Czytaj dalej

Czarnobyl? Amerykanie nie są lepsi

Dawid Krawczyk i Kate Brown, fot. Jakub Szafrański

To nie jest tak wyjątkowa historia, jak nam się wydaje. Amerykanie od naprawdę dawna prowadzą testy broni nuklearnej. Jesteśmy jedynym krajem na świecie, który ma przestrzeń do testowania broni jądrowej na swoim terytorium.

Dawid Krawczyk: Co wydarzyło się 26 kwietnia 1986 roku w elektrowni atomowej w Czarnobylu?

Kate Brown: Pracownicy elektrowni przeprowadzali test reaktora numer 4.

 

Jak przebiegał ten test?

Nie zagłębiając się nadmiernie w szczegóły: moc reaktora spadała, a na potrzeby testu potrzebowali, żeby poszła w górę. W instrukcji, którą dysponowali, napisano, że w reaktorze powinno zostać co najmniej 15 prętów kontrolnych, ale nie napisano dlaczego. Tej nocy zostawili 9 prętów i rozpoczęli test. Wiesz, co wydarzyło się później?

Wielki wybuch?

Właśnie nie. Z początku pracownicy nie panikowali, bo wydawało im się, że wszystko jest w porządku. Zupełnie inaczej, niż zobrazowali to twórcy serialu HBO. Nie było spoconych facetów wydzierających się na siebie.

Czarnobyl jako głupota systemowa. Ocali nas tylko nauka

Chcesz powiedzieć, że obraz wąsatych kolesi wydzierających się na siebie przez dobrych kilkanaście minut to fantazja scenarzystów?

Z rzeczywistością zgadzają się chyba tylko wąsy i to, że Diatłow pewnie krzyczał. Ale z zeznań, do których dotarłam, wynika, że w czasie przeprowadzania testu nie było tam aż tak nerwowej atmosfery. W końcu po wciśnięciu przycisku SCRAM do reaktora wchodzi 120 prętów naraz. Ich końcówki są grafitowe. To ważne, bo kiedy te wszystkie końcówki dotknęły reaktora, spowodowały wybuch. Ale znowu nie wyglądał tak jak w serialu. Nie było wielkich fajerwerków, niebieskiego światła, tylko raczej tąpnięcie. Dach reaktora podniósł się i opadł. Wybuchł pożar, co spowodowało drugą eksplozję.

Ile osób zginęło tej nocy?

Dwie. Ciała jednego z pracowników nigdy nie znaleziono. Drugi został wysłany do samego reaktora, żeby zobaczył, co się dzieje. Zmarł tej samej nocy.

Tragedii nie ma, czyli wszyscy żyjemy w Czarnobylu

Dwie osoby. Zdaję sobie sprawę, że to tragedia dla ich rodzin i bliskich, ale taka liczba ofiar nie wygląda jak zapowiedź wielkiej katastrofy.

Rzeczywiście, sądząc tylko po liczbie ofiar, to wygląda jak wypadek samochodowy. Ale już wtedy, w nocy 26 kwietnia, wiadomo było, że z dymem poszła infrastruktura warta miliony. I że w powietrzu unoszą się niezwykle radioaktywne i niebezpieczne chmury, które wiatr roznosi we wszystkich kierunkach.

Jak wygląda bilans ofiar 33 lata po katastrofie?

To zależy, gdzie będziesz szukał odpowiedzi. Jak sprawdzisz na stronie ONZ, to znajdziesz tam oficjalną liczbę: 54 ofiary śmiertelne. Nie wiem, czy ktokolwiek wierzy w tę liczbę. Ukraiński rząd wypłaca rentę 35 tysiącom osób, ponieważ ich bliscy zmarli na skutek promieniowania. W Prypeci turyści słyszą, że zmarło 150 tysięcy Ukraińców. Tylko pamiętajmy, że na Ukrainie wylądowało tylko 30% promieniowania, reszta poszła na Białoruś i zachodnią Rosję, a tamtejszych liczb nie znamy.

Rozumiem, że wiedzę o tym, jak wyglądała katastrofa, czerpiesz ze świadectw, do których dotarłaś jako historyczka. Czy zanim zaczęłaś pracę nad książką, interesowałaś się Czarnobylem?

Myślę sobie, że to nawet ciekawe, jak długo udało mi się omijać ten temat. Kiedy wybuchł reaktor, byłam na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Wisconsin. Wybuch w Czarnobylu nie wywołał jakiejś szczególnej paniki w Stanach. To akurat zrozumiałe, bo wydarzyło się to po prostu bardzo daleko. Rok później, w 1987, studiowałam już w Leningradzie, ale skupiałam się na językoznawstwie, a temat Czarnobyla nie był obecny. W latach 90. wróciłam znowu w te rejony, żeby zbierać materiały do książki o Kresach. Cały czas latałam tutaj, ale interesowały mnie inne tematy niż Czarnobyl.

Dlaczego katastrofa w Czarnobylu wraca właśnie teraz? Nie mamy żadnej okrągłej rocznicy, a serial HBO zostaje światowym hitem. Pracę nad przekładem twojej książki na polski ruszyły jeszcze przed publikacją angielskiego oryginału.

Sama zadawałam sobie to pytanie. I mam trzy odpowiedzi. Pierwsza jest taka, że Czarnobyl to punkt odniesienia dla współczesnych dyskusji o energii jądrowej. Jedni traktują go jako przestrogę: katastrofa z 1986 roku jest dla nich nie tylko tragicznym wspomnieniem z przeszłości, ale i wizją przyszłości. Są też tacy, którzy bagatelizują to wydarzenie; dla nich Czarnobyl jest z kolei przykładem, że to najgorsze, do czego może dojść, wcale nie jest takie straszne – w końcu według statystyk ONZ zmarło tylko kilkadziesiąt osób. Drugi powód jest moim zdaniem pokoleniowy. Osoby, które urodziły się w okolicach wybuchu, pamiętają doniesienia o Czarnobylu z dzieciństwa. Wielka globalna katastrofa stała się, chcąc nie chcąc, częścią ich osobistych biografii. A trzeci powód to turystyczna atrakcyjność Czarnobyla. Mamy przecież całą gałąź turystyki ekstremalnej, przewodników specjalizujących się w wycieczkach do zakazanych, skażonych, zrujnowanych miejsc. Dla mniej odważnych pozostają wirtualne spacery po miejscach naznaczonych różnymi tragediami.

„Czarnobyl” to najlepszy produkcyjniak w historii filmu

Po wybuchu reaktora wiatr rozniósł napromieniowany pył w promieniu kilkuset kilometrów. Skala katastrofy rosła z dnia na dzień. W twojej książce znajdziemy informacje o kłamstwach i przeinaczeniach, za pomocą których Związek Radziecki starał się ukryć rozmiary tragedii na arenie międzynarodowej. Dotarłaś też do wewnętrznej komunikacji między radzieckimi urzędnikami, którzy nawet w tajnej korespondencji posługiwali się nieprawdziwymi danymi. Po co okłamywali siebie nawzajem?

Nie wszyscy kłamali. Na samym początku tego łańcucha informacji szeregowi badacze nie zakłamywali wyników. Nie były one szczególnie pozytywne i raczej sprzeczne z oficjalną propagandą, więc trzeba oddać sprawiedliwość badaczom, że przygotowywali swoje raporty rzetelnie, nie wyciągali żadnych nieuprawnionych wniosków. Dopiero na następnych etapach ktoś podkręcał wyniki, a ktoś inny interpretował je nazbyt życzliwie. Na każdym szczeblu badania stawały się coraz bardziej optymistyczne i wreszcie kiedy dochodziły do szczebli decyzyjnych, były już zupełnie zgodne z propagandą. Gorbaczowa zaczęło frustrować, że przez to sam nie wie, jak w rzeczywistości wygląda stan rzeczy, i ta frustracja była bezpośrednim powodem wprowadzenia polityki głasnosti, zwiększenia jawności życia publicznego.

Craig Mazin, showrunner serialu Czarnobyl, właśnie w tych kłamstwach upatruje źródeł samej katastrofy. Winni według niego są kłamcy.

Sądząc tylko po liczbie ofiar, to wygląda jak wypadek samochodowy.

Uszczegółowiłabym tylko, że winni w serialu są kłamliwi Sowieci. To jest w gruncie rzeczy bardzo zimnowojenna narracja o zakłamanych, niekompetentnych trybach w maszynie Związku Radzieckiego. Starsze pokolenie Amerykanów intuicyjnie rozpoznaje tę opowieść.

Jak na amerykańską wizję upadającego Związku Radzieckiego to i tak mało jest w serialu wódki i fioletowych od picia nosów.

Mało?! Przecież są te sceny, gdzie wódka leje się strumieniami. Żołnierze piją ją, bo wierzą, że chroni przed promieniowaniem. Jak Amerykanie widzą, że ktoś pije wódkę prosto z gwinta, to jest właśnie sygnał: „uwaga, tu jest sporo wódki”.

Czyli ekipa HBO zrobiła w gruncie rzeczy bezpieczny serial, gdzie wrogiem jest byt z przeszłości – zły, zakłamany Związek Radziecki.

Nie do końca, bo Mazin sam mówi w wywiadach, że katastrofa wydarzyła się w ZSRR, ale może zdarzyć się również tu i teraz – ma na myśli Amerykę. Mówi też, że jest przeciwnikiem Związku Radzieckiego i zwolennikiem energii atomowej. Bardzo się obrusza, kiedy ktoś sugeruje, że jego serial zniechęca do energii atomowej. Uważa, że podobna tragedia może się wydarzyć w dzisiejszych Stanach, bo administracja Trumpa tak jak ZSRR budowana jest na kłamstwach, które prezydent powtarza dzień w dzień.

Atom – szansa czy zagrożenie? [wyjaśniamy]

A kto ponosił winę za katastrofę w oczach Związku Radzieckiego?

Pięć konkretnych osób. Osądzone osobiście zostały trzy, bo dwie już nie żyły w czasie procesu. Wszyscy to pracownicy elektrowni. Klasyczny przykład kozłów ofiarnych. 3 czerwca 1986 roku Gorbaczow dostaje raport od szefa KGB, z którego wynika, że z reaktorami było sporo technicznych problemów na długo przed katastrofą. Zanim doszło do wybuchu, odnotowano 104 pomniejsze wypadki w elektrowni. Z dokumentów wynika, że pracowników elektrowni bardzo zdziwił wybuch reaktora numer 4. Spodziewali się raczej, że problemy będą z jedynką lub dwójką. Czwarty to był ten najmniej zawodny. Gorbaczow wykorzystuje tę wiedzę, żeby pozbyć się niewygodnych dla niego ludzi z przemysłu jądrowego. Jak każdy sprawny przywódca polityczny stara się przekuć tragedię w polityczną korzyść.

Czarnobyl to politycznie bardzo poręczna tragedia. Można nią przywalić w Trumpa, można jej było użyć do politycznych czystek.

To prawda, ale według mnie to nie jest tak wyjątkowa historia, jak nam się wydaje. Amerykanie od naprawdę dawna prowadzą testy broni nuklearnej. Jesteśmy jedynym krajem na świecie, który ma przestrzeń do testowania broni jądrowej na swoim terytorium. Każdy inny kraj wyrzucił ten problem do swoich byłych lub obecnych kolonii – Francuzi do Algierii, Brytyjczycy na swoje wyspy na Oceanie Spokojnym koło Australii, Sowieci do Kazachstanu. Amerykanie detonowali bomby na pustyni w Nevadzie. Minnesota, Tennessee, Chicago, gdzie ja się wychowałam, były przez to skażone. To oczywiście nie jest wybuch elektrowni atomowej, ale skażenie wynikające z prób nuklearnych też niesie ze sobą zagrożenie.

Trump kontra cztery jeźdźczynie apokalipsy

***

Kate Brown – profesor historii na Wydziale Nauki, Technologii i Socjologii Massachusetts Institute of Technology. Autorka książek Kresy. Biografia krainy, której nie ma, za którą otrzymała m.in. Nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Historycznego im. George’a Louisa Beera, Czarnobyl. Instrukcje przetrwania oraz Plutopia. Atomowe miasta i nieznane katastrofy nuklearne. Za tę ostatnią została wyróżniona m.in. Nagrodą im. Ellisa W. Hawleya, Nagrodą im. Alberta J. Beveridge’a, Nagrodą im. George’a Perkinsa Marsha, Nagrodą Literacką im. Wayne’a S. Vucinicha, Nagrodą im. Barbary Heldt oraz Nagrodą im. Roberta G. Athearna. W 2009 roku otrzymała prestiżowe stypendium fundacji Guggenheima. Publikowała także m.in. w „American Historical Review”, „Harper’s Magazine”, „Aeon Magazine” i „The Times Literary Supplement”. Książka Czarnobyl. Instrukcje przetrwania ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Czarne w przekładzie Tomasza Gałązki.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij