Kultura

Cisza, która ogłusza. Nowe szczyty performatywnego aktywizmu

Kiedy dzieje się coś, co wymaga interwencji, i samozwańczy celebryto-aktywiści muszą rzeczywiście coś zrobić, nie ma już infografik w szminki i tęczę. Jest tylko głucha cisza.

Film Barbie, czarne kwadraty, tęczowe logotypy korporacji w czerwcu i kolorowe infografiki na Instagramie typu: „10 powodów, dlaczego kobiety to ludzie!”. Performatywny aktywizm jest z nami już od jakiegoś czasu i wynieść się nie zamierza, czego dowodem popularność takiego kontentu wśród użytkowników wszystkich mediów społecznościowych. Bezmyślne rzucanie sloganami i malowanie się na sojusznika wszystkich mniejszości jest efektywnym sposobem na przysporzenie sobie rozgłosu.

Jak (i dlaczego) kupować mniej w świecie influencerek i femvertisingu [rozmowa]

Ale w zasadzie co w tym złego? Teoretycznie nic. Udostępnianie infografik przez influencerów powinno nas cieszyć, bo może ktoś to kliknie i czegoś się dowie. Sama wielu rzeczy dowiedziałam się z takich źródeł, jestem w stanie dojrzeć w nich pewną użyteczność. Te wszystkie storiki i posty malują obraz idealnego świata, mokrego snu liberała, w którym wszyscy, ubrani w tęczowe ciuszki z napisem „fuck the patriarchy”, trzymają się za rączki i wzajemnie wspierają w trudnych chwilach.

Jednak żaden sen nie trwa wiecznie. Ten kończy się, gdy pojawia się jakiś rzeczywisty problem. Kiedy dzieje się coś, co wymaga interwencji, i samozwańczy celebryto-aktywiści muszą rzeczywiście coś zrobić, nie ma już infografik w szminki i tęczę. Jest tylko głucha cisza.

Ciocia Taylor z Ameryki czy wciąż zwykła dziewczyna?

Wszyscy ją znamy, nie wszyscy kochamy. Bez względu na to, czy się ją lubi, czy nie, pewnych osiągnięć nie można jej odmówić. Czternaście nagród Grammy, pięćdziesiąt dwie nominacje do tej samej nagrody, najbardziej dochodowa trasa koncertowa w historii świata. To konwencjonalnie atrakcyjna, wspaniałomyślna feministka, sojuszniczka społeczności LGBT+. Niestety, nasza królowa popu jest przy okazji królową performatywnego aktywizmu.

Aktywizm Swift z początku kariery można uznać za nieistniejący. Cisza, cisza, cisza. Ta jednak nie ogłusza. Jeszcze. Wszystko zmienia się, gdy czterdziestym piątym prezydentem Stanów Zjednoczonych zostaje Donald Trump. Taylor przerywa milczenie. Robi coming out jako demokratka poprzez post na Instagramie. Czujecie te emocje?

To, jak bardzo Taylor pasjonuje się polityką, jest udokumentowane w biograficznym dokumencie Miss Americana. Płacze podczas dyskusji ze swoim ojcem, bo ten jest przeciwko jej zaangażowaniu. Potem jest już z górki. Przy okazji albumu Lover Taylor zostaje sojuszniczką społeczności queer i nawet dedykuje jej piosenkę – ociekające rzygami jednorożca You Need To Calm Down.

Przez parę lat skrupulatnie buduje sobie wizerunek woke aktywistki. W listopadzie 2019 roku w posiadanie dyskografii Taylor wchodzi Scooter Braun – jej największy wróg. Ta okropna sytuacja pozwala wokalistce na kontynuowanie  aktywistycznej kampanii. Opowiada o złym traktowaniu kobiet w przemyśle muzycznym, o tym, jaka jest poszkodowana. Wywiad za wywiadem buduje wizerunek ofiary, którą w pewnym stopniu jest – na tyle, na ile to możliwe w przypadku białej multimilionerki. Przywołuje feministyczne argumenty, kiedy jej to pasuje i pomaga. Nikt nie pyta, dlaczego nie używa swoich wpływów, by pomóc kobietom na całym świecie. Dlaczego liczą się tylko jej albumy.

A wpływy rosną i rosną, umacnia się wizerunek aktywistki. Mamy rok 2023. Taylor jest u szczytu swojej kariery, ma nowego chłopaka, świat popada w obsesję na ich punkcie. Czasami coś mruknie o feminizmie albo demokratach, sprawnie przemilczając temat swoich wycieczek prywatnym samolotem do innego miasta na randkę. Październik. Hamas atakuje Izrael, na co ten odpowiada bezduszną eksterminacją Strefy Gazy i kreowaniem się na ofiarę na arenie międzynarodowej. Umierają tysiące palestyńskich dzieci, pięciolatki mają myśli samobójcze.

Celebryci reagują na dwa sposoby – grafiką z napisem „Pray for Israel” albo ciszą. Po stronie słabszych staje niewielu. Taylor Swift nie jest jedną z nich. Po jakimś czasie niektórzy, w tym zaprzyjaźniony z Taylor zespół boygenius oraz jej były chłopak Joe Alwyn, podpisują list otwarty, apelując o zawieszenie broni.

Mijają miesiące, zawieszenia broni nie ma, jest bombardowanie Gazy i odcinanie dróg ucieczki milionom ludzi. A wielka feministka i aktywistka Taylor Swift nadal milczy. I ta cisza ogłusza.

Tyle słów o kobietach, ale ani jednego o tych, które umierają w Gazie. Tyle dzieci krzyczących na jej koncertach, żadnej myśli o tych krzyczących z głodu i pod gruzami. Przez ostatnie lata mogliśmy zobaczyć, jak wielki wpływ na świat ma Swift. We wrześniu 2023 roku, po tym, jak zachęciła na swoim Instagramie do zarejestrowania się, aby móc zagłosować w prawyborach prezydenckich, zrobiło to aż 35 tys. Amerykanów.  Zostawia to sporo miejsca na rozważania z kategorii „co by było gdyby”. Co by było, gdyby coś powiedziała? Gdyby przerwała milczenie? Dlaczego tego nie robi?

Rozdanie nagród Grammy, 2024 rok. Odważni, w tym wspomniane trio boygenius, przybywają na czerwony dywan z przypinkami „Artists for Ceasefire”. Czy coś złego spotyka członkinie? Nie. Są za to wyrazy uznania, od fanów i nie tylko. Na ściance stają z Taylor Swift, która ma nieporównywalnie większą fanbazę, zasięgi i możliwość kształtowania opinii publicznej. Ona przypinki nie ma.

Feminizm wcielony, nie teoretyczny

Oscary 2024. Billie Eilish, nominowana za piosenkę do filmu Barbie, przybywa na czerwony dywan z tą samą przypinką. Dumnie pozuje do zdjęć w stroju Chanel, marki znanej z syjonistycznych konotacji, ale występuje już bez przypinki. Na tym samym czerwonym dywanie piętnastoletni aktor Milo Machado-Graner z Anatomii upadku zakłada przypinkę z flagą Palestyny. On jej nie zdejmuje. Jonathan Glazer, odbierając nagrodę za Strefę Interesów, wspomina o Gazie trzęsącym się głosem.

Dlaczego celebryci, którzy nie są gigantami w przemyśle i mają dużo więcej do stracenia, znajdują w sobie odwagę i empatię, by zabrać głos? Dlaczego postacie takie jak Billie Eilish i Taylor Swift, nieporównywalnie bardziej wpływowe i z najbardziej oddanymi fanami na świecie, nie są w stanie zdobyć się na to samo?

Kiedy jesteśmy przyzwyczajeni do multum kolorowych postów i szumnie brzmiących haseł, cisza jest nie tylko dziwna, jest po prostu nienaturalna. Nic nie zwróci dzieciom w Gazie życia i dzieciństwa, nic nie ukoi wielopokoleniowej traumy, z którą się zmagają. Jednak biorąc pod uwagę, jak ogromny wpływ na świat mają celebryci pokroju Swift, parę słów nie miałoby wygórowanej ceny.

**

Misia Rustanowicz – uczennica 2 Społecznego Liceum Ogólnokształcącego IB w Warszawie i wolontariuszka. Kursuje pomiędzy partiami młodzieżowymi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij