Kiedy chodzisz boso po trawie, kiedy możesz zanurzyć nogi w strumieniu, kiedy płyniesz w jeziorze, to są takie uczucia, które wywołują u ciebie poczucie euforii, albo i może lekkiego podniecenia − mówi artystka wizualna i performerka Justyna Górecka.
Jaś Kapela: Nie mogliśmy się ostatnio złapać, bo brałaś udział w akcji w obronie rzeki?
Justyna Górowska: To była akcja Sióstr Rzeki, grupy dziewczyn zainicjowanej przez Cecylię Malik. Każda z nas ma niebieską tabliczkę z nazwą rzeki, którą reprezentuje. Pojawiamy się z nią na różnego rodzaju akcjach protestacyjnych. Akurat wczoraj wyjątkowo byłam rzeką Wilgą, ponieważ to ona była tematem naszego działania.
Zazwyczaj jesteś Skawą, natomiast wczoraj byłaś Wilgą, bo…? Nie nadążam już za tymi wszystkimi miejscami, gdzie trzeba protestować. Co tam się dzieje? Dlaczego?
Dlatego że powstaje trasa łagiewnicka. Bez żadnych wcześniejszych konsultacji ze środowiskami ekologów, ornitologów czy osobami, które się znają na unikatowym ekosystemie Wilgi, gdzie ma przebiegać odcinek trasy. Tymczasem inwestorzy zaczęli budowę. Już na tym małym odcinku rzeki Wilgi, który przeszliśmy, idąc na miejsce protestu, widać było dokładnie, że druga strona brzegu jest totalnie zdewastowana. No a sama Wilga została uwięziona i wsadzona do czterech kanałów, takich wielkich rur. Wygląda to koszmarnie.
czytaj także
Protest dotyczył niszczenia samej Wilgi, ale też braku dyskusji ze specjalistami czy liczenia się z opinią publiczną. Ten projekt jest wspierany przez Urząd Miasta Krakowa, który, jak widać, nie bierze pod uwagę ani dobrostanu samej rzeki, ani ludzi, dla których jest to też miejsce rekreacyjne. Wilga jest tylko jednym z wielu przypadków, w których jest przyzwolenie na tak drastyczne ingerowanie w rzeki.
Rząd chce uregulować prawie wszystkie rzeki, żeby umożliwić żeglugę śródlądową.
Co jest już bardzo przestarzałym pomysłem. Regulowanie rzek było popularyzowane w zachodniej Europie od końca XIX wieku. My jako kraj peryferyjny i niezbyt zamożny nie mieliśmy na to pieniędzy. Dlatego też nasze rzeki się uchroniły. Teraz nagle, gdy w całej Europie propaguje się naturalizację rzek, Polacy sobie wymyślili, że będą je regulować. W krajach zachodnich uświadomiono sobie, że ingerencja w rzeki jest przyczyną zagłady całych ekosystemów i dewastacji naturalnego krajobrazu. Upadła także mrzonka, że regulacje miałyby chronić przed powodziami. Naturalną właściwością rzek jest rozlewanie się po terenach zalewowych, co zapobiega wzrostowi poziomu wody i zalewaniu miast.
czytaj także
To była jedna z wielu akcji, które jako Siostry Rzeki realizujcie?
Siostry Rzeki działają już od ponad roku. Jedną z większych akcji był zeszłoroczny protest na brzegu Wisły, na którym zebrała się naprawdę duża liczba kobiet, można było nas liczyć w dziesiątkach. Protestowałyśmy przeciwko budowie zapory w Siarzewie koło Ciechocinka − kolejny bardzo dyskusyjny pomysł, który stawia pod znakiem zapytania przyszłość rzek oraz istot w nich żyjących, także tych mitycznych.
Właśnie, ty wcielasz się w słowiańską rusałkę? Kiedy zaczęłaś się nią czuć?
Myślę, że nie bez znaczenia było moje doświadczenie jako artystki performerki.
czytaj także
Uświadomiłam sobie, że tożsamość jest wytworem narzuconym przez różne konteksty geograficzne i polityczne. Z drugiej strony wydaje mi się bardzo podatna na różnego rodzaju przekształcenia. W jednym z pierwszych moich projektów rozwieszałam plakaty informujące o moim zaginięciu. To było dla mnie doświadczenie bardzo emocjonalne, pełne odczucia, że faktycznie się dezintegruję i że to daje mi takie możliwości, że naprawdę mogę się przekształcać. Teraz wcieliłam się w rusałkę, żeby nam coś powiedziała o krytycznym stanie natury, a także o przedchrześcijańskich, słowiańskich wierzeniach.
W końcu to chrześcijanie nam te rzeki betonują.
(śmiech) No niestety tak. Mówiąc w ogóle o tym, jak traktujemy naturę, nie ukrywajmy, że to jednak narracja chrześcijańska miała na to decydujący wpływ. Biblijny cytat: „czyńcie ją sobie poddaną”, przyzwala bez żadnych skrupułów na traktowanie natury jako bezpodmiotowego zasobu. Pozbawiliśmy ją ducha i stała się tak naprawdę polem urynkowienia; wdraża się ją do mechanizmów kapitalistycznych. Jeszcze w latach 90. mieliśmy ogromną szansę, aby być krajem bardziej ekologicznie nastawionym, ale kapitalizm, przy wsparciu religii, doprowadził do urynkowienia zasobów naturalnych.
czytaj także
Nie było zbyt wielu dyskusji nad terenami, które były wykupywane przez deweloperów, a mogły być też cudownymi parkami.
Więc postanowiłaś zostać rusałką…
Tak. Postanowiłam zostać rusałką… W gruncie rzeczy zawsze nią byłam. Mam wrażenie, że to jest po prostu jakiś archetyp, który się może przejawiać w różnych osobach, wcielać w różne byty. Mitologia słowiańska nie jest zbyt dobrze rozpoznana. Trochę możemy się dowiedzieć z tekstów Długosza, który próbował rekonstruować panteon bóstw słowiańskich, czy z wyobrażeń romantyków. Mamy także folklor, rusałki pojawiły się w historiach mojego pradziadka, zaklęte pod postacią nocnych świetlików. Z tych źródeł tworzy się mgliste wyobrażenie rusałki, która może kusić i uwodzić swoje ofiary, i reprezentować budzącą się do życia wiosnę. Jest takim bardzo wzmacniającym kobiecość, wręcz matriarchalnym mitem.
Ale żeby zarobić na bycie rusałką, musiałaś pracować na sekskamerkach?
Nie chodziło o zarabianie pieniędzy, tak naprawdę moja inkarnacja WetMeWild została powołana poprzez nickname na sekskamerkach. To było jej pierwsze objawienie w sferze internetu, w formie performansu. Sekskamerki zainteresowały mnie w kontekście performatywnego budowania mojej postaci, jak i sekspozytywnego feminizmu.
W latach 70. toczyły się słynne wojny feministyczne pomiędzy antypornograficznymi i proseksualnymi feministkami. Ja zdecydowanie opowiadam się za drugimi, gdzie decydowanie o swojej cielesności jest wyzwalające. Rozwój technologii umożliwił powstawanie międzynarodowych portali, jak CAM4, czy polskich, jak ShowUp.tv, na których kobiety mogły wyrażać i budować swoją seksualność naturalnie, łamiąc dotychczasową perspektywę pornograficznego przemysłu, który jest oczywiście mocno męską narracją.
Czy to jednak nie polega na tym, że ktoś ci płaci i mówi, co masz robić, a ty to robisz?
Tak naprawdę to mocno zależy od ciebie, co zrobisz, a czego nie zrobisz. Ty ustawiasz sobie cele. Możesz czytać książkę, rozmawiać na czacie z uczestnikami lub odpowiadać bądź nie na czyjeś życzenia. Pamiętam, że miałam przez dłuższy czas takiego widza, który bardzo chciał usłyszeć bicie mojego serca, więc mój show polegał na wykonaniu przysiadów i zbliżaniu mikrofonu do mojego bijącego serca. To był fetyszysta, któremu brakowało bliskości, i czymś niezwykłym dla niego było usłyszenie rytmu serca drugiej osoby.
Moje ciało, mój wybór? Tak, dlatego pracuję na czacie erotycznym
czytaj także
Nieraz pretekstem jest pożądanie, stające się punktem wyjścia do dyskusji o głębszym sensie. Te interakcje międzyludzkie pozwalają dekonstruować pewne stereotypy dotyczące płci czy zachowań seksualnych. Wtedy też pojawiło się moje zainteresowanie ekoseksualnością. Zaczęłam interesować się Annie M. Sprinkle, gwiazdą porno, która ogłosiła manifest eco sexuality. Manifest, w którym matka ziemia staje się naszą kochanką.
Ale chyba trudno na kamerce kochać się z ziemią. Czy to tam robiłaś?
(śmiech) Wiesz co, można różne rzeczy robić. W ramach sekskamerek też się zajmowałam wątkami ekoseksualnymi, czy to poprzez odczytywanie tekstów zaangażowanych ekologicznie, czy to dyskusje dotyczące degradacji środowiska. Naturalna sceneria, którą sobie wykreowałam, mogła być takim buduarem słowiańskiej boginki. Jeżeli chodzi o moje prywatne doświadczenie seksualności wobec natury, to myślę, że jest ono odczuciem pierwotnym każdego człowieka.
czytaj także
Kiedy chodzisz boso po trawie, kiedy możesz zanurzyć nogi w strumieniu, kiedy płyniesz w jeziorze, to są takie uczucia, które wywołują u ciebie poczucie euforii, albo i może lekkiego podniecenia.
Mam przyjaciółkę, która twierdzi, że pływanie w jeziorze zastępuje jej seks.
Nie wątpię w to.
Żeby być rusałką, pojechałaś aż do Nowego Jorku.
Tak. Gdy realizuję projekty, dużo jeżdżę po świecie.
Ale rzeką? Czy samolotem?
Niestety w tym konkretnym wypadku samolotem. Marzyło mi się, żeby popłynąć łodzią. Notabene jest nawet taki kanadyjski projekt artystyczny, w trakcie którego przepływasz Ocean Spokojny od Kanady do Japonii. Składałam wniosek, w którym proponowałam performatywną obserwację wielkiej pacyficznej plamy śmieci. Nie chcieli mnie. A w Nowym Jorku tak. Złożyłam wniosek o inkarnację w rusałkę WetMeWild w kontekście wątków ekofeministycznych i słowiańskiej mistyczności.
I jak wyglądał twój pomysł?
Projekt opierał się na przywołaniu postaci WetMeWild i budowaniu jej tożsamości w przestrzeni internetu, ale i tej realnej, w przestrzeni nowojorskiego metra. Zrealizowałam strój i choreografię, poprzez które wcielałam się w postać. Ważnym elementem była także kampania stworzona w rozszerzonej rzeczywistości.
Rozklejałam naklejki w przestrzeni metra, które po ściągnięciu odpowiedniej aplikacji można było skanować, uzyskując dostęp do dodatkowych materiałów. Pierwszą warstwą projektu było budowanie pożądania, a z drugiej strony przekazywanie treści mocno zaangażowanych ekologiczne, w tym w szczególności problemów dotyczących skażenia wody. W Nowym Jorku głównie skupiłam się właśnie na wodzie butelkowanej. Wydaje mi się, że jest ona jednym z najbardziej palących problemów.
Kupują ci, których na to stać. Wciąż około dwóch miliardów ludzi nie ma dostępu do czystej wody.
Nawet w najbiedniejszych i najsuchszych miejscach na świecie spopularyzowany został model, w którym wielkie korporacje znajdują źródła wody, robią odwierty, odbierając wodę pobliskim wioskom, i następnie sprzedają ją w butelkach. Cała Indonezja, która jest krajem wyspiarskim, oczywiście ma deficyty wody, a jest zaopatrzona w wodę korporacji Danone.
czytaj także
Na całym świecie ludzie w większości wypadków piją wodę korporacyjną, zapominając o naszym nieodpłatnym prawie do niej.
Osobiście piję wodę głównie z kranu, ale rzeczywiście to jest niesamowite, jak w ciągu ostatnich 20 lat prywatyzuje się wodę. Pewnie w krajach biedniejszych jest to większy problem. Dostęp do czystej wody jest utrudniony, więc czasem możesz kupić tylko wodę w plastiku. A jak wiadomo, w każdej butelce plastikowej jest też mikroplastik.
To jest kolejna warstwa tego absurdu, ponieważ ten mikroplastik wraca do nas w wodzie kranowej. Zgodnie z badaniami ok. 80% wody kranowej na całym świecie zawiera w sobie mikroplastik. Nie ma żadnych obostrzeń, żadnych regulacji dotyczących recyklingu.
czytaj także
Firmy w ogóle nie biorą odpowiedzialności za to, co się dzieje z tymi butelkami. A jak wiadomo, recykling nie działa dobrze na całym świecie i jest odzyskiwany w zaledwie 10%. Śmieci powszechnie są wywożone do krajów biedniejszych, które tym bardziej nie mają środków na to, aby je utylizować, więc wszystko ląduje w wodach gruntowych, a później wraca do naszej wody kranowej albo zostaje w oceanach i wraca do nas w rybach czy innych stworzeniach, które jemy.
Z tego, co czytałem, to nie wiadomo, czy ten mikroplastik jest szkodliwy dla zdrowia ludzi.
Z przeprowadzonych badań wynika, że jednak jest szkodliwy. Absorbuje toksyny, które są przechowywane i wydzielane w naszym organizmie. Wszyscy jesteśmy skażeni.
Jesteśmy z plastiku.
Tak. Jesteśmy z plastiku.
Czym się różni rusałka od homo sapiens?
Żyjemy w czasach, w których jest ciężko określić, czy ten podręcznikowy homo sapiens jeszcze istnieje. Nasze ciała są procesem ciągłych zmian, nie tylko w kontekście ewolucji, ale też możliwości, które daje nam rozwój technologii, ze szczególnym uwzględnieniem biotechnologii czy też inżynierii biomedycznej. Powstają oddolne DIY-laby, gdzie ludzie przeprowadzają kuracje genetyczne z wykorzystaniem nowej technologii molekularnej CRISPR. Nieraz się zastanawiam, czy te nasze wyobrażenia o dawnych bóstwach, choćby właśnie rusałkach, które mogły zmieniać swoją postać, są obrazem przyszłych postludzkich bogów.
Myślę, że tylko niektórzy z nas będą mogli być bogami, a reszta będzie żreć plastik, który bogaci wysrają.
Jeżeli dalej będziemy biernie akceptować ten system…
A myślisz, że nie będziemy?
Szczerze, myślę, że kapitalizm szybko się nie skończy. Jedyna nadzieja jest w tym, że on będzie w jakiś sposób zdekonstruowany, a w tym bardzo ważne są indywidualne decyzje każdego z nas. Oddolne działania, nieraz jednostkowe, budują sieć, która przebija się przez ten kapitalistyczny monolit. Dziesięć lat temu postanowiłam przestać jeść mięso.
Spotykałam się z opiniami, że moja jednostkowa decyzja nie będzie miała żadnego wpływu. Ale po tych dziesięciu latach widzimy, że to działa na ludzi. Widzimy, że wzrastająca populacja wegan i wegetarian sprawia, że rocznie ginie 3 miliony zwierząt mniej. Ta machina kapitalistyczna zwalnia.
Edukacja jest ważna, ale jednak nasze działania są jakimś łataniem dziury w systemie. Ciągle ludzie w Polsce chcą się bogacić, konsumować… Co z tym może zrobić sztuka? Przecież zrównoważony rozwój powinien być przedmiotem w szkołach.
Wiesz, jak jest w szkołach. Ile jest zajęć poświęconych zmianom klimatu, ochronie środowiska, kolonializmowi czy wyzyskiwaniu krajów Trzeciego Świata? Nie mam zaufania do systemu edukacji, bo sama byłam wychowana w publicznej szkole.
Ale sama starasz się edukować.
Szukam jakiejś alternatywy dla powszechnej edukacji. Staram się edukować poprzez sztukę. Istotą mojego warsztatu jest nie tylko budowanie świadomości oddolnej, wymiana umiejętności i wiedzy, ale też powołanie pewnego rodzaju wspólnoty, w której ludzie w podobny sposób myślą i są w stanie przez takie warsztaty zmienić swoje postrzeganie. W najbliższym czasie będę organizować warsztaty z wykonywania seks-zabawek z bioplastiku na bazie alg morskich. Zastanawiam się też nad warsztatami z pisania listów miłosnych poprzez zapis informacji w systemie binarnym na nici DNA, z wykorzystaniem tzw. biotechnologii „DNA data storage”.
Mam w domu jakąś kartkę zrobioną przez ciebie, z której można sobie wyciąć przyrząd pomocny do sikania przy pisuarze.
Tak, wykonałam taki DIY model urynatora, który każdy może sobie sam złożyć. Projekt skierowany jest przede wszystkim do kobiet, mogących dzięki niemu sikać na stojąco.
Wszystkie mamy niemiłe doświadczenia z toaletami publicznymi, które nie są zaprojektowane dla nas, gdzie oddanie moczu wiąże się z niesamowitą gimnastyką.
Tym bardziej, że do męskiego mniejsza kolejka.
Jestem za koedukacyjnymi.
**
Justyna Górowska – performerka i interdyscyplinarna artystka wizualna, zajmująca się również rzeźbą i fotografią. Tytuł magistra uzyskała w pracowni performance na Wydziale Intermediów Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Obecnie jest doktorantką na Interdyscyplinarnych Studiach Doktoranckich na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Zdobywczyni głównej nagrody w 7. Konkursie Samsung Art Master (2010); dwukrotna laureatka stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2011; 2013). Jej projekty były prezentowane m.in. w Berlinie (Freies Museum, 2009), Quebecu (Galeria Le Lieu, 2014), Dżakarcie (National Gallery of Indonesia, 2016), Warszawie (Muzeum Sztuki Współczesnej, 2017) i Nowym Jorku (Art in General, 2017).