Rozbrat mógł powstać i działa ze względu na to, że działka, którą zajmujemy, ma nieuregulowany status własnościowy. Władze miasta nie są zainteresowane potwierdzeniem swojego prawa do tej nieruchomości i w ten sposób oddają pole firmie słupowi, która próbuje dokonać jej dzikiej reprywatyzacji.
Rozbrat to centrum społeczne, które powstało 28 lat temu na opuszczonym terenie w centrum Poznania. Zajęliśmy puste budynki i odbudowaliśmy je własnym sumptem. Pierwotnie chodziło o zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych, ale z biegiem lat miejsce stało się centrum społecznym zorientowanym na rozwój lokalnej demokracji.
czytaj także
20 lat temu na Rozbracie powstał związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza, który założyliśmy wspólnie z pracownikami fabryki Cegielskiego. Obecnie należą do niego tysiące pracowników w całej Polsce. W 2012 roku, wraz z lokatorami nękanej przez czyścicieli wynajętych przez Neobank kamienicy, założyliśmy Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów, które skupia się na obronie poznaniaków przed eksmisjami i polityką władz miasta sprzyjającą rentierom.
Rozbrat mógł powstać i działa ze względu na to, że działka, którą zajmujemy, ma nieuregulowany status własnościowy. Władze miasta nie są zainteresowane potwierdzeniem swojego prawa do tej nieruchomości i w ten sposób oddają pole firmie słupowi, która próbuje dokonać jej dzikiej reprywatyzacji. Dzięki naszym działaniom do dzisiaj się to jej nie udało. Jednak firma próbująca przejąć ten teren w 2020 roku wytoczyła nam sprawę eksmisyjną, w której wyrok ma zapaść 25 listopada.
Państwo pozbywa się swoich nieruchomości, a społeczeństwo o nie walczy
Działka przed wojną należała do Szczepana Jeleńskiego, który był redaktorem poczytnego antysemickiego pisma „Rola”. W czasie wojny przejęło ją niemieckie przedsiębiorstwo Theodora Busse, zajmujące się obróbką stolarską, i założyło na niej zakład produkcyjny. Po wojnie, ponieważ w zniszczonym kraju funkcjonujących zakładów było mało, działka stała się cenna.
W lutym 1948 roku Minister Przemysłu i Handlu wskazał ją do znacjonalizowania, co w 1950 roku prawomocną decyzją potwierdził Minister Przemysłu Lekkiego. Wówczas na działce istniała Państwowa Fabryka Mebli Artystycznych, którą w latach 80. przekształcono w Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Meblarstwa.
Przed 1989 rokiem kolejni zarządcy terenu nie musieli się przejmować formalnościami związanymi ze wpisami do księgi wieczystej. W 1987 roku Anna Małuszyńska, spadkobierczyni Jeleńskiego, uzyskała postanowienie o nabyciu po nim spadku w postaci tej działki. Na tej podstawie udało jej się wpisać do księgi wieczystej jako właścicielkę terenu.
W 1990 roku sąd oddalił wniosek Skarbu Państwa o zasiedzenie działki, ponieważ uznał, że państwo już jest właścicielem nieruchomości. Z kolei w styczniu 1991 roku. Dariusz Wolski, właściciel firmy Darex, nabył działkę od Małuszyńskiej za 250 tys. starych złotych, zaciągnął kredyt pod zastaw działki i zniknął, do dziś go nie spłacając. W lipcu 1991 roku na hipotece tej nieruchomości wpisano 1 mld starych złotych tytułem zabezpieczenia kredytu. Oznacza to, że Darex posłużył jako firma słup, która po dokonaniu zakupu działki zaciągnęła kredyt po to, aby go nigdy nie spłacić.
czytaj także
Skarb Państwa, zgodnie z sugestią sądu z 1990 roku, dopiero w lipcu 1993 roku wniósł wniosek o wpis do księgi wieczystej. W październiku 1994 roku został on jednak oddalony. W uzasadnieniu sąd zasugerował, że z uwagi na wpis do księgi wieczystej Anny Małuszyńskiej i Dariusza Wolskiego Skarb Państwa powinien wystąpić z powództwem o ustalenie stanu księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. 14 października 1994 roku sąd wpisał więc ostrzeżenie do księgi wieczystej o niezgodności jej treści z rzeczywistym stanem prawnym. Ostrzeżenie to do dzisiaj jest zawarte w księdze.
