Ze sceny tłumaczyła, że ma to związek z „nieprzyjemnym i przemocowym” zdarzeniem związanym bezpośrednio z galą. Teraz, w rozmowie z Krytyką Polityczną, tłumaczy swoją decyzję.
Sławek Blich: Za tekst dla nas dostałaś Grand Pressa – najważniejszą nagrodę dziennikarską w Polsce. Ale ze sceny powiedziałaś, że go nie przyjmiesz. Dlaczego?
Agnieszka Szpila: Bo rypałam martwiaki.
Liczyłem na mocne otwarcie tej rozmowy, dzięki. Ale wyjaśnisz jednak? O co chodzi z „nieprzyjemnym i przemocowym” wydarzeniem?
Nie odebrałam Grand Pressa przede wszystkim dlatego, że na tydzień przed galą rozmawiałam przez telefon z totalnym martwiakiem – reprezentantem ginącego gatunku mężczyzn podtrzymujących bez żenady gnijące i rozpadające się teraz na naszych oczach struktury patriarchatu. I wciąż przeżywam skutki tej rozmowy, odczuwam je przede wszystkim w ciele. Wszystko mnie boli. Czuję się brudna, opluta, zhańbiona. Ale nie liżę ran, nawet ich sobie nie opatruję. Nie przemywam. Patrzę, jak w zranione miejsca wdaje się zakażenie. I z tego stanu zakażenia, które płynie nie od człowieka, z którym rozmawiałam, lecz z przemocowego aktu, jakiego na mnie dokonał, będę teraz mówić. Przekazywać, co mam społecznie do powiedzenia.
Agnieszka Szpila właśnie odrzuciła nagrodę Grand Press. Całe wystąpienie tutaj #GrandPress pic.twitter.com/4pFRxytDEV
— Rafał Madajczak (@OjciecRedaktor) December 13, 2022
Zacznijmy od początku. Magazyn „Press” podał, że jeszcze przed galą zadzwoniłaś do przewodniczącego jury Grand Press Andrzeja Skworza.
To prawda. Zadzwoniłam. I spełniłam jego prośbę.
Jaką prośbę?
Andrzej Skworz od samego początku naszej telefonicznej rozmowy zachowywał się po chamsku. Kiedy przedstawiłam powód, dla którego dzwonię, szybko przeszedł do upokarzania mnie. Tłumaczył, że nic nie rozumiem z tego, co mi mówi, że nawet kiedy mówię, że rozumiem, to tak naprawdę nie rozumiem. Cynicznie się ze mnie naśmiewał, zarzucał mi skrajny egoizm, twierdząc, że chcę grać tylko na siebie.
Potem, kiedy przekroczył już wszystkie moje granice, moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Straciłam głos, chyba pierwszy raz w życiu, zaczęłam się trząść i popłakałam się jak mała dziewczynka. Jakbym walnęła syrop zmniejszający z Alicji w Krainie Czarów. To było coś niesamowitego. Moje silne ciało totalnie mnie zdradziło. Odmówiło posłuszeństwa. Pod wpływem Skworza, tego, w jaki sposób do mnie mówił i co mówił, zaczęłam rozpadać się na kawałki. Zamurowało mnie. Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Wówczas rozmówca naciskał coraz bardziej: czy nadal nic nie rozumiem? Czy chcę zakończyć naszą rozmowę milczeniem? Podkreślił, że traci czas na rozmowę ze mną, bo i tak nic z niej nie rozumiem.
Jaka to była prośba?
Żebym „nie zrobiła na gali czegoś, czego się potem będę całe życie wstydziła”. Poczułam, że to jest to zdanie kluczowe, które jest fundamentalne dla naszej rozmowy. No to tę prośbę spełniłam, nie przyjmując jego nagrody.
Zdaniem „Pressa” miałaś Skworza prosić o więcej czasu na scenie, by „w związku z transmisją telewizyjną przekazać polskim dziennikarzom siedem najważniejszych tematów związanych z osobami z niepełnosprawnością”. Ten odmówił. To miało być przyczyną twojej odmowy przyjęcia nagrody. To prawda?
Nie. Nie prosiłam o więcej czasu.
Przyznano mi nominację za tekst dla Krytyki Politycznej Gdzie są te dzieci? W dupie!, dotyczący tragicznej sytuacji osób z niepełnosprawnościami w Polsce oraz ich opiekunów. Sama należę do tej grupy i wraz z dużą grupą ekspertów i sojuszników pragnę naszą sytuację radykalnie odmienić.
Najpierw postanowiłam popytać znajomych, czy na gali Grand Press przyznaje się czas na powiedzenie czegoś ważnego do mikrofonu tylko zwycięzcom, czy także nominowanym. Dowiedziałam się, że niestety jedynie zwycięzcom.
Postanowiłam więc, nie wiedząc, czy wygram, czy nie, o ten czas poprosić. Konkretnie o półtorej minuty. W tym celu, w środę rano, 7 grudnia, po godzinie dziewiątej, zadzwoniłam do przewodniczącego Skworza z prośbą o przyznanie mi półtorej minuty na „działanie społeczne o charakterze performatywnym, polegające na rozdaniu dziennikarzom śledczym kilku grubych tematów związanych z tragiczną sytuacją OzN i ich opiekunów w Polsce”.
Przepraszam, na co?
Kompletnie nie liczyłam na to, że zdobędę tę nagrodę. Chciałam na fali rozgłosu mojego tekstu móc wyjść na scenę i zaproponować zgromadzonym tam dziennikarzom i dziennikarkom kilka tematów, bez podjęcia których patologiczna sytuacja opisana przeze mnie w nominowanym tekście raczej się nie poprawi. Do tego, by ją odmienić, potrzebny jest szum medialny.
czytaj także
Jak zareagował twój rozmówca?
Kiedy zwyczajowo przeprosiłam za sprawianie problemu i przeszłam do konkretu, mężczyzna mi przerwał, poirytowany i zniesmaczony prośbą. Jakbym poprosiła go nie o czas na powiedzenie czegoś bardzo ważnego w sprawie osób z niepełnosprawnościami, ale o możliwość wejścia na scenę i zrzygania się wszystkim zaproszonym na głowę. I wtedy zaczął mnie czołgać. Przede wszystkim za to, że chcę spierdolić innym wieczór. Tym, którzy, cytuję, całe życie dążą do tej nagrody.
Zesztywniałam i chciałam zaprotestować, ale on mi przerwał, mówiąc, że nie chce uznać czasu poświęconego na rozmowę ze mną za zmarnowany, więc coś mi wytłumaczy. Coś, dzięki czemu może się czegoś w życiu nauczę.
Jak brzmiała ta rada?
„Otóż pani się myli: pani nie myśli o ludziach, tylko o sobie”.
Tylko że ja właśnie z tego myślenia o ludziach do niego zadzwoniłam. Mnie chodziło o trudną sytuację osób z niepełnosprawnościami. O możliwość zrobienia czegoś dobrego w tej sprawie właśnie dzięki tej gali…
Jesteś nagradzaną pisarką, publicystką ogólnopolskich mediów – nie brakuje ci przecież platformy. Los sprawy nie zależał od tego, czy coś powiesz na tej gali, czy nie.
Nie znam środowiska dziennikarskiego, a to była moja jedyna szansa na dotarcie do niego i przekazanie mu tych tematów. Moje zasięgi na insta czy fejsie to łącznie 10 tysięcy osób. A żeby przeciągnąć mieszkańców i mieszkanki Polski na naszą stronę, muszę pokazać im to, co nas – opiekunów i same osoby z niepełnosprawnościami – w tym kraju spotyka.
I że oni mają wpływ na to, by nie musieli tego samego doświadczać na własnej skórze – ani oni, ani ich rodziny, sąsiedzi czy znajomi. Bez szumu medialnego nie wywrzemy presji w kwestii wprowadzenia prawdziwych zmian systemowych.
„Press” twierdzi, że organizatorzy po prostu nie mogli dać ci specjalnego slotu czy czasu na wypowiedź „z powodu niefaworyzowania nikogo z laureatów”.
Ja to rozumiałam od samego początku. Ale nawet nie mogłam mu przerwać, bo był zainteresowany tylko kontynuacją poniżania mnie. Niemal nie dopuszczał mnie do głosu, obśmiewając mnie i moją prośbę. Poniżając poprzez twierdzenie, że nie rozumiem, tylko mi się wydaje, że rozumiem. To był mansplaining w najbardziej chujowym, cynicznym wydaniu.
Ja nie mam problemu z odmową. Zrozumiałam jej sens na początku rozmowy. Rzecz w tym, że potem ta rozmowa toczyła się już tylko w jednym celu – aby udowodnić mi, że jestem idiotką grająca na siebie, która chce spierdolić innym galę.
Czy ktoś jeszcze był świadkiem tej rozmowy?
Tak, dzwoniłam w obecności mojego męża.
Zwróciłaś uwagę rozmówcy, że zachowuje się niewłaściwie?
Nie miałam szans. Chciałam coś powiedzieć, wyjaśnić, ale on mówił coraz bardziej protekcjonalnie, pouczająco, z góry. Czułam się upokorzona, z mojego gardła pierwszy raz w życiu nie wychodziły już żadne głoski, żadne sylaby, żadne słowa, do oczu zaczynają napływać łzy.
Szybko nadszedł ten moment, który znałam z opowieści, a którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam w takim stężeniu. Pod ciężarem rozmówcy zaczęłam powątpiewać w siebie, w swoją rację, zaczęłam się wstydzić tego, że mogłam sobie w ogóle pomyśleć, że mam jakieś prawo do zadzwonienia do pana przewodniczącego w tej sprawie. Pojebało mnie?! Co mi strzeliło do głowy, by dzwonić do człowieka po dziewiątej rano z taką prośbą?
czytaj także
Na gali Grand Press nasza redakcja, Krytykapolityczna.pl, miała dwie nominacje, były tam też inne koleżanki i koledzy dziennikarze, którzy ciężko pracowali na tę nominację. Pisali o ofiarach wojny w Ukrainie czy molestowanych dzieciach na kursach sportowych. To jest mniej ważne niż prawa osób z niepełnosprawnościami?
Ja tego nie powiedziałam.
Jednak o osobach z niepełnosprawnościami i opiekunach prawie nikt nie mówi, to nie jest hot-temat. Tu nie ma spektakularnych śmierci ani męskich zabawek. Zamiast rakiet i czołgów są wózki inwalidzkie, zamiast wyłączenia prądu i wody jest odcięcie od społeczeństwa, którego to odcięcia nawet nikt nie zauważa, bo i tak nie było w Polsce nigdy prawdziwej inkluzji. Osoby z niepełnosprawnościami żyją w domach ze swoimi wykończonymi rodzicami albo gniją z seniorami w DPS-ach. Brakuje asystentury osobistej i mieszkalnictwa wspomaganego – gwarantowanych przez Konwencję ONZ, ratyfikowaną przez Polskę 10 lat temu.
Chciałam zwrócić uwagę na te tematy, bo bez nich, bez szumu medialnego, osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie na zawsze w tym kraju pozostaną w dupie. Jak w tym moim nagrodzonym tekście.
To dlaczego nie wykorzystałaś swojego czasu już jako laureatka, żeby o tym opowiedzieć? Zamiast o niepełnosprawnych mówiłaś o tym, że sama nie przyjmiesz nagrody.
Bo uznałam, że jako osoba na co dzień doznająca w tym kraju przemocy – po pierwsze jako kobieta, której odebrano prawa reprodukcyjne, dyskryminowana w wielu zawodach pod kątem płac czy stanowisk w hierarchii, a po drugie jako matka i opiekunka dwóch niepełnosprawnych nastolatek, nie mogę przyjąć nagrody od kogoś, kto potraktował mnie w taki sposób w rozmowie. Od kogoś, kto takim zachowaniem podtrzymuje system, przeciw któremu występuję i w swojej działalności aktywistycznej, i twórczej.
Uznałam, że żeby w tym kraju naprawdę coś zmienić, najpierw trzeba zrypać martwiaki. To one blokują wszelki rozwój, działanie według światowych standardów, zmianę tego świata na lepszy.
Patriarchat daje w dupę tak samo ludziom zdrowym, jak i osobom z niepełnosprawnością. Brak w nim społecznej troski, chodzi tylko o interesy, o siłę, o przewagę, o deale, o dymanie, ruganie i dyscyplinowanie ludzi. Dlatego kiedy Skworz powiedział to kluczowe zdanie o wstydzie: „Niech pani nie zrobi czegoś, czego się pani będzie potem przez całe życie wstydzić”, to zrozumiałam, że on ma przecież rację. I w sumie, za to zdanie jestem mu wdzięczna. Sam się podłożył, więc zaczęłam rypać. Byłam „posłuszna”.
czytaj także
Takie zachowanie stawia w problematycznej pozycji organizatorów gali, środowisko medialne może domagać się wyjaśnień. Ale twoja postawa nadal może być dla wielu niezrozumiała. Powiedzenie komuś: „pani marnuje mój czas, moja gala to jest święto dziennikarstwa, a pani chce je zepsuć”, może być odbierane jako dziaderskie, ale czy przekraczające i przemocowe? Czy wymagało wzmożenia i tak radykalnego gestu, a nie na przykład skargi do organizatorów? Nie usprawiedliwiam złych manier, zwłaszcza kiedy nie wiadomo, czy chodzi o występek, czy o standard postępowania. Ale wyjaśnij mi, dlaczego po tej rozmowie telefonicznej nie było już miejsca na wyrozumiałość, na mediację czy konfrontację z organizatorami?
Bo tu nie chodzi o takie zdanie. Tu chodzi o rozmowę polegającą przede wszystkim na tym, by zrobić ze mnie idiotkę. By mnie upokorzyć i ośmieszyć. By mnie ukarać za – jego zdaniem – zuchwałość. Za to, że poprosiłam o coś, co nie mieściło się z zaprojektowanej przez Skworza partyturze.
Myślę, i to jest dla mnie najważniejsze, że osoby z niepełnosprawnościami mi moją decyzję wybaczą. Może znów uda mi się zrobić szum medialny wokół naszych spraw właśnie przez to, że nie zgodziłam się na przemoc wobec mnie. Jakąkolwiek: zinstytucjonalizowaną czy nie. To jest absolutnie kluczowe. Tak na marginesie to myślę, że tu lepiej wyjaśnię intencję i jeszcze szerzej dotrę z przekazem.
A wracając do przemocy – ja stawiam tak radykalne granice, bo jest ona codziennością osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, to ona definiuje nasze życie w Polsce. I życie moje, jako kobiety pozbawionej praw reprodukcyjnych. Nie zmienimy niczego, jeśli nie odrzucimy i nie pokonamy źródeł tej przemocy: względem nas i wszystkim wszystkich słabszych, dyskryminowanych, marginalizowanych.
czytaj także
Dlatego dla mnie prawdziwą nagrodą będzie zrypanie martwiaków, bo dzięki temu będzie w tym kraju mniej przemocy, a więcej mocy – tej pięknej, prawdziwej, ufundowanej na wzajemnym szacunku i społecznej trosce. Dotarło do mnie, że nie muszę się wstydzić i czuć upokorzona. Że przecież jestem autorką Heks, że sama jestem heksą. Kimś, kto niesie pamięć.
Heksy to wszystkie i wszyscy mi bliscy i dalecy, walczący o rozpieprzenie patologicznej dominacji tego, co toksycznie męskie, co przemocowe, co związane z przemocą instytucjonalną i każdą inną. Heksa to ktoś bardzo mi bliski, kto doprowadza na ASP do ujawnienia mobbingu i molestowania przez jednego z profesorów, heksa to feministka i dziennikarka Paulina Januszewska, opisująca toksyczną męską przemoc w swoim zawodzie. Heksa to ta, której w walce o rozwalenie patriarchatu i równe prawa nie zatrzyma chamski telefon ważnego pana rozdającego nagrody medialne.
Heksa to ktoś, kogo nie toczy wstyd. Dlatego wszystkie osoby, które spotkało coś podobnego z czyjejkolwiek strony, zachęcam do buntu. Do ogniowkurwu. A także do kontaktu z zawodowymi dziennikarzami, choćby wspomnianą Pauliną Januszewską z Krytyki Politycznej. Możemy z tym skończyć. Zrypać martwiaki i spróbować żyć na nowych zasadach.
Odebrałabyś Grand Pressa, gdyby nie było tej rozmowy czy innych niedopuszczalnych dla ciebie zachowań związanych z galą?
Jasne. I całej kapitule konkursu Grand Press z całego serca dziękuję za to wyróżnienie. Naprawdę.
Co powiedziałabyś wtedy ze sceny? Masz 90 sekund.
Dobry wieczór państwu. Dziękuję za wyróżnienie i za te 5 tysięcy złotych, starczyłoby na 116 paczek pieluchomajtek dla moich córek. Przyjęłabym te pieniądze, gdybym tylko mogła bez utraty prawa do świadczenia opiekuńczego.
Jednocześnie, zwracam się z prośbą do wszystkich nominowanych i nienominowanych dziennikarzy śledczych w tym kraju do zajęcia się super ważnymi, choć dotąd przemilczanymi tematami związanymi z tragiczną sytuacja OzN i ich opiekunów w tym kraju. Bez waszego zaangażowania i szumu wokół łamania konwencji międzynarodowej nigdy nie zmienimy rzeczywistości.
A ta – w Polsce, kraju bez możliwości dokonania legalnej aborcji – wpłynie w końcu na życie i wasze, i waszych bliskich. Dziś mamy rodzić w tym kraju niepełnosprawne dzieci, ale rząd i samorządy nie tworzą już potem żadnych warunków, żeby te dzieci mogły tu godnie żyć. A my razem z nimi.
**
Wywiad powstał po opublikowaniu przez magazyn „Press” informacji o powodach nieodebrania przez Szpilę nagrody Grand Press i w reakcji na niego. Nie prosiliśmy redakcji o dalsze wyjaśnienia.