Ludzie nie popadają w spiralę zadłużenia dla kaprysu ani z nieprzymuszonej woli. Dług, który został zaciągnięty, bo ojciec dziecka nie płacił alimentów albo pracodawca zalegał z wypłatą, to dług niesprawiedliwy i nie powinien podlegać egzekucji.
Walczymy z lichwą od lat. Sejm wypuścił dżina lichwy w 2011 roku. Skreślono przepis, który ograniczał dodatkowe (nie odsetkowe) koszty pożyczki do 5 proc. pożyczonej sumy. Przy jednoczesnym zamrożeniu na siedem lat progów dochodowych uprawniających do pomocy społecznej, państwo dosłownie wepchnęło miliony rodzin w łapy lichwiarzy.
W statystykach wyglądało to dobrze: coraz mniej ludzi korzystało z zasiłków. Nie dlatego jednak, że tak im się poprawiło, tylko dlatego, że ograniczono do nich dostęp. Kiedy zarzuciłem premierowi Tuskowi, że łamie ustawę o pomocy społecznej, która nakazywała podnoszenie progów dochodowych co dwa lata, odpowiedział: „nie, myśmy ustawy nie złamali. Myśmy jej tylko nie zastosowali”.
czytaj także
GUS podawał, że co piąta rodzina wydawała ponad 130 proc. swoich dochodów. Takie rodziny, nie mając ani oszczędności, ani zdolności do zaciągania pożyczek w bankach, były skazane na lichwiarzy.
Zaproszono mnie w owym czasie do jakiejś telewizji śniadaniowej, bym się wypowiedział w sprawie lichwy. Przed programem i po nim nadano reklamę Wonga.com i Providenta. Moje nawoływania do ukrócenia procederu wpędzania ludzi w nędzę za pomocą wysoko oprocentowanych pożyczek traciły sens, skoro telewizja do wieczora i tak miała wyprać ludziom mózgi tymi reklamami.
Dopiero transfery socjalne, 500+, trzynaste i czternaste emerytury połączone z wprowadzeniem minimalnej stawki godzinowej zmniejszyły zależność najuboższych gospodarstw domowych od drogich pożyczek. Pierwsza nowelizacja zmniejszyła dopuszczalne koszty pozaodsetkowe pożyczki do 50 proc. Byliśmy wściekli, że tak słabo. Lobby lichwiarskie najwyraźniej wciąż było mocne.
Dlaczego ten element prawa regulującego rynek pożyczek jest taki ważny? Oprocentowanie pożyczki według prawa nie może przekroczyć czterokrotności stopy lombardowej, ustalanej przez Radę Polityki Pieniężnej. Wyższe oprocentowanie to już lichwa zagrożona sankcjami karnymi. Nowelizacja z 2011 roku pozwoliła lichwiarzom obejść to ograniczenie – odtąd mogli po prostu mnożyć koszty dodatkowe (pozaodsetkowe).
Teraz nasze dochody pożera inflacja. Progi dochodowe uprawniające do korzystania z pomocy społecznej powinny być podnoszone co najmniej raz na kwartał – są jednak podnoszone raz na dwa lata. W rezultacie osoba z dochodem przekraczającym 776 zł nie dostanie już pomocy. W rodzinach to kryterium wynosi 600 zł na osobę. Trudno się więc dziwić, że lichwiarze znów zbierają żniwo, a 20 proc. gospodarstw domowych, tak jak przed laty, pożycza, żeby żyć.
Dzisiejsza władza wprawdzie nie ruszyła progów, ale zadbała o zmniejszenie zysków firm lichwiarskich, zmniejszając dopuszczalne pozaodsetkowe koszty kredytów do 10 proc. pożyczonej kwoty. To oczywisty postęp, choć do wyjściowych 5 proc. obowiązujących przed 2011 rokiem jeszcze trochę brakuje. Co ciekawe, pożyczkowe lobby do końca się nie poddawało: Senat postulował ustalenie limitu na wysokości aż 15 proc.
Kiedy studia są kulą u nogi. Czy Ameryka odpuści długi absolwentom?
czytaj także
Zadłużenie i groźba utraty dachu nad głową to obok niskich płac i braku adekwatnej pomocy społecznej największe bolączki naszego społeczeństwa. Brałem właśnie udział w konferencji poświęconej instytucji upadłości konsumenckiej. Obecni tam syndycy, komornicy, adwokaci i psychologowie postulowali, aby ludzie, którzy wpadli w pętlę zadłużenia – czyli mający zobowiązania, których nie są w stanie spłacić – byli nie tylko oddłużani, ale i szkoleni, pouczani, wychowywani. Takie podejście wynika z przeświadczenia, że w taki czy inny sposób to osoba zadłużona jest winna błędów, lekkomyślności czy rozrzutności.
Szczególnie uderzył mnie postulat szkolenia z zarządzania budżetem domowym. Jak właściwie konferencyjne grono wyobraża sobie uczenie lepszego dysponowania pieniędzmi kogoś trwale niezdolnego do pracy, kto żyje z zasiłku stałego w wysokości 719 zł i komu za każdym razem, gdy odbiera ten zasiłek, każe się podpisać zobowiązanie, że nie będzie dorabiał?
Są oczywiście tacy, którzy kupują rzeczy niepotrzebne, a w każdym razie nie niezbędne. Tacy, którzy żyją ponad stan. Jednak większość ludzi w Polsce zadłuża się mimowolnie, pod presją konieczności nabywania dóbr niezbędnych do zwykłego funkcjonowania. Pomysł, że ludzie radzący sobie finansowo będą pouczać i szkolić ludzi biednych, jak w warunkach chronicznego deficytu nie popaść ponownie w długi, jest nie tylko ewidentnie głupi, ale i niemoralny.
Zresztą, jak tak dalej pójdzie, to i ci potencjalni „nauczyciele” poczują smak deficytu w domowych budżetach. Ludzie, którzy wciąż jeszcze zaliczają siebie do klasy średniej, nie potrafią upiec pasztetu z pieczarek za siedem złotych ani zrobić chleba z mąki otrzymanej w banku żywności. Są zupełnie nieprzygotowani na to, co ich czeka. Bieda z czasem wypracowuje strategie przetrwania. Czy ludzie, którzy brali kredyty hipoteczne i drogie auta w leasingu, umieją przeżyć za sumy, które dotychczas wydawali na przyjemności? A będą musieli, już muszą. Pod sklepami Biedronki parkują coraz droższe auta. Czasy wrzucania towarów do koszyka bez przyglądania się cenom bezpowrotnie minęły.
Zważywszy że, inaczej niż w wielu krajach na Zachodzie, większość Polaków jest właścicielami swoich mieszkań, upadłość nie jest dla tej większości rozwiązaniem, gdyż powoduje utratę, przez zlicytowanie, jedynego dachu nad głową. Postulowaliśmy, aby jedyne mieszkanie w jakimś określonym górną granicą metrażu nie podlegało licytacji, ale Sejm ten pomysł odrzucił. A musimy pamiętać, że mieszkanie czy dom to nierzadko jedyne wartościowe dobro, które mają polscy dłużnicy. Dotychczas można je było zlicytować na podstawie stosunkowo niewielkiej, czasem wręcz absurdalnie niskiej kwoty długu. Teraz mamy „postęp” polegający na tym, że nieruchomości stanowiącej miejsce zamieszkania dłużnika nie wolno zlicytować, jeżeli dług wynosi mniej niż 5 proc. wartości mieszkania czy domu ustalonej w ramach tzw. oszacowania.
W gospodarce nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żeby było co jeść
czytaj także
Żeby zostać dłużnikiem, nie trzeba zaciągać kredytów ani brać chwilówek. Wystarczy przez jakiś czas nie płacić czynszu, rachunków za gaz, prąd czy telefon. Ludzie wpadają w długi, kiedy tracą pracę, chorują albo z powodu wielu innych zdarzeń losowych od nich niezależnych. W ostatnim czasie takim zdarzeniem losowym była pandemia.
Jak donosi Związek Banków Polskich, na kontach firm wciąż leży 60 miliardów złotych z tarczy antycovidowej. Gdyby choć część tych środków przeznaczono na wsparcie dla osób tracących pracę w pandemii, uniknięto by wielu eksmisji, bankructw i licytacji.
Są więc takie długi, do których powstania dłużnicy się nie przyczynili lub przyczynili się w niewielkim stopniu, bo nie mieli innego wyboru. To jest zadłużenie mimowolne. Wynika z zaniechań władzy publicznej, z biedy i ze wszechobecnej propagandy konsumpcyjnej szerzonej przez banki i lichwiarzy.
Pomożemy wam się zadłużyć, czyli prawicowy rząd kapituluje w sprawie mieszkań
czytaj także
Kiedy zanoszę do banku czynsz za najem wolnorynkowy, osoba w okienku zawsze namawia mnie na pożyczkę. Pytam: „Jeżeli dziś potrzebuję pożyczki, to jak pani myśli, skąd w przyszłym miesiącu wezmę na ratę?”. Wtedy ona prowadzi mnie do miejsca, gdzie nie sięgają kamery, i przeprasza. Wie, że tak jest, ale jak namawianie mnie na zaciągnięcie długu to jej obowiązek. Robi to, żeby nie stracić pracy.
Państwa też mają niezawinione długi. Dobrym przykładem jest zadłużenie zagraniczne Ekwadoru. Lewicowy prezydent tego kraju Rafael Correa odmówił jego spłacania, gdyż zaciągnęły go władze w czasie dyktatury wojskowej. Nie widział powodu, aby Ekwadorczycy, którzy nie mieli w sprawie zadłużania się kraju nic do powiedzenia, musieli tak powstały dług spłacać. Uznał te zobowiązania za nienależne i ich nie spłacił. Podobnie w swoim czasie próbowała postąpić Argentyna.
Analogicznie należy postąpić z wieloma długami osób, które je zaciągnęły na leczenie, mimo że płaciły składki zdrowotne. Matka, która bezskutecznie domaga się alimentów, nie powinna lądować na bruku dlatego, że zalega z czynszem. Nie może go płacić, póki system nie wydębi alimentów od ojca dziecka. Nie można licytować za długi majątku człowieka, który przestał spłacać kredyt, bo pracodawca zalega z wypłatą.
W kapitalizmie nie ma wyjścia z długów. Nadciąga gigantyczny kryzys
czytaj także
Częstym powodem popadania w spiralę zadłużenia jest także oszustwo. Ściąganie oszustów trwa, a zanim poszkodowany doczeka się wyroku, ma już zlicytowany dorobek życia, rozbitą rodzinę, zmarnowane życie. Bywa nawet, że przestępstwo zdąży się już przedawnić, tylko dług jest nadal bez litości egzekwowany.
Koniecznie potrzeba ustawy o abolicji długów niesprawiedliwych, która zatrzyma windykację i egzekucję długów, jeśli powstały w wyniku niesprawiedliwości dotykającej dłużnika. Bo egzekwowanie takich długów to przemoc.