Ostrzeżenie oznacza, że to nie Darex jest właścicielem gruntów, ale skarb państwa. W związku z tym Skarb Państwa, a konkretniej władze miasta reprezentujące jego interesy, powinny wystąpić do sądu o uzgodnienie treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Władze Poznania są więc zobowiązane do walki o potwierdzenie, że są właścicielem działki. Od 1994 roku tego nie uczyniły. Kolektyw Rozbrat obecnie przygotowuje pozew o ustalenie tych treści, wykonując pracę, którą powinny zająć się władze Poznania.
Sytuacja podobna jest do tych, jakie mają miejsce w trakcie nielegalnych eksmisji, podczas których kwestiami ochrony lokatorów zajmują się aktywiści i sami lokatorzy przy bierności ze strony władz, które nie robiąc nic, de facto wspierają czyścicieli kamienic i wynajmujących ich biznesmenów. Działka, na której leży Rozbrat, zostałaby najpewniej sprzedana już w 2010 roku, podczas pierwszej aukcji komorniczej. Nikt jej jednak nie kupił ze względu na naszą obecność.
Mamy tu więc do czynienia z serią zaniedbań urzędniczych. Wydział zajmujący się kwestiami własnościowymi w Poznaniu w tym wypadku nie wywiązuje się ze swoich obowiązków od niemal trzech dekad. Zadłużenie Darexu wobec miasta (głównie z tytułu nieopłaconego podatku od nieruchomości) wynosi ponad 563 tys. zł, a władze nawet nie są zdolne do zawiadomienia prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Mimo że spółka nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej i nie wykonuje swoich zobowiązań, chociażby wobec Urzędu Skarbowego, dla polityków kierujących miastem firma słup jest znacznie bardziej wiarygodnym podmiotem niż centrum społeczne, istniejące w Poznaniu od 28 lat.
W tych okolicznościach powstaje pytanie o przyczyny pasywności władz miasta. Poznański samorząd od początku swojego istnienia jest opanowany przez liberalnych polityków, którzy w wielu przypadkach swoją karierę wiążą z reprezentowaniem interesów deweloperskich, do których należy również prywatyzacja miejskich działek.
W przypadku Rozbratu mamy do czynienia z modelowym przykładem dzikiej reprywatyzacji. Władze miasta najpierw przez swoje zaniedbania umożliwiają przejmowanie społecznej własności. Gdy ktoś zwróci na to uwagę – jak w Warszawie ruch lokatorski, a w Poznaniu Rozbrat – twierdzą, że nie mogą przeciwstawić się biznesowi.
Ostatecznie rok temu, po dekadach walki z dziką reprywatyzacją w Warszawie, parlament przyjął ustawę zakazującą podważania decyzji nacjonalizacyjnych dokonywanych po wojnie. W maju 2019 roku komornik wartość działki oszacował na 5 943 800 zł. Władze miasta twierdzą, że nie mają pieniędzy na ogrzanie szkół, lecz równocześnie nie robią nic, aby potwierdzić swoje prawa do takiego majątku.
czytaj także
Firma Darex wraz z zaciągnięciem kredytu w 1991 roku przestała prowadzić realną działalność gospodarczą i istniała tylko na papierze. Wznowiła działalność dopiero w 2013 roku, gdy pod groźbą utraty osobowości prawnej (i w konsekwencji formalnych możliwości ubiegania się o sporną działkę) zarejestrowała się w KRS. Nadal ciąży na jednak niej wspomniany, niespłacony kredyt, lecz obecnie wysokość długu jest znacznie niższa niż wartość działki. Komornik przygotowuje kolejną aukcję. Jeśli działka zostanie wylicytowana, to grunt stanie się własnością osoby kupującej, a Skarb Państwa definitywnie utraci prawo do jej posiadania.
Uprzedzając działania Darexu i ewentualnych nowych właścicieli, w 2015 roku sami wszczęliśmy sprawę o zasiedzenie. We wrześniu zapadł w niej wyrok. Sąd stwierdził, że nie mamy prawa do zasiedzenia w dobrej wierze.
Podczas sprawy Dariusz Wolski wezwał na świadka Macieja Klimaszewskiego, architekta, którego rodzina jest związana z liberalnymi politykami w Poznaniu. Podczas zeznań w 2017 roku przedstawił on projekt zabudowy działki. Udowadniał w ten sposób, że Dariusz Wolski jest zainteresowany działką i traktuje ją jako swoją własność, choć nigdy nie zapłacił za nią podatku gruntowego.
Dla sądu też nie było to problemem. Wolski zeznał w sądzie, że nie płacił, ponieważ nie wiedział, do kogo ta działka należy. Wiele wskazuje na to, że ktoś znalazł Dariusza Wolskiego i uświadomił mu, że po dokończeniu prywatyzacji działki może ją sprzedać deweloperowi, zarabiając kilka milionów.
Sam Klimaszewski współpracuje z deweloperami zabudowującymi Poznań, m.in. z Mak Domem. Jednym z lobbystów tej firmy jest Sławomir Mila, który stara się nawiązywać kontakty z miejskimi radnymi. Dzięki ich wsparciu łatwiej uzyskać decyzje, które następnie przekładają się na milionowe zyski. W międzyczasie Mak Dom zabudowuje tereny zieleni położone nieopodal Rozbratu.
Walka prezydenta Poznania z ruchami miejskimi
Ze strony dziennikarzy słyszymy wielokrotnie stwierdzenia, że prezydent Poznania wywodzi się z ruchów miejskich, więc powinien wspierać podobne do naszego ośrodki demokratyzacji życia społecznego. Stwierdzenie, że Jacek Jaśkowiak wywodzi się z ruchów miejskich, jest jednak z gruntu fałszywe.
Jego kandydatura na prezydenta miasta z ramienia stowarzyszenia „My, Poznaniacy” miała miejsce w 2010 roku. W środowisku tym nie było wówczas osoby zdolnej podjąć wyzwanie i ubiegać się o fotel prezydenta. Biznesmen z ambicjami nadawał się do tego idealnie. Nie był on jednak zaangażowany organizacyjnie w działalność stowarzyszenia, a jedynie towarzysko.
Po przegranych wyborach nie skupiał się na dalszym rozwijaniu ruchów miejskich, a w 2013 roku, przed kolejnymi wyborami na prezydenta miasta, wstąpił do Platformy Obywatelskiej, która nastawiona jest na zwalczanie niezależnej działalności mieszkańców w ruchach miejskich. Jaśkowiak wywodzi się więc ze środowisk biznesowo-partyjnych, a technokracja i walka o władze są mu znacznie bliższe niż demokracja obywatelska.
Brzeska zapłaciła najwyższą cenę za walkę z rażącą niesprawiedliwością i ludzką krzywdą
czytaj także
Przed kolejnymi wyborami w 2014 roku Poznaniem rządził bezpartyjny Ryszard Grobelny. Wszyscy wpływowi politycy z PO obawiali się z nim przegrać. Jaśkowiak wygrał, wykorzystując sporą niechęć mieszkańców do Grobelnego.
To właśnie głosy zjednoczonego sprzeciwu utorowały Jaśkowiakowi drogę do fotela prezydenta. W starciu z Grobelnym musiał stworzyć wizerunek osoby, która czymś się od niego różni. Wybór politycznych marketingowców był ograniczony. Trzeba było grać na społecznych nadziejach, związanych z dynamiką ruchów miejskich.
Praktyka polityczna Jaśkowiaka jest jednak kontynuacją kursu obranego przez Grobelnego – zabrać biednym i dać bogatym. Wszelkie ruchy polityczne muszą się opłacać – ekonomicznie lub marketingowo – prezydentowi i jego partii. Wszelkie niezależne od biznesu i polityki partyjnej inicjatywy społeczne muszą zostać zniszczone, a interes prywatny przedkładany jest ponad dobro ogółu mieszkańców.
Rozbrat działający jak typowe centrum społeczne nie generuje zysku, trudno też na nim zbudować część strategii PR-owej. Nasza działalność jest zbyt demokratyczna jak na standardy Jaśkowiaka.
Jesteśmy komórką działalności społecznej, która emituje aktywność na zewnątrz. Jego partia od początku swojej historii zwalcza związki zawodowe i inne organizacje społeczne, które nie reprezentują interesów biznesu. Zwraca się na nas uwagę jedynie wtedy, gdy np. żłobianki z Inicjatywy Pracowniczej muszą grozić strajkiem, by doprosić się groszowych podwyżek od miasta, lub gdy WSL blokuje nielegalne eksmisje i trudno to zatuszować, bo mówią o tym ogólnopolskie media. Władze dążą do zmarginalizowania, a czasami do skryminalizowania naszego środowiska.
4 lutego 2013 roku na łamach „Głosu Wielkopolskiego” prezydent zrównał nas z czyścicielami kamienic, pisząc: „W interesie wynajmujących i najemców jest przywrócenie bezpieczeństwa »stosunku najmu«. Ani czyściciele kamienic, ani anarchiści z pewnością w tym nie pomogą”. Kiedy nasze działania ograniczają prywatne zyski najgorszego rodzaju przedsiębiorców, Jaśkowiak zrównuje działalność WSL z działalnością kryminalną.
Bieżącym przykładem zwalczania ruchów miejskich przez prezydenta jest sprawa Anety Mikołajczyk, uznanej architektki krajobrazu, z Koalicji ZaZieleń Poznań, organizacji walczącej o treny zieleni w Poznaniu.
W lipcu poznańskie Stowarzyszenie Plac Wolności ogłosiło, że zbiera podpisy pod petycją do prezydenta o ratowanie 25 drzew na ul. 27 Grudnia, które planuje wyciąć spółka Poznańskie Inwestycje Miejskie. Jaśkowiak zareagował na to oskarżeniem Mikołajczyk o wcześniejsze zaangażowanie w projekt planujący wycinkę tych drzew, mimo że nie brała w nim udziału. Pomówienia Jaśkowiaka w stosunku do Anety Mikołajczyk to nie tylko walka polityczna, ale też próba ograniczenia jej możliwości znalezienia pracy w swojej specjalizacji.
W kwietniu Jaśkowiak zwolnił Magdalenę Górską, pełnomocniczkę ds. lokatorskich, która pracowała w urzędzie miasta. Powołanie pełnomocniczki miało być realizacją przedwyborczej obietnicy z 2014 roku. Presja ruchów miejskich, Rozbratu i WSL-u spowodowała, że Jaśkowiak, pomimo swojego początkowego oporu, był zmuszony stworzyć to stanowisko, które nie było mu szczególnie na rękę.
Górską z tego powodu w urzędzie marginalizowano. Podejmowała jednak liczne interwencje, często skutecznie. Wśród urzędników rzadko spotyka się taki poziom zaangażowania w reprezentowanie interesu mieszkańców i nieuleganie interesom biznesu czy partii rządzącej. W kwietniu jednak prezydent wymienił ją na osobę, która przejawia znacznie mniejszą wydolność organizacyjną.
Rozwój dla nielicznych, kryzys dla większości
Zwolnienie Górskiej nastąpiło w okresie postcovidowym, w obliczu powiększającego się kryzysu wojennego, przekładającego się na sytuację mieszkaniową w Poznaniu, w którym brakuje mieszkań nie od dziś. Z jednej strony mamy więc deklaracje o pomocy uchodźcom wojennym, a z drugiej – konkretne działania zwiększające zagrożenie nielegalnymi eksmisjami tych, których władza ponoć wita z otwartymi rękami. Jaśkowiakowi w praktyce bliżej do kamieniczników niż do ruchów miejskich czy tysięcy Ukraińców, zmuszonych płacić horrendalne czynsze, bo samorząd jest niewydolny pod względem budowy mieszkań komunalnych.
Podczas kampanii wyborczej obecnego prezydenta padała obietnica wybudowania 4 tys. mieszkań komunalnych. W ciągu niespełna ośmiu lat jego rządów w Poznaniu do czerwca wybudowano ich jedynie 804. To i tak postęp w stosunku do poprzednika, ale obietnice wyborcze Jaśkowiaka zostały spełnione jedynie w jednej piątej.
W czasie kampanii wyborczej słyszeliśmy, że prezydent będzie reprezentował interes wszystkich mieszkańców. Praktyka jego rządów owocuje jednak zachowaniem monopolu deweloperów na pierwotnym rynku mieszkaniowym w Poznaniu. Reprezentuje on więc interesy kapitalistów, co w konsekwencji wpędza większość mieszkańców w kryzys uzależnienia od deweloperów i kredytów hipotecznych. Jest to ciągłość polityki kryzysu mieszkaniowego, który trwa się od czasów Grobelnego.
czytaj także
Kryzys wywołuje się, ograniczając do minimum budowę mieszkań komunalnych, a tym samym tworząc popyt na projekty deweloperskie. W efekcie mieszkań jest za mało i są zbyt drogie. Rynek mieszkaniowy kontrolowany przez deweloperów nie zaspokaja potrzeb społecznych związanych z dostarczeniem podstawowego środka utrzymania, jakim jest mieszkanie. Wbrew temu władze miasta w swoich materiałach promocyjnych rynkowy model niedorozwoju mieszkalnictwa prezentują jako przejaw rozwoju.
Druga sprawa to kwestie zarządzania przestrzenią. Miejscowe plany umożliwiające zabudowę zieleni często wzbudzają protesty mieszkańców, lecz znacznie rzadziej są korygowane wedle ich potrzeb. Podobnie jest w przypadku rozwiązań planistycznych obejmujących Rozbrat, które przez wiele lat udawało się nam blokować. Rozbrat stoi w klinie zieleni, który zgodnie z ogólnymi zapisami planistycznymi Poznania powinien być chroniony. W praktyce władze miasta dążą do jego zabudowy i w 2021 roku zaakceptowały prodeweloperski plan zagospodarowania tej części dzielnicy.
Kryzys uderzający w warstwy społeczne o najniższym statusie materialnym pogłębiają kolejne ruchy władz. We wrześniu w ekspresowym tempie Rada Miasta przegłosowała z inicjatywy prezydenta podwyżkę czynszów w mieszkaniach komunalnych. Miało to miejsce chwilę przed kryzysem grzewczym, podczas trwającego kryzysu gospodarczego, objawiającego się m.in. rosnącą inflacją. Za trzy miesiące podwyżki te trudniej byłoby wprowadzić.
Władze miasta, zamiast obniżyć czynsze, by chronić mieszkańców przed skutkami zapaści gospodarczej, dążą do dalszego pogarszania sytuacji poznaniaków. Co więcej, obecne wymogi pozwalające na uzyskanie przydziału na mieszkanie socjalne są jeszcze bardziej wygórowane niż na początku rządów Jaśkowiaka. Trzeba być w jeszcze gorszym położeniu, żeby władze wynajęły nowym lokatorom mieszkanie o standardzie, w którym żaden polityk z rady miasta nie dałby rady żyć choćby przez jeden dzień.
Spodziewamy się kolejnych posunięć władz, które zaognią sytuację mieszkaniową w Poznaniu. Przed pandemią liczba eksmisji spadała, w jej trakcie były one niemożliwe, jednak teraz zapaść mieszkaniowa się pogłębia. Dochodzi do coraz większej liczby eksmisji z mieszkań komunalnych. Na domiar złego planowana jest sprzedaż 1500 takich mieszkań. W Poznaniu od dekad, niezależnie od tego, kto jest prezydentem, panuje zasada, że władze prywatyzują więcej mieszkań z zasobu komunalnego, niż ich budują.
W Poznaniu obecnie prezydent może forsować swoją antyspołeczną politykę m.in. dlatego, że wykorzystuje sztuczną polaryzację pomiędzy PiS-em a PO. Elektorat PO jest w mieście tak zastraszony PiS-em, że władze miasta mogą sobie pozwolić na znacznie więcej. Ostatnie wybory Jaśkowiak wygrał w I rundzie, a więc taka polaryzacja bardzo mu służy. Będąc jednym z liderów opozycji demokratycznej, ma większe społeczne przyzwolenie na zwalczanie demokratycznych, oddolnych inicjatyw obywatelskich.
Obecnie czekamy na wyrok sądu w sprawie eksmisyjnej, który zostanie ogłoszony 25 listopada. Wybór jest prosty.
Możemy Rozbrat wraz z jego działalnością, historią walk społecznych, lokatorskich i związkowych oddać firmie słupowi, co faktycznie będzie oznaczało przejęcie działki przez jakiegoś dewelopera. My jednak zamierzamy dalej rozwijać Rozbrat i działać na rzecz szeroko pojętej demokracji. Od początku istnienia dążymy do zachowania społecznej własności Rozbratu. Powinien on zostać dobrem wspólnym, z którego mogą korzystać wszyscy poznaniacy.
czytaj także
Władze dążą do innego rozwiązania. Niezajmowanie stanowiska w tej sprawie ma charakter deklaracji politycznej. Zarząd miasta z Jaśkowiakiem na czele de facto przyznaje, że dla nich lepsza jest firma słup z niespłaconymi długami niż ludzie, którzy działają na rzecz mieszkańców i mieszkanek Poznania. Poprzez swoją pasywność władze umożliwiają prywatyzację terenu.
W konsekwencji takiej polityki Poznań może stracić działkę wartą miliony, co spowoduje zniszczenie centrum społecznego. W jego miejscu najprawdopodobniej powstanie zabudowa deweloperska z mieszkaniami, o których większość poznaniaków może jedynie pomarzyć. W ten sposób polityka ograniczania dostępu do mieszkań idzie w parze z eliminacją inicjatyw społecznych, jak i zasobów centrum, z których korzystać mogą wszyscy mieszkańcy miasta. Pasywność władz miasta w kwestii prywatyzowania miejskich działek potwierdza, że w sytuacji konfliktu pomiędzy biznesem a demokracją stoją one jednoznacznie po stronie biznesu.
**
Krzysztof Król – działacz Kolektywu Rozbrat, działacz OZZ Inicjatywa Pracownicza.
Magda Malinowska – działaczka Kolektywu Rozbrat, działaczka OZZ Inicjatywa Pracownicza przy Amazon, zwolniona z magazynu Amazon za działalność związkową. Autorka filmów dokumentalnych o tematyce społecznej.
Katarzyna Pułaska – działaczka Kolektywu Rozbrat, redaktorka Oficyny Wydawniczej Bractwa Trojka.