Kinga Dunin czyta

Podejrzane braterstwo i mieszczańskie dramaty

Oddział tzw. strzelców senegalskich, styczeń 1918

Chyba to mnie zaniepokoiło – ta tytułowa „bratniość”, braterstwo dusz, braterstwo w walce, w obliczu śmierci i wroga, w okopach, ta prawdziwa męska więź… Kinga Dunin czyta „Bratnią duszę” Davida Diopa i „Tę prawdziwą” Sándora Máraiego.

David Diop, Bratnia dusza, przeł. Jacek Giszczak, Cyranka 2021

Bratnia dusza okładka…wiem, zrozumiałem, nie powinienem. Ja, Alfa Ndiaye, syn bardzo starego człowieka, zrozumiałem, że nie powinienem. Klnę się Bogiem, teraz wiem, Moje myśli są moją wyłączną własnością, mogę myśleć co chcę. Ale nie będę mówił.

Czyli już wiecie – bohater nie jest Polakiem ani Francuzem – dodam, i słusznie domyśliliście się, że nie jest biały. Jest z Senegalu i razem z najbliższym przyjacielem, bliższym mu niż brat Madembą Diopem jedzie na wojnę, tę pierwszą, wielką, i walczą w armii francuskiej. Nie będzie mówił, bo się wstydzi tego, do czego go ona doprowadziła. Będzie jednak myślał, więc ta książka to strumień jego świadomości, pełen powtórzeń, podobno po francusku utrzymany w rytmie języka wolof. Wplecione są w to też mity i zwyczaje afrykańskie. Ojciec autora także jest Senegalczykiem, Diop urodził się w Paryżu, a wychował w Senegalu.

Historia jest taka: chłopcy, licząc na to, że potem ustawią się w życiu, jadą na wojnę. Na pewno biorą pod uwagę, że będą zabijali, może mniej myślą o tym, że sami mogą zginąć. Wojna okazuje się okropna, a żołnierze mają nad sobą przełożonych, którzy traktują ich jak mięso armatnie. Diop ginie, Alfa Ndiaye cierpi i czuje się trochę winny, bo kpił przedtem z przyjaciela i powątpiewał w jego odwagę. Opanowuje go żądza zemsty. Nocami wybiera się na linię wroga, zabija, wypruwa wnętrzności i obcina dłonie, które znosi jako trofea. Najpierw zyskuje poklask, ale potem dowódcy i koledzy zaczynają uważać, że może przesadził. Podejrzewają, że jest „pożeraczem dusz”. Odsyłają go na tyły, do ośrodka wypoczynkowego. Tam, w imieniu kolegi, który nigdy nie miał kobiety, gwałci córkę lekarza.

Jest się czego wstydzić.

Wiem, że tego typu streszczeniem można zaszkodzić książce. A ta przecież dostała międzynarodowego Bookera i wzbudza powszechny zachwyt. Bo jest ciekawie napisana – trudno się nie zgodzić. I porusza ważne tematy – oddaje głos czarnym żołnierzom wykorzystywanym w czasie walk przez państwo kolonialne. Tym zapomnianym, nieuwzględnianym w historii, nieznajdującym swojej reprezentacji w kulturze. Pokazuje, jak i po co stereotyp „dzikusa” jest wykorzystywany i wręcz wzmacniany. Widzimy, że żołnierze są mięsem armatnim, którym w sposób okrutny się rozporządza. I też od razu dowiadujemy się, że za wszystko odpowiada wojna. Można pewno do tego dodać i kolonializm, i imperializm.

Jednak wszystko, czego dopuszcza się Ndiaye, jest zawsze równoważone cechami, za które możemy go podziwiać i lubić albo  które są jak najbardziej ludzkie. Ma jakąś rodzinę, matkę, która zaginęła porwana przez Maurów, wspomina pierwszą miłość… Ten świat jest zły, Ndiaye w gruncie rzeczy dobry. I jest prawdziwym mężczyzną, pięknym, silnym i odważnym wojownikiem. Ale najpiękniejsza w nim jest miłość do przyjaciela, jest gotów oddać we władanie jego duszy swoje ciało. Przecież mówi się o nim, że jest „pożeraczem dusz”.

I chyba to mnie zaniepokoiło – ta tytułowa „bratniość”, braterstwo dusz, braterstwo w walce, w obliczu śmierci i wroga, w okopach, ta prawdziwa męska więź…

Co w tym złego?

Przypomniała mi się Dubravka Ugrešić, pisarka i eseistka chorwacka, która z powodów politycznych od dawna mieszka na emigracji. Jej eseje z lat 90., to, co pisała o bałkańskich maczo, męskich związkach, które kultywują, tych wszystkich mitach o prawdziwej męskiej przyjaźni. Uważała, że właśnie ta część kultury odpowiadała za wojnę na Bałkanach i jej okrucieństwo, jak pamiętamy – także wobec kobiet.

Całe to męskie braterstwo dusz w książce Diopa doprowadza do tego, że do okrucieństw wojennych dodaje się jeszcze więcej okrucieństwa i gwałt na kobiecie, która podobno sama tego chciała. Jednocześnie tak to jest napisane, zrobione, że nadal mamy uważać to za piękne. Razem z chłopakami cieszyć się seksem. Gładko prześlizgnąć się nad wątpliwościami. Mnie się to nie udało.

Zbrodnia to niesłychana – może ten pan kochał pana?

*
Sándor Márai, Ta prawdziwa, przeł. Irena Makarewicz, Czytelnik 2021

Ta prawdziwa okładkaSpójrz, przyjrzyj się temu mężczyźnie. Czekaj, nie patrz tam teraz, odwróć się do mnie, rozmawiajmy. Nie chciałabym, żeby tu spojrzał i mnie zobaczył, nie chciałabym, żeby mi się ukłonił.

Kiedy jej były mąż opuści już kawiarnię, kobieta zacznie swoje zwierzenia, długą opowieść o kilkunastoletnim, zakończonym rozwodem małżeństwie. Potem usłyszymy, w podobnej formie, historię jej męża. Jest też „ta trzecia”, ale jej wersji nie poznamy, chociaż po latach została dopisana przez autora, już jako odrębna całość.

Máraiego znam z dzienników i z legendy – wielki pisarz węgierski, który po wojnie wyemigrował, a kiedy już był bardzo stary, popełnił samobójstwo. Przyznaję, że dotąd nie czytałam żadnej jego powieści, co postanowiłam nadrobić, szczególnie że ta (Ta…) podobno cieszy się największym uznaniem czytelników. Ukazała się w 1941 roku. Czyli dawno i w innych czasach. Te inne czasy dla nas były jeszcze bardziej inne niż dla autora. Był przeciwnikiem i faszyzmu, i komunizmu, ale – jak przyznaje w dziennikach – naprawdę groza tego, co się dzieje, dotarła do niego, kiedy w 1944 roku Niemcy wkroczyli na Węgry i zagnali Żydów do gett. (Jego żona była Żydówką, ukrywali się).

Nie znaczy to, że nad tą powieścią nie unosi się duch końca czasów, a przynajmniej końca pewnej formacji. I nie wynika to tylko z naszej dzisiejszej świadomości.

Jej część obyczajowo-romantyczna wygląda tak: oto idealne małżeństwo – dbają o siebie, są zawsze dla siebie grzeczni i troskliwi. Przyjmują i odwiedzają. Chodzą do teatru i tam, gdzie wypada, czytają odpowiednie książki. A jednak coś tu nie gra. Ona, zakochana w mężu, czuje, że brakuje jej prawdziwej bliskości. Chce więcej, niż daje jej mąż. Pewien ksiądz nazwie to grzeszną łapczywością. On się jej wymyka, kryje we własnym świecie. Mówi, że nie potrzebuje aż tyle miłości, chce mieć swoją przestrzeń. Dziecko przez chwilę cementuje ich związek, ale umiera.

I wtedy okazuje się, że jest też ta trzecia, chociaż nie wygląda to tak banalnie, jak można by się spodziewać. Ta trzecia to jego przeznaczenie, uczucie niemieszczące się w żadnych normach, którym zapałał jeszcze przed swoim małżeństwem do młodziutkiej służącej. Ładnej, ale „brakowało w jej rysach tego charakterystycznego skomplikowania, które tak nieomylnie odzwierciedla się na mieszczańskich obliczach”. Nie było między nimi ani seksu, ani romansu, ani właściwie nic, ona wyjechała, on znalazł właściwą żonę. To było niewłaściwe uczucie, którego nie dało się opanować za pomocą rozumu.

Jednak on powoli umiera z miłości, ona wraca, rozwód i ślub. Służąca w czasie swojego pobytu za granicą wiele się nauczyła i błyskawicznie przystosowuje się do roli eleganckiej kobiety. Ale i ten związek po paru latach kończy się rozwodem. Okazuje się, że nie było w nim prawdziwego bezwarunkowego oddania wolnego od społecznych umów i mechanizmów.

Nie zdradzę wszystkiego, ale pomijając walory literackie, jeśli ktoś szukałby w Tej prawdziwej głównie takiej historii, może nie czuć się usatysfakcjonowany. Cała ta męsko-damska psychologia jest już tak staroświecka, że jakoś nie porusza. Albo porusza, ale nie z tych powodów co dawniej.

To, co mnie się wydało ciekawe – pomijając walory literackie – to mieszczaństwo, które jest prawdziwym bohaterem tej powieści. Mieszczaństwo łamane przez gender.

Ludowej historii nie można zakląć w pomnik. Ona wciąż trwa

Problemem pierwszego małżeństwa bohatera jest też to, że on jest z bogatszej, wyższej klasy, jest właścicielem fabryki, którą odziedziczył po ojcu, a ona, też mieszczanka, dobrze wykształcona, jest znacznie uboższa. Ich gusty, pozycja, uczestnictwo w kulturze – jego bardziej autentyczne, jej tylko wyuczone – różnią się o ton. Na przykład ton barwy obić krzeseł – te, które ona wybiera, są o ton za bardzo krzykliwe. „Na te różnice o ton mieszczanin jest o wiele bardziej wrażliwy niż arystokrata. Mieszanin do śmierci musi dowodzić swojej pozycji”.

Małżeństwo jest dla nich formą życia, która ma wartość wykraczającą poza szczęście jednostek. To podstawa mieszczańskiej kultury, w której ważne są praca, pieniądze, moralność chrześcijańska i porządek. Świadomi swego etosu i godności mieszczanie chcą stać na straży ładu, który jest zewsząd atakowany. Mąż czuje się mieszczaninem, zawsze jest gotów stawać w obronie swojej klasy, wierzy, że nie ma niczego lepszego niż ustrój produkcji, w którym żyje.

Jednocześnie jednak widzi, jak bardzo te wszystkie klasowe ceremoniały i formy są przygniatające. Życie w zgodzie z wartościami tej klasy to pańszczyzna. Bezlitosna i pozbawiona uczuć, „jakby fabrykę i mieszkanie urządzano na życie wieczne”. Dostrzega też, jak ta kultura zamienia kobiety w towar. Jednak jego związek z kobietą z plebsu okaże się niemożliwy. Naprawdę żałuję, że nie mogłam przeczytać trzeciej części, w której głos miałaby ta trzecia.

Kowalczyk: Role i władza podzielone są przeważnie po staremu

Takie mieszczaństwo w Polsce nigdy nie istniało, a zresztą cały ten świat odszedł i to w sposób jeszcze bardziej gwałtowny, niż wówczas przypuszczał autor. Jednak to, jak tę formację ogląda pod lupą, opisuje, jest naprawdę interesujące. Przy czym jest to opis z punktu widzenia ograniczonej świadomości bohaterów. Dzisiejszy czytelnik widzi te ograniczenia jak na dłoni, a ja zastanawiałam się, czy dokładnie tak samo widział je Sándor Márai.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij