dąbrowska / Foto © Cezary Gawryś / Fotonova

„Dąbrowska umiała dać upust swojej złości, bywało, że traktowała Annę z wyższością, zauważała złośliwie, że gdyby Kowalska tak pisała książki, jak mówi, byłaby dobrą pisarką” – mówi Sylwia Chwedorczuk, autorka książki „Kowalska, ta od Dąbrowskiej”.

Joanna Wiśniowska: Napisała pani biografię Anny Kowalskiej, zapomnianej pisarki, ale gdy mówi się o niej, zawsze jest w parze, zawsze jest „tą od Dąbrowskiej”, tak jak w pani tytule. Trudno jest oddzielić ją od partnerki.

Sylwia Chwedorczuk: Początkowo był to tytuł roboczy, bałam się, że potwierdzi takie myślenie o Kowalskiej, ale nie znalazłam innego. W tym jest trochę ironii, trochę prawdy, książka jednak, mam nadzieję, pokazuje Annę jako odrębną, silną i interesującą osobę. Kowalska przeżyła z Dąbrowską dwadzieścia dwa lata i stworzyła z nią nierozerwalny związek. Może mówimy o niej dziś właśnie dlatego.

Ile wymieniły ze sobą listów?

Prawie 2400.

Ile to stron?

Wszystkich stron nie policzyłam. Ale rzeczywiście jedna część mojej książki nosi tytuł 3090 stron miłości. Jest dwuznaczna, bo chodziło mi nie tylko o liczbę stron, ale także o liczbę objawów tej – bezprzykładnej, trudnej w ujęciu – miłości. Liczba ta dotyczy listów Kowalskiej i Dąbrowskiej wymienionych jedynie w latach 1945–1948.

Trudno było rozczytać się w piśmie?

Nie, szybko się nauczyłam rozczytywać pismo autorek. Trudniejsza do rozczytania była Dąbrowska, zwłaszcza gdy pisała pod wpływem emocji.

Która z nich więcej pisała?

Dąbrowska. Pisała więcej, a jej listy były dłuższe.

Dlaczego panią ta korespondencja tak zafascynowała?

Bo jest pięknie napisana, w literackim stylu, mimo że nie był to żaden projekt epistolarny. Przesyłane wiadomości są bardzo szczere i autentyczne. Kowalska pisze świetne listy, z tego powodu się nią zainteresowałam. Ma umiejętność tworzenia ze zdania aforyzmu, wystarczy przytoczyć: „Jeszcze pełno we mnie twojej obecności”, „Wszystko nas dzieli, ale nic nie może rozdzielić”, „Miłość jest albo jej nie ma” itd. Jej listy przepełnione są podobnymi zwrotami.

Poza tym korespondencja układa się w pełną opowieść o ich relacji, pokazuje portrety dotąd nieujawnione, zachwyca intymnością. Przez to, że Kowalska i Dąbrowska przez wiele lat mieszkały daleko od siebie, ich korespondencja pokazuje, jak narodziła się ich znajomość, jak się pogłębiała i jak trwała. Pisarki nie zawsze wszystko notowały w swoich dziennikach.

Jak się poznały?

W czasie wojny, we Lwowie, gdzie mieszkała Kowalska. Prawdopodobnie spotkały się wcześniej, nie udało mi się ustalić dokładnie kiedy, ale w powojennych listach Dąbrowska pisze, że widziały się na jakimś przyjęciu u Parandowskiego. Nie było to jednak nic istotnego, żadna z nich nie odnotowała tego zdarzenia w dzienniku. Bliżej poznały się w czasie wojny, w 1940 roku, gdy autorka Nocy i dni wraz ze swoim partnerem Stanisławem Stempowskim zamieszkała u Stanisławy i Ignacego Blumenfeldów, a potem przeprowadziła się na kilka tygodni do Jerzego i Anny Kowalskich.

Chcecie się czegoś dowiedzieć o kobiecej namiętności? Zapytajcie lesbijki

Zostańmy na chwilę we Lwowie, to miasto rodzinne Kowalskiej, z jakiego domu pochodziła?

Z biednego. Jej rodzina ciągle się przeprowadzała, bo ojciec był strażnikiem akcyzy i co rusz przydzielano mu inne mieszkanie na lwowskich rogatkach. W sumie Chrzanowscy dom zmieniali kilkakrotnie. Ojciec ciągle pracował, matka prowadziła dom i opiekowała się dziećmi. W którymś momencie rodzice stwierdzili, że warto, żeby Anka zamieszkała u ciotek, sióstr ojca, które mieszkały w centrum Lwowa. Były majętne, nie miały dzieci, mogły więc się Anką zaopiekować.

Rodzeństwo ojca urodziło się we Francji, skąd pochodziła ich matka. Ojciec Anki wszędzie czuł się trochę obco, w żadnym języku nie mówił dobrze, a przynajmniej tak go opisuje po latach Kowalska. Może również dlatego kontakt z córką był ograniczony. Anna była przywiązana do matki, ale też się wobec niej buntowała – to typowe dla nastolatek. Niełatwo było także znosić stosunek ciotek do matki, które nazywały panią Anielę „prostaczką”. Kowalska wspominała jednak po latach, że to właśnie matka zaraziła ją miłością do literatury.

Kowalska była wychowywana według zasad, co nie wypada, a co wypada dziewczynce?

Tak, u ciotek panowała sztywna atmosfera. Anka była strofowana, ciotki przywiązywały wagę do kindersztuby. Zdaje się, że matka wychowywała ją inaczej, była swobodniejsza, naturalniejsza.

Anna buntowała się przeciwko ciotkom?

Jeśli już, to był to bunt wewnętrzny, w tym sensie nie przyjmowała zasad narzuconych przez ciotki.

Czy lesbijka może być lekarką?

Jej wygląd też nie pasował do kanonów – zbyt duża, za grubo ciosana.

Miała taki typ budowy, to ciotkom przeszkadzało, że nie jest filigranową, dobrze ułożoną, grzeczną, uśmiechniętą Anią…

Blondynką z warkoczem?

Dokładnie. Była bardzo swobodną dziewczynką, zauważała, gdzie są postawione granice, ale miała potrzebę ich przekraczania. Myślę, że wyczuwała fałsz niektórych granic.

Może z tego wynikała jej ogromna odwaga, którą później się cechowała?

Tak, Annę charakteryzowały dwie cechy – odwaga i poczucie wolności.

Miała tak od dziecka?

Raczej tak, to widać w dzienniku, który prowadziła od 13. roku życia. I choć stara się dopasować do oczekiwań nauczycieli i domu, to zdaje się, że świetnie opisuje rzeczywistość, jest świadoma swojej sytuacji w szkole, w rodzinie. Niestety nie znamy jej z lat wcześniejszych, nie wiemy więc dokładnie, dlaczego taka jest.

Już wtedy była świadomą pisarką?

To może za wiele powiedziane. Na pewno już wtedy chciała zostać pisarką. Rozbawił mnie wpis dziennikowy, w którym Anka notuje, że chce być kimś więcej niż Orzeszkową. To reakcja na sugestię nauczycielki, która widziała w niej przyszłą autorkę tej klasy. I ona to pisze całkiem serio.

Kobiety „na zapleczu” i „na salonach”

Trzynastoletnia Anna zakochała się w swojej nauczycielce, wybuchł nawet skandal z tego powodu.

Anka zakochała się w Marii Jarosiewicz, wychowawczyni, nauczycielce geografii. Co ciekawe, Anki zauroczenie to nie dziwiło. Oprócz niej zakochane w Jarosiewiczównie były jeszcze dwie koleżanki, wspólnie ją odwiedzały, myślały o niej, modliły się za nią, wynosiły z jej domu rzeczy, żeby móc spotkać się raz jeszcze. Anna nie zapisała momentu, w którym zaczęła rozumieć, że to nie jest tylko poszukiwanie autorytetu, tylko intymne zainteresowanie dorosłą kobietą. Może nie chciała tego zrobić, nie przyspieszała tej myśli, najwyraźniej nie miała takiej potrzeby, nazwali to za nią dorośli.

Od dziecka nie miała problemu ze swoją seksualnością?

W pierwszej wersji mojej książki znalazł się fragment z tekstu Michała Głowińskiego Kręgi obcości. Opowieść autobiograficzna, w którym badacz literatury wspomina, jak to było, gdy jako nastolatek zorientował się, że podobają mu się chłopcy. Było to dla niego bardzo trudne, nie miał z kim o tym rozmawiać. Czym jest homoseksualizm, przeczytał w Encyklopedii Gutenberga. Wydawało mu się, że całe życie będzie musiał ten fakt ukrywać. To bardzo poruszające wspomnienie. Anna zupełnie tak tego nie przeżywała, ma się poczucie, że w pełni akceptuje swoją seksualność, że jest ponad to. Ona już wtedy chyba myśli, że może być tym, kim chce.

Myślę sobie teraz, jak by to było, gdyby wszystkie kobiety były wychowywane w takiej wolności, pewności siebie, świat wyglądałby inaczej.

Tak, wiele można by się od Anki nauczyć, ona miała w sobie wolność myślenia. Była też niezwykle krytyczna wobec świata. Ale może wzięło się to właśnie wbrew wychowaniu ciotek, babki, szkoły, trudno jej wychowanie uznać za wzorowe. Anna wiedziała też, że wcale nie jest łatwo żyć tak, jak się chce. Że za to się płaci niemałą cenę.

Ważna, bo lesbijka

Później napisze piękne zdanie: „Miłość po prostu jest albo jej nie ma”.

Napisała je w liście do Marii Dąbrowskiej, gdy wymieniały uwagi o homoseksualizmie. To prosta myśl i w tej swojej prostocie bardzo cenna. A dużo wcześniej, jako dziewczynka, zanotowała: „Nie kocham jak bałwochwalca dla ciała, ale dla jasnej, wielkiej duszy, dla pięknego charakteru”. Anka w ten sposób się tłumaczy z tego, co zobaczyli dorośli.

Wspomniałyśmy wcześniej o skandalu, którego byłą bohaterką, co się wydarzyło?

Jarosiewicz była otwartą na kontakty z uczniami nauczycielką, taki miała styl, ale nie przekraczała wyznaczonej dla siebie roli, nie odpowiedziała w sposób erotyczny na zainteresowanie swojej uczennicy. Jednak jedno szkolne wydarzenie z jej i Anny udziałem doprowadziło do tego, że dyrektorka szkoły powiedziała: „dość!”. Była zima, zmarznięta Anna chciała się rozgrzać, położyła się w pokoju i poprosiła do siebie Jarosiewiczównę. Ta położyła na jej rozpalonej głowie ręce, Anka zaś swoje na jej szyi. W tym momencie weszła dyrektorka. I wybuchła awantura.

Trudno pisało się o zauroczeniu nastolatki 25-letnią kobietą?

Trudno. Choć staram się nikogo w książce nie oceniać, byłam oburzona dorosłymi, nikt Ance nie pomógł, nikt w domu z nią nie rozmawiał. Zamiast tego pilnowano jej, czytano jej dziennik. Przez pewien czas musiała wynosić dziennik do innej nauczycielki, jedynej, która miała jakieś zrozumienie dla cierpienia Anki. I mimo że widziałam, że Anka przekracza niekiedy granice, to wzruszał mnie jej „głód czułości”, jej bezradność wobec uczucia, które utrzymywało się niemal dwa lata. To długo.

Mimo młodzieńczej fascynacji kobietą Anna wyszła za mąż za mężczyznę – Jerzego Kowalskiego. Kim był jej wybranek?

Miała 19 lat, gdy go poznała, był jej wykładowcą. Jerzy pracował na Uniwersytecie Jana Kazimierza, był filologiem klasycznym. Profesorem został z pominięciem habilitacji, bo jego doktorat był tak wybitny, że Kowalski od razu otrzymał stopień profesorski. Miał wówczas 27 lat i był jednym z najmłodszych profesorów w kraju.

I jednym z najbardziej ironicznych.

Tak! Ale to Ance imponowało. Do tego fantastycznie opowiadał, o czym później będą wspominać goście Kowalskich zachwycający się jego opowieściami.

To nie było typowe małżeństwo?

Takie odniosłam wrażenie. Byli bardzo wobec siebie szczerzy, ciągle rozmawiali o kształcie swojego związku. Mimo że Jerzy był starszy o 10 lat, do tego był wykładowcą, to Anka chciała być z nim na równi. Od razu mu pokazała, że nie będzie żoną, której urządza się życie. A on nie miał nic przeciwko. Mimo tych obustronnych ustaleń nie wolni byli od kryzysów, bywało, że Anna żaliła się na swoją sytuację, na to, że nie zarabia, że jest żoną przy profesorze, a inteligencją mu dorównywała. Nie wiem, czy to był jej wybór, wydaje się raczej, że Jerzy nie wymagał od niej bycia w tej roli. Pomimo tych trudności byli jednak bardzo nowoczesnym małżeństwem, które wiele robiło wspólnie – prowadzili razem badania naukowe, pisali książki, wciąż wyjeżdżali.

Dziewczyny szły na matematykę, marząc o karierze księgowej. A odkrywały „maszyny cyfrowe”

Ciągle byli w ruchu.

Gdy Anna widziała, że coś się psuje między nimi, że się sobą już nużą, za dużo się kłócą, mówiła: „Zróbmy jakiś wyjazd”. Oboje zdawali sobie sprawę, że życie ze sobą to ciągła praca.

Ale Anna, która szukała w swoim życiu bliskości, trafiła na mężczyznę, o którym sama napisała, że „tworzył samotność niepodzielną”. Było to dla niej trudne?

Bardzo. W listach narzeczeńskich pisała, że on często patrzy ponad jej głowę, że bardzo musi się wysilać, żeby złapać jego wzrok. To ujęcie metaforyczne. Ale akceptowała go właśnie takim. Ciekawe jest może też to, że Anna do tej upragnionej bliskości wybierała osoby, które były starsze, które osiągnęły w momencie spotkania z nią więcej niż ona – Marię Jarosiewicz, Jerzego Kowalskiego czy Marię Dąbrowską. Wszyscy oni mieli już swoją przestrzeń działania.

Początkowo książki pisała z mężem, nie wierzyła we własne siły?

Wspominałyśmy o odwadze, o wolności, ale Anna – jak wielu z nas – miała też drugą twarz. W pisaniu towarzyszyła jej pewna wstydliwość, która pozostała w niej do końca. Była wobec siebie bardzo wymagająca. Wspólne pisanie książek nie bardzo się Kowalskim udało, były nie najlepiej przyjęte przez krytyków i czytelników. Rozpad tej spółki pisarskiej zadziałał na korzyść Kowalskiej.

Ania Shirley kontra Emily Dickinson

czytaj także

To wróćmy do spotkania Dąbrowskiej i Kowalskiej. Kiedy został wysłany pierwszy list?

W 1940 roku przez Marię Dąbrowską, która poinformowała Annę o tym, że ze Stanisławem bezpiecznie dotarli ze Lwowa do domu. Początkowo korespondencja między pisarkami była skąpa i głównie informacyjna.

„Kochać cię będę tak, jak chcesz i jak pozwolisz” – pisała Anna, bo autorka Nocy i dni z początku była bardziej zdystansowana. Z czego to wynikało?

Tak Kowalska pisała jesienią 1943 roku, po półrocznym pobycie w Warszawie u Marii Dąbrowskiej. Nie miała pewności, czy Maria odpowie na jej uczucie. I słusznie, Dąbrowska jeszcze wtedy się wahała, choć tęsknota za Anną pokazała jej, że ona także jest przywiązana do Kowalskiej. Nie było żadnego założenia w tych zdystansowanych uczuciach Dąbrowskiej, ona po prostu nie spodziewała się miłości ze strony Kowalskiej. Została zaskoczona.

Może początkowy opór brał się z tego, że miała świadomość, że jest sławna, zastanawiała się, co ludzie powiedzą?

Nie, to jej nie zajmowało. Rozważała konsekwencje, przecież była ze Stempowskim, a Anna miała męża, do tego Maria jeszcze „przed chwilą” kochała Stanisławę Blumenfeldową, którą zamordowali Niemcy, a o której Dąbrowska pisała, że to ostatnia miłość jej życia. Gdy Anna przyjeżdża do niej na Polną „po miłość”, Dąbrowska ma 54 lata i zakłada, że nie stać jej na to, żeby wejść w nowe uczucie, że dość się już wycierpiała. Przynajmniej tak jej się wtedy wydaje. Myli się i powinno to być również dla nas ważne – to nam pokazuje, że w tej kwestii nie możemy być tacy znów niczego pewni. Ale w tym czasie nie myślała o tym, co ludzie powiedzą.

Jak kobiety uczyły się mówić

Nawet potem?

Później trochę tak.

A dlaczego później tak?

Może do końca nie akceptowała swojego związku z kobietą? Mówiła, że nie ma do tego „predylekcji”.

Mimo relacji, która je łączyła, obie ciągle żyły ze swoimi partnerami, powstał wręcz czworokąt.

Obie były świadome cierpienia swoich partnerów oraz cierpienia, które sobie zadawały. Los Kowalskiej stawia nam wiele pytań, czasem bardzo podstawowych, również o miłość pozamałżeńską.

Obie zatraciły się w tej relacji, listy pisały wręcz kompulsywnie, nie czekając na odpowiedź.

Dni upływały na czekaniu, czekanie przeradzało się w zapis, w poszukiwanie obecności. Tęskniły za sobą, chciały się dzielić swoją codziennością, opowiadać o tym, co się wydarzyło i poczuło.

Ale potem ten świat wykreowany przez nie w listach rozsypywał się w zderzeniu z rzeczywistością. Z pani książki wynika, że nie potrafiły ze sobą żyć.

Gdy zamieszkały razem w Warszawie, miały za sobą jedenastoletni związek na odległość, który udało im się pomimo przeszkód utrzymać. To już coś. Bały się tego wspólnego mieszkania i pragnęły go. Trudności było wiele, choćby to, że Dąbrowska miała wówczas 65 lat, swoje nawyki, potrzeby. Dom miała stworzyć nie tylko z Anną, ale także z jej córką, ośmioletnią Tulą, a dziecko wprowadza do domu zupełnie inne zwyczaje. Do tego obie kobiety były pisarkami, to wywoływało pewne trudności.

Czy Rodziewiczówna może być seksi?

Wynikały one z ambicji?

Chyba tak. Chyba Maria potrzebowała wiele uwagi, która zabierała Annie czas. Może też miały inny styl pracy. Anna bardzo potrzebowała ciszy, a dom Marii zawsze był pełen gości.

Dlatego kupiła dom w Komorowie?

Dąbrowska chciała to zrobić już po wojnie, nie zrobiła tego z przyczyn ekonomicznych. To był wcześniejszy plan, ale z pewnością trudne, wspólne życie przyczyniło się do szybkiego zakupu domu w drugiej połowie lat pięćdziesiątych.

Ta ich korespondencja jest bardzo brutalna, Dąbrowska potrafiła w niej uderzać w najczulszy punkt partnerki, w jej twórczość.

Może tak jest miejscami, ale te listy mają różny charakter. Wiele z nich to po prostu kroniki codzienności, łagodne zwierzenia. To prawda jednak, że Dąbrowska umiała dać upust swojej złości, bywało, że traktowała Annę z wyższością, zauważała złośliwie, że gdyby Kowalska tak pisała książki, jak mówi, byłaby dobrą pisarką. Ale Maria tak się broniła, gdy cierpiała. Anna także potrafiła być trudna, w późniejszych latach drwiła w kłótni, to było niełatwe do przyjęcia, drwina jest niezwykle raniąca.

Ziemia zatrzęsła się, gdy Anna zaszła w ciążę. Dąbrowska napisała, że jest to dla niej tysiąc razy gorsze od powstania warszawskiego i śmierci siostry podczas niego. Zdawała sobie sprawę, że przekraczała granice?

Miała w sobie impuls „beznadziejnej” szczerości, brak było jej hamulców, ale wiedziała, że w tym okresie przekracza granice.

Cierpiała chociaż z tego powodu?

Oczywiście, nazywa swoje listy egoizmem miłości i rozpaczy. Ma świadomość, że to jej upadek moralny. Również z tego powodu bardzo cierpi. Dowiedziała się o sobie czegoś nowego. Dla niej to była swego rodzaju sytuacja graniczna, może ważniejsza niż powstanie i śmierć siostry, przegrała w niej z samą sobą. Ale była tego świadoma, przyznawała się do tego przed sobą, przed Anną. Wiele osób by tego nie zrobiło. Ani jej słów, ani jej postawy nie chcę oceniać, nie daję sobie nawet przez chwilę tego prawa.

Co sobie nawzajem zabrały, a co dały?

Trudno powiedzieć, w jakim stopniu to wojna, a w jakim spotkanie z Marią zmieniło życie Anny. Ale po wojnie Kowalska zaczęła pracować, tworzyła literackie życie Wrocławia, gdzie zamieszkała w 1945 roku. Wcześniej nie wykazywała takiej aktywności. Może Maria dała jej pewność siebie? W końcu autorka Nocy i dni odpowiedziała na jej miłość, zakochała się w niej. Anna chciała pracować nad swoimi tekstami jak Maria, Dąbrowska imponowała jej w tym obszarze. Powtarzała Kowalskiej, żeby po kilka razy przepisywała tekst na maszynie, bo wtedy można dostrzec własne błędy. Anna zaczęła to robić, wcześniej nie poświęcała pisaniu tak wiele czasu. Dostała od Marii także miłość. Porozumienie intelektualne.

A co od Kowalskiej dostała Dąbrowska?

Zainteresowanie, miłość, poczucie przynależności do kogoś.

Ile było chwil szczęścia w relacji Dąbrowska–Kowalska?

Nie wiem, nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Ale na szczęście ratuje mnie Kowalska, która robiąc przegląd swojego życia, napisała, że nie żałuje, że nie uciekła, gdy w 1943 roku zapukała do drzwi mieszkania przy Polnej w Warszawie.

**

Sylwia Chwedorczuk – badaczka literatury, edytorka i pasjonatka listów Anny Kowalskiej i Marii Dąbrowskiej. Pracę doktorską obroniła w Instytucie Badań Literackich PAN. Publikowała w „Twórczości” i w „Dialogu”. Autorka książki Kowalska, ta od Dąbrowskiej (Wydawnictwo Marginesy)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Joanna Wiśniowska
Joanna Wiśniowska
Dziennikarka
Dziennikarka związana z „Gazetą Wyborczą Trójmiasto” i „Wysokimi Obcasami”, publikowała m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, newonce.sport i magazynie „Kopalnia. Sztuka Futbolu”.
Zamknij