Kraj, Miasto

W duchu solidarności, empatii i idei zero waste. Ruszyła pierwsza polska sieć sklepów socjalnych

Fot. Wolne miejsce/Facebook.com

Chleb za 50 gr i siatka warzyw za złotówkę. Tak na zakupach można zaoszczędzić w Spichlerzu, pierwszym polskim sklepie socjalnym, który w grudniu we współpracy z miastem otworzyła Fundacja Wolne Miejsce w Katowicach. – Chcemy, by życie ludzi, którzy do nas przychodzą, nie tylko było tańsze i łatwiejsze, ale realnie i trwale zmieniało się na lepsze – mówi Mikołaj Rykowski, prezes fundacji.

Paulina Januszewska: Skąd wziął się pomysł, by w Katowicach przy ul. Tysiąclecia 82 powstał pierwszy polski sklep socjalny?

Mikołaj Rykowski: Nasza fundacja od wielu lat pomaga osobom samotnym, ubogim i potrzebującym, m.in. organizując wigilie czy śniadania wielkanocne dla potrzebujących. Właśnie z tego dotychczas byliśmy znani najbardziej, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że warto szukać kolejnych inicjatyw, które mogłyby rozszerzyć naszą sieć wsparcia.

1,5 roku temu poznaliśmy inną organizację prospołeczną, Somę Sozialmarkt, która prowadzi sklepy socjalne w Wiedniu, i zaprosiła nas do siebie. W spotkaniu, które odbyło się w styczniu 2020 roku, uczestniczył także wiceprezydent Katowic, Jerzy Woźniak. Zobaczyliśmy, jak to przedsięwzięcie działa w stolicy Austrii, i natychmiast zakochaliśmy się w jego idei. Od razu zrozumieliśmy, że ten koncept trzeba jak najszybciej przenieść do Polski. I tak też się stało.

 

Pierwsi klienci mogli zrobić zakupy w Spichlerzu już 10 grudnia. Jak wyglądały przygotowania do otwarcia?

Mieliśmy duże wsparcie ze strony ratusza, którego do realizacji naszego przedsięwzięcia z uwagi na duży entuzjazm prezydenta, nie trzeba było specjalnie przekonywać. Dzięki temu udało nam się pozyskać lokal miejski i wyremontować go do potrzeb Spichlerza, który funkcjonuje na zupełnie innych zasadach niż tradycyjne sklepy. Planowaliśmy otworzyć go wcześniej niż 10 grudnia, ale wielu rzeczy dopiero się uczyliśmy i zależało nam na tym, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Zdobyte doświadczenie pozwoli nam z dużo większą łatwością powoływać do życia kolejne placówki.

Jakie wyzwania postawiła przed fundacją ta inicjatywa?

Z pewnością największym z nich wciąż jest pozyskiwanie kolejnych, gotowych do współpracy z nami producentów żywności. Sklep jest wprawdzie świetnie zaopatrzony, ale to nie oznacza, że nie może być lepiej. Ambicje mamy spore, bo planujemy stworzyć całą sieć takich punktów w Polsce. Obecnie remontujemy sklep w Dąbrowie Górniczej, a za chwilę także zaczniemy prace w Warszawie, Łodzi, Lublinie, Radomiu, Kołobrzegu czy Kaliszu. Chcemy, by we wszystkich tych miejscach uruchomić pomoc do końca 2021 roku. Dlatego robimy wszystko, by znaleźć jak najwięcej dobrych i stałych kontrahentów. Dokładamy też starań, by na półkach pojawiał się jak najbardziej atrakcyjny towar. Oczywiście jest on pełnowartościowy i mieści się w datach przydatności, ale mamy nadzieję, że nasi klienci oprócz podstawowych produktów mogli też znaleźć takie, na które z uwagi na wysokie ceny w komercyjnych supermarketach nie mogliby sobie pozwolić.

Na czym dokładnie polega idea sklepu socjalnego?

Naszą inicjatywę kierujemy do osób najuboższych, czyli takich, których dochód podstawowy nie przekracza 1400 zł w przypadku jednoosobowego gospodarstwa, a 1000 zł w przypadku rodzin. Do dokonania zakupów upoważnia ich zaświadczenie z lokalnych MOPS-ów. Można je robić raz dziennie, wydając maksymalnie 100 zł, przy czym wbrew pozorom jest to bardzo wysoka kwota. Do tej pory nie spotkaliśmy się z koniecznością podwyższenia tego limitu ze względu na obowiązujące w naszym sklepie, atrakcyjne i nieprzekraczające 50 proc. stawki rynkowej ceny. Przykładowo więc za chleb zapłacimy 50 gr, a za sporą siatkę warzyw ok. złotówki. Można dostać tu zarówno żywność, jak i chemię czy odzież.

Co jeszcze Spichlerz wyróżnia spośród innych prospołecznych akcji?

Wiele pochwał usłyszeliśmy od seniorów, dla których takie zakupy są szczególnie wygodne i bezpieczne, ponieważ nie muszą oni obawiać się, że padną ofiarami nieuczciwych praktyk, tzw. chytrych promocji, które są codziennością w komercyjnych sklepach. Działalność Spichlerza skierowana jest głównie do starszych i samotnych osób, ale zakupy mogą zrobić tu również wolontariusze wspierający fundację i sklep.

Z uwagi na pandemię rozszerzyliśmy pomoc dla seniorów powyżej 75. roku życia. Nie muszą oni w ogóle przychodzić do sklepu, wystarczy, że wykonają telefon i złożą zamówienie, a nasz wolontariusz tego samego dnia dowiezie im zakupy do mieszkania.

Oczywiście nie zapominamy też o ludziach znajdujących się w wyjątkowo trudnych sytuacjach, jak choroba czy utrata pracy. Wystarczy, że o taką formę wsparcia zwrócą się do prezydenta miasta lub fundacji. Zapewniam, że nie będą pozostawione bez opieki.

Nie znamy prawdziwej wartości jedzenia. Kupujemy dużo i tanio [rozmowa]

Fundacja zwraca również uwagę na to, że Spichlerz ma przeciwdziałać marnotrawstwu żywności. W jaki sposób?

W dobie kryzysu i zgodnie z ideą zero waste próbujemy zmniejszać ogromną skalę marnowania jedzenia i zmieniać zły, lecz powszechny nawyk wyrzucania dobrych, przydatnych rzeczy. Chcemy pokazać, że nasza konsumpcja może wyglądać inaczej i bardziej odpowiedzialnie. Dlatego postawiliśmy m.in. na produkty z krótką datą przydatności, które potrafimy szybko i sprawnie przekazać osobom potrzebującym. Te rzeczy zyskują drugie czy też prawdziwe życie, a nie umierają w hurtowych ilościach na śmietnikach.

Takie podejście stosujemy w fundacji od dawna, przygotowując posiłki ze składników pochodzących z nadwyżek w sklepach, pozyskiwanych od naszych partnerów i darczyńców. Pokazujemy też na organizowanych przez nas warsztatach, jak wykorzystywać rzeczy, które są jadalne, ale np. nieatrakcyjne wizualnie i niesłusznie kwalifikowane do wyrzucenia.

Chcemy nauczyć wszystkich, którzy do nas przychodzą, że takie praktyki mogą przenieść do własnych domów, kuchni i lodówek. Zachęcamy w związku z tym producentów i firmy, by kontaktowały się z nami, jeśli mają problemy z towarem, który nie sprzedał się w takiej ilości, jak to pierwotnie zakładano.

Docelowo w Spichlerzu ma działać nie tylko sklep. Co jeszcze się tam pojawi?

Cała przestrzeń ma ok. 300 metrów kwadratowych, z czego 100 to magazyn, a reszta to część sprzedażowa oraz kawiarniana. Ta druga wprawdzie ze względu na pandemię nie może na razie funkcjonować, ale mamy nadzieję, że po zniesieniu obostrzeń stanie się ona sercem tego miejsca. Chcemy, by każdy, kto nas odwiedzi, mógł znaleźć wsparcie i przy kawie czy ciastku opowiedział nam o swoich problemach. Liczę na to, że zawiąże się tu nowa wspólnota, której będziemy mogli pomóc w wielu innych aspektach życia.

Jak katowiczanie i katowiczanki reagują na działalność sklepu?

Wystarczy wejść na naszego Facebooka, poczytać komentarze i zobaczyć zdjęcia z otwarcia, by dostrzec, z jak dużym i pozytywnym odzewem się to spotkało. Nasi klienci mówią o Spichlerzu: „to nasz wspólny sklep”. Można powiedzieć, że spełniło się nasze marzenie, bo bardzo chcieliśmy, by Spichlerz nie był tylko sklepem, ale miejscem spotkania człowieka z człowiekiem – osób potrzebujących, znajdujących się w trudnym momencie życiowym, z wolontariuszami, umiejącymi empatycznie patrzeć na innych i mającymi serdeczność wypisaną nie tylko na twarzy, ale wdrukowaną w serce. Zauważyłem, że gdy nasi klienci przychodzili do nas po raz pierwszy, byli nieco speszeni, ale teraz czują się tu niesamowicie dobrze i swobodnie. Mam więc nadzieję, że to jeszcze bardziej ewoluuje, gdy tylko ruszy kawiarenka. Chcemy bowiem, by życie ludzi, którzy do nas przychodzą, nie tylko było tańsze i łatwiejsze, ale realnie i trwale zmieniało się na lepsze.

Gdzie państwo nie może, tam posyła pracowniczkę socjalną

**

ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius

Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij