Kinga Dunin czyta, Weekend

Queerowe pole minowe naszpikowane nadwrażliwym materiałem wybuchowym

Torrey Peters jest amerykańską pisarką. I trans kobietą. To o tyle istotne, że właśnie z takich pozycji i o tym napisała tę powieść. Kinga Dunin czyta „Trans i pół, bejbi”.

Torrey Peters, Trans i pół, bejbi, przeł. Aga Zano, Wydawnictwo W.A.B. 2022

Trans i pół bejbi okładkaReese chciałaby wiedzieć: czy to ona nie może się oprzeć żonatym? A może zbiór mężczyzn zainteresowanych trans kobietą ogranicza się jedynie do tych uwięzionych w małżeństwie z cispłciową żonką i gotowych na „eksperymenty” z kimś takim jak ona? Najprostsza odpowiedź, podsuwana jej przez koleżanki, brzmiała, że facet to świnia.

Torrey Peters jest amerykańską pisarką. I trans kobietą. To o tyle istotne, że właśnie z takich pozycji i o tym napisała tę powieść, która w 2021 roku znalazła się na długiej liście nominowanych do Women’s Prize for Fiction. Wzbudziło to protesty ze strony niektórych twórczyń, na co odpowiadały inne, popierając decyzję kapituły. Wiadomo, że nie jest to dziś kwestia neutralna, tylko polityczna.

Tłumaczka świadomie zrezygnowała z opatrywania powieści przypisami, jesteśmy gośćmi w świecie opisywanym przez autorkę, nie wszystkie realia są dla nas oczywiste, pojawiają się terminy, z którymi nie jesteśmy oswojeni, często w angielskiej wersji, bo nie mają polskich odpowiedników – tucking, chaser, twink i kink, dominatrix, poppers i PrEP… Jednak w kontekście stają się zrozumiałe, albo można poszukać w internecie. Autorka może pozwolić sobie też na używanie określeń, które w ustach kogoś z zewnątrz mogłyby uchodzić za transfobiczne.

Nie jest to wybitna powieść, ale bardzo interesująca. Krótko streszczona, może wywołać reakcję – a cóż to za niewiarygodny pomysł! Troje bohaterów, a może jednak trzy bohaterki? Reese – trans kobieta. Katrina – córka Chinki i Żyda, cis hetero. Ames – po detranzycji. Mężczyzna, ale czy na pewno? Katrina zachodzi w ciążę z Amesem. Ames nie chce być ojcem, ale mógłby być rodzicem, potrzebuje jednak do tego wsparcia, kogoś, kto go zrozumie. Proponuje swojej byłej partnerce, Reese, której marzeniem jest macierzyństwo, żeby została drugą, równorzędną matką dziecka.

Z Księżyca czy z Netflixa?

Czy tej trójce uda się porozumieć, wymyślić, w jaki sposób miałaby funkcjonować ich rodzina? Nawet jak na świat queer, to dość niezwykłe, z czasem jednak, kiedy lepiej poznamy bohaterki, stanie się przynajmniej psychologicznie prawdopodobne. A poza tym, prowadzeni przez tę historię – nawet jeśli w nią nie uwierzymy – tak naprawdę dostaniemy cały zestaw różnych zagadnień wartych przemyślenia. I wykraczających poza świat powieści, która dotyczy trans kobiet, ich problemów i relacji ze światem. Białych, w Nowym Jorku, takich po trzydziestce. Ich subkultury: przepychanek, zaczepek, dramatyzownia, przesady, cynizmu i ironii, przez którą nicowane są różne oczywistości i schematy i nadawane im inne znaczenia. (Trans mężczyźni pojawiają się w tej powieści tylko epizodycznie, ot, gdzieś w tle reperują swój motocykl).

Pierwsze pytanie oczywiście dotyczy płci. Najprostsza narracja brzmi tak, że jest płeć biologiczna, jest też tożsamość płciowa, wewnętrzne przekonanie o własnej tożsamości. Brak zgodności między nimi jest źródłem cierpienia, któremu może zaradzić tranzycja. Poza tym jest jednak też kultura, jej wpływ i na ciało (pamiętajmy, że kuracje hormonalne czy interwencje chirurgiczne to też kultura), i na wyobrażenia (zinternalizowane), czym jest kobiecość. Kiedy Katrina, która lekko dryfuje w kierunku queer i poznała już słowo heteronorma, mówi w najlepszej wierze, że płeć przecież nie jest aż tak istotna, Ames odpowiada jej, że osoby trans przechodzą tranzycję właśnie dlatego, że płeć ma dla nich niewiarygodnie wielkie znaczenie.

W retrospekcjach poznajemy dzieciństwo i młodość głównych bohaterek naznaczoną problemami z niedostosowaniem, kiedy jednak Reese zaczyna zastanawiać się nad dysforią płciową, zauważa, że wpływają na nią też obowiązujące standardy urody, konsumpcjonizm, kapitalizm, patriarchat. I nienawiść do siebie, która u kobiet po tranzycji często koncentruje się na jednym fragmencie ciała. Ames, jeszcze jako kobieta, ma obsesję na punkcie swego nosa. W końcu, dzięki zaświadczeniu od psychiatry, ubezpieczenie funduje jej drobną i pewno niepotrzebną korektę. Inne trans kobiety skupiają się na przykład na łukach brwiowych. Napędza to powstawanie i popularność coraz to nowych zabiegów, a to z kolei potęguje problemy z dysforią. Jak twierdzi Reese: „można wymyślić sobie dowolną tożsamość, w końcu człowiek poddaje się roli, którą wymusza społeczeństwo”.

Znikająca litera „T”, czyli jak zabija transfobia

Często kiedy przyglądamy się trans kobietom, przyglądamy się roli kobiety, a przynajmniej niektórym jej aspektom, w wersji perfekcyjnej: kobietom idealnie zadbanym, zwracającym uwagę na każdy szczegół, na język ciała. Dobry passing polega na tym, żeby nikt nie orientował się, że ma do czynienia z osobą trans. Nikt poza innymi osobami trans, które rozpoznają się od razu. O podobnym doświadczeniu mówi Katrina ze swoim chińsko-żydowskim pochodzeniem. Zazwyczaj uchodzi za białą, ale Azjaci bezbłędnie rozpoznają w niej odmienność.

I teraz wpływamy na burzliwe wody pytań niebezpiecznych. Czy trans kobiety naprawdę są kobietami? Odpowiedź terfów brzmi nie, o płci decyduje raz na zawsze i ostatecznie biologia. Dla mnie są, i to chyba bardziej niż ja. Ale też można dostrzec ich odmienność. Istnieją różne wersje kobiecości. Trzymając się powieści – jej bohaterki te różnice dostrzegają, wydaje się, że czasem trochę gardzą cishetkami. Tak, od dziecka nie czuły się dobrze w skórze chłopców, ale były socjalizowane do tej roli. Miały też swoje męskie sprawne ciała. Ames po detranzycji, kiedy przestaje brać środki blokujące testosteron, odzyskuje „pamięć mięśniową” i przyjemność gry w baseball. To ciało było mu obce, ale silne i sprawne, „służyło mu jak dobry pies”, nie było tylko ciężarem.

Potem, jako chłopcy, rozpoczynają współżycie seksualne – i tu pojawiają się problemy, kłopoty z naprawdę intymnym zbliżeniem, przeżywana podczas seksu dysocjacja… Po drodze mogą też stać się mizoginami – muszą bardziej niż inni potwierdzać swoją chłopięcą tożsamość, jeśli chcą być akceptowani w grupie. Wszystkich tych doświadczeń, przynajmniej w naszej kulturze, gdzie swoją tożsamość odkrywa się z trudem, nie da się całkiem wyprzeć.

Najbardziej złożoną tożsamość ma właśnie Ames, po detranzycji, który nie stał się wcale „prawdziwym mężczyzną”. Nadal jest osobą trans, która z różnych powodów zdecydowała się na życie w męskim ciele, co może ulec zmianie. (Angielski tytuł książki to Detransition, baby). Kolejny kłopotliwy temat, bo dla transfobów, terapeutów konwersyjnych, fundamentalistycznych chrześcijan jest to dowód, chętnie też wykorzystywany przez prasę brukową, że tranzycja jest pomyłką albo kaprysem wynikającym ze złudzenia, że każdy może być, kim tam sobie chce. A powodem może być zły passing, przywileje związane z rolą męską, lęk przed agresją, która bardziej zagraża kobietom… W trans kobietach natomiast osoba po detranzycji będzie budziła litość i obrzydzenie – zdrajca, oszust?

Wojny nie tylko teoretyczne. O co chodzi terfkom?

Pojawia się też pytanie o seksualność, szczególnie że bohaterki powieści nie przeszły bardziej zaawansowanych operacji korekty płci i mają penisy. Reese lubi ostry seks, prowadzący do przemocy, którą sama prowokuje. Lubi być poniżana, kontrolowana, infantylizowana. Chce poczuć swoją delikatność, bezradność i uważa, że świadoma zgoda wszystko by zepsuła. Jej zdaniem „kobiety kochają faszystów”. „Reese nie wymyśliła zasad kobiecości, tylko je odziedziczyła, jak każda dziewczyna. Dlaczego to na niej miałoby ciążyć jarzmo doskonałego stosowania się do polityki feministycznej, która ledwo się nią zainteresowała”.

Partnerów szuka w internecie na stronach dla mężczyzn poszukujących kobiet trans i fetyszystów. Kim są ci mężczyźni? Jej zdaniem to tacy, którzy naprawę pożądają trans kobiet, albo właśnie fetyszyści, kryptogeje i kryptotransy – z tymi ostatnimi nie chce się zadawać. Rozważa też kwestię autoginefilii, czyli gdy u mężczyzny podniecenie wywołuje wyobrażenie, że jest kobietą. Bywało to łączone przez niektórych seksuologów z transpłciowością, a takie stanowisko uważane jest za przejaw transfobii. Zdanie Reese na ten temat, oraz na temat fetyszyzmu, jest chyba bardziej złożone: fetyszyzowanie i uprzedmiotawianie może być bardzo seksowne. Kobiecość może też być fetyszem dla kobiet, a męskość dla mężczyzn.

„Czasem jedyna ucieczka z pożaru prowadzi przez ogień”. Pamiętniki osób LGBT+

No i jest jeszcze kwestia macierzyństwa. Macierzyństwa, a nie posiadania dziecka, bo w zasadzie para trans kobiety mogłaby dziecko adoptować, szczególnie jeśli uchodziłaby za „lesbijskie normiki”. Reese chodzi jednak o coś o wiele głębszego. Właściwie o możliwość – trudno osiągalną – przeżycia macierzyństwa tak, jakby sama też miała urodzić. I do tej możliwości się zbliża.

Na psychikę trans kobiet wpływa nie tylko trudny okres przed tranzycją, często zerwanie więzi rodzinnych, ale też to, co potem. Dyskryminacja, misgendering, transfobia i homofobia (łączenie trans z HIV). A także brak jasnych reguł i scenariuszy życia po tranzycji, „queerowa tymczasowość”, brak stabilizacji…

Oczekiwanie od społeczeństwa akceptacji i równych praw jest zrozumiałe. Do transaktywizmu Reese zachowuje jednak pewien dystans. Lekceważy kwestię neutralnych płciowo toalet. Drażnią ją „twitterowe aktywistki, zawsze gotowe przedstawić jakieś naszprycowane teorią interpretacje zagadnienia płci”. Młode, początkujące „transiątka”, zasadnicze i pozbawione poczucia humoru. „Agresywne transpłciowe dziewczyny, wiecznie publikujące jakieś dogmatyczne artykuły o genderowej etykiecie, żeby przywołać do porządku szerszą cisową publiczność”. Przez to ludzie – ci, którzy chcieliby zachować się właściwie – zachowują się sztucznie, starając się przestrzegać jakichś ścisłych kodeksów, zamiast po prostu być przyzwoitymi.

Transfobia J.K. Rowling

czytaj także

Z drugiej jednak strony Reese umie wykorzystywać to, że „trans kobiety są ofiarą sezonu”. W razie potrzeby posługuje się „polityczno-moralną wyższością równie sprawnie jak eyelinerem”. I nie dziwią jej krwawe jatki, do których dochodzi, gdy wkraczamy na „queerowe pole minowe naszpikowane nadwrażliwym materiałem wybuchowym”.

Jasne, to nie Polska, tylko Nowy Jork, jednak smak wojen kulturowych też poznaliśmy. Może to być więc interesująca książka dla tych, którzy stojąc po dobrej stronie mocy, chcieliby więcej zrozumieć i wyjść poza sztampowe narracje.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij