Gdyby lekcje religii dopisywano do planu dopiero po ustawieniu wszystkich przedmiotów obowiązkowych, żadne dziecko nie musiałoby się uczyć fizyki o siódmej rano. Dlaczego zajęcia nieobowiązkowe mają mieć ten sam status co obowiązkowe?
„Deforma” edukacji stopniowo pogrąża kolejne obszary systemu oświatowego. Coraz więcej dzieci za trudną normę musi przyjąć dwuzmianowość, czyli zderzenia z zawiłościami fizyki o siódmej rano czy żmudne śledzenie meandrów historii o osiemnastej piętnaście (wtedy startuje 11. lekcja). Za to lekcje w stołówkach, szatniach czy na korytarzu pozwalają nabyć nowe umiejętności, jak pisanie na kolanie czy skupienie uwagi na nauczycielu, kiedy siedzi się tyłem do niego.
Rodzice dzieci ze szczególnymi potrzebami edukacyjnymi musieli się pogodzić z faktem, że część zajęć wyrównawczych, spotkań z logopedą czy psychologiem się nie odbędzie, bo nie ma gdzie. Część dzieci, które korzystały wcześniej z indywidualnego toku nauczania, zarządzeniem MEN po prostu wyproszono ze szkół – czekają teraz na nauczycieli odcięte od życia społecznego w domach, razem z odciętymi od możliwości pracy zarobkowej rodzicami. Nauczyciele przechodzą przyspieszony kurs podnoszenia kompetencji, ucząc uczniów tych samych roczników według dwóch różnych programów. Jednak clue reformy ministry Zalewskiej wciąż przed nami – z powodu likwidacji gimnazjów we wrześniu do szkół średnich trafi podwójny rocznik, czyli 726 tys. dzieci, zamiast, jak co roku, około 350 tys.
Szkolna logistyka
W tej sytuacji rośnie grupa rodziców, którzy uważają, że organizowanie w szkołach nieobowiązkowych lekcji religii katolickiej w środku planu zajęć obowiązkowych jest zwyczajnym utrudnianiem ich dzieciom efektywnej nauki. W bardziej kameralnej podstawówce, w której są trzy klasy w każdym roczniku, nieobowiązkowe lekcje religii zajmują tygodniowo 48 godzin lekcyjnych i sal. W większych szkołach nieobowiązkowa religia w najoptymalniejszym do nauki czasie to nawet sto lub więcej godzin lekcyjnych tygodniowo. W dodatku, co także zaczyna docierać do sfrustrowanych rodziców, wplatanie nieobowiązkowych zajęć w środek planu na życzenie strony kościelnej, a bez konsultacji z nimi stoi w sprzeczności z wieloma aktami prawnymi, w tym z Rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych, w którym zapisano, że naukę religii organizuje się „na życzenie rodziców” oraz że „uczestniczenie lub nieuczestniczenie w przedszkolnej albo szkolnej nauce religii lub etyki nie może być powodem dyskryminacji przez kogokolwiek i w jakiejkolwiek formie”.
czytaj także
Gdyby lekcje religii dopisywano do planu dopiero po ustawieniu wszystkich przedmiotów obowiązkowych, żadne dziecko nie przeczekiwałoby w dzień okienek i żadne nie musiałoby się uczyć fizyki o siódmej rano. Jednak praktyka większości szkół jest taka, że pierwszego września dzieci dostają plan zajęć, w którym lekcje religii są już wpisane, bo szkoła, wbrew zaleceniu ministerstwa, nie czeka na wyrażenie życzenia przez rodziców. Szkoły dystrybuują też wśród rodziców formularze, w których ci mają zaznaczać zgodę na uczestnictwo dziecka w katechezie, znów wbrew rozporządzeniu, zgodnie z którym to zainteresowani rodzice z własnej inicjatywy mają złożyć odpowiednie oświadczenie. W ten sposób zajęcia nieobowiązkowe z niewytłumaczalnych przyczyn zyskują ten sam status co zajęcia obowiązkowe, a szkoła, która powinna być dla wszystkich dzieci wspólnym „drugim domem”, staje się miejscem podziałów na tle religijnym.
Na frustrację – interpelacja
Opisywałam już to wszystko jako dziennikarka na tych łamach i jako sfrustrowana mama na łamach Librusa (bez zauważalnej reakcji ze strony dyrekcji szkoły). Ponieważ od niedawna mogę ćwiczyć siłę pióra także jako radna, postanowiłam zapytać, co na to wszystko borykający się z okiełznaniem chaosu „deformy” urząd m. st. Warszawy. Interpelacja to niezbyt wysublimowana forma literacka, ale jej sporą zaletą, którą doceni każdy sfrustrowany aktywista miejski, jest nieodzowność odpowiedzi. Na moje pytania odpisała odpowiedzialna za przygotowanie szkół do przetrwania trudnego roku szkolnego 2019/2020 wiceprezydentka Renata Kaznowska, a jej odpowiedzi dają pewną nadzieję na bardziej przyjazne uczniom i nauce rozwiązania relacji szkoła–Kościół w kolejnym roku szkolnym.
Kościół, który się panoszy, czyli szkoła nie jest miejscem kultu!
czytaj także
„M. st. Warszawa zwróci się do dyrektorów szkół – zapowiada wiceprezydentka – aby tworząc plan tygodniowych zajęć w przyszłym roku szkolnym, zwracali uwagę na umieszczanie zajęć nieobowiązkowych po lub przed zajęciami obowiązkowymi. Dyrektorzy poinformowani zostaną też, że w przypadku trudnych warunków organizacyjnych i lokalowych w szkołach ponadpodstawowych mają możliwość zwrócenia się do kurii […] o wyrażenie zgody na realizację lekcji religii w mniejszym tygodniowym wymiarze godzin […]”. Dyrektorzy zachęcani są również do organizowania zajęć łączonych dla uczniów z różnych oddziałów klasowych w przypadkach, gdy na religię uczęszcza w tych klasach mało uczniów.
czytaj także
Renata Kaznowska konkretnie opisuje też stanowisko miasta w innych kwestiach, które powracają w skargach rodziców. Organizowanie rekolekcji nie powinno się odbywać kosztem realizacji zajęć szkolnych. Szkoła jest zobowiązana do zapewnienia opieki uczniom, którzy nie uczestniczą w lekcjach katechezy. Umieszczanie symboli religijnych w placówkach oświatowych powinno być związane jedynie z miejscami realizacji zajęć katechezy, a dziennik elektroniczny nie jest właściwym miejscem do zamieszczania wiadomości parafialnych. Za sytuacje niedopuszczalne i bezprawne uznaje wiceprezydentka w imieniu miasta próby przymuszania rodziców przez dyrektorów szkół do uzasadniania rezygnacji ich dzieci z uczestnictwa w lekcjach religii, a także zmuszanie samych dzieci do uczestnictwa w tych lekcjach wbrew woli rodziców lub, jeśli są pełnoletnie, wbrew ich własnej woli.
Niepokoi jedynie odpowiedź na pytanie o to, co zrobić, kiedy dyrektor szkoły organizuje uroczystości szkolne w kościele, w formie mszy, co oznacza wykluczenie części dzieci lub, przeciwnie, wyprowadzanie wszystkich dzieci ze szkoły do kościoła przez nauczycieli w ramach uroczystości religijnych, bezprawnie towarzyszących uroczystościom szkolnym.
czytaj także
„Uroczystości oświatowe organizowane przez Biuro Edukacji – pisze wiceprezydentka – odbywają się bez elementów religijnych, zgodnie z poszanowaniem świeckiego charakteru placówek oświatowych i zasadą rozdziału państwa i Kościoła. Poszczególne placówki oświatowe same decydują o charakterze uroczystości szkolnych. Zgodnie z poszanowaniem autonomii środowisk szkolnych władze miasta nie ustalają charakteru, programu oraz listy gości tych uroczystości, natomiast przypominają o obowiązujących zasadach w relacjach sfery oświatowej i kościelnej”.
Niestety – jak wynika z doświadczeń wielu rodziców – tak daleko posunięte poszanowanie autonomii dyrektorów szkół prowadzi w wielu miejscach do niedostatków poszanowania praw dzieci i rodziców, a dobry przykład Biura Edukacji nie bardzo działa na osoby zaangażowane w chrystianizację dzieci na terenie świeckich publicznych szkół.
czytaj także
W wypadku występowania nieprawidłowości w którejkolwiek z wyżej wymienionych kwestii wiceprezydentka doradza zgłaszanie ich do organu nadzoru pedagogicznego, czyli Mazowieckiego Kuratora Oświaty, i organu prowadzącego szkoły publiczne, czyli Urzędu Miasta. O dodatkowe wsparcie można poprosić też biura Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka.
Ścieżka reagowania
Cieszę się, że miasto jasno sformułowało swoje stanowisko wobec nieprawidłowości związanych z katechezą na terenie szkoły i wskazało konkretną ścieżkę reagowania. Martwię się, że formuła rekomendacji właściwych zachowań może być dla niektórych dyrektorów szkół niedostatecznie obligująca. Jednak dla wielu zdezorientowanych i niepewnych tego, jak działać, stanowisko miasta może być wzmocnieniem, kiedy w ich gabinetach wylądują wkurzeni rodzice 44 tys. nastolatków – a nie 19 tys., jak rok wcześniej – i poproszą o ułożenie planu lekcji w taki sposób, żeby ich dzieci nie musiały brać do szkoły śpiworów.
Stanowisko miasta zawarte w odpowiedzi na moją interpelację to także ważny prezent dla wszystkich tych rodziców, którzy, jak co roku, usiądą we wrześniu do listu, w którym będą uprzejmie perswadować dyrektorom szkół, że krzyż w każdej sali, msza zamiast apelu i okienka na katechezę w trakcie lekcji dyskryminują ich dzieci i łamią art. 53 pkt. 7 konstytucji, mówiący o tym, że nikt nie może być zobowiązany do ujawniania swoich przekonań religijnych lub wyznania. W tym roku do swoich listów dodajcie koniecznie załącznik!
Trzymam jednak kciuki za siłę perswazji miejskich urzędników i za to, żeby zwyczajnie nie trzeba było już pisać tych listów… Czego sobie i państwu życzę